Nauka, technologia i alternatywny XIX wiek. O „Przedsionku piekła“ opowiada Tomasz Kaczmarek

LubimyCzytać LubimyCzytać
25.03.2021

Tomasz Kaczmarek, autor wielu opowiadań, debiutant w dłuższej formie. „Przedsionek piekła” to pierwsza powieść autora, która zabiera czytelnika do alternatywnej Ameryki XIX w., gdzie technologia pomknęła naprzód. Szaleni naukowcy, okaleczeni pacjenci, szpitale psychiatryczne, tajne laboratoria i osobnicy nazywający siebie bogami-naukowcami. Historia o odkupieniu, zemście i ambicji. Przeczytaj wywiad z autorem i przeczytaj fragment książki!

Nauka, technologia i alternatywny XIX wiek. O „Przedsionku piekła“ opowiada Tomasz Kaczmarek

[Opis wydawcy] Ameryka alternatywnego XIX wieku. Daj się porwać światu, w którym technologia, zamiast pełzać, pomknęła naprzód.

Na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych znajduje się miasto Exmore – betonowa dżungla wieżowców, ciężkich fabryk i mrocznych zaułków. A pośrodku tego sztucznego tworu stoi potężna elektrownia, której źródłem energii jest technologia trzymana w głębokiej tajemnicy.

Staruszek Andrew Milton spędza czas w szpitalu psychiatrycznym, na oddziale dla skazańców o szczególnie niebezpiecznym rodowodzie. Kathleen Turner trzymana w zamknięciu jak zwierzę czeka, aż nastąpi jej smutny koniec. Janusz Szewczyk, nastoletni syn polskich emigrantów, stara się przetrwać w niebezpiecznych dokach Exmore. Cała trójka jeszcze nie wie, w jaki sposób niepowstrzymana fala wydarzeń powiąże ich losy.

Jak debiut, to tylko z przytupem! „Przedsionek piekła” Tomasza Kaczmarka dosłownie pierze mózg! Zatopcie się w alternatywnym świecie, gdzie szaleni naukowcy, nazywający się bogami, eksperymentują na ludziach w imię nauki. Nie zapomnijcie o białym kaftanie, bo inaczej możecie nie wyjść z tego żywi. Emilia Zaręba, podrugiejstronieokladki6.blogspot.com

Agnieszka Czajkowska*: Dlaczego akcję książki umieściłeś w USA? Przecież to mógł być szpital w Tworkach.

Tomasz Kaczmarek: Aby odpowiedzieć na to pytanie bardzo dokładnie, musiałbym niestety zdradzić kilka tajemnic fabularnych, a wolałbym pozostawić to czytelnikowi. Odpowiadając nieco bardziej ogólnie, to szpital może i mógł być w Tworkach, ale Exmore z całą pewnością nie. Mamy tu do czynienia z tworem o ogromnej skali, dehumanizującym betonowym monstrum, swoistą metaforą współczesnego miasta, którego rozwój nie jest planowany przez pryzmat spoglądania na mieszkańca, lecz na zysk. Tak potężny byt w mojej opinii nie miałby szansy pojawić się w innym miejscu. Z drugiej strony większość moich utworów staram się lokować albo w miejscach całkowicie zmyślonych, albo też znajdujących się w bardziej swojskich rejonach. Exmore umieściłem w USA, bo po prostu najlepiej mi tam pasowało.

Czyli akcja lepiej pasuje do Zachodu, bo jest bogatszy, prężniej się rozwija i tam byłaby większa szansa na takie wydarzenia? I w tym momencie straciłeś pewną grupę czytelników, którą pozostawimy w domyśle. A nie boisz się posądzenia, mimo wszystko, także przez tych, którzy jeszcze książki nie przeczytają, o to, że chciałeś bardziej się przypodobać czytelnikom, którzy wolą zachodnią literaturę?

