O spełnianiu marzeń

Aneta Jadowska Aneta Jadowska
18.02.2018

Zauważyłam ją podczas spotkania w empiku w Warszawie. Było w niej coś, co zwróciło moją uwagę. Może jej długie, mocno kręcone włosy w pięknym jasno miedzianym kolorze. Może to, że choć były jeszcze wolne krzesła, bo spotkanie się jeszcze nie zaczęło, stała między regałami. Może to, że patrzyła na mnie tak intensywnie, że czułam na sobie jej spojrzenie, a przy tym na jej twarzy nie było śladu uśmiechu. To spojrzenie w stylu „Nazywam się Inigo Montoya, zabiłeś mi ojca, przygotuj się na śmierć”, tylko bez wąsów i obciachowej fryzury.

O spełnianiu marzeń

W czasie spotkania mój wzrok co jakiś czas odnajdywał ją, jakbym potrzebowała wiedzieć, czy jeszcze tam jest, czy się rozpogodziła, może uśmiechnęła. Była, ale nie, jej humor nie poprawił się nawet odrobinę. Może po prostu ma taki wyraz twarzy, pomyślałam. Mam przyjaciółkę, która w końcu zrobiła sobie koszulkę z napisem „Resting Bitch Face. No, I don’t want to kill you. Yet. Ask me again”, może to ten typ?

- Naprawdę pani nienawidzę. Wow, to nie jest coś, co słyszy się często.

Spotkanie szło fajnie. Fajne pytania, dobra publiczność, nowa książka i nowa seria miały już zwolenników, a to zawsze cieszy. Później prawie godzinę siedziałam podpisując czytelnikom książki, przybijając pieczątki, robiąc sobie z nimi zdjęcia i rozmawiając. Pod sam koniec podpisywania uniosłam głowę, sprawdzając, czy to koniec kolejki. Zaskoczyła mnie tym, że wciąż tam była. Stała między regałami, z ramionami splecionymi na piersi. Jakby na kogoś czekała. Pomyślałam, że może jest z kimś, kto jeszcze jest w kolejce. I zganiłam się w duchu za to, że poświęcam jej aż tyle uwagi.

Podpisałam ostatnią książkę, zrobiłam ostatnie zdjęcie, zebrałam swoje rzeczy i pożegnałam się z organizatorami. Jak zawsze po spotkaniu czułam, że energia odpłynęła, a ja potrzebuję herbaty. Mijałam regały, w drodze do wyjścia, kiedy nagle wychynęła zza działu literatury faktu. Wciąż napięta, z chmurnym spojrzeniem, podeszła i powiedziała:

- Naprawdę pani nienawidzę. - Wow, to nie jest coś, co słyszy się często. Zwłaszcza, że brzmiała, jakby naprawdę miała to na myśli. Jak się reaguje na coś takiego? Ja zareagowałam bladym uśmiechem i słowami:

- Nienawiść to całkiem bezużyteczne uczucie. Lepiej się skupić na tym, co się naprawdę kocha. - Ot, uruchomił mi się wewnętrzny Mistrz Yoda. Chciałam odejść, cała ta sytuacja była dziwna. Dziewczyna przysunęła się bliżej i wciąż bombardując mnie chmurnymi spojrzeniami powiedziała:

- Ukradła mi pani marzenie. To miało być moje, rozumie pani?

- Ale co? – zapytałam.

- Miałam napisać serię powieści, miałam być pisarką.

Spojrzałam na nią zaskoczona. Mogła mieć dwadzieścia trzy, może dwadzieścia pięć lat. Ja napisałam pierwszą powieść mając dwadzieścia dziewięć lat, wydałam ją tuż po trzydziestce. Dlaczego ona mówi o marzeniu w czasie przeszłym? A jeszcze dziwniejsze – dlaczego ona mówi o moim sukcesie jakby to było „albo albo”? Albo ja, albo ona?

I nagle zrozumiałam. Ona patrzy na świat jak ci ludzie z reklamy „lotto” – wyślij lotka, albo ktoś inny wygra i spełni twoje marzenia. W reklamie mężczyzna z żalem patrzył na świeżo upieczonego milionera siedzącego w jacuzzi z modelkami, jakby ten ukradł mu te miliony, to jacuzzi i te modelki. Tylko, że to wcale nie tak wygląda.

- Masz ochotę na herbatę? Myślę, że byłoby dobrze, gdybyśmy chwilę pogadały, a naprawdę potrzebuję herbaty – powiedziałam. Mój wewnętrzny introwertyk opieprzył mnie za to mocno. Obca osoba, krępująca sytuacja, dlaczego to sobie robisz?

