Ostępy nocy Djuna Barnes 6,7
ocenił(a) na 65 lata temu WERTEPY SŁOWA I WYKLUCZENIA
Lubiany przeze mnie i wielokrotnie cytowany czeski pisarz Petr Šabach w jednej ze swoich powieści napisał: „Bo niby jak odróżnić mądrą książkę od normalnej? To proste jak drut. Ja rozpoznaję mądrą książkę po tym, że zwykle jej nie rozumiem”. Zapyta ktoś – a cóż właściwie ma to wspólnego z klasycznym przykładem modernizmu w literaturze, legendarną powieścią nie mniej legendarnej Djuny Barnes (1892-1982),„najsławniejszej nieznanej pisarki”, jak sama zwykła o sobie mawiać? Ano to, że przyjmując zaproponowane przez Šabacha kryteria, „Ostępy nocy” to książka bardzo mądra.
Książka, będąca owocem kilkunastoletniego pobytu autorki w Europie, po raz pierwszy ukazała się w 1936 roku, w wydawnictwie Faber and Faber, z przedmową T.S.Eliota, który akcentował w niej poetyckie walory języka powieści, zapowiadał „spotkanie z wielkim dokonaniem stylistycznym”, a nawet dostrzegał u Barnes „rodzaj nieuchronności i grozy, który jest bliski tragedii elżbietańskiej”. Rzeczywiście, nie sposób patrzeć na „Ostępy nocy” inaczej niż jak na nieokiełznany stylistyczno-lingwistyczny eksperyment. Estetyka „Ostępów nocy” wydaje się być silnie spowinowacona z joyce’owską, której nadrzędnym celem była próba morderstwa gatunku powieściowego. I jest w tym coś na rzeczy, zważywszy na fakt, że Djuna Barnes przyjaźniła się z autorem „Ulissesa”, co przecież zobowiązuje.
Postrzeganie „Ostępów nocy”, przede wszystkim jako eksperymentu jest o tyle uzasadnione, że fabularne fundamenty tego utworu są wyjątkowo skromne, by nie rzec wątłe. Oto niejaki Feliks Volkbein, włoski Żyd, udający arystokratę, poślubia dwudziestoletnią Amerykankę Robin Vote, która po urodzeniu dziecka porzuca go i wdaje się w romans z Norą Flood, by następnie ją również bezpowrotnie porzucić i uciec do Stanów Zjednoczonych wraz z ledwo co poznaną Jenny Pentherbridge. Porzucona Nora Flood (będąca alter ego samej Djuny Barnes) szuka ukojenia w towarzystwie Matthew O’Connora – ekscentrycznego lekarza-transwestyty, który zostaje jej powiernikiem. Już samo streszczenie fabuły brzmi jak opis jakiegoś sennego koszmaru i jest to jak najbardziej trafne skojarzenie.
Jest to powieść nad wyraz kosmopolityczna – akcja rozgrywa się w Paryżu, Berlinie i Wiedniu, ale rozczarują się ci, którzy mają nadzieję odnaleźć w narracji powieści jakiekolwiek realia , czy rodzajowe scenki tych miast. Służą tu one jedynie za dekorację, w dodatku niezbyt wierną – akcja „Ostępów nocy” mogłaby dziać się wszędzie i nigdzie zarazem. Opowieść snuta przez Barnes ma charakter niejednorodny i eliptyczny – akcja to zwalnia, to przyśpiesza – niejednokrotnie krótka chwila potrafi wlec się w nieskończoność, przytłoczona licznymi tyradami postaci, podczas gdy na przykład podróż bohaterek przez ocean zamyka się w klaustrofobicznej przestrzeni jednego zdania. Powieść ma dualistyczną strukturę o mocno zachwianych proporcjach – krótkie dialogi i oszczędnie opisywane epizody przeplatają się z „sałatą słowną” – wielopiętrowymi i wielostronicowymi monologami ekscentrycznego Matthew O’Connora.
