Od 1943 do 1946 uczęszczał na Uniwersytet w Harvardzie, przy czym w latach 1944–1945 pracował dla American Field Service w Birmie i w Indiach. W 1946 w czasopiśmie Harvard Wake opublikował swój pierwszy wiersz. Od 1949 korespondował z Williamem Carlosem Williamsem i Ezrą Poundem. W 1950 zapoznany został z poetą Charlesem Olsonem, a w 1954, jako rektor Black Mountain College (college sztuk doświadczalnych w Północnej Karolinie),Olson zaprosił Creeleya, by dołączył do kadry wydziału i redagował Black Mountain Review. W 1960 Creeley otrzymał stopień magistra na Uniwersytecie w Nowym Meksyku w Albuquerque. Dzięki Black Mountain Review i własnym pismom krytycznym, Creeley pomógł zdefiniować obecną w powojennej poezji amerykańskiej tradycję niezależną od wpływów Pounda, Williamsa i Zukofsky'ego, a obecną w dziełach Olsona, Duncana, Allena Ginsberga, Denise Levertov, Edwarda Dornala. Od 1989 był profesorem poezji i nauk humanistycznych na Uniwersytecie państwa Nowego Jorku w Buffalo. W 1999 został wybrany na Kanclerza Akademii Poetów Amerykańskich.
Podczas ostatniej wizyty w bibliotece miejskiej ruszyłam w kierunku półek z poezją. Ta część budynku jest najczęściej pusta i głucha, tak daleko nikt się nie zapuszcza. Bo i po co? W końcu najpopularniejsze książki znajdują się w centralnej części wypożyczalni. Trochę to smutne, z perspektywy tych wszystkich zaniedbywanych tomów, ale przynajmniej miałam spokój. Kurtkę i torebkę rzuciłam na podłogę, usiadłam wygodnie na wykładzinie i zaczęłam grzebać...
Tomik „Od Walta Whitmana do Boba Dylana. Antologia poezji amerykańskiej” skusił mnie tytułem i nazwiskiem autora przekładu. Z góry założyłam, że Barańczakowi mogę zaufać, w końcu to on dokonał autorskiego wyboru wierszy. Poezję amerykańską znałam w stopniu minimalnym, więc postanowiłam poszerzyć własne horyzonty. Ależ się zawiodłam...
Większość przytoczonych nazwisk znałam ze słyszenia. Jednak amerykańska popkultura potrafi skutecznie przemycać poetyckie motywy. Niestety same wiersze zupełnie do mnie nie przemówiły. W trakcie czytania odezwał się we mnie europejski snobizm, a tematy poruszane przez poetów wydały się infantylne i nieistotne. Najwidoczniej mam zbyt małą wiedzę na temat historii i kultury Stanów Zjednoczonych, żeby móc w pełni zrozumieć tamtejszą poezję. Spodobał mi się klimat panujący w wierszach Ezry Pounda i T.S. Eliota, jednak te przytoczone przez Barańczaka nieszczególnie przypadły mi do gustu. Nawet utwory Emily Dickinson całkowicie mnie zawiodły, a przecież znam i lubię jej poezję. Może to wybór wierszy jest tak niefortunny? Może akurat inne utwory złapałyby mnie za serce? Nie wiem, ale bardziej od samej poezji podobały mi się mini biografie poetów spisane ręką Barańczaka. Jak dla mnie były ciekawsze niż przytoczone wiersze.
Są rodzynki w tym hipisowskim cieście. Na pierwszym planie O'Hara (w Polsce wydawany głównie w antologiach lub na łamach czasopism, nie liczę "Twojej pojedynczości" w przekładzie Sommera),Kadysz Ginsberga oraz nieznani dla mnie zupełnie wcześniej: Robert Creeley ("Nieuczciwi listonosze"!) i Denise Levertov ("Psalm miasta"). Jack Kerouac - tylko dwa wiersze, z tomu Mexico City Blues.
Cały koncept zbioru (wiersze wybrała i tłumaczyła Teresa Truszkowska) ma dla mnie podwójną wartość. Po pierwsze Creeley i O'Hara do pogłębienia. Po drugie książka zawiera tłumaczenia obok oryginałów. Dzięki temu słychać np., jak O'Hara fantastycznie rytmizuje (i rymuje) o czym nie miałem absolutnie pojęcia, wcześniej mając do czynienia tylko z tłumaczeniami.
W wierszu "Na górze"
Skały pokryte porostem,
grzechoczące liście i nieświeży śnieg
będę żyć, by dopalić tego papierosa,
autostrada ryczy na mniejszym pagórku,
błyszczy staw w dole i słupy telegrafu
na horyzoncie.
O krok stąd w martwym słońcu
brudna chusteczka leży na śniegu.
Palę Picayune
"najgorszego papierosa", przyciskam usta
do chusteczki,
jest ciepło.
W oryginale ten wiersz brzmi tak:
Rocks with lichen on,
rattling leaves and rotting snow
I shall live to finish this cigarette
and the turnpike roars up a lesser hill,
gleams the nether pond and the wire towers
on the horizon.
A foot away in the dead sun
a handkerchief lies dirty in the snow.
I'm smoking a Picayune
"the worst cigarette", press lips upon
the handkerchief
and it is warm.
Żeby nie zapomnieć, wrzucam tu jeszcze "listonoszy", wiersz, który mógłby być flagowcem tego zbioru:
The Dishonest Mailmen
They are taking all my letters, and they
Put them into a fire.
I see flames, etc.
But do not care, etc.
They burn everything I have, or what little
I have. I don't care, etc.
The poem supreme, addressed to
Emptyness - this is the courage
Neccessary. This is something
Quite different.
(Nieuczciwi listonosze
Oni zabierają wszystkie moje listy i
Wrzucają je w ogień.
Widzę płomienie, itd.
Lecz nie dbam o to, itd.
Oni palą wszystko co mam, odrobinę
Którą posiadam. Nie dbam o to, itd.
Najdoskonalszy poemat, skierowany do
Pustki - jest aktem odwagi
Niezbędnej. Czymś całkiem
Odmiennym.)