Krótka wycieczka na tamten świat Juliusz Strachota 6,2
ocenił(a) na 64 godz. temu "Największy kłopot z przemijaniem jest taki, że nie trwa ono wiecznie."
To moje pierwsze spotkanie z prozą tego pisarza i przyznam szczerze, że po wysłuchaniu i przeczytaniu (jednocześnie słuchałam audiobooka i śledziłam tekst książki) kilkunastu pierwszych stron tekstu miałam silną pokusę, aby dać sobie spokój z tym przedsięwzięciem. Polszczyzna, jaką posługuje się narrator, przerosła moje oczekiwania. To skrzyżowanie jakiegoś slangu z kodem językowym instagramerów, przyozdobione licznymi skrótami myślowymi i onomatopejami. Taki brzydszy, wulgarny i pozbawiony uroku współczesny Miron Białoszewski. Na coś takiego byłam zupełnie nieprzygotowana. Ale w końcu jakoś ten styl przełknęłam.
Pierwsza część „Krótkiej wycieczki…” wydała mi się znacznie słabsza niż to, co dzieje się dalej, gdy Strachota trafia wreszcie na „swój” temat. Początkowo ta powieść zdaje się nie mieć pomysłu na siebie – jest rozmemłany, „postnałogowy” narrator pierwszoosobowy po przejściach z nałogami: alkoholowym, lekomanią i narkomanią, który próbuje się pozbierać do kupy, praktykuje (z miernym efektem zen),chodzi za swoim senseiem, stara się oswajać lęki przed chorobą (fibromialgią) i śmiercią. Ot, nudnawe życie hipochondrycznego mieszczucha i jego codzienna łazęga. Juliusz ma rodzinę, ale utrzymuje relacje jedynie z żoną i jamnikiem. Unika kontaktów z ojcem, bratem. Jego matka mieszka w Australii z nowym partnerem, więc kontakty też są sporadyczne. Z rodziną ojca również się nie kontaktuje, gdyż jego ojciec jest skłócony ze swym rodzeństwem. Cóż, chciałoby się westchnąć, samo życie. Tło społeczno- obyczajowe i problemy mieszkańców współczesnych metropolii odmalowane w bardzo realistyczny sposób.
Całość powieści rozkręca się dopiero gdy bohater łapie nową obsesję, tj. wymyśla, że odnajdzie na Wschodzie przypadkiem odkrytą rodzinę zmarłego dziadka – bohatera spod Lenino. Podróż do nieznanej rodziny dochodzi do skutku. A rodzina jest duża, gdyż zmarły dziadek okazał się potrójnym bigamistą. Juliusz trafia do Kirgizji i południowej Osetii. Razem z bohaterem zwiedzamy Astanę, jedziemy pociągiem wzdłuż Morza Czarnego do Władykaukazu i Mozdoku, odwiedzamy rodzinną wioskę jego ojca Miadziołkę i jego rodzinę. Poznajemy koloryt lokalny tych miejsc.
Ta podróż staje się sposobem na hipochondryczne fobie Juliusza. Daje mu też pretekst do nawiązania lepszego kontaktu z ojcem, bratem i matką, gdyż bohater nagle zdał sobie sprawę, że przegapił odchodzenie i śmierć babci, dziadka, cioci. Teraz mógł już tylko odwiedzać ich groby, a przecież jeszcze tak niedawno byli tuż obok, na wyciągnięcie ręki. Przegapił ich przemijanie, nie uczestniczył w nim, pozostała wyrwa w pamięci i groby. Teraz nie można już cofnąć czasu, ale można jeszcze uratować relacje z tymi, którzy wciąż tu jeszcze są. I to właśnie postanawia uczynić Juliusz.
Przeczytane w ramach czerwcowego wyzwania czytelniczego: książka z motywem podróży.