Szybka i dość ciężkostrawna dawka historii ostatnich kilkuset lat monarchii brytyjskiej, przeplatana niezwykle ciekawymi opowieściami o funkcjonowaniu dworu. Ilu ludzi, stowarzyszeń, cechów, rzemieślników i biuralistów było potrzeba żeby Pałac funkcjonował a majestat Korony lśnił niezmąconym blaskiem! Dla niektórych "rojalsi" to klasa próżniacza, pasożyty na zdrowej tkance ludu pracującego i tak dalej... Ja jednak zazdroszczę brytolom tego reliktu. Dla mnie to symbol ciągłości państwa, jego niezmienności, trwania przez wieki; coś, wokół czego można się gromadzić i traktować jak rzecz godną obrony i identyfikowania się z nią. Bo jak tu bronić czy identyfikować się z jakimś tam żałosnym ministrem czy premierem o słomianych włosach? A poza tym jest to świetne uzupełnienie prac MSZ albo Ministerstwa Turystyki, o ile takowe w GB działa. Nie miałabym nic przeciwko dorzucania się z własnych podatków do utrzymywania splendoru Króla, lepsze to niż karmienie wiecznie zmieniających się demagogicznych szarlatanów na rządowych posadach.
Książka o historii monarchii brytyjskiej. Pomimo przedstawionych wielu szczegółów (w tym pikantnych),treść jakby urywa się na koronowaniu Elżbiety II. Próżno szukać szczegółów z późniejszego życia Jej Królewskiej Mości, króla Filipa czy afery z księżniczką Dianą - tematy potraktowane bardzo przelotnie, gdzieś w epilogu.
Czytała mi się bardzo wolno. Chociaż na jej podstawie można by nawet całkiem frywolny serial nakręcić :)