Najnowsze artykuły
- ArtykułyEdukacja jako klucz do wolności. „Dziewczyna o mocnym głosie” Abi DaréAnna Sierant1
- ArtykułyPrzeczytaj fragment książki „Drużyna A (A)” Tomasza Kwaśniewskiego i Jacka WasilewskiegoLubimyCzytać2
- ArtykułyTrzeci tom serii o Medei Steinbart już dostępny w Storytel. Wywiad z autorką, Magdaleną KnedlerLubimyCzytać1
- ArtykułyZ Memphis na Manhattan – „Wymiana” Johna GrishamaBartek Czartoryski1
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Meenakshi Gigi Durham
1
6,7/10
Pisze książki: nauki społeczne (psychologia, socjologia, itd.)
Wykłada dziennikarstwo i komunikację masową na University of Iowa. Jest zaangażowana w walkę o prawa dzieci i sprawiedliwość społeczną. Mieszka z mężem i dwiema córkami w Iowa City.
6,7/10średnia ocena książek autora
95 przeczytało książki autora
246 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Efekt Lolity. Wizerunek nastolatek we współczesnych mediach
Meenakshi Gigi Durham
6,7 z 61 ocen
328 czytelników 12 opinii
2010
Najnowsze opinie o książkach autora
Efekt Lolity. Wizerunek nastolatek we współczesnych mediach Meenakshi Gigi Durham
6,7
http://wstawtytul.wordpress.com/2013/11/21/efekt-lolity-m-g-durham/
Tytułem wstępu: Długotrwała ekspozycja na bodziec powoduje rodzaj znieczulicy – ilość, która jeszcze przed chwilą powodowała w organizmie stan alarmowy obecnie nie wywołuje żadnej reakcji. Proces ten nosi nazwę habituacji. Książka, o której poniżej opowiadam, to pobudka ze stanu odrętwienia wywołanego zjawiskiem, które pożera społeczeństwo, a do którego tak bardzo się przyzwyczailiśmy, że zabrakło w nas krzyku niezgody i odruchu walki.
Książkę „Lolita Effect” M.G.Durham miałam na oku już od pewnego czasu. Jako, że temat niezwykle interesujący i na czasie, a samą autorkę pamiętałam z udziału w filmie dokumentalnym „MissRepresentation” postanowiłam zakupić egzemplarz na stronie brytyjskiego Amazonu. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że obędzie się bez ćwiczenia języka obcego – „Efekt Lolity” został bowiem przetłumaczony na polski i wydany już w 2010 roku. Popędziłam zatem do księgarni, gdzie udało mi się wygrzebać niewielkich rozmiarów książeczkę (208 stron tekstu, pomijając bibliografię i przypisy) ze stosu opatrzonego hasłem „tania książka”.
„Efekt Lolity” Durham to książka pisana z kilku perspektyw. Pierwsza to perspektywa medioznawczyni, wykładowczyni komunikacji masowej i dziennikarstwa. Druga to perspektywa działaczki na rzecz praw dzieci i sprawiedliwości społecznej. Trzecia zaś to perspektywa matki dwóch córek, żyjących i rozwijających się w tym samym medialno-konsumpcyjnym kotle, co miliony dziewcząt i chłopców na świecie. Te perspektywy uzupełniają się wzajemnie, stanowią dla siebie podporę i uwiarygodnienie całości tez stawianych przez Durham.
Co to właściwie jest „Efekt Lolity”? To emanacja nowego fenomenu kultury, którym jest „mała seksowna dziewczynka”, doprawionego odpowiednią dawką konsumpcjonizmu i puszczonego w świat na skrzydłach wszechwiedzących mediów. Współczesne Lolity, podobnie jak ich protoplastka z powieści Nabokova, są obiektem seksualizującego spojrzenia dorosłych, którzy czerpią z nich nie tylko zysk ale również własną przyjemność, nierzadko erotyczną.
