Adiunkt w Instytucie Filologii Angielskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, prowadzi kursy z literatury angielskiej, liberatury i teorii literatury; zredagowała m.in. "Wokół Jamesa Joyce’a" (z F. Fordhamem; 1998),"Od Joyce’a do liberatury" (2002) i "James Joyce and After: Writer and Time" (z B. Kucałą; 2010),publikowała szereg artykułów o liberaturze i twórczości Jamesa Joyce’a; wydawnictwo Litteraria Pragensia przygotowuje do druku jej książkę "Joyce and Liberature". Wspólnie z Z. Fajferem prowadzi Czytelnię Liberatury przy Małopolskim Instytucie Kultury w Krakowie (ul. Karmelicka 27) oraz serię wydawniczą Liberatura w Korporacji Ha!art; współautorka książek "Oka-leczenie" (2000, 2009) i "(O)patrzenie" (2003).
Kupiłam "Tekstylia Bis", kupię też zapewne "Literaturę polską 1989-2009" ku chwale Ha!Artowi i na pohybel ludziom, którzy twierdzą, że nasza rodzima twórczość to dno i wodorosty sygnowane Januszem L. Wiśniewskim, Katarzyną Grocholą, Jakubem Żulczykiem i Małgorzatą Kalicińską.
Przewodnik zdecydowanie zaspokoił moją niesłabnącą potrzebę operowania coraz to nowymi terminami dotyczącymi zjawisk okołokulturalnych oraz usystematyzował nieco wiedzę na temat mijających i nadchodzących trendów w pisaniu. Poza wszystkim książka jest cudownie nośna, co czyni ją nieskończonym źródłem kryptocytatów, dzięki czemu z kolei mogę kreować się do woli na intelektualistkę i erudytkę w jednym. #hehe
Bardzo interesujący zbiór esejów autorów nie tylko polskich, kręcący się głównie wokół FW. Na szczególną uwagę zasługują teksty Bazarnik oraz tłumaczenie początku FW pióra Mirkowicza, wraz z objaśnieniami. Jest też sztuka na bazie twórczości Joyca. Nie ma w owym zbiorze złych esejów. W jednym mi przeszkadzało, że autor stawia tezę, że FW żyje nie tylko w murach akademii. Domyślnie: jest czytany nie tylko przez badaczy. Ciekawa teza, ale udowodnienie jej sprowadzono do wskazania trzech innych dzieł literatury pięknej, w której są wzmianki o FW. Dla mnie to zgrzyt; sugerowano co innego, niż o czym napisano, choć sama treść artykułu ciekawa (fajnie, jakby rozwinąć wątek Nabokova; a może i Burgessa).
Ps. Odnośnie tłumaczenia Mirkowicza, jest ciekawe. Trochę chropowate, ale dosadne. Troszkę brakuje w nim muzyki. Bartnickiego jest znacznie lepsze, łatwiej się czyta. Czytać całość FT stylem Mirkowicza, byłoby... niewygodnie. Trudno i męcząco, przy czym jeśli chodzi o sensy, zdaje się, że szedł w ich stronę. Tłumaczenie jedyne całości, Bartnickiego, ma tą zaletę, że bardzo melodyjnie i łatwo się czyta - co przy tej książce jest kluczowe, zakładając, że czytamy w miarę normalnie, tzn. jak książkę, a nie materiał badawczy z literaturą pomocniczą, w tempie kilka zdań na godzinę. Ale i tak Mirkowicza warto przeczytać. Tylko sześć akapitów; szkoda, że nie cały rozdział.