Tyran Banderas Ramón del Valle-Inclán 6,3
ocenił(a) na 732 tyg. temu Akcja „Tyrana Banderasa” rozgrywa się w bliżej nieokreślonym miejscu gdzieś w postkolonialnej Ameryce Łacińskiej. Na czele Republiki Santa Fe de Tierra Firme, która jest oczywiście wytworem wyobraźni hiszpańskiego pisarza, Ramona Del Valle-Inclana, stoi tytułowy tyran Santos Banderas. Podstarzały prezydent republiki trzyma swoich poddanych w żelaznym uścisku za pomocą rządów policyjnych i terroru, bezwzględnie rozprawiając się z wszelkimi próbami podważenia jego władzy. Akcja powieści to właściwie zestawienie kolejnych scen, rozgrywających się w przeciągu kilkudziesięciu godzin, które poprzedzają wybuch zbrojnej rewolty przeciwko tyrańskiej władzy. Takie jest tło powieści, która łączy w sobie syntetyczny obraz postkolonialnej rzeczywistości na obszarze Ameryki Łacińskiej z groteskowym i karykaturalnym przerysowaniem.
Wróćmy jednak na chwilę jeszcze do omówienia miejsca i czasu akcji, gdyż oba te elementy zostały celowo rozmyte przez pisarza. W powieści znajdziemy wiele nawiązań do historii kontynentu, które jednak w żaden sposób nie pozwalają ustalić nawet przybliżonej lokacji książkowej republiki. Równie dobrze możemy mówić o Kubie, Boliwii czy Meksyku, gdyż do tych krajów prowadzą rozsiane przez pisarza tu i ówdzie podpowiedzi. Także czas akcji jest pomieszany przez wspomnienia o rozmaitych wydarzeniach i postaciach historycznych (ostatecznie można pokusić się o ulokowanie akcji powieści gdzieś w drugiej połowie XIX wieku). Tym samym hiszpański pisarz tworzy obraz panoramiczny, w którym zawiera wszelkie cechy charakterystyczne dla szeregu państw powstałych na gruzach hiszpańskiego imperium kolonialnego w Ameryce. Jest to oczywiście mocna i celna krytyka zjawiska caudillizmu, który to stał się dominującą formą sprawowania władzy na kontynencie po upadku hiszpańskiego panowania. Tytułowego tyrana Banderasa możemy zatem potraktować jako typowy wzorzec latynoamerykańskiego dyktatora, którego jedynym celem jest zachowanie osobistej władzy pod płaszczykiem troski o dobro Ojczyzny.
Del Valle-Inclan dostrzega w historii pewną prawidłowość, w myśl której tego typu forma autorytarnych rządów najczęściej obalana jest w wyniku zbrojnych powstań i rewolucji. Warto zwrócić uwagę, że Santos Banderas jest przedstawicielem tubylczej ludności (jest Indianinem),który jednak gromadzi wokół siebie garstkę bogatych gaczupinów (pogardliwe określenie na Hiszpanów pochodzących z Europy),stanowiących podporę jego władzy. Tak też często było w historii, gdy władzę w nowo powstałych państwach obejmowali ludzie urodzeni w Ameryce, ale w swoich poczynaniach opierali się na wpływach zagranicznych - nie tylko odległej i osłabionej już Hiszpanii, ale także innych mocarstw, na co zwraca uwagę pisarz w scenie narady ambasadorów. Na kartach powieści mamy zatem doskonale odmalowany obraz stosunków społecznych w ówczesnej Ameryce, ukazując źródła wszelkich buntów wobec władzy od Meksyku po Argentynę. Są one w zasadzie niezmienne i wielokrotnie opracowane przez literaturę tamtego regionu, a więc ogromne dysproporcję społeczno-ekonomiczne między rządzącymi a rządzonymi. Narastająca desperacja poddanych pociąga za sobą wzrost represji, które wywołują jeszcze większy opór, a ten przeradza się w stosownym momencie w zryw rewolucyjny przeciwko tyrani. Tak też jest w powieści Del Valle-Inclana.