W momencie publikacji była to powieść z kluczem – dziś możemy sobie jedynie wyobrażać, jak duże kontrowersje powodował ten specyficzny lesbijski romans, skoro z pewnością i dziś co bardziej konserwatywni czytelnicy rzucą z niesmakiem książką w kąt. Bowiem we współczesnym rozumieniu, można śmiało nazwać „Ostępy nocy” powieścią queerową – wszak wśród bohaterów spotkamy tam dwie lesbijki, biseksualistkę i transwestytę. Jeśliby dodać do tego udawanego arystokratę Feliksa Volkbeina, włoskiego Żyda – to mamy już do czynienia z pełnym spektrum postaci wykluczonych. „Tylko ludzie pogardzani i groteskowi są dobrym materiałem na opowieści” – słowa jednego z bohaterów zdają się być odzwierciedleniem poglądów autorki. Tym bardziej, że w całym fabularno-językowym zamieszaniu, jak może się wydawać, głównym bohaterem ma być właśnie inność – i to w przededniu wojennej zawieruchy, która niebawem spróbuje ją bezpowrotnie unicestwić.
Mając na uwadze fakt, jak bardzo wątła jest intryga fabularna „Ostępów nocy”, narrację tej powieści porównałbym do wybuchu w kosmicznej próżni. Każda eksplozja wywołuje tam gigantyczny hałas, ale nie ma szans, by potrząsnąć membraną ludzkiego ucha, ponieważ nie istnieje tam nic, co mogłoby ów dźwięk przechwycić. Zdania „Ostępów nocy” to nieustanne eksplozje słowotwórstwa, językowych kalamburów, chybotliwych metafor i wykoślawionych sensów, ale trudno jest mi sobie wyobrazić jak wysoki poziom intelektualny należałoby osiągnąć, by usłyszeć w tej prozie wszystko to, co zamierzyła autorka. Ma bowiem Djuna Barnes umiejętność konstruowania obłędnie dobrych, halucynacyjnych i nieoczywistych zdań. Obłędnie dobre zdania ma również tłumacz utworu, Marcin Szuster – począwszy od tytułu, brzmiącego w oryginale „Nightwood”, który na szczęście nie stał się po polsku banalnym „Nocnym lasem”, a wieloznacznymi „Ostępami nocy”. Nawet jeśli prawdą jest, że w większości zdanie tej powieści są zawieszone w próżni, to nie sposób nie docenić ich waloru językowego.
Bez wątpienia, proza Barnes ma swój pulsacyjny rytm, w który warto spróbować się wczuć, poddać się bezbrzeżnej fali słów. Paradoksalnie, przyjemności z czytania „Ostępów nocy” można doświadczyć dopiero po uprzednim pogodzeniu się z tym, że nie będziemy w stanie w pełni zapanować nad czytanym tekstem, kiedy sami przed sobą przyznamy się, że większość znaczeń jest z góry skazana na rozpłynięcie się. Nie sposób nie zgodzić się z opinią T.S.Eliota, wyrażoną w przedmowie do pierwszego wydania powieści, gdzie ostrzegał on, iż „nawet wielokrotna lektura tej książki nie sprawia, że wie się, jak o niej opowiedzieć tym, którzy jej nie czytali. Jakkolwiek przy lekturze miotałem się w niezdecydowaniu, czy to, z czym mam właśnie do czynienia, jest nieporozumieniem, czy też może ponadczasowym arcydziełem, doceniam powieść Barnes za to, że nawet dziś, po ponad osiemdziesięciu latach od pierwszego wydania, wszelki literaturoznawczy aparat badawczy nadal jest wobec „Ostępów nocy” bezradny. Mam dużą satysfakcję za każdym razem, gdy spotykam dzieło, które nie daje się łatwo rozłożyć na czynniki pierwsze i opiera się hegemonii akademickiego dyskursu o literaturze. Jak pisze w posłowiu Marcin Szuster – powieść Djuny Barnes może być dowodem na to, co znaczyły takie terminy jak indywidualizm i bezkompromisowość, zanim uległy dewaluacji.
Powieść kończy się niezwykle sugestywną sceną tańca Robin Vote z psem Nory Wood w leśnej kaplicy. Ten pies, to jest czytelnik, który nie wie, jak ma się zachować w obliczu obserwowanego opętania. „Ostępy nocy” to blisko dwieście stron halucynacji, bizarności, mylenia tropów i intelektualnych slalomów w ciemności, co w pewnym sensie uzasadnia tytuł powieści.