Bad Boys go to Hell Małgorzata Piotrowska 6,5
ocenił(a) na 52 lata temu Hej🪐
Ostatnio postanowiłam sobie, że muszę wrócić do romansów. Od jakiegoś czasu tęskniłam za porządnymi wypiekami na twarzy – brakowało mi dobrej, przyjemnej, emocjonującej historii miłosnej, przy której można się zrelaksować. Na pierwszy ogień poszła powieść, którą zaczęłam już jakiś czas temu, ale nie miałam szansy kontynuować, czyli „Bad Boys go to hell” od Małgorzaty Piotrowskiej. Niestety moje oczekiwania były nieco wyższe niż to, co dostałam – to trochę zbyt mało klimatyczna i angażująca historia. Niemniej nie żałuję poznania Michaela i Olivii – książka idealnie przydała mi się na czytelniczy rozruch.
Większość rozdziałów została napisana z punktu widzenia Liv, jednak znajdą się też te z perspektywy Jo, Luke’a i Michaela. Osobiście nie jestem fanką takiego rozszczepienia – zdecydowanie wolę, gdy całość jest pisana albo z punktu widzenia głównej bohaterki, albo w narracji trzecioosobowej. Tutaj zmienianie perspektywy nie jest aż tak uciążliwe, ponieważ dzieje się to sporadycznie, a do tego wspomniane rozdziały faktycznie pomagają w lepszym rozeznaniu się w sytuacji i mocniejszym połączeniu z bohaterami.
Styl autorki dopiero się rozwija – w chwili obecnej nie czyta się książki gładko. Zdania niekiedy mają dość dziwny szyk, występują powtórzenia, a bohaterowie co chwila unoszą brwi z tego, czy innego powodu. Ta powieść to obiecujący start – od teraz autorka będzie mogła piąć się w górę i rozwijać. Wyrobienie pióra zajmuje sporo czasu i praktyki – niemniej „Bad Boys go to hell” nie jest trudną lekturą. Zasadniczo książkę czyta się ekspresowo – po prostu nie nazbyt przyjemnie. Brakuje klimatu i zabawy słowem – czasami odnosiłam wrażenie, że całość jest trochę… mechaniczna. Jakby przez dobór słów, długość i kolejność zdań w akapitach.
Główna bohaterka czasami mocno mnie irytowała, choć nie jest jednym z najcięższych przypadków, z którymi miałam do czynienia. Ogólnie jest nawet do przeżycia – po prostu drażniło mnie to, że czasami zachowuje się tak… prosto. Wpada w stereotypy, nie wyróżnia się zbytnio niczym i nie jest do końca zabawna. Raz uśmiechnęłam się pod nosem, raz parsknęłam śmiechem, ale zasadniczo większość „zabawnych sytuacji” nie powodowała u mnie wybuchów śmiechu – a zakładam, że taki efekt niekiedy autorka chciała osiągnąć. Problem jest w tym, iż mam zupełnie inne poczucie humoru od bohaterów – z tego też powodu nie mogliśmy się dogadać w tej kwestii. Komiczne sytuacje czasami jawiły się jako zwyczajnie cringe’owe, a innymi razami jako dziecinne. Komuś z innym poczuciem humoru zapewne mogłyby nieco bardziej przypaść do gustu.
Mike to słodki facet – nie zauroczyłam się w nim, ale kompletnie rozumiem, dlaczego Olivia już tak. Chłopak ma ciekawy charakter i został przedstawiony jako ktoś całkiem pociągający – dla mnie brakuje mu nieco dojrzałości i lepszego planu gry. Niemniej miło spędzało mi się z nim czas i obserwowało jego interakcję z dziewczyną. Mike’a da się lubić, a to najważniejsze.
Postać drugoplanowa, która przypadła mi do gustu nieco bardziej niż Mike, to Luke. Jego lekki duch, nieznaczny sarkazm i sposób bycia ciągnęły mnie do niego, jak pszczołę do miodu.
Nie znajdziemy w książce zbyt wiele akcji, a gdy już się pojawia, to niestety wydaje się lekko wymuszona. Dodatkowo po danym wydarzeniu wszystko bardzo szybko wraca do normy. Nie ma chwili na uporządkowanie emocji.
Recenzja czekała trochę na publikację – zdążyłam przeczytać kilka innych książek i zestarzeć się o pare tygodni. W tym czasie cała historia zapisana na kartkach „Bad Boys go to hell” zniknęła z mojej pamięci – nie zapamiętałam praktycznie nic z tego, co przeczytałam. Bohaterowie nie są na tyle ciekawi (nawet Luke),czy niesamowici, by zapisać się na dłuższą chwilę. Powieść jest lekka i przyjemna do szybkiego przekartkowania, ale nie wywarła na mnie większego wrażenia – kilka chwil z lekturą o szczenięcej miłości i paroma urokliwymi momentami, ale nic więcej. Bez wydarzeń podnoszących ciśnienie, prawdziwej dramy, walki, ekscytacji i podniecenia. Dla kogoś szukającego ogromnych wrażeń ten tytuł może się nie sprawdzić. Osoby chcące rozerwać się przy niezobowiązującej historii z nutą romantyzmu mają na pewno większe szanse na satysfakcjonujący wieczór.
Sceny erotyczne nie sprawiły, że moje serce zabiło mocniej. Pragnęłam dobrze wgryźć się w daną sytuację – poczuć zapach seksu i doświadczyć elektryzującego klimatu. Niestety opisane wydarzenia nie wywarły na mnie większych emocji – przyszły i poszły, nie zostawiając po sobie śladu.
Książka to dobra lektura dla osób, które chcą wrzucić coś na czytelniczy ząb po mocniejszych wrażeniach. „Bad Boys go to hell” to coś dla czytelnika romansów i książek obyczajowych o lekkiej naturze – bez łez, przyspieszonego bicia serca, ale o kilku uroczych i dla niektórych zabawnych momentach.
Moja ocena: 5/10