Polska wersja serii „Hal Jordan i Korpus Zielonych Latarni” została przerwana na etapie czwartego tomu czyli trzy tomy przed końcem serii. Trochę się tego wówczas spodziewałem, bo jest to bardzo hermetyczna seria. Czy czwarty tom stanowi jakieś dobre podsumowanie?
Podobnie jak w tomie trzecim, tutaj też przedstawione są dwie historie. W „Rozłamie” pewna tajemnica Zielonych Latarni doprowadza do poważnych tarć z Żółtymi Latarniami. Z kolei w „Upadku bogów” Latarnicy muszą pomóc Nowym Bogom w starciu z zagrożeniem z przeszłości.
Początkowo bardzo podobał mi się punkt wyjścia „Rozłamu”. Zostaje podkreślone, że Latarnicy nie są bohaterami bez skazy, ale też potrafią wziąć odpowiedzialność za własne błędy. Przy czym ten błąd jest bardzo zrozumiały i naprawdę szkoda mi było postaci, która musi ponieść największe konsekwencje. Niestety tutaj za to Żółte Latarnie zachowują się bardzo nierozsądnie. Dochodzi też tutaj do cofnięcia jednego z najciekawszych pomysłów tej serii, co jest dla mnie sporym minusem.
Druga historia to niemal wyłącznie akcja. Samo zagrożenie jest potężne, ale bohaterowie radzą sobie z nim zaskakująco łatwo i aż zdziwiło mnie, że Nowi Bogowie się z nim tak męczyli. Ciekawym motywem jest jednak spotkanie Hala Jordana z pewną bliską mu osobą.
Za rysunki odpowiadają znani z poprzednich tomów Ethan van Sciver i Rafa Sandoval. Tym razem jednak każdy rysuje jedną połowę tomu. Trochę ciężko mi było przejść po dokładnym van Sciverze do trochę bardziej niedbałego Sandovala. Chciałem też zwrócić, że projekt zagrożenie z „Upadku bogów” trochę za bardzo przypomina pewne istoty znane z komiksu „Przedwieczni”.
Komiks pod pewnym względem rzeczywiście zamyka pewien etap historii Zielonych Latarni, ale niestety robi to poprzez cofnięcie pewnych zmian. Podobnie jak poprzednie tomy, jest on bardzo przeciętny i jeśli ktoś nie znał tych postaci wcześniej, to może go nie wciągnąć. Będę czytał kolejne tomy w oryginale i mam nadzieję, że tam będzie trochę ciekawiej.
Obawiałem się, że "Wojna z Korpusem Sinestro" to będzie taki kolos na glinianych nogach i obcowanie z tą lekturą będzie nie lada męczarnią. Na szczęście okazało się, że ten obszerny album zbiorczy jest tak napakowany akcją, że naprawdę nie da się tutaj nudzić. Owszem jest trochę chaosu, ale głównie dlatego, że zarówno po stronie Zielonych, jak i Żółtych pojawia się cała masa postaci. Na szczęście sylwetki tych bardziej kluczowych postaci dla Żółtych są nieco przybliżone poprzez krótkie opowieści o ich przeszłości. "Wojna z Korpusem Sinestro" to nie jest wiekopomne dzieło, czy komiks pomnik, to po prostu bardzo satysfakcjonująca i trzymająca w napięciu lektura, którą śmiało można określić jako komiks rozywkowy.