Idąc tym tokiem myślenia, można powiedzieć, że zawsze gdy osadzamy akcję w pewnym miejscu, tracimy pewną grupę czytelników, podobnie jak wtedy, gdy decydujemy się na określone rodzaje postaci czy zabiegów fabularnych. Trudno jest tu mówić bez spojlerów... myślę, że czytelnicy, którzy dadzą radę przebić się przez cały tekst, sami dojdą do wniosku, że pojawienie się Exmore w tym miejscu jest dużo bardziej prawdopodobne niż np. w Polsce, bez względu na to, czy w alternatywnej rzeczywistości istniała jako kraj, czy też nie. Szczerze mówiąc, nie wiem, jaką literaturę wolą polscy czytelnicy... zachodnia dominowała w latach 90. całkowicie, ale w późniejszym czasie minęło to pierwsze zachłyśnięcie się literaturą zachodnią i nasi autorzy zaczęli coraz mocniej wchodzić na rynek. Od siebie mogę powiedzieć, że akcja dzieje się po prostu w miejscu, które uznałem za najbardziej odpowiednie. Szukałem go, biorąc pod uwagę wiele kontekstów, i jak sądzę, osadziłem całkiem nieźle.

Jednak nie trzymasz się konsekwentnie tego Zachodu, bo wśród bohaterów też są „nasi”. Obok Andrew, Davida czy Careya mamy Janusza, Karola, a nawet trafił się jakiś Kowalski.

Mówiliśmy o osadzeniu akcji. Stany Zjednoczone są domem dla wielu narodowości, w tym pochodzenia polskiego. Mogłem więc bez ryzyka dodać mały element swojskości.

Zwłaszcza że jest to alternatywna wersja. Ważnym elementem fabuły są tajne laboratoria i szaleni naukowcy (plus szalone żaby oczywiście). Wspominasz na końcu powieści, że „złapałeś bakcyla” i rozumiem, że spędzałeś godziny w sieci, śledząc najciekawsze informacje o eksperymentach. Na tej bazie powstał pomysł powieści czy złapałeś tego bakcyla, prowadząc research i dowiadując się przy okazji, że Twoje odjechane pomysły na fabułę nie dość, że ktoś już wymyślił, to jeszcze wykonał związane z nimi eksperymenty?

Co do łapania bakcyla, to miałem na myśli raczej różnego rodzaju odkrycia naukowe, obserwacje przyrodnicze czy teorie i hipotezy. Często okazuje się bowiem, że najbardziej odjechane pomysły są jednocześnie realne. Grzyby sterujące umysłami owadów, mikrosekundowe wyładowania elektryczne sięgające granicy kosmosu czy genomy żab podatne na wprowadzanie ludzkich genów. To wszystko pomysły, które swój początek mają w rzeczywistości, a dotarłem do nich właśnie dzięki dostępowi do sieci. Eksperymenty szalonych naukowców też oczywiście można pod to podciągnąć. Generalnie jestem fanem ciągłego zdobywania wiedzy. Ważne jest dla mnie przy tym spełnianie warunków metody naukowej, która pozwala minimalizować prawdopodobieństwo błędu. Ze swojej strony staram się w miarę możliwości falsyfikować informacje niesprawdzone. Mówiąc krótko, szukam dziury w całym tak długo, aż ją znajdę. A jeśli do tej pory mi się to nie udało, to jest super. Mogę przyjąć, że np. dana teoria spełnia pewne kryteria, według których może zostać uznana za prawdziwą (lub chociaż wielce prawdopodobną).

Widziałeś te ślimaki, które odrzucają głowy, by tworzyć nowe narządy? Świetnie by pasowały do szalonych żab! Może wykorzystasz w kolejnej części „Przedsionka piekła”. Teraz chyba pora na samo „Piekło”, skoro już przedsionek zwiedziliśmy.

Na razie nie przewiduję drugiej części. Mam za dużo pomysłów na kolejne rzeczy.