Dziewczyna spojrzała zaskoczona, ale kiwnęła głową. Zaraz obok empiku jest kawiarnia. Zamówiłam earl greya (to mój herbaciany odpowiednik „do tej rozmowy potrzeba czegoś mocniejszego”), dziewczyna zieloną jaśminową, usiadłyśmy przy stoliku, przez dłuższą chwilę nie wiedziałam, czy to nie był błąd. Jak w ogóle zacząć tę rozmowę?

W końcu zaczęłam od książek, bo to zawsze jest dobry początek. Przynajmniej ja w to wierzę.

Powiedziałam jej, że zawsze lubiłam czytać biografie. Pisarzy, muzyków, malarzy, aktorów, naukowców, a nawet sportowców, choć w ogóle nie interesuję się sportem. Zawsze lubiłam historie sukcesu. Te opowieści o upartych ludziach, którzy mieli pasję, talent i marzenie, oraz uporu i determinacji dość, by nie rezygnować, aż marzenie się spełni, dzięki talentowi i pasji. Lubię biografie i autobiografie, listy i dzienniki. Lubię czytać o ścieżkach, które prowadziły ludzi do spełnienia marzeń. Zawsze czerpałam siłę z tego, że na każdy sukces przypadało kilka porażek, ale one nie zmieniały niczego, po prostu odwlekały sukces, ale nie mogły go całkiem powstrzymać. To były tylko przeszkody na drodze.

King nabijał odmowne listy od wydawnictw i redaktorów na długi gwóźdź, a było ich tyle, że brakło gwoździa. Hemingway żartował, że miał ich dość, by wytapetować nimi całą ścianę. Meryl Streep usłyszała na castingu do King Konga, że jest za brzydka, by grać w filmie. Ray Charles jako niewidomy czarny chłopiec miał tak niewielkie szanse na wyrwanie się z biedy, a jednak cały świat tańczył do jego muzyki. A Lady Day była czarnoskórą piosenkarką w czasie, gdy segregacja rasowa dotyczyła także kultury.

Nie ma jednego wzoru. Nie ma jednej ścieżki. Nie ma prostych dróg

Szanowałam opowieści o pisarzach, którzy każdego dnia, paliło się czy waliło, siadali (czy siadają, bo przecież wielu żyje) do pracy, bo nie szukali wymówek, by tego nie robić. Nie miało znaczenia, czy to był Faulkner, King czy Nora Roberts. Dla mnie to był dowód, że napędzała ich pasja. Każdy z nich zarobił już dość, by nie musieć pracować do końca życia, a jednak robili to, bo kochają pisać, kochają opowiadać historie, nie mogliby przestać. I w moich oczach to jest piękne.

I czegoś się nauczyłam z tych biografii. Nie ma jednego wzoru. Nie ma jednej ścieżki. Nie ma prostych dróg, bo nawet jeśli coś z boku wygląda łatwo, nie mamy pojęcia, co ta jednostka musiała pokonać, by znaleźć się tam, gdzie jest. Czasami to choroba, czasami przeciwności losu, bieda, albo niekorzystny układ wielu czynników. Ale jest jedna rzecz, która łączy tych wszystkich ludzi, którym się udało – nie poddali się i próbowali do skutku. Tak po prostu. Jednemu się udało za młodu, inni debiutowali po czterdziestce i później, jedni odnieśli sukces po pierwszej powieści czy płycie, inni potrzebowali dziesięciu, nim wreszcie zaskoczyło.

Mówiłam pewnie za długo. Dziewczyna słuchała, początkowo nie zadawała pytań. Pomyślałam, że pewnie nie wie, jak się wycofać po angielsku z tej sytuacji, bo nagle ugrzęzła przy kawiarnianym stoliku z pisarką, a ta jej opowiada o Billie Holiday i Stephenie Kingu. Więc się zamknęłam, popijałam letniego earl greya, coraz bardziej skrępowana, bo niepotrzebnie się odsłoniłam przed dziewczyną, która być może wcale nie potrzebowała przemowy motywacyjnej. Może jest jedną z tych osób, które szukają powodu, nie sposobu, jak mawia Kuba Ćwiek. Sposobu szuka się, by coś zrobić, powodu – by tego nie zrobić. Poniosło cię, Jadowska, myślałam.

- Czy pani nigdy nie zazdrościła żadnemu z nich? – zapytała, nie wyjaśniając, kogo ma na myśli. Doszłam do wniosku, że to duży zbiór „wszystkim, którym się udało”.

Możesz pytać „dlaczego oni, a nie ja”, możesz też stwierdzić „jeśli im się udało, mnie też się uda. Mam szansę”.

