Dżin. Czerwona wyrwa w bruku ulicznym Alain Robbe-Grillet 7,1
ocenił(a) na 83 lata temu Powieść Grilleta przypomina tekstowy zapis kilku różnych podejść do tej samej gry wideo. Z określonej bazy danych – elementów rzeczywistości, symboli, przedmiotów, osób i imion – każdy gracz konstruuje własną, niepowtarzalną rozgrywkę. Zdaje się, że walka przeciwko maszynizmowi nie ma sensu, jesteśmy zanurzeni w quasi rzeczywistości, która ogarnia i ustala wszelkie struktury społeczne. Zapośredniczona medialnie percepcja nakłada się na pierwotną, wysłużoną już percepcje jednostkowej tożsamości operującej w kategoriach linearności, przyczyn, skutków i celu. Łudząca wciąż pokusa opowiadania za pomocą spójnej i uporządkowanej narracji poddaje się w konfrontacji z konstelacyjną, chaotyczną rzeczywistością, a raczej z wieloma współoddziałującymi na siebie rzeczywistościami. Przełom antypozytywistyczny nie stracił siły napędowej i od początku wieku XX burzy utrzymujące się na powierzchni świadomości zastane poczucie „sensu”
egzystencji. Ale od paradoksów epistemologii Grillet tylko zaczyna. Służą mu one raczej jako podwaliny pod dalsze rozważania na temat problematycznego charakteru samej/samych rzeczywistości. Już na wstępie pisarz upłynnia kategorię twórcy tekstu – zapośredniczą autorskość na wielu stopniach ontologicznych, przez co jakiekolwiek odczytanie dzieła za pomocą narzędzi psychoanalizy nie przyniesie skutków. Pokazuje, że freudowski sposób myślenia o człowieku, choć przełomowy w swoim czasie, nie jest w stanie ogarnąć przemian dziejących się na polu technologicznym. To właśnie technologia rozpuszcza nasze tożsamości w sposób do tej pory nieznany, alienuje przyczynę od skutków (specjalizacja zawodowa),zapośrednicza i dystansuje kontakt czy w końcu multiplikuje tożsamości, które składać się mają na jedną spójną konstrukcję zwaną istotą ludzką. Jeśli analiza marzeń sennych pozwoliła Freudowi oddzielić dwie rzeczywistości dotąd związane ze sobą, tak technologia pozwala rozszczepić tę realność na nieskończenie wiele poziomów ontologicznych. Tak też postępuje Grillet stwarzając piętrową intrygę funkcjonującą na niezliczonej ilości poziomów ontologicznych, z których żaden nie rości sobie prawa do obiektywności czy pierwszeństwa w hierarchii. Pojmowanie istnienia w kategoriach czasowości również nie jest w stanie poradzić sobie z istotą funkcjonowania psychiki – często zacierającej granice przeszłości, przyszłości i teraźniejszości. Zresztą sama paradoksalność czasu potwierdza te autorskie przypuszczenia: teraźniejszość jest zbyt efemeryczna, zbyt nieuchwytna, żeby można było sprawnie operować na tej kategorii. Ostatecznie żyjemy przecież w ciągłym impasie pomiędzy przeszłością i przyszłością, a teraźniejszość to zwyczajna iluzja spójności, zwykły błąd poznawczy umysłu jako ułomnego procesora maszyny. W rzeczywistości symulakrów również perspektywa postrzegania niesie za sobą wiele sprzeczności, których autor nie unika w dziele. Poznajemy strzępy różnorodnych wydarzeń raz z perspektywy bohatera, raz z perspektywy podwójnie zapośredniczonej przez tajemniczą organizację zajmującą się badaniem sprawy Lecoeura i w końcu z perspektywy pierwszej osoby, po prostu czytając znaleziony w biurze profesora dokument – książkę Grilleta, który usuwa się z roli autora i przekazuje tę funkcję Lecoeurowi. Każda z tych perspektyw to oczywiście osobna, pełnoprawna rzeczywistość. Która z nich jest uprzywilejowana, której wierzyć? Może myślenie w kategoriach technokracji to po prostu kolejna rama ideologiczna? Tę istotną decyzję egzystencjalną Grillet pozostawia czytelnikowi.