Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik234
- ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
- ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Aleksander Iljicz Szumilin
Źródło: https://topwar.ru/99172-shumilin-aleksandr-ilich-chto-takoe-voyna.html
4
7,8/10
Pisze książki: powieść historyczna
Urodzony: 01.03.1921Zmarły: 17.07.1983
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,8/10średnia ocena książek autora
12 przeczytało książki autora
45 chce przeczytać książki autora
2fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Wańka trep. Tom 1 Aleksander Iljicz Szumilin
8,1
„Wojna to nie gra i nie zabawa. Wojna to dla wielu tysięcy i milionów ludzi potworne nieszczęście. Osobiście, owa część wojny jeszcze się dla nas nie zaczęła. Cofaliśmy się i nie doświadczaliśmy wtedy na sobie nieludzkich wyrzeczeń, męki i niesprawiedliwości, męczarni zimna i głodu, śmiertelnej tęsknoty i prawdziwego strachu, wszy, krwi i samej śmierci. Wszystko to przyjdzie później i dla każdego w innym czasie” (s.111)
Lektura wspomnień wojennych, niesie ze sobą niemal zawsze pewien dreszczyk emocji. Rozpoczynając czytanie opowieści wojennych weteranów, zastanawiam się czy będzie to tylko książka, którą przeczyta się po czym od razu odłoży na półkę, albo przeciwnie, będzie to pozycja, która na długo zostanie w mojej pamięci. Jak dobrze wszyscy wiemy, wspomnień żołnierzy (i nie tylko ich) walczących na frontach II wojny światowej, publikuję się tak dużo, że coraz ciężej jest znaleźć naprawdę wybitną pozycję. Osobiście dla mnie dobre wspomnienia wojenne, muszą charakteryzować się szczerością i chęcią przedstawiania historii bez żadnych upiększeń. Muszą pokazać co autor czuł i myślał w czasie swojej wojennej służby.
Trudno jest znaleźć naprawdę dobre wspomnienia żołnierzy Armii Czerwonej, które byłyby wolne od propagandowych klisz i przedstawiały losy żołnierzy, którzy faktycznie walczyli na pierwszej linii frontu. W tym przypadku do takich pozycji mogę zaliczyć książkę „Sołdat” autorstwa Nikołaja Nikulina lub zbiór wspomnień żołnierzy walczących w batalionach karnych pt. „Ani kroku do tytułu”. Teraz do tych pozycji mogę z całą pewnością dodać składające się z czterech tomów wspomnienia Aleksandra Iljicza Szumilina (1921-1983). Pierwszy z tomów, który będzie przedmiotem niniejszej recenzji, obejmuje okres od czerwca 1941 r. do stycznia 1942 r.
Wspomnieniom Szumilina trzeba na pewno dać szansę. Początek książki, można napisać rozpoczyna się od „trzęsienia ziemi”. We wstępie do swojej pracy, autor przedstawia ciekawy esej dotyczący tego czym jest wojna. Jego opis jest tak dobry, że czytelnik od razu zauważa, że będzie miał kontakt ze wspomnieniami żołnierza, który nosi w sobie ogromny ciężar trudnych doświadczeń, które niemal doszczętnie zniszczyły jego serce i duszę. Trudno aż uwierzyć, że po takich drastycznych przejściach, autor potrafił zachować w sobie jeszcze jakaś cząstkę człowieczeństwa. Po tak mocnym wstępie, czytelnik mógłby oczekiwać, że dalsze części książki będą pisane w podobny sposób. Okazuje się być jednak inaczej.
Narracja wraz z pierwszym rozdziałem zwalnia i przez bardzo dużą część książki jest po prostu … opisem wielokilometrowych marszów. Autor, który miał duszę artysty, pisze bardzo dokładnie i powoli każde swoje doświadczenie. Można napisać, że przedstawia każdy dom, każdy napotkany krzak i każdego człowieka, z którym miał kontakt. Te opisy są długie, nieco filozoficzne i napiszmy szczerze z czasem nużą czytelnika. I tutaj można dostrzec pewną „pułapkę”, którą zastawia na swojego czytelnika autor. Od samego początku Szumilin wspomina, że aby poznać prawdę o wojnie trzeba pisać wolno i dokładnie. Tak długie opisy można rzecz – codzienności życia żołnierza poza walką, mają dużą wartość dla całego odbioru książki. Gdy czytelnik już się do nich przyzwyczai, wtedy nagle przychodzą momenty wartkiej akcji, która rzucają czytelnika w sam środek krwawej rzeźni na polu bitew i potyczek.
„Cała postura Archipowa i jego uważny wzrok świadczyły o tym, że na wojnie potrzebna jest głowa, a nie postawa defiladowa. Dyscyplina nie bierze się z brawury i dziarskości, a z prostych rosyjskich słów. Oto, co teraz powinno zadomowić się w naszym życiu. Na wojnie nie trzeba będzie salutować i strzelać obcasami. Na wojnie potrzebna jest wytrwałość i opanowanie, cierpliwość i spokój, dokładne wykonanie rozkazu i komendy. Na wojnie żołnierz powinien rozumieć cię w pół słowa” (s.23)
Książkę Szumilina można postrzegać jako próbę rozliczenia się ze swoją wojenną przeszłością. Autor, który od niemal samego początku ataku III Rzeszy na Związek Sowiecki, brał czynny udział w walkach zostawił po sobie świadectwo, w którym nie znajdziemy żadnego bohaterstwa, wyniosłych słów czy patriotycznych sloganów. Na kartach jego wspomnień, najczęściej pojawia się natomiast walka z … czekaniem. Czekaniem na śmierć, na atak, na ostrzał artyleryjski czy niespodziewane spotkanie z wrogiem. To właśnie czekanie, a nie utrata życia lub zranienie, wzbudzało u Szumilina największą grozę. Żołnierz na froncie nigdy nie wiedział, kiedy i w jakich okolicznościach przyjdzie mu się pożegnać ze swoim życiem. Autorowi książki udało się perfekcyjnie oddać uczucie niepewności i wyczekiwania, które towarzyszy czytelnikowi przez całą książkę.
Na kartach wspomnień bardzo często przewija się wściekłość, bezradność i rozpacz z powodu braku jakiejkolwiek konkretnej pomocy. Powszechnie wiadomo, że dla wyższych dowódców Armii Czerwonej, szeregowi żołnierze nic nie znaczyli. Szumilin dokładnie i ze szczegółami pokazuje proces, ile był wart zwykły żołnierz przed walką, w jej trakcie oraz co „znaczył”, gdy zginął na polu bitwy. Opisy wysyłania kolejnych kompanii piechoty, które mają zająć jakaś zapyziałą wioskę lub zniszczone miasteczko zostały przez autora doskonale przedstawione. Jeszcze większe wrażenie robi opis „zdobywania” zajętej już wcześniej pozycji przez jednostki tyłowe Armii Czerwonej, które później przypisują sobie wszystkie zasługi i sukcesy.
„Pułkowi siedzą w nagrzanych chałupach i nie pojmują, że żołnierze marzną w śniegu. Każdy sobie! Dla jednych wioski, baby i puchowe poduszki, a dla drugich gołe transzeje i kawałek lodu pod głową. Dać by tu pułkowych na tydzień, żeby zady poodmarzali! Ludzie nie mogą siedzieć na wietrze jak bezdomne psy i tulić się do siebie. Słyszeliście, jak nocami stado bezdomnych psów wyje na mrozie w pobliżu ludzkich siedzib? Pies skomle jak pijana starucha. Żołnierzom potrzebny jest odpoczynek i ludzkie ciepło. Ich i tak żołnierskie życie nie oszczędza! Tak sądziłem, a w życiu wszystko wyszło na odwrót” (s.190).
Beznadziejność codziennego życia frontowych żołnierzy i ogromny żal połączony ze wściekłością na „tyłowników” to jedne z najbardziej wyraźnych obrazów zaprezentowanych w książce Szumilina. Poznając kolejne „dokonania” nazwijmy to „bohaterów ostatniej chwili”, czytelnik mimowolnie odczuwa do nich wielką niechęć, która wzrasta z każdą przeczytaną stroną książki. Autor niezwykle sugestywnie potrafił oddać targające nim uczucia głębokiej niesprawiedliwości, wściekłości wobec przypisywania sobie zasług przez „tyłowników”, czy braku jakiekolwiek empatii dowódców dla zwykłych szeregowych żołnierzy.
W książce Szumilina nie ma opowieści o bohaterstwie. Jest natomiast opowieść o braku amunicji, zdobywaniu pozycji Niemców niemal „gołymi rękoma”, spaniu na twardej ziemi, walce z głodem czy szaleństwami swoich wyższych przełożonych. To opowieść o strachu, czekaniu i niepewności. Opowieść o myślach żołnierzy, którzy idąc zdobyć nową pozycję, wyczekują w napięciu na strzał wroga, zastanawiając się kogo tym razem pierwszego trafi zabłąkana kula. Opis doszczętnego zniszczenia oddziału liczącego 800 żołnierzy czy śmierć ordynansa Szumilina, w którego oczach gaśnie życie to tylko jedne z wielu wstrząsających historii zamieszczonych w książce.
„Wańka trep” z pewnością są wspomnieniami, z które warto się zapoznać. Refleksje Szumilina są drastyczne, ponure i smutne. Nie ma w nich miejsca na bohaterskość, medale czy pochwały dowódców. Jest natomiast wyłącznie szarość (a właściwie mrok) codzienności, która łączy się z krwawymi starciami z dobrze uzbrojonym wrogiem. To opowieść, która na długo pozostaje w myślach jej czytelnika. Do jakich refleksji zmusza? Niech każdy sam odpowie sobie na to pytanie.
„Po kolejnym zmasowanym ostrzale przedniego skraju, w kompanii znowu pojawili się ranni i zabici. Ja, rzecz jasna, pokrzykiwałem na swoim żołnierzy, podnosząc ich do następnego ataku, a oni wiercili się, wstawali, popatrywali w moją stronę, ale po dziesięciu krokach kolejna salwa zawracała ich na miejsce. Pełniłem obowiązki nadzorcy własnych żołnierzy, poganiając ich na pewną śmierć. Przyznaję się do tego, biorę winę na siebie i kajam się za to, że leży na mnie ów ciężki grzech. Zaś moi dowódcy stoją przed żołnierzami bez winy (owe szczury tyłowe przez swych potomków uważane są za bohaterów). To nie oni krzyczeli na żołnierzy, nie podrywali ich i nie gnali, nie straszyli trybunałami. Od tego mieli dowódców kompanii – „Wańków trepów!”. (422-423).
Wańka trep. Tom 2 Aleksander Iljicz Szumilin
8,8
Książka „must have” dla osób zajmujących się II WŚ. Czytałem podobną, bodajże Nikulina (mogłem pomylić autora) ale ta jest jeszcze bardziej wstrząsająca. Jakże daleko od tych sowieckich i aktualnych rosyjskich propagandówek. Dla nich człowiek nigdy się nie liczył. Warto to przeczytać.
Teraz jeszcze trzeci tom i mam nadzieję, że również czwarty się ukaże.