Francuski pisarz i poeta, uważany za jednego z mistrzów francuskiej literatury erotycznej. Uczęszczał do École Alsacienne w Paryżu równocześnie z André Gidem, z którym nawiązał przyjaźń. Już w wieku szkolnym publikował teksty literackie i nawiązał kontakty z parnasistami, m.in. z Leconte de Lislem i Josém-Maríą de Heredia oraz z symbolistami. W roku 1891 założył czasopismo literackie „La Conque” (Muszla) poświęcone twórczości francuskich parnasistów i symbolistów, obok Stéphane'a Mallarmégo, Jeana Moréasa, Paula Verlaine'a i Charles'a Leconte de Lisle'a - także debiutantów, jak Paul Valéry i André Gide. Oscar Wilde dedykował mu swój utwór Salome. Po wydanym w roku 1894 utworze „Astarte” opublikował Louÿs Pieśni Bilitis, będące rzekomo dziełem jednej z greckich poetek antycznych z kręgu Safony. Claude Debussy skomponował trzy pieśni op. 66 do tekstów z Pieśni Bilitis. Pierwsza powieść Louÿsa Aphrodite (1896) przysporzyła autorowi sławy. Kolejna powieść La femme et le pantin (Kobieta i pajac) stała się tematem adaptacji scenicznych i filmowych, ostatnio Mrocznego przedmiotu pożądania Luisa Buñuela. W roku 1897 związał się z Marią de Régnier. We wrześniu 1898 został ojcem Pierre'a de Régnier. 24 czerwca 1899 ożenił się z Louise, siostrą Marii. Małżeństwo skończyło się rozwodem w roku 1913. W roku 1912 powstała opera Conchita Riccarda Zandonai, której libretto oparte było na powieści Kobieta i pajac.
Po roku 1917 Louÿs zaczął publikować pod pseudonimami, jak Isthi. Wiele dzieł nie ukazało się w ogóle za życia autora. Także obszerny zbiór korespondencji został opublikowany jedynie we fragmentach.
Zmarł w wieku 54 lat i został pochowany na Cmentarzu Montparnasse.
Pierre Louys, przez współczesnych mu, był uważany za jednego z wybitniejszych autorów powieści o tematyce erotycznej. Do tego nurtu zalicza się "Kobieta i pajac" napisana w 1898 r. Być może robiła ona wrażenie sto lat temu, ale teraz to do połowy ckliwa ramota, a dalej obrażająca inteligencję czytelnika męczarnia.
Osią powieści jest historia miłości don Mateo Diaza do Conchity Perez. Różnica wieku między bohaterami wynosi ponad dwadzieścia lat. Dziewczynę trudno zaliczyć jednoznacznie do którejś z warstw społecznych i to powoduje, że jest bardzo intrygująca. Do śmierci ojca odbierała wychowanie charakteryzujące ludzi z wyższych sfer, uczyła się w szkole prowadzonej przez zakonnice. Potem parała się różnymi zajęciami: skręcała cygara i papierosy w fabryce, tańczyła flamenco w knajpach, zaliczyła epizod bezdomności. Na co dzień mieszka z matką, której jedynym zajęciem jest przesiadywanie w kościele i zanoszenie modłów.
Conchita szybko rozkochuje w sobie don Mateo. Jest bardzo śmiała w uwodzeniu mężczyzny, ale na każdym kroku podkreśla swe dziewictwo. Wykorzystuje absztyfikanta finansowo, bawi się z nim w kotka i myszkę, ucieka i powraca. Jest w tym trochę prowokacyjna, ale ze względu na młody wiek i zadziorny charakter, można jej wszystko wybaczyć. Kiedy zdobywa już wszystko na czym jej zależy, odrzuca kochanka w najbardziej niewybredny sposób. Sprawia wtedy wrażenie niestabilnej emocjonalnie. Gdy w opowieści pojawia się element przemocy sado-masochistycznej książka odrzuca. Wszystko jest tak naiwne i uproszczone, że po prostu nie można uwierzyć w tak marną konstrukcję psychiczną bohaterów.
Na motywach "Kobiety i pajaca" Luis Bunuel nakręcił "Mroczny przedmiot pożądania". Zarysował on jednak swych bohaterów bardziej realistycznie niż Pierre Louys, więc film polecam, książki nie.
Co za fascynująca rzecz!
Każdy, kto miał jakąkolwiek styczność z poezją grecką, zwłaszcza archaiczną pozna od razu, że "Pieśni Bilitis" nie mają nic wspólnego z tym, co mają naśladować - ale nie ma to żadnego znaczenia, skoro ucieleśniają mit, wyobrażenie i pojmowania egotycznego świata Safony i kultów Astarte lepiej niż jakikolwiek antyczny zabytek literatury.
Jest to najbardziej kobieca, zmysłowa poezja, jaką czytałam, a paradoksalnie stworzył ją mężczyzna. Ta poezja jest kobieca w tym, jak przedstawia emocje związane z miłością i intymnością, jak cudownie afirmuje kobiecą erotykę i zmysłowość, jakimś cudem nie wpadając ani w pornografię, ani nie czyniąc z kobiety i jej przeżyć dodatku do mężczyzny. Ta subtelna różnica sprawia, że Louys stworzył piękny hymn na cześć kobiecości - nie agresywnej, nie bojowej, nie słabej i pokornej, ale świadomej siebie i cieszącej się swoją naturą, tym piękniejszy że, co by o tym nie mówić, podobnych literackich perełek można ze świecą szukać.
Z edytorskich uściśleń: wydanie Oficyny naukowej to pełny zbiór, w przeciwieństwie do poprzedniego wyboru w przekładzie Staffa, wydanego przez Krajową Agencję Wydawniczą.