Najnowsze artykuły
- Artykuły„Nowa Fantastyka” świętuje. Premiera jubileuszowego 500. numeru magazynuEwa Cieślik4
- ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 2LubimyCzytać3
- ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński9
- ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać14
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Rosario Castellanos
3
7,4/10
Pisze książki: literatura piękna, czasopisma
Urodzona: 25.05.1925Zmarła: 07.08.1974
Meksykańska pisarka i poetka. Dzieciństwo i młodość spędziła w południowym regionie Meksyku, Chiapas, którego klimat znacznie wpłynął na jej twórczość. Jako kreolka była córką dużych posiadaczy ziemskich, szybko zdała sobie sprawę z niesprawiedliwego, okrutnego traktowania Indian. W swoich książkach opowiada się za prawami Indian. Opisuje również sytuację kobiet w społeczeństwie meksykańskim i walczy o ich prawa, co uczyniło z niej jedną z ikon latynoamerykańskiego feminizmu.
7,4/10średnia ocena książek autora
31 przeczytało książki autora
70 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Balún-Canán Rosario Castellanos
7,1
Bardzo ciekawa i wielopłaszczyznowa powieść o dwóch światach, które koegzystują ze sobą, ale jednocześnie pozostają trwale od siebie odseparowane. Akcja powieści rozgrywa się w Meksyku. Czas akcji to lata 30. XX wieku. Do władzy w kraju dochodzi lewicowy prezydent, Lazaro Cardenas, który rozpoczyna szeroko zakrojony program reform socjalnych. Jego głównym postulatem jest uwłaszczenie chłopów, w tym także Indian. Program ten budzi oczywiście opór wielkich właścicieli ziemskich, którzy do tej pory nie tylko skumulowali w swoich rękach najlepsze grunty rolne w kraju, ale także korzystali na swoich ranczach z baldio, czyli systemu darmowej pracy rdzennych Amerykanów. Tak też jest w Comitanie w stanie Chiapas, gdzie rozgrywają się wydarzenia powieści meksykańskiej pisarki Rosario Castellanos. Tytułowy Balun-Canan to nazwa, jaką Indianie Tzeltatl nadali miejscu, w którym powstało później hiszpańskie miasto. Nazwa ta oznacza „dziewięć gwiazd” lub „dziewięciu opiekunów”.
Dwa światy, o których wspomniałem na wstępie, to oczywiście świat białych ranczerów, potomków konkwistadorów i hiszpańskich osadników, którzy po podboju Meksyku zagarnęli dla siebie ziemię i zmusili autochtonów do niewolniczej pracy w ogromnych majątkach ziemskich. W kręgu tym panuje kultura macho, w której kobieta podporządkowana jest mężczyźnie, a ten jest przede wszystkim ranczerem, hodowcą bydła i plantatorem. Inne zajęcia uważane są za uwłaczające jego godności. Taki też jest świat rodziny Arguello, w którym dominuje głowa rodziny, Cesar. Nie trzeba chyba wspominać, że ich stosunek do drugiego ze światów przedstawionych w książce, a więc do świata Indigenas, czyli Indian Tzeltatl z majańskiej grupy językowej, jest skrajnie negatywny i przesączony rasistowskimi uprzedzeniami i poglądami. A przecież Indianie ciągle są obecni w życiu Arguellów - służą im w domu, opiekują się dziećmi, wykonują zarówno proste prace domowe, jak i na szeroką skalę pracują na ranczu Cesara. Jednak wraz z dojściem do władzy prezydenta Cardensa coś się zmieniło, coś, czego nie można już nie zauważyć. Wie o tym zarówno głowa rodu Arguello, jak i podporządkowaniu mu Indianie. Rozpoczyna się niebezpieczna gra.
Klimat tej stosunkowo krótkiej powieści jest niezwykle duszny, a momentami wręcz przytłaczający. Meksykańska pisarka zręcznie oddała atmosferę narastającego niepokoju i zwykłego strachu, który zaczyna targać białymi ranczerami w wyniku wdrażanego programu emancypacji Indian. Aby to osiągnąć, bazuje na bardzo oszczędnych środkach literackich - półsłówkach, szeptach przekazywanych z ust do ust, cichych ostrzeżeniach, kierowanych do rodziny obszarników, aby uważali na „swoich” Indian, bo nie wiadomo, kiedy trzeba będzie uciekać przed ich maczetami. Efekt zagrożenia dodatkowo wzmocniony jest przez beznamiętny opis zachowania i postawy Indian, którzy głównie siedzą i patrzą. Ich bierność jawnie kontrastuje z narastającym lękiem ranczerów. Okazuje się zatem, że narracja wcale nie musi epatować przemocą, aby osiągnąć efekt paranoidalnego strachu. Wystarczy właśnie ta atmosfera dusznego napięcia i oczekiwania na to, co może się dopiero wydarzyć.