To co następne?

„Alchemia światła”. Fabuła w formie opowiadań i noweli. Dwa tomy składające się z różnych historii z różnymi bohaterami, które łączą się w całość, jednocześnie opowiadając swoje osobne historie. Dwa pierwsze opowiadania ukazały się w „Nowej Fantastyce” – „Pierwsze przyjście kambiona” („Fantastyka Wydanie Specjalne” 1(58)/2018) i „Plato” („Nowa Fantastyka” 432 (09/2018). Potem chcę się zabrać za inne rzeczy. Mam pomysł na totalną schizę rozgrywającą się na świecie latających rzeźb Krisa Kuksiego, jednego z moich ulubionych artystów tworzących prace wizualne. Mam w planie też coś, co chcę, aby było moim opus magnum. To połączenie dwóch najmocniejszych wizji, jakie mi się trafiły. Historia przesterowanej biologii u schyłku istnienia oraz niezwykle konsekwentna historia o podróżach w czasie. Roboczy tytuł to „Władca czasu”. Celowo użyłem określenia „niezwykle konsekwentna”, ponieważ konsekwencja jest tutaj kluczem do całości. W międzyczasie piszę też opowiadanie szkatułkowe, które łączy w sobie opowieść o żywiołakach, opracowania do pracy naukowej na ich temat oraz bohaterze, który napisał ową pracę. Ciężko mi to idzie od strony formalnej, tak że nie spieszę się – czekam, aż trafi mi się odpowiedni pomysł, by nadać temu najlepszą formę.

Napisałeś sporo opowiadań, które rozsiane są po różnych antologiach i pismach. Może by tak wydać jakiś zbiór?

Uważam, że zbiór to bardzo dobry pomysł, aczkolwiek trzeba też na to patrzeć praktycznie... tego typu wydawnictwa sprzedają się gorzej od powieści, więc pewnie szansa na to pojawi się zależnie od tego, czy będę wystarczająco rozpoznawalny. Z drugiej strony... moim książkowym debiutem jest zbiór opowiadań wydany w 2015 roku nakładem wydawnictwa Kameleon. „Poznasz mnie po głosie” zbiera niepublikowane i publikowane teksty, które wybrałem do zamieszczenia w formie książkowej. Wydawnictwo jest raczej nieduże i nie ma działu marketingu... stąd ta publikacja jest raczej mało znana.

Premiera „Przedsionka piekła” zaplanowana jest na 24 marca, a recenzenci otrzymali już swoje egzemplarze i pojawiają się pierwsze recenzje. Czytasz je? Co sądzisz o odbiorze powieści? Czy czytelnicy zwracają uwagę na to, na czym Ci najbardziej zależy, czy odnaleźli to, co ukryłeś?

Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie śledzę pojawiających się opinii. W pewnym sensie jestem już do nich przyzwyczajony, bo po każdym opublikowanym opowiadaniu zawsze przeglądałem sieć, by sprawdzić, czy coś gdzieś się komuś obiło o uszy. I czasem trafiały się różnorakie opinie, niekiedy nawet pozytywne . Ale to jest zupełnie inna skala. Praktycznie nie ma dnia, by nie pojawiała się nowa recenzja. Więc zdecydowanie tak: przeglądam recenzje, choć nie emocjonuję się nimi aż tak mocno. Czasem recenzje są świetne, czasem słabe (i nie chodzi tu o ocenę mojej pracy, lecz o wykonanie własnej). Często zapominamy, że pisać recenzje też trzeba umieć. I jest wiele osób, które to naprawdę potrafią. Takie merytoryczne recenzje bardzo lubię czytać, nawet jeśli nie są pochlebne.

