Najnowsze artykuły
- ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
- ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
- ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Volodia Teitelboim
1
6,3/10
Pisze książki: literatura piękna
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,3/10średnia ocena książek autora
5 przeczytało książki autora
15 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Ziarno na piasku Volodia Teitelboim
6,3
Mamy rok 1947. Chile. U władzy jest prezydent Gabriel Gonzalez Videla, który zwyciężył w wyborach prezydenckich dzięki poparciu Frontów Ludowych. Dość szybko jednak doszło do konfliktu w rządzie i stopniowego ograniczania wpływów komunistów i innych przedstawicieli skrajnej lewicy. Nie bez znaczenia była też presji Stanów Zjednoczonych, które w związku z nastaniem Zimnej Wojny przystąpiły do tworzenia w Ameryce Południowej zunifikowanego frontu oporu przeciwko szerzeniu się ideologii komunistycznej. Oznaczało to, że w Chile rozpoczął się okres represji wobec przedstawicieli ruchów lewicowych. Tego właśnie zjawiska dotyczy książka chilijskiego pisarza, Volodi Teitelboima, w której opisuje on życie zesłańców w obozie odosobnienia, jaki władze chilijskie założyły w nadmorskiej miejscowości Pisagua, na północy kraju. „Ziarno na piasku” należy zaliczyć do prozy zaangażowanej, której celem było w tym wypadku udokumentowanie losów osadzonych tam ludzi.
Pisagua to obecnie zapadła mieścina, która jednak w latach swojej świetności stanowiła ważny port przeładunkowy dla handlu saletrą. Szczyt świetności miasta przypadka na drugą połowę XIX wieku, gdy przybijały tam zagraniczne statki oraz kwitnęła kontrabanda. W momencie pisania powieści miasteczko było już tylko cieniem swoje dawnej świetności. Nieliczni pozostali w nim mieszkańcy żyją głównie wspomnieniami złotych czasów (jak Encarancion Baella, podstarzał kobieta rodem z epoki fin de siecle). Samo miast, położone w piaszczystej zatoce, odgrodzone jest od reszty kraju pustynią oraz pasmem gór. Właśnie z powodu tego odizolowanego położenia władze wybrały to miejsce na założenie obozu dla aresztowanych za „buntowniczą działalność” Chilijczyków. Przybycie kolejnych transportów z więźniami na krótko tchnie nowe życie w podupadłe miasteczko.
Ważną kwestią jest, aby uwzględnić specyfikę tego obozu, który niewiele miał wspólnego ze znanymi nam z europejskiego podwórka hitlerowskimi obozami zagłady lub radzieckimi łagrami. Pisagua miała - jak to ujął w powieści pisarz - „swoją amerykańską specyfikę”, a więc stanowiła przede wszystkim miejsce odosobnienia, w którym największą karą dla zesłańców było pozbawienie ich wolności i możliwości czynnego działania. Musieli oni mieszkać na terenie miasta i nie wolno im było go opuścić, choć sam teren nie był w żaden sposób zabezpieczony. Nie było tam drutów kolczastych, wieżyczek strażniczych i innych tego typu urządzeń. Oczywiście teren wokół Pisaquy był patrolowany przez wojsko, ale największą barierą dla zesłańców było ukształtowanie terenu, które nie sprzyjało ewentualnym ucieczkom.
Kim zatem są bohaterowie powieści? Jak się można domyślić, są to chilijscy komuniści i socjaliści - od prostych robotników po przedstawicieli inteligencji. Mamy zatem do czynienia z tzw. bohaterem zbiorowym, dlatego też Teitelboim nie skupia się zbytnio na oddaniu motywacji tych ludzi czy ich wewnętrznej konstrukcji. Właściwie żadna z postaci pod względem charakterystyki nie wybija się ponad inne. Autor traktuje ich raczej jako monolit, którego celem jest wyswobodzenie się z niewoli i powrót do swoich domów i rodzin. Nie mogło jednak zabraknąć tutaj postaci spinającej powieści w zwartą całość. Jest nią Raimundo, działacz komunistyczny, którego przybycie wraz z żoną i malutką córeczką do Pisaguy rozpoczyna opowieść o losach zesłańców. Jedyne, co różni tę postać od kilkunastu innych, to właśnie fakt, że towarzysz nam przez wszystkie pięć rozdziałów powieści. Tak skonstruowane postacie były chyba świadomym wyborem pisarza, który miał na celu podkreślenie wspólnoty losów osadzonych w nadmorskim miasteczku ludzi, aczkolwiek logicznym następstwem tego zabiegu jest także zupełna nijakość powieściowych bohaterów. Żaden z nich nie wzbudza większego zainteresowania, ani tym bardziej emocjonalnego zaangażowania ze strony czytelnika.