Dzieci są istotami seksualnymi – seksualność jest częścią człowieka, przy czym na każdym etapie jest ona inna, zmienia się, tak jak zmieniają się psychika i cielesność. Problem polega na tym, że na dzieci (przede wszystkim dziewczynki),obdarzone seksualnością odpowiednią do ich poziomu rozwoju rzutuje się seksualność osób dorosłych, wtłaczając dzieci w normy i szablony, które wyrządzają im rzeczywistą krzywdę.
„Lolitka to nasza ulubiona metafora, którą posługujemy się, ilekroć chcemy określić małą złośnicę, świadomą swych wdzięków kokietkę z niezaspokojonym libido, małą nimfomankę […] Lolity, które zaludniają rzeczywistość medialną, to fabrykaty na usługach rynku i zysku. Są bardzo kuszące, zwłaszcza dla małych dziewczynek, na których podatności żerują. Stosują przebiegłą retorykę, która szermuję hasłami emancypacji i wolnego wyboru. Jednocześnie jednak umiejętnie zatajają istotne aspekty wąskiej i restrykcyjnej definicji seksualności, której nośnikami są właśnie ich obrazi i towarzyszące im treści. Zamiast oferować dziewczynkom – i innym grupom odbiorców – mądre, światłe, postępowe i zakorzenione w etyce interpretacje seksualności, media i kultura wysnuwają z siebie ciąg „prosti-tots [nieprzetłumaczalne zdaje się sformułowanie będące skleceniem słów „prostitute” i „tot” (berbeć) – dop. mój], przeseksualizowanych dziewcząt, których obecność w naszej kulturze stała się tematem publicznej kontrowersji." [1]
Gigi Durham wyodrębnia w swojej książce kilka komponentów „efektu Lolity”, mających niestety to do siebie, że występują razem, co sprawia, że moc oddziaływania „efektu Lolity” rośnie wykładniczo. Pierwszy element to mit „bycia hot”. Hot czy też sexy to najwyższa pochwała, stosowana tak do wygląd, modnych ciuchów, filmów czy muzyki (Określenia te wdarły się do języka tak bardzo, że ostatnio nawet na jednym z filmów szkoleniowych z dziedziny psychologii usłyszałam, że „tam metoda pracy nie jest może sexy, ale za to jest skuteczna”). Bycie sexy w przypadku kobiet łączy w sobie ideał rodem z filmów soft porno – nieśmiałość małej kotki z wulgarnym ekshibicjonizmem. Przeniesienie tego ideału poprzez reklamy i medialne wzorce do rzeczywistości oraz polanie go sosem female empowerment (płytka, służąca maksymalizacji zysków wersja feministycznego hasła) powoduje, że wszędzie we współczesnych mediach miarą kobiecej seksualności jest publiczne odsłanianie swojego ciała.
Dobrze, wiemy już, że trzeba być hot, co wiąże się z publicznym odsłanianiem swojego ciała. Ale jakiego ciała? Tu wchodzi do gry drugi mit – anatomia bogini seksu jest z góry określona. Problem polega na tym, że ambasadorki bycia hot pojawiające się na billboardach, reklamach telewizyjnych czy okładkach czasopism to spreparowany wcześniej przez makijażystów, fotografów, grafików produkt. Nie umywają się do nich „zwyczajne” dziewczynki, szczególnie, gdy ich kolor skóry nie jest biały. Poprzez swój globalny zasięg mit „jedynego słusznego ciała” powoduje, że Azjatki operują sobie powieki, by oczy wyglądały na mniej skośne, a Murzynki stosują kremy wybielające skórę.