Główną postacią powieści jest prezydent Banderas, więc warto poświęcić kilka słów na jej charakterystykę. Jest to postać celowo przerysowana. Łysy starzec w przyciemnianych okularach, z wiecznie cieknącą śliną na skutek żucia koki - to obraz mającym wywoływać śmieszność, która zawsze i wszędzie jest wrogiem wszelkiego rodzaju rządów autorytarnych. Tyran lubi też pozować na współczesnego Cincinnatusa - zmęczonego władzą męża stanu, pragnącego porzucić ją na rzecz spokojnego życia zwykłego obywatela, co jest oczywiście łatwą do przejrzenia obłudą z jego strony. Posługując się groteską, pisarz ośmiesza nie tylko postać tyrana, ale także jego pomagierów. Na dłuższą metę daremne, choć brutalne próby zachowania władzy nie zasługują na nic innego. Warto zwrócić uwagę na wydarzenie, które stało się niejako iskrą, która podpaliła przysłowiową beczkę z prochem. Otóż wybuch rewolucji został przyspieszony przez skargę dostarczycielki lemoniady na zachowanie jednego z oficerów tyrana, który to w pijackim amoku potłukł jej szklanki po napojach. Ponieważ lemoniada była ulubionym napojem Bandersa, obiecał on odpowiednio ukarać winnego i wydał rozkaz jego aresztowania. Błahy incydent doprowadzi jednak do wybuchu niezadowolenia, które zmiecie skostniałe rządy tyrana.
Warto wspomnieć, że Ramon Del Valle-Inclan był także dramaturgiem i ten scenicznych charakter jego twórczości z łatwością odnajdziemy w książce. Wspominałem już, że w gruncie rzeczy akcja powieści jest serią kolejnych scenek, które rozgrywają się jedna po drugiej i posuwają akcję powieści do przodu. W rzeczy samej - gdyby się uprzeć, „Tyrana Banderasa” można by z powodzeniem przenieść na deski teatru. Oczywiście wymagałoby to pewnego przerobienia dialogów, poprzez ich skrócenie, ale byłoby to w pełni możliwe. Ten sceniczny charakter prozy pisarza czuć właściwie przez całą lekturę powieści i jest on cechą wzmacniającą jej groteskowy charakter. A ten nie ogranicza się tylko do przerysowanej postaci tyrana Banderasa, ale jest także obecny w dialogach postaci oraz opisywanych wydarzeniach, jak na przykład komicznej scenie pościgu żandarmów za umykającym im oficerem od potłuczonych szklanic.
W zasadzie jest jeszcze jeden element powieści, o którym wypada wspomnieć, choć dla polskiego czytelnika jest to rzecz bardzo trudna - jeśli nie niemożliwa - do przekazania w procesie translacji. Otóż hiszpański pisarz w hiszpańskim oryginale powieści śmiało sięgnął po „amerykanizmy”, a więc słowa, gwary i określenia, które weszły do języka hiszpańskiego na obszarze Ameryki Łacińskiej. Tym samym syntetyczny charakter powieści Del Valle-Inclana jest jeszcze głębszy i obejmuje nie tylko warstwę fabularną, ale także warstwę językową. Wplecenie „amerykanizmów” do kastylijskiego wariantu języka hiszpańskiego jest oczywiście zrozumiałe tylko dla osób znających bardzo dobrze ów język. W procesie translacji powieści ten zamysł pisarza niejako musi zostać zinterpretowany przez tłumacza „na wyczucie”, gdyż polszczyzna po prostu nie jest w stanie oddać dialektów i regionalizmów narosłych przez stulecia kolonialnej zależności.
Podsumowując, „Tyran Banderas” to całkiem ciekawa powieść, którą zaliczono do klasyki literatury hiszpańskiej. Napisana w 1926 roku książka okazała się być nadzwyczaj aktualna w momencie jej wydania, a i potem, przez długie dziesięciolecia, można było się przekonać o jej ponadczasowej wartości, gdy oto kolejne rządy twardej ręki przetaczały się przez praktycznie całą Amerykę Łacińską. I choć sama powieść nie jest dziełem pisarza iberoamerykańskiego, to można ją śmiało zaliczyć do tego kręgu literackiego, gdyż sam Del Valle-Inclan jakiś czas spędził w stolicy Meksyku, gdzie naocznie zapewne poczynił wiele ciekawych obserwacji, która następnie zawarł w swojej powieści.