Wartym odnotowania jest, że większość bohaterów wykreowanych w „Balun-Canan” jest głęboko nieszczęśliwa, co oddaje surowe i bezlitosne realia życia w Meksyku na początku XX wieku. W tym świecie silnych mężczyzn, przesądów i rasowej dyskryminacji naprawdę trudno być szczęśliwym. Jedyną postacią, która rzeczywiście wydaje się taką być, jest oczywiście Cesar, z jego całym bagażem kultu męskiej siły. Tylko on zdaje się mieć możliwość realizacji swojego osobistego szczęścia, które oczywiście pojmuje w typowym dla swojej klasy społecznej ujęciu. Natomiast wszystkie kobiety w powieści są w mniejszym lub większym stopniu dotknięte cierpieniem. Dotyczy to także indiańskich kobiet, gdy autorka ukazuje puste życie żony lidera Indian, Felipe. Opis ich skrajnie biednego domostwa doskonale oddaje relację między żoną a mężem - przedstawia dogłębną pustkę emocjonalną i brak wzajemnego zrozumienia, a o trwałości ich związku decyduje paraliżujący kobietę lęk przed samotnością. Tym bardziej, że nie może ona mieć dzieci, co w meksykańskim, patriarchalnym społeczeństwie jest „najcięższą zbrodnią”. Tym samym Meksyk w powieści wydaje się być krainą nieszczęśliwych, samotnych i niekochanych ludzi.
Ale wracając jeszcze do narracji. Powieść została podzielona na trzy rozdziały, z których pierwszy i ostatni opowiada mała dziewczynka - córka Cesara, której imienia jednak nigdy nie poznamy. Dziecko przedstawia nam ówczesny świat takim, jakim go widzi własnymi oczami. Obraz ten jest różny od obrazu dorosłych, gdyż mała bohaterka niejako łączy w sobie świat białych i Indian. To, co dorośli świadomie separują, w oczach dziecka jest codzienną normalnością. Indiańska niania, indiański pracownik, indiański rolnik - wszyscy oni budzą jej ciekawość i zainteresowanie. Wraz z nimi docierają do niej echa dawnego świata plemion Tzeltatl - tajemniczego, pełnego dziwów i duchów. Dziecko zatem chłonie obie kultury, a w szczególności dziewczynka, gdyż - z racji bycia „tym gorszym dzieckiem” - skupia na sobie mniejszą uwagę rodziców. To syn się liczy - Mario, spadkobierca majątku i przedłużenie istnienia rodu. Syn jest wszystkim, córka tylko dodatkiem.
Zapadający w pamięć jest szczególnie rozdział trzeci, w którym pisarka stworzyła niejako studium powstawania traumy u dziecka. Castellanos pokazuje tutaj, jak niewiele trzeba, aby zachwiać delikatną psychiką młodego człowieka w okresie jego wzrastania. Religijny fanatyzm, straszący od najmłodszych lat wizją piekła, oraz zabobonny lęk przed światem indiańskich duchów, a także pojawienie się śmierci w najbliższym otoczeniu - to wszystko tworzy trwałe urazy w psychice dziecka, które będą następnie ciążyć na jego przyszłych życiowych wyborach. Pisarka - nie wiem, czy w pełni świadomie - ukazała mechanizm powstawania tych nieszczęśliwych ludzi, których jako już dorosłych możemy poznać na kartach powieści. Córka Arguellów jest na prostej drodze do tego, aby podzielić smutny los swoich najbliższych.
Z tego, co wyczytałem, powieść zawiera liczne wątki autobiograficzne z życia pisarki, która sama wychowała się w stanie Chiapas. Dlatego też na karcie jej powieści znajdziemy wiele treści, zawierających spuściznę duchową Tzeltatl. Świat Indian w powieści jest światem transcendentalnym, światem uduchowionym, odwołującym się do kultu przodków oraz ubóstwionych opiekunów. To świat, którego dorośli biali nie mogą zrozumieć nie tylko dlatego, że nie chcą, ale także dlatego, że nie potrafią postrzegać rzeczywistości w ten sposób. Zabobonność Indian, wiara w duchy opiekuńcze może wydawać się nam śmieszna, ale w powieści Castellanos nabiera naprawdę głębokiego wymiaru. Otóż w powieści jedna z postaci, stary wujaszek David, tłumaczy dzieciom, że tytułowe Balun-Canan można przetłumaczyć jako „dziewięciu opiekunów”. W drodze na hacjendę Cesara, Ernest, krewniak rodziny, zabija jelenia, strzelając mu z rewolweru prosto w czoło. Przerażeni Indianie, którzy towarzyszą Arguellom w podróży, dostrzegają w pośmiertnie zmąconym wzroku ubitego zwierzęcia coś, co wstrząsnęło ich do głębi, a co można zinterpretować następująco - oto biali zabili jednego z opiekunów krainy, jednego z dziewięciu. Czyn ten nie może pozostać bezkarny. I nie pozostaje, gdy prześledzimy dalszy los Ernesta (swoją drogą bardzo tragiczna postać) i reszty rodziny. To tylko drobny przykład tego, jak pewne drobne i zdawałoby się niewyjaśnione sceny w powieści Rosario Castellanos zawierają w sobie jednak głębszy sens, choć nie zawsze możliwy dla nas do szybkiego odczytania.