Gdybyś miał jednym cytatem opisać książkę (a także zaciekawić czytelnika), który byś wybrał? W serwisie lubimyczytać.pl pojawił się także pierwszy cytat, który zwrócił uwagę czytelników. „Bardziej jednak obawiał się ludzi. To ich uważał za najgroźniejszych. I to oni nieskończenie go fascynowali”. Uważasz go za odpowiedni do podsumowania powieści czy wybrałbyś inny?

To całkiem niezły cytat, ale z pewnością nie podsumowuje książki jako całości. Oddaje za to bardzo dobrze pewne tematy, które starałem się w niej podejmować. Wydaje mi się, że wybór jednego cytatu w tym przypadku nie spełni swojego zadania. Jestem mocno zaangażowany w treść, więc wszędzie odnajduję jakieś szczegóły, które wydają mi się ważne. Dlatego niezależnie od tego, jaki fragment bym wybrał, zawsze będzie mi się wydawał niekompletny.

To zdanie z pierwszej sceny książki i bardzo dobrze opisuje Andrew Miltona, jednego z głównych bohaterów. Andrew (zgodnie z recenzjami) od pierwszych stron zdobywa sympatię czytelników. Miły, zagubiony staruszek, który dziś na śniadanie zjadł mus czekoladowy. Dopiero gdy zapada noc, dowiadujemy się, że staruszek Andrew Milton spędza czas w szpitalu psychiatrycznym, na oddziale dla skazańców o szczególnie niebezpiecznym rodowodzie. Jak sądzisz, czy po tej pierwszej nocy w szpitalu czytelnicy nadal darzą go sympatią, wierząc, że jego obecność na oddziale jest niesłuszna, czy wręcz przeciwnie, sympatia gaśnie w jednej chwili?

Również docierają do mnie informacje, że miły staruszek jest popularny wśród czytelników. Również po tej pierwszej nocy. Mam swoje zdanie na temat budowania postaci i... może jest coś na rzeczy. Uważam, że osoby budzące sympatię nie muszą być ani miłe, ani dobre, ani nawet sympatyczne. Powinny być nam bliskie, czyli mieć swoje wady, wątpliwe i wstydliwe uczynki na koncie. Milton zdecydowanie ma swoje za uszami, czego czytelnicy dowiadują się stopniowo. I to moim zdaniem jest w tej postaci ciekawe. Jest niejednorodna.

Bardzo zgrabnie połączyłeś historie trzech różnych postaci, ciekawie żonglujesz czasem, fantastycznie wykorzystałeś naukę i technologię, a nawet jak tłumaczysz jakieś zagadnienia z dziedzin ścisłych, to czytelnik nie czuje się jak idiota. Widać, że poświęciłeś sporo czasu na porządny research, a książka jest dopracowana i mam nadzieję, że czytelnicy będą potrafili to docenić i zrozumieją jej treść. Czy teraz, na ostatniej prostej do premiery, po tych kilku recenzjach, jest coś, co chciałbyś w tekście zmienić?

Bardzo dziękuję za miłe słowa dotyczące formy powieści oraz jej naukowej podbudowy. Faktycznie zawsze spędzam sporo czasu, sprawdzając, czy moje podstawowe ontologiczne założenia mają rację bytu. A jeśli już się na jakieś zdecyduję, to robię wszystko, by ich nie naruszać. Dużo przeszukuję sieć, czytam, wybieram wartościowe pozycje książkowe, by wszystko, o czym piszę, było w jakiś sposób uzasadnione, a nie zawieszone w próżni. Zwartość i logiczność całości jest dla mnie niezwykle ważna. A czy coś bym zmienił? Nie. Uważam, że tekst, który raz opublikowałem, powinien pozostać w takiej formie, nawet jeśli są w nim pewne niedoskonałości lub błędy. W końcu tak go wtedy zakończyłem, co oznacza, że takie były moje ówczesne możliwości i umiejętności.

A może coś dodać? Jednym z zarzutów do tekstu jest zbyt mała ilość informacji na temat Bonaków. Czy zamierzasz przybliżyć ich historię w jakimś innym tekście?