Do składników „lolitowej zupy” dodajmy do tego wizerunek będący połączeniem gotowości seksualnej z dziecięcą niewinnością. Seksowne dziewczęta w mundurkach, uczennice będące jednocześnie striptizerkami, zalotnie okręcające wokół palców włosy z kucyka i wygładzające plisy na przykrótkiej spódniczce. Kilkulatki z konkursów piękności w pełnym makijażu, paradujące po wybiegu w skąpym bikini. Jednocześnie druga strona medalu – dorosłe kobiety stylizowane na dziewczęta, z lizakami, związanymi w warkoczyki włosami, w dziecięcej bieliźnie. Nie wystarczy? To może jeszcze dorzucimy seksualizację przemocy w ramach teledysków, reklam, gier komputerowych i horrorów. Nie bez powodu w horrorach typu slasher scenę brutalnego mordu poprzedza zazwyczaj ukazanie seksu przyszłych ofiar, bohaterki pod prysznicem. W „najgorszym” wypadku w momencie śmierci jest ona po prostu naga lub ubrana jedynie w bieliznę. Niepokojące jest to, że głównymi widzami slasherów są nastoletni chłopcy. W jednej chwili serwuje się im scenę, która ma za zadanie wywołać podniecenie by związać ją mocno z występującym chwilę później brutalnym morderstwie. Nie mówiąc już o tym, że kobiece ofiary są często zabijane ze szczególnym okrucieństwem, stanowiącym w oczach zabójcy (a następnie też widzów)karę za seksualną aktywność. Na koniec warto posypać tę niesmaczną potrawę odrobiną „niewidocznego męskiego obserwatora”. Młode kobiety uczy się patrzeć na siebie i rówieśniczki spojrzeniem krytycznego męskiego obserwatora, enigmatycznej, nieistniejącej postaci, której jednak wszędzie pełno. „Przetestujcie te style: sprawdzone przez dziewczyny, doceniane przez chłopaków”, „Przyciągnij jego uwagę! Pięć nowych zapachów, które zainspirowały pięciu seksownych muzyków: opowiadają, jak wyglądałaby kobieta ich marzeń, na której chcieliby czuć ten zapach. A którą z nich jesteś ty?”, „Jego ulubione pozycje”, „Kocham dziewczyny, które… – dziesięciu przystojniaków z całego świata dzieli się swoimi gustami w zakresie tego, co ich kręci w dziewczynach”[2]. Obrzucane radami, w jaki sposób przyciągnąć do siebie męskie spojrzenie, wysyłać komunikat „jestem dostępna”, jednocześnie spotykają na swojej drodze schemat, gdzie „mężczyznę [określa się – dop. mój] jako (nieświadome) zwierzę, kobieta zaś jest tu poskramiaczem bestii” [3] Takie podejście nie dość, że jest ogłupiające, to jeszcze bardzo krzywdzące zarówno dla dziewcząt (nie pozwala na wyrażanie siebie) jak i dla chłopców (sprowadzając ich do owładniętych seksem istot, które trzeba tresować).
Nie sposób streścić całości „Efektu Lolity”, przedstawić wielowątkowość tej książki. Durham analizuje każdy z mitów bardzo dokładnie, przyglądając się wszystkim aspektom i emanacjom w kulturze. Niezwykłą wartością tej książki są konkretne porady czy schematy pracy z dziewczętami przygotowane dla rodziców czy nauczycieli. Durham stara się przekonać swoich czytelników, że jako odbiorcy mediów, konsumenci ale przede wszystkim dorośli mamy możliwości ochrony dziewcząt przed krzywdzącym „efektem Lolity”. Autorka ma wysokie zdanie zarówno o dziewczętach, jak i chłopcach, uważa je za wartościowe, utalentowane jednostki, o krytycznym umyśle, który wystarczy w odpowiedni sposób stymulować. Jej celem jest zapewnienie dziewczętom szansy na życie w zgodzie ze sobą, z możliwością ekspresji intelektualnej, duchowej i seksualnej nieobarczonej schematami przygotowanymi, by maksymalizować zyski korporacji, gdzie będą mogły działać w swoim rytmie, w zgodzie ze swoim rozwojem umysłowym, emocjonalnym i fizycznym. Jest gorącą orędowniczką zajęć z media literacy w szkołach, pozwalających na wykształcenie w dzieciach umiejętności krytycznego „czytania” przekazów medialnych docierających do nich zewsząd. Pełna przykładów, zarówno złych, jak i dobrych praktyk, książka „Efekt Lolity” może stać się dla czytelników sygnałem ostrzegawczym, nie tylko wybudzającym z doświadczanej habituacji (Efekt Lolity jest tak powszechny, że aż uważany za coś normalnego) ale także podającym konkretny, naostrzony „oręż” do walki o lepszą przyszłość dla dziewcząt na całym świecie.
