Jarosław Ruszkiewicz – rocznik 1962, mieszka z żoną i synem w Sosnowcu. Pasjonat fantastyki i lotnictwa. W latach 80. był pilotem sportowym w Aeroklubie Śląskim, latał na samolotach i szybowcach. Wychowany na powieściach Verne’a i „Sensacjach XX wieku”, interesuje się nowoczesnymi technologiami, ale i tajemnicami z przeszłości. Jako młody człowiek zjeździł cały kontynent, doświadczając życia zarówno w greckim upale, jak i w norweskich chłodach. Fascynują go teorie spiskowe. W swoich książkach chce ukazywać potęgę rasy ludzkiej w obu jej aspektach – twórczym i niszczycielskim. „Syndrom Everetta” to jego debiut, w którym historia ludzkiej cywilizacji przedstawiona została z całkowicie innej perspektywy. Wyobraźnia pisarza prowadzi ludzkość nową ścieżką w nieznane, jednocześnie opierając się na współczesnych odkryciach naukowych.
II tom to nagroda dla czytelnika, któremu udało się przebrnąć przez nie najłatwiejszy tom I. O ile w pierwszym tomie był problem z nadmiarem wodolejstwa to w kontynuacji akcja mocno przyspiesza. Śledzimy losy nie tylko aktualnej rzeczywistości ale coraz więcej czasu spędzamy w przeszłości alternatywnej rzeczywistości ziemi a nawet odległych planet gdzie Federacja 40 tys. lat po wielkim zwycięstwie nad potężną Arnvalią drży w posadach na skutek działania separatystów i dawnych sojuszników Arnvalian. Dowiadujemy się więcej o Federacji a przede wszystkim o Ashtarianach, dawnych sojusznikach Arvalii, którzy nie tylko "czuwają" nad ludzkością na ziemi ale i zaczynają śnić o dawnej potędze. Dowiadujemy się też prawdy o pochodzeniu ludzkości, która wcale nie jest tak oczywista jak sądziliśmy wcześniej i może mieć poważne konsekwencje dla całej galaktyki.
Autor wziął chyba sobie do serca uwagi czytelników i ograniczył niepotrzebne, nic nie wnoszące wątki ale i całkowicie ich się nie ustrzegł. Na szczęście w tym tomie to tylko rzadkie przerywniki. Jestem pod wrażeniem i niecierpliwie czekam na III tom. Oby nie za długo.
Ostatnio coraz częściej zdarza mi się obserwować że autorzy, pewnie nawet bezwiednie, wpadają w schematy, które są już mocno ubite. W przypadku "Syndromu" autorowi udało się uniknąć tej pułapki, pomijając drobne sztampowe szczegóły :) Wspaniała opowieść, wiele wątków, dość wysoki "próg wejścia" który jednak odpłaca się w dalszej części opowieści niesamowitą satysfakcją i docenieniem kunsztu autora w kwestii prowadzenia wątków. Wielka tajemnice, wspaniały świat, jednak nie tak odległy od naszego jakby się mogło wydawać. Polecam :)