- Oh, jasne. Zazdrość to uczucie, uczuć się nie da specjalnie kontrolować. Kwestia, co się z nimi robi. Możesz zostać w ich objęciach i zazdrościć, tracić na to swoją energię. Możesz też pozwolić sobie na to, by to był dla ciebie kopniak motywujący. Możesz pytać „dlaczego oni, a nie ja”, możesz też stwierdzić „jeśli im się udało, mnie też się uda. Mam szansę”.

Przyswajała, popijając swoją zieloną jaśminową herbatę. Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę. Opowiedziała mi o powieści, którą zawsze chciała napisać, ale nigdy nie ma czasu. Z dalszej rozmowy wyniknęło, że to nie czas jest problemem. Ale może problemy uda się ominąć. Zobaczymy.

Nie wiem, jak się nazywa. Podała imię i wiem, że skłamała. Gdy żegnając się, zwróciłam się do niej per „Julia”, imieniem, którym się przedstawiła, drgnęła zaskoczona i zawstydzona. Ma bardzo czytelną mimikę. Nie drążyłam, bo po co. Przecież na początku tej rozmowy nie wiedziała, czy to nie będzie najbardziej żenujący moment w jej życiu, miała prawo stawić mu czoła jako Julia.

Myślę o niej czasem. Najczęściej, gdy spotykam się z jakimś cudownym przypadkiem spełnionego marzenia. Ostatnio kilka tygodni temu, kiedy byłam w absolutnie fantastycznym miejscu, które jest dowodem na to, że w marzeniach i ich realizacji nie trzeba iść na kompromisy.

„Worek kości” w Warszawie, na Bagateli 10, to księgarnio-kawiarnio-bar, z wykładami z kryminalistyki, koncertami, kabaretem i burleską. Coś jak spełnienie moich luźnych marzeń, bo gdy czasami bawimy się z mężem w grę „co by było, gdybyśmy wygrali w totka”, mówiłam, że otworzyłabym takie miejsce. Nie aż tak dobre, bo nie wpadłabym na to, by zrobić tam scenę do burleski i boyleski, a to jeden z najfajniejszych wyróżników Worka kości. Nie wpadłabym też na ekscentrycznie cudowny wystrój z setkami czaszek w każdym możliwym stylu, na szkielet w czapce świętego Mikołaja zwany Gnatkiem, wspaniale pomalowany na ołtarz Kingowy… Worek Kości zawdzięcza swoją wyjątkowość właścicielce, Renacie Kuryłowicz, która stworzyła coś wspaniałego, unikalnego. Widać, że to miejsce powstało z pasji, miłości i braku kompromisów między wizją a przeciętnością. Rozmach i dowcip, cudowne połączenie.

Uwielbiam historie o spełnianych marzeniach. Bo to jak dowód w sprawie przeciwko zwątpieniu. Wszystko jest możliwe, jeśli się uprzemy, zakaszemy rękawy i nie damy sobie wmówić, że takie rzeczy pani to tylko w snach.

Rozmawiałyśmy chwilę. Wspominała jak wiele osób wróżyło jej klęskę. Zacisnęła zęby i robiła swoje, aż pokazała, że to, co sobie wymarzyła, jest realne. Nawet to, że na wykładzie z kryminalistyki będzie pełna sala, a miejsca siedzące skończą się w godzinę po założeniu wydarzenia na fejsie. Widać nie tylko ja marzyłam, że takie miejsce powstanie.

Dlatego, jeśli kiedyś poczujecie, że komuś czegoś zazdrościcie, zatrzymajcie się na chwilę i zastanówcie z czego to wynika.

Każdy ma swój słaby punkt, Ten, w którym łatwiej o wzruszenie. Dla mnie takim punktem są historie ludzi, którzy spełniają marzenia, realizują swoje pasje i udowadniają nam wszystkim, że można, jeśli nigdy się nie poddajesz, jeśli pracujesz, chcesz, nie gubisz celu z oczu i motywacji. I zupełnie nie robi mi różnicy, czy podzielam to marzenie, czy wcale. To zawsze dowód w sprawie przeciwko zwątpieniu.

Dlatego, jeśli kiedyś poczujecie, że komuś czegoś zazdrościcie, zatrzymajcie się na chwilę i zastanówcie z czego to wynika. I czy na pewno zazdrość jest tym, co wam służy, co chcielibyście wyciągnąć z tego spotkania? I zaklinam was, nie pozwólcie, by to przerodziło się w „nienawidzę pani, bo ukradła pani moje marzenie, a to powinnam być ja”, bo to tylko karmi gorycz. I zanim się obejrzycie, będziecie pisać złośliwe i cyniczne komentarze w internecie, karmić się negatywnymi emocjami, robić ludziom przykrość, bo tylko tak będziecie mogli poczuć się lepiej.

