cytaty z książek autora "Jeremi Przybora"
Tęsknie do Ciebie przez stół, przy którym siedzimy, tęsknię z fotela na fotel obok, w teatrze czy kinie, tęsknię (...), na szerokość kołdry, która okrywa nas oboje, też potrafię tęsknić do Ciebie - przez drzwi łazienki, w której się kąpiesz, i przez schody, po których idziesz do mnie, i przez naskórek mój, szczelnie przywarty do Twojego... Ale jak nazwać to, co odczuwam w Warszawie, kiedy Ty jesteś w Londynie? Też - tęsknotą? Oj, ubożuchny jest ten słowniczek, który mamy do dyspozycji.
Spójrz na mnie, jak ja na Ciebie patrzę, i pocałuj mnie, a potem zacznij już do mnie wracać!
Nie przejmuj się tym - zanim ten list dojdzie, będę już fontanną pogody i radości życia! Ale dzisiaj kocham Cię w smutku.
Odkąd Cię tu nie ma, przestaję trochę wierzyć, że mogłaś mi się w ogóle przytrafić, że tyle rzeczy pięknych i niezasłużonych może nagle spaść na człowieka.
Chyba to sprawił wrzesień, że prawie nic już nie czuję. Słucham, jak teraz upał zamiera, ciszą pulsuje. Pewno ci dobrze gdzieś o tej porze, pewnie przyjemnie. A wokolutko - pejzaż bez smutku- pejzaż beze mnie. Noce i dni o których nie wiesz, jesień i pejzaż bez Ciebie.
Dla Ciebie jestem sobą i choć to tak mało jest, nie potrafię być przed Tobą nikim więcej...
Kocham Cię. Niczego w życiu nie chcę mieć więcej poza Tobą.
A to pisanie do Ciebie przypomina dłubanie patykiem w nieskończoności.
Lipy już przekwitają, a ja jestem strasznie zdenerwowany, bo wychodzi na to, że nie potrafię już być bez Ciebie.
W czasie Twojej nieobecności uświadomiłem sobie, że właściwie jesteś całym moim życiem towarzyskim, że teoretycznie to nawet i chciałbym poobcować sobie z jakimiś fajnymi ludźmi, ale tacy nie istnieją, i kiedy pomyślę o zadzwonieniu do kogoś istniejącego, słuchawka zaczyna ważyć pół tony i nie jestem w stanie jej podnieść.
(...) a ja tu stoję, a ja nie krzyczę i tylko za mnie gdzieś wyje pies
(...) ale to jest skądinąd pretekst, żeby całować Cię znowu przez całą stronę, zaczynając od włosów na skroniach, a potem [dłuuugo] zabawić przy uszach, najpierw prawym, a potem lewym, z uwzględnieniem całej skomplikowanej rzeźby i detalu, a potem skupić się na oczach, takich wiecznych sadzawkach-wniebowstąpionkach. A potem powędrować ustami przez nosek bardzo kruchy, aż do ust i najpierw długo je przepraszać za zachłanność, z którą się spotkają, bardzo się z nimi zaprzyjaźnić i delikatnie scałować z nich całą nieufność, zarówno wargi górnej, jak i dolnej.
Idziesz słoneczną stroną ulicy i niesiesz naręcz bzu, a ja twą postać niosę w źrenicy po stronie cienia tu.
Całuję Cię strasznie natrętnie - tak jak nawet nie przypuszczasz, że potrafię.
Niczego w Tobie nie chciałbym zmienić. Ani jednego słowa, które wypowiedziałaś, ani jednego spojrzenia (...). Dzięki Tobie dotknąłem firmamentu i wiem, że świat jest nieskończony, ale można go doskonale objąć, ogarnąć i sprawia to tę ogromną przyjemność, którą nazywają szczęściem!
I tak narobiłem Ci nieporządku w życiu i jeżeli pod jakimś względem mogę angażować się w tę naszą "słabość" bardziej niż Ty - jestem gotów.
Bo, skoro już jestem Tobą tak bardzo zachwycony, to nie chciałbym być w tym zachwycie nudny i monotonny. I nie wiem, skąd brać mi synonimy, żeby ciągle inaczej jakoś mówić Ci o tym wielkim i wszystko przesłaniającym przeżyciu, jakim dla mnie jesteś i które stało się dla mnie od razu takim od pierwszych słów, jakie zamieniliśmy, i od pierwszego dotknięcia Ciebie w pierwszym tańcu.
Zagubiony w Tobie jestem, porozrzucany po zwrotkach Twoich piosenek, zamroczony tak samo Twoimi ustami jak tym, co one mówią, spragniony jestem Ciebie, ciepła Twojego, humoru poczucia Twojego, uśmiechu Twojego, spojrzenia Twojego, 'r' Twojego, Twoich rozlicznych 'antrepryz' i kłopocików (byle niedużych), tego, co piszesz, i nie tylko tego, bo wszystkiego Twego spragniony ja jestem w tym Paryżu tak strasznie nie naszym...
Nie wyobrażam sobie, żebyś mogła być inna, ale za każdym razem, kiedy Twoim postępowaniem potwierdzasz albo jeszcze piękniej uzupełniasz Swój wizerunek w moich oczach, ogarnia mnie wielkie wzruszenie, które często nie pozwala mi mówić o tym wprost.
Szukam wiatru w polu,
zapomnianych słów,
śladu łez w kąkolu,
przedwczorajszych bzów.
Szukam wiatru w polu,
jak to trwa i trwa,
chociaż oczy bolą,
szukam w niebie dna.
...Nie milczy natomiast babcia. Drobna u boku męża (olbrzymiego wręcz w oczach maleńkiego skrzata, jakim wtedy byłem), ładna i elegancka, przemawia w sposób na owe czasy całkiem niekonwencjonalny, językiem sobie tylko właściwym, pełnym istnych perełek jej własnego, niezwykłego i śmiałego słowotwórstwa, które uchodziły bezkarnie wśród rozbawionych jej inwencją słuchaczy. Oczywiście słuchaczy węższego grona - rodziny i przyjaciół. Jeżeli czasem się mówi o mnie, że lubię się bawić słowem, to na pewno po niej odziedziczyłem chęć do takiej zabawy.
Wiesz, nie potrafię ja dobrze oceniać moich uczuć, ale wydaje mi się, że ładnie Cię kocham i globalnie, razem z tym, o co się Ciebie czasem czepiam w mojej 'codziennej niepewności'.
A nad obojczykiem, który Ci ślicznie wyszedł na fotografii, masz w samym środku takie cudowne wgłębienie - czy kiedyś pozwolisz mi je wypełnić ustami?".
A były to czasy, kiedy zadymki grasowały bezkarnie po kraju, ponieważ meteorologia ówczesna nie stała jeszcze tak wysoko jak dzisiejsza.
Po to wiążą słowo z dźwiękiem
Kompozytor i ten drugi,
Żebyś nie był bez piosenki,
Żebyś nigdy jej nie zgubił
Żebyś w sytuacji trudnej
Mógł lub mogła szepnąć z wdziękiem:
Życie czasem nie jest cudne,
Ale przecież mam piosenkę!
Blednie mi ten Paryż przez Ciebie i nie może jakoś pochłonąć, bo ma tę straszliwą wadę, że nie przyjechałaś tu ze mną.
Słyszę za sobą szelest stronicy z prawdą odwieczną: tylko z cienistej strony ulicy widać słoneczną
Odkąd Cię tu nie ma, przestaję trochę wierzyć, że mogłaś mi się w ogóle przytrafić, że tyle rzeczy pięknych i niezasłużonych może nagle spaść na człowieka...