Garth Ennis (ur. 16 stycznia 1970) - irlandzki twórca komiksów, najlepiej znany ze swych prac dla wydawnictwa DC / Vertigo gdzie tworzył serię Kaznodzieja. Uznanie przyniosła mu też praca nad serią Punisher, oraz takimi komiksami jak Hellblazer, autorski Hitman, Judge Dredd, The Authority i wiele innych. Jego prace odznaczają się czarnym humorem, przerysowaną przemocą, sprzeciwem wobec zorganizowanej religii, obrazoburczością i eksploracją wątków o zabarwieniu homoseksualnym.http://
Wspaniała, świetna, najlepsza wersja Punishera...
Takie opinie można przeczytać na temat tego wydania i wydawało się że słusznie skoro Egmont postanowił wydać Marvel Knight jako wydanie zbiorcze w twardej oprawie.
Jak jest jednak na prawdę?
Cóż. To mocne rozczarowanie.
Pierwsze co rzuca się w oczy to rysunek. Jest on tylko poprawny. Nie zachwyca niczym ale też nie razi za bardzo w oczy. Nie przypominam sobie żeby choć jedna plansza tego komiksu zachwyciła mój wzrok choć na chwilę.
Jesli chodzi o treść, to tutaj można powiedzieć, że jest jeszcze słabiej.
Czytałem sporo Punisherów od Tm-Semic i spodziewałem się tutaj czegoś naprawdę dobrego. Rzeczywistość brutalnie te oczekiwania zweryfikowała.
Główna, 12-to częściowa historia o rozbiciu rodziny mafijnej jest po prostu mocno przecietna. Jeśli ktoś liczył na fajną, dobrą historię w stulu Martina Scorsese to poczuje się rozczarowany. Fabuła jest prostaczka, a calość uzupełniają średniej jakości wątki poboczne. I nawet pojawienie się Spider-man czy Daredevilla niewiele to zmienia.
W Marvel Knights zachwycać ma nas gadający korpus mateczki Gnucci, wydający wszystkim polecania i wyskakujący ostatecznie z okna aby ugryźć Punishera... w nogę!. I to nie jest wcale żart!. Tak jest na prawdę!
Dostajemy też głównego bosa, osiłka o pseudonimie "Rusek", który jest tak samo silny jak i głupi. Pokonać go nie można w żaden sposób, ale Frank rzuca mu w twarz ciepłą pizzą i Rusek pokonany...
Rusek w ogóle jest głównym punktem tego komiksu, bo dostajemy jeszcze jedną historię o nim. O tym jak odcięta głowa Ruska zostaje przymocowana do ciała robota z wielkimi... cyckami. Specjalnie używam takiego określenia, bo to ma być niby w zamyśle śmieszne i innowacyjne. Takie to ambitne treści prezentuje ten komiks.
Komiks ten jest wydaniem dla dorosłych, ale nie nabierzcie się na to.
To jest typowy komiks dla młodzieży. No, chyba że bawiliście się dobrze przy filmach takich jak Kac Vegas i lubicie obejrzeć sobie kolejny odcinek serii Szybkich i Wściekłych, to może wam się ten komiks spodoba. Jeśli ktoś oczekuje jednak czegoś bardziej ambitnego i sensownego, to lepiej sobie to wydanie darować.
Jeśli to byłby pierwszy mój komiks Punishera jaki czytałem, to więcej bym już po Punishera nie sięgnął.
Na koniec tomu otrzymujemy jeszcze jedną, bonusową opowieść o tym jak Frank Castle zabija pistoletem wszystkich superbohaterow na świecie. Wysyła nawet (nie wiadomo jak) bombę atomową na Księżyc żeby zniszczyć (prawie) wszystkich X-men i ich wrogów Traktować tę historię należy z przymrużeniem oka, bo sens tej opowieści jest zupełnie inny, ale historia ta dobrze oddaje to, czym jest ten komiks.
Za rysunki w bonusowej opowieści odpowiada Doug Braitwaite. Jego Rysunki są już chyba lepsze od Steve Dillona, mimo tego że twarze twarze bohaterów temu artyście niezbyt wychodzą Jednak jest on chyba bardziej wyrazisty niż Steve Dillon.
Na koniec wypadałoby jeszcze opowiedzieć o pozytywach tego wydania.
Najciekawiej wypada ukazanie w komiksie policyjnej grupy pościgowej, mającej schwytać Punishera. Nie jest to nic wybitnego, ale na tle przeciętnej historii się wyróżnia. Całkiem nieźle jest też wplątana w treść postać Daredevilla.
Jakieś pozytywne słowo można powiedzieć też o wątku pobocznym dotyczącym naśladowców Punishera. Mimo że wątek ten też pozostawia wiele do życzenia i kończy się niespecjalnie, to mamy chociaż możliwość zapoznania się z motywacją naśladowców, co jest już zobrazowanie w miarę trafnie.
Najciekawiej wydawała się przebiegać relacja Franka że swoją sąsiadką, ale wątek ten nie został należycie wykorzystany. Można to by było trochę lepiej napisać.
Największe plusy należą się jednak za umieszczenie w tym wydaniu wszystkich dwunastu okładek Tima Bradstreeta. Wielka szkoda że rysownik ten odpowiada TYLKO za okładki w tym wydaniu. Może gdyby odpowiadał za całość komiksu, to ocena byłaby trochę wyższa.
Kolejny zbiór komiksów, których głównym bohaterem jest Constantin, tym razem autorem scenariuszy jest irlandczyk Garth Ennis.
Muszę powiedzieć że Ennis jako scenarzysta bardziej mi się spodobał niż Delano (autor poprzednich scenariuszy) oraz rysunki są też lepsze niż w poprzednich tomach, a przynajmniej mi osobiście się bardziej spodobały. Historię w porównaniu z poprzednim są mniej szalone i zakończenia wątków są bardziej satysfakcjonujące. Historie skupiają się mocno na bohaterze bo dotykają go osobiście. Przykładem jest tutaj próba poradzenia sobie z rakiem.
Bohater Constantin jest tutaj nadal cwaniakiem, bawidamkem i chamem. Ma jednak tutaj ludzką twarz. Pod skorupą cynizmu kryje się dobro. Próbuje nawet ustatkować sobie życie z kobietą. Constantin jest mniej punkiem (jak miało to miejsce w poprzednich tomach) w tym tomie, a bardziej cwaniako/detektywem i zdaje mi się że dojrzał bardziej.
Rysunki są surowe i czasem niedbałe, skupiają się często to twarzy głównego bohatera. Mi osobiście ten styl spodobał.
Polecam każdemu fanowi Constantina ten tom. Dostarczy wam wiele frajdy.