Mam nadzieję, że Julia doszła do podobnych wniosków i cokolwiek z mojego chaotycznego wykładu wyniosła. Dla jej dobra. Bo przecież wciąż może napisać powieść, wydać ją i przegonić własne sny.

Marzenia się spełniają. Mamy wokół siebie mnóstwo dowodów. Po prostu trzeba się przyjrzeć odrobinę bliżej tym historiom. Pozwolić im się zmotywować. Dać się uskrzydlić czyimś sukcesem. Pozwolić światu się zainspirować. Wszystkim nam to wyjdzie na dobre.

Chyba, że marzycie o zagładzie ludzkości. Wtedy życzę wam uporczywej czkawki, która nie pozwoli się skupić na celu.


komentarze [16]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Rico993 12.09.2021 12:24
Czytelnik

Ciekawa historia. Osobiście bym się czuła lekko zaniepokojona taką rozmową i spotkaniem, ale autorka jakoś to przełknęła. 
Natomiast jestem zszokowana częścią komentarzy. Czy jakiekolwiek mówienie o spełnianiu marzeń musi być od razu sprowadzone do taniego couchowania?! C'mon! Dlatego właśnie wolę angielskojezyczną blogosferę, dużo zdrowsza atmosfera 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
jatymyoni 19.02.2018 16:46
Bibliotekarz

Chyba autorka zapomniała wspomnieć, że nienawiść najbardziej niszczy nienawidzącego. Druga strona może nic nie wiedzieć.
Właściwie to mogłam bym skopiować wypowiedź "allison":"Możecie nie wierzyć, ale nikogo nie nienawidzę, nikomu nie zazdroszczę i nikogo nie posłałabym na stos."I też jest mi z tym cholernie dobrze.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Bosy_Antek 18.02.2018 20:47
Autor

Generalnie tekst o niczym. Nie ma o co się kłócić.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
konto usunięte
19.02.2018 07:06
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Meszuge 18.02.2018 18:04
Czytelnik

Zapewne naiwnie wydawało mi się zawsze, że żeby zasłużyć na nienawiść - trzeba być KIMŚ... Ale chyba jednak rację miał Wańkowicz, twierdząc, że "w narodzie polskim jest morze bezinteresownej zawiści".

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Bosy_Antek 18.02.2018 18:53
Autor

Nienawiść? To za mocne słowo. Ja tam nie nienawidziłem kujonów z mojej klasy z podstawówki, ale się śmiałem z faktu, że płakali, gdy dostali 5- zamiast pełnej piątki.

To nienawiść?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Meszuge 18.02.2018 18:55
Czytelnik

Nie wiem, podobno ktoś tam nienawidzi pani Jadowskiej...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Bosy_Antek 18.02.2018 19:05
Autor

Ja nie nienawidzę. Ja stoję na stanowisku, że zdrowo jest czasem przebijać szpilką balony wszelkich uniesień.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
allison 18.02.2018 19:13
Czytelniczka

Ten tekst to fragment książki, felieton, kartka z pamiętnika czy narcystyczny "artykuł" na potrzeby LC?

Na marginesie - nie wiem zbyt dobrze, kim jest pani Jadowska (to znaczy wiem, ale jej książek nie poznałam i jakoś żyję, a nawet więcej - jak na liczącą pół wieku starsza panią cieszę się świetną kondycją psychofizyczną).
Możecie nie wierzyć, ale nikogo nie nienawidzę,...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Bosy_Antek 18.02.2018 17:22
Autor

A teraz stań przodem do lustra i powtarzaj głośno:

"KIM JESTEŚ? JESTEŚ ZWYCIĘZCĄ!
KIM JESTEŚ? JESTEŚ ZWYCIĘZCĄ!
KIM JESTEŚ? JESTEŚ ZWYCIĘZCĄ!
KIM JESTEŚ? JESTEŚ ZWYCIĘZCĄ!"

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
cień_fprefecta 18.02.2018 17:39
Bibliotekarz

Chyba zwyciężycą rodzaj nadżeński ;)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Meszuge 18.02.2018 19:36
Czytelnik

https://www.youtube.com/watch?v=tvbyY7oMT2E

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
jatymyoni 18.02.2018 14:13
Bibliotekarz

Ciekawy tekst i warty zastanowienia.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Legeriusz 18.02.2018 12:43
Czytelnik

- Wow! Fajnie - pomyślał King Yoda, którego wzrok odnajdywał, co potrzebował wiedzieć.

Dramat...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Batalia 18.02.2018 12:30
Czytelniczka

To przestał być portal o książkach, a zaczął być coachingowy? Coś mnie ominęło?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Aneta Jadowska 16.02.2018 11:35
Autor/Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post