-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać348
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik15
Biblioteczka
2018-02-25
2018-01-25
"W Sajgonie siedziało się jak w stulonych płatkach zatrutego kwiatu, gdzie toksyczna historia upierdoliła wszystko u samych korzeni".
"Mijał rok, potem następny, pora deszczowa, pora sucha, a nam się pomysły zużywały szybciej niż amunicja w M16, ciągle było o tym, że to słuszna i sprawiedliwa wojna, że da się ją wygrać, że właściwie to już prawie ją wygraliśmy - a ona sobie trwała i trwała. Kiedy wszystkie prognozy motywacji i strategii obracają się przeciwko tobie i zostajesz z krwią towarzyszy na rękach, zwykłe "pardon" to po prostu za mało. Nie ma nic bardziej żenującego niż wojna, która nie idzie zgodnie z planem".
Trudno przecenić wartość informacyjną tej książki, a jednak najbardziej fascynuje język, jakim została napisana (Herr miał bardzo konkretny, oszczędny styl. mimo to potrafił perfekcyjnie odmalować obraz sytuacji. czasem jednym słowem. jak snajper) i rewelacyjnie przetłumaczona przez Krzysztofa Majera. "Depesze" to prawdziwa poezja faktu. Tym właśnie broni się (dziś, ponad 40 lat od zakończenia działań wojennych, kiedy o Wietnamie wiemy już teoretycznie wszystko, również z filmów, przy których Herr pracował: "Czasu apokalipsy" Coppoli, do którego napisał voice-overy i "Full Metal Jacket"* Kubricka, gdzie był współautorem scenariusza) i będzie się bronić mimo upływu czasu.
Dzieło Herra to z jednej strony zbiór luźnych achronologicznych historyjek i refleksji z wietnamskiej wojny, które zapadają w pamięć detalami i świetnie oddają klimat wydarzeń i miejsca, z drugiej - fantastyczne studium różnych rodzajów przekazu. Autor konsekwentnie przeciwstawia tu sobie różne typy relacji: opowieści uczestników wojny (żołnierzy, korespondentów), relacje dziennikarzy (od brutalnie szczerych po napisane pod dyktando dowództwa), komunikaty wojskowe i oświadczenia rzeczników rządowego centrum informacyjnego. Dla mnie najciekawszy okazał się przedostatni rozdział pt. "Koledzy" poświęcony pracy korespondentów wojennych. Wiele lat temu zdarzyło mi się obejrzeć "Dom Frankiego" i od tego czasu jestem zafascynowana Timem Pagem i Seanem Flynnem, a Herr poświęca im tu parę ustępów. Swój fragment dostał też Dana Stone - postać nie mniej legendarna.
Polecam (żałując, że mnie tego nie polecono) czytanie tej książki przy dźwiękach muzyki Hendrixa, Rolling Stonesów, a zwłaszcza Franka Zappy i The Mothers of Invention, z nieoficjalnym hymnem korespondentów - "Trouble Every Day". Myślę, że w takiej oprawie "Depesze" smakowałyby mi jeszcze bardziej.
*"Ten jeden film" o Wietnamie, który musicie obejrzeć. Tak jak "Depesze" to właśnie "ta jedna książka".
"W Sajgonie siedziało się jak w stulonych płatkach zatrutego kwiatu, gdzie toksyczna historia upierdoliła wszystko u samych korzeni".
"Mijał rok, potem następny, pora deszczowa, pora sucha, a nam się pomysły zużywały szybciej niż amunicja w M16, ciągle było o tym, że to słuszna i sprawiedliwa wojna, że da się ją wygrać, że właściwie to już prawie ją wygraliśmy - a ona...
2003-07
2003-07
2004
2004
Wbrew moim przewidywaniom jednak ani Bunsch, ani Gołubiew (język nie jest tak anachroniczny). I trochę tylko "Przeminęło z wiatrem" (panny z Południa również chowano według surowych zasad, też mogły się wyżywać głównie w modlitwie, haftowaniu, tańcu i rodzeniu dzieci. choć głównym podobieństwem jest oczywiście konsekwentne kreślenie rysu historycznego), choć byłby to dobry tytuł dla książki o Jagiellonach. :) Stanowczo natomiast Jasienica.
"Córki Wawelu" to fabularyzowane dzieje dzieci Zygmunta Starego, a zwłaszcza jego 3 najmłodszych córek - Zofii, Anny i Katarzyny - opowiedziane przez pryzmat żywotu faktycznie istniejącej, choć fikcyjnie nakreślonej przez Annę Brzezińską, bystrej i upartej karlicy Dosi. Przy czym jest to opowieść nie tylko o ostatnich Jagiellonach, ich krewnych i powinowatych, ale też o pozycji i miejscu kobiet w średniowiecznej i renesansowej Europie, organizacji królewskich dworów, nauce, szeroko pojętej medycynie, sztuce, rzemiośle, tańcu, rycerskich szrankach, oraz świecie i społeczeństwie XVI-wiecznej Polski i Europy. Wszystko to w formie przeplatanych dialogami niekończących się dygresji. Interesujących, choć chyba niepotrzebnie aż tak piętrowych. Bo ułatwia to wczucie się i wyobrażenie sobie epoki, ale utrudnia wciągnięcie się w fabułę. Pomimo to książka (polecam ją w formie ebooka, bo strasznie się umęczyłam pod tą wielką papierową cegłą) naprawdę ciekawi i angażuje. Wydaje mi się (no może śnię w tej chwili na jawie), że gdyby podręczniki do historii były napisane w taki sposób (przekrojowo, popularyzatorsko, częściowo fabularnie) i takim językiem, łatwiej by było przekonać młodzież, żeby się uczyła.
Wbrew moim przewidywaniom jednak ani Bunsch, ani Gołubiew (język nie jest tak anachroniczny). I trochę tylko "Przeminęło z wiatrem" (panny z Południa również chowano według surowych zasad, też mogły się wyżywać głównie w modlitwie, haftowaniu, tańcu i rodzeniu dzieci. choć głównym podobieństwem jest oczywiście konsekwentne kreślenie rysu historycznego), choć byłby to dobry...
więcej Pokaż mimo to