Myślę, że informacji o co najmniej jednym z nich jest całkiem sporo. A o innych nie wspominam, bo nie są częścią tej historii. Poza tym chciałem też pokazać ich niezależność w stosunku do siebie oraz celu, do którego dążą. Uważam, że w tekście opowiadanie o pewnych rzeczach jest równie ważne jak pomijanie innych. Zawsze staram się pozostawiać niedosyt, pole do interpretacji, tajemnicę, która korci i kusi, by gdzieś pojawiło się coś więcej na jej temat. Oczywiście nie oznacza to, że planuję kontynuację. To dla mnie zamknięta całość, zrobiłem ją tak, jak zaplanowałem, i wyczerpuje ona temat. Może kiedyś jeszcze wrócę do tej rzeczywistości, o ile wpadnie mi do głowy taki koncept, do którego się zapalę. Na razie jednak mam zbyt wiele innych pomysłów, by skupiać się na tym jednym. Potrzebuję nowych bodźców do pisania. Zawsze poszukuję czegoś nowego, pola do eksploracji. Stąd raczej należy się po mnie spodziewać nowych rzeczy niż kontynuacji starych.

Jeden cytat, a nawet fragment podsumowujący książkę było wybrać ciężko, a może uda się z piosenką. Na swoim profilu na Facebooku często wrzucasz muzyczne inspiracje. Którą polecasz na podkład do czytania?

W okresie, w którym pisałem „Przedsionek”, towarzyszyła mi bardzo zróżnicowana muzyka, jednak są rzeczy, dzięki którym łapałem inspiracje pod pisanie książki. Na pewno mogę tu wymienić „Converting Vegetarians II” od Infected Mushroom, która to płytka do dziś potrafi mi pomóc w szukaniu skupienia i inspiracji. Wspierały mnie też Shpongle (polecam piosenkę „Magumba state”), The Claypool Lennon Delirium, Gorillaz czy muzyka filmowa. Ostatnio zaś delektuję się Hugo Kantem czy genialnym Sleaford Mods.

Czy ludzkość jest mentalnie gotowa na współczesny galopujący rozwój technologii? A jeśli w rozważaniach uwzględnimy jeszcze hipotetyczny czynnik, obcą cywilizację połowicznie dzielącą się z Ziemianami osiągnięciami wyższej inteligencji? Dlaczego łatwo zrzec się odpowiedzialności za zbrodnie przeciwko ludzkości dokonane w imię doskonalenia wiedzy? Intrygujący i dający do myślenia obraz alternatywnej rzeczywistości, przywołujący znajome niepokojące brzmienia ciemnej strony natury człowieka. Izabela Pycio, Secretum.pl 

Tomasz Kaczmarek - rocznik 1982. Poznaniak z urodzenia i wyboru. Łysiejący i marudny. Uzależniony od pisania. Publikuje od 2005 roku w czasopismach i antologiach. Ma na koncie własny zbiór opowiadań, a w planach kilka odjechanych powieści. Uwielbia muzę, która mieli mózg na papkę, dobre seriale i książki. Je niezdrowo, choć wie, że nie powinien. Żłopie kawę jak nawiedzony. Nienawidzi palenia, co uważa za jedną ze swoich nielicznych zalet.

Przeczytaj fragment książki „Przedsionek piekła”

Przedsionek piekła

Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers.

*Agnieszka Czajkowska – prowadzi blog Kupię, przeczytam później https://www.facebook.com/kupieprzeczytampozniej/

Artykuł sponsorowany


komentarze [3]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
miedzyliterami 26.03.2021 05:48
Bibliotekarka

Mam już tę historię za sobą i mocno polecam.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Feanor 25.03.2021 13:48
Bibliotekarz

Czytałem jego teksty w "Nowej Fantastyce", świetne s-f

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LubimyCzytać 25.03.2021 11:49
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post