Dzieje się tak, gdyż „Balun-Canan” to pozycja zaliczona do gatunku powieści indygenistycznej. Mamy zatem okazję zapoznać się z obyczajowością i sposobem myślenia rdzennych Amerykanów, które prezentowane są na równi ze sposobem myślenia białych. To chyba najważniejszy element powieści, w której te dwa sposoby pojmowania rzeczywistości są ze sobą zrównane. Oto bowiem obok wiary chrześcijańskiej równoprawnie występuje indiański duch Dzulum, którego imię oznacza „tęsknota za śmiercią”. Właśnie to przeprowadzone w powieści swoiste „równouprawnienie” do tej pory nierównych światów jest jej największą wartością i wspaniałą literacką przygodą, choć o mocno cierpkim i pesymistycznym zabarwieniu.
Balún-Canán Rosario Castellanos
7,1
Karmiona strachem opowieść Rosario Castellanos wcale nie musi być prawdziwsza od jakiejkolwiek innej przyniesionej przez wiatr baśni. Nawet nie powinna pozostawać w magicznym kręgu na wpół ludzkich i boskich wydarzeń, abym ocenił ją jako historię pogranicza. Ponieważ w definicji tej krańcowości mieści się zło, którego końca nigdy nie będzie. Sprawiedliwości nie stanie się zadość a nienawiść jedynie pogłębi nierówności. W "Balún-Canán" należy dobrze ważyć swoje słowa, żeby nie zostały nam ode odebrane w imię przepowiadanych nieszczęść. Złamanie panującego od wieków porozumienia grozi utratą rodzinnego honoru a nawet bardzo wtedy ważnej pozycji społecznej. Może być jeszcze gorzej, bo sprowadzenie na ziemię bóstwa Catashana oznacza powrót do sennych koszmarów z dzieciństwa. Zapewne dlatego powieść Castellanos została opowiedziana z perspektywy dziecka.
Poruszyła mnie umiejętność przekazywania przez meksykańską pisarkę tajemnic, których naruszenie przypomina otwarcie magicznej szkatułki. Nigdy wtedy nie jest się pewnym do końca, jakich konsekwencji należy spodziewać się po tym zuchwałym czynie. Jednak w tym wypadku niedyskrecja autorki oznacza otwarcie na świat dwóch kultur, grozi zderzeniem światów stojących do siebie w opozycji na przestrzeni kilku wieków a nawet podważa filary władzy. Tymczasem można tutaj mówić do wiatru a jeśli go zabraknie, to wsłuchiwanie się w ciszę rozległych pastwisk będzie wystarczająco dobrym sposobem na oczyszczenie swojej pamięci. Mnie również udzieliła się atmosfera wyczekiwania czegoś potężnego, stojącego na straży wszystkiego, co niewytłumaczalne. Dlatego "lekcja o rzeczach" Rosario Castellanos dobrze wpisuje się w klimat tej owianej tajemnicą historii.
Występujące w tej książce naprzemiennie atak i obrona sprzyjają wartkiej akcji, której dodatkowym atutem jest skarbnica obyczajów tak mało mi znanych społeczności. I chociaż determinujące świat "Balún-Canán" konwenanse zagłuszają wiele wspaniałych przejawów buntu, to hieratyczność ukazanych struktur w żadnym wypadku nie umniejsza zalet powieści. Liczy się zderzenie i następujący po nim efekt, szacunek do tajemniczej potęgi i zaczarowanie tęsknotą za śmiercią. W cieniu wspomnianej w książce reformy rolnej Meksyku z lat 30-tych XX wieku i towarzyszącemu tym wydarzeniom upokorzeniu, nietrudno dostrzec oskarżenie o czary i odczynianie uroków. Walczyć o swoją ziemię można na różne sposoby a okazywany przy tym gniew tak samo będzie wtedy odmienny. Emancypacja rdzennych mieszkańców Meksyku pozostaje przy tym oczywiście wiodącym tematem powieści Castellanos.
Tak mówi prawo. W "Balún-Canán" wiele od tego stwierdzenia zależy i ktokolwiek sprzeciwi się wyrytym w historii przez czas znakom, ten dość szybko znajdzie się w kręgu odrzuconych. Na widok poddańczych gestów momentami można czuć oburzenie ale stan umysłu tej powieści stanowi właśnie jej bogactwo. To specyficzne odurzenie i towarzyszący temu niepokój jest czymś wyjątkowym, oczekiwanie na wypełnienie prawa zawisa niczym wyjątkowa groźba. Jednak strach może dotyczyć tylko niesprawiedliwych. Bo pewne emocje w książce Castellanos są dostępne jedynie dla tych, którzy złamali odwieczne prawidła. Ta powieść mnie niejako zaczarowała a już sam jej motyw złożenia w ofierze wystarczająco mocno wpłynął na moją ocenę końcową. Tego typu historie należy opowiadać nie tylko ze względu na skomplikowany układ panujących stosunków społecznych ale też po to, żeby poczuć specyficzny posmak obawy i towarzyszących jej pozostałych emocji.