A teraz fala krytyki.
Na początku zastanawiałam się, jakim cudem „Efekt Lolity” w polskim wydaniu mnie ominął. Przecież regularnie odwiedzam okoliczne księgarnie, przeglądam półkę z analizami socjologicznymi, psychologicznymi itd. Jak to się stało? Dlaczego taka książka, która stanowiła ważne wydarzenie wydawnicze na rynku amerykańskim u nas przeszła zupełnie bez echa? Dopiero, kiedy „Efekt Lolity” znalazł się w moich rękach, zrozumiałam.
Oto przykład, jak można sabotować własne książki. Brawa dla Wydawnictwa Prószyński! Paskudna okładka jest doskonałym przykładem „efektu Lolity”. Mamy długie nogi nastoletniej (lub dorosłej już) kobiety ubranej w podkolanówki i coś, co jest rodzajem mikrospódniczki, spod której widać odrobinę bielizny. Nogi są lekko skrzyżowane, na stopach skórzane sandałki na wysokim obcasie. Jedna ręka obciąga falbany spódnicy, druga skubie je, lekko podwijając. Postać kobiety kończy się na wysokości pępka, tak, by jeszcze okazać zarysowane pod dopasowanym materiałem biodra. Jej twarz nie jest ważna, nie ma jej. Po co komu twarz, kiedy mamy nóżki i bioderka? Wszystko oczywiście w kolorze „majtkowego różu”, żeby przypadkiem nie było wątpliwości, że to książka o dziewczynkach. Tył okładki to powtórka zdjęcia, tyle tylko, że z mniejszym kontrastem, stanowiącym tło dla opisu książki. Nic dziwnego, że książka przeszła niezauważona, skoro przypomina bardziej literaturę o zabarwieniu erotycznym, niż pozycję naukową. Tym bardziej przykro, gdyż kobieta projektowała tę okładkę. W środku uważny czytelnik otrzyma garść literówek, niekiedy toporne konstrukcje zdań. Brakuje niesamowicie wytłumaczenia niektórych zjawisk, do których Durham się odwołuje. W USA sprawa JoBennet Ramsey jest powszechnie znana, śmiem wątpić, czy podobnie jest w Polsce (gwoli wyjaśnień: JoBennet była sześcioletnią dziewczynką, wielokrotną uczestniczką konkursów piękności, zamordowaną w piwnicy swojego domu. Sprawa do tej pory nie została wyjaśniona). Czytając „Efekt Lolity” odczuwałam swoistą irytację spowodowaną tym, że przez takie błędy ta wartościowa książka nie stanie się w Polsce gościem programów edukacyjnych, zajęć szkolnych czy przedmiotem rodzinnych dyskusji.
1.M.G.Durham, Efekt Lolity, Wydawnictwo Prószyński, Warszawa 2010, s. 28
2.Tamże, s. 145.
3.Tamże, s. 146.
Efekt Lolity. Wizerunek nastolatek we współczesnych mediach Meenakshi Gigi Durham
6,7
"Efekt Lolity" to ciekawa pozycja, która porusza bardzo ważny i istotny obecnie temat. Autorka skupia się na wizerunku dziewczynek i młodych dziewcząt w popkulturze. Dr M. Gigi Durham przedstawia pięć fałszywych mitów dotyczących seksu i seksualności dziewcząt, kreowanych przez media, po czym kolejno je obala. Daje również konkretne rady i wskazówki jak bronić dziewczynki i nastolatki przed seksualną manipulacją ze strony mediów.