I tutaj dochodzimy wreszcie do sedna problemu tej książki, a mianowicie faktu, że jest ona w zasadzie bardzo nijaka. Pierwszy rozdział jest totalnie nudny, gdyż pisarz rozdrabnia się pośród szczegółów codziennej egzystencji osadzonych w początkowej fazie istnienia obozu. Dopiero w drugim rozdziale zaczyna się robić nieco tylko ciekawiej, gdy do obozu wkracza major Sanchez, którego zadaniem jest „wzmożenie dyscypliny” i „zaprowadzenie porządku” po rządkach swoich dość miłych (jak na zawodowych wojskowych) w obejściu poprzedników. Mamy zatem zaczątek jakiegoś konfliktu między osadzonymi a nadzorcami, ale w zasadzie ogranicza się on tylko do opisów kolejnych przykrości, jakie nowy komendant sprawia więźniom. W zasadzie najciekawszy w całej powieści jest rozdział trzeci pod tytułem „Andyjskie Intermezzo”, w którym śledzimy losy Raimunda i jego kilku towarzyszy podczas zesłania w wysokie Andy, gdzieś nieopodal granicy chilijsko-boliwijskiej. Cała jego ciekawość polega tutaj jednak tylko na odświeżającej zmianie otoczenia, gdyż z nadmorskiej Pisaguy przenosimy się na „szczyt świata”, do zapadłych wiosek Ajmarów (Putre, Parinacota, Caquena),rdzennych mieszkańców Andów, gdzie kierowano szczególnie kłopotliwych więźniów. Jeśli jednak ktoś nie jest zainteresowany egzotyką tego regionu świata, zapewne nie odnotuje nawet ciekawych opisów z życia na poziomie ponad czterech tysięcy metrów ponad poziomem morza. Zresztą dość szybko wracamy do Pisaguy i dalszej walki osadzonych o wolność.
W mojej ocenie mamy zatem do czynienia z dość przeciętną powieścią z minionej już epoki. Trzeba uczciwe powiedzieć, że Teitelboim nie jest złym pisarzem, gdyż w jego prozie można dostrzec pewną dawkę talentu literackiego. Ale nie jest też pisarzem wybitnym. „Ziarno na piasku” jest przede wszystkim powieściowym odtworzeniem losów zesłańców, w którym udział pisarza w zasadzie ogranicza się do oddania piórem tego, jak wyglądała codzienna egzystencja w obozie. Teitelboim tym samym rezygnuje z osadzenia w swoim utworze jakiejś głębszej akcji, brak tutaj intrygi, wyrazistych bohaterów, budowania napięcia itd., gdyż wszystko przesłania monolityczny obraz uwięzionych lewicowych aktywistów. Zapewne jest to podporządkowanie utworu wytycznym literatury proletariackiej, w której jednostka nie powinna przesłaniać kolektywu. „Spłaszczenie” jednostkowych postaci ma zatem na celu ukazanie ich heroizmu jako grupy czy też komuny, która w trudnych warunkach wspiera się w oporze, wzajemnie sobie pomaga i dalej realizuje socjalistyczne ideały na miarę obozowych możliwości w postaci teatru, gazetek ściennych czy wzajemnego dokształcania i doskonalenia. W takim też duchu należy interpretować tytuł powieści, gdyż nietrudno się domyślić, że ziarnem są tutaj osadzeni pośród piasków Pisaguy chilijscy socjaliści.
Na koniec warto jeszcze raz podkreślić, że mamy od czynienia z literaturą w jakimś stopniu propagandową, w której osadzeni walczą w imię słusznej sprawy. Taki też jest wydźwięk końcowy powieści, gdy uwolnieni bohaterowie wracają mężnie do swojej działalności politycznej, nie zważając na grożące im niebezpieczeństwo. Na całe szczęście powieść nie ocieka tanią propagandą komunistyczną, a ideologia nie przesłania tutaj ludzkich dramatów, co sprawia, że tę dość leciwą książkę da się jednak przeczytać. To, że nie jest to porywające doznanie, to już inna sprawa. „Ziarno na piasku” jest w zasadzie echem zachwytu Ameryki Łacińskiej ideologią komunistyczną i poza warstwą dokumentalną raczej nie ma już dla współczesnego czytelnika większej wartości emocjonalnej. Ukazanie się tej książki w ramach serii prozy iberoamerykańskiej należy zatem bardziej tłumaczyć „słuszną” tematyką niż jej wybitnymi wartościami literackimi.
Jeśli jakimś cudem ktoś przeczyta jednak tę książkę, warto odszukać na Google Maps Pisaguę oraz inne miejscowości wymienione w powieści i na własne oczy obejrzeć miejsca, które opisał nam autor. Nadal stojące stare, opuszczone już domy oraz zrujnowany szpital z pewnością pamiętają swoich przymusowych mieszkańców sprzed bez mała osiemdziesięciu lat.