Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Hopeless, ach, Hopeless. Nasłuchałam i naczytałam się tylu pozytywnych opinii, że po prostu musiałam tę książkę mieć, przeczytać, pokochać i umieścić na specjalnej półce w moim sercu. I chyba właśnie dlatego tak się nie stało i pomimo że była to bardzo dobra powieść, wiele rzeczy mi zgrzytało przez co nie zaliczę jej do najlepszych książek, jakie przeczytałam.

Podobała mi się kreacja bohaterów. Mimo że styl życia Sky nie przypadł mi do gustu, to jednak uwielbiam w niej to, że zna wartości, wie, co to jest szacunek, wdzięczność i że nie zachowywała się jak rozkapryszona nastolatka bądź buntowniczka. Holder z początku mnie irytował swoją niestabilnością emocjonalną, wahaniami nastroju i skłonnością do agresji, aczkolwiek w połowie książki kupił mnie swoim urokiem osobistym.

Sama przeszłość Sky była faktycznie przerażająca, jednak miejscami miałam wrażenie, że to jest zwyczajnie nierealne. Jeden fragment (ten w hotelu, myślę, że ci, co czytali, będą wiedzieć o jaki mi chodzi) był przedstawicielem schematu "miłość pokona wszystko". I jednak bardziej wzruszyła mnie historia z punktu widzenia Karen aniżeli Sky. Sam romans był dobry i chwytający miejscami za serce, ale cały czas miałam pewnego rodzaju zgrzyty.

O, i jeszcze po przeczytaniu zastanawiałam się, dlaczego, gdy w książce jest gej, to na 90% będzie artystą/będzie interesował się sztuką. Ale to już swoją drogą...

Ogólnie nie uważam tej książki za złą, powiedziałabym nawet, że jest świetna (jak widać po ocenie), ale jak na moje pierwsze spotkanie z YA, spodziewałam się jakiegoś "wow", którego obiecywano mi w recenzjach na blogach itd. Widocznie za dużo wymagałam, przez co więcej rzeczy mi się rzucało w oczy.

Hopeless, ach, Hopeless. Nasłuchałam i naczytałam się tylu pozytywnych opinii, że po prostu musiałam tę książkę mieć, przeczytać, pokochać i umieścić na specjalnej półce w moim sercu. I chyba właśnie dlatego tak się nie stało i pomimo że była to bardzo dobra powieść, wiele rzeczy mi zgrzytało przez co nie zaliczę jej do najlepszych książek, jakie przeczytałam.

Podobała mi...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Na samym początku nie byłam przekonana do tej książki. Niby ją kupiłam i niby opis mi się spodobał, ale cały czas miałam jakieś dziwne wrażenie, że nie spełni moich oczekiwań, znudzi mnie i będę tylko żałować wydanych pieniędzy.

Pierwsze sto stron mnie faktycznie znudziło. Było dobrze, akcja nie wlekła się jakoś bardzo, ale jednak brakowało mi tego czegoś. Tego, co mnie przyciągnie i nie pozwoli się oderwać. I po setnej stronie, wraz z pojawieniem się Zu, Pulpeta i Liama, dostałam to. To właśnie wtedy książka mnie wciągnęła i gdyby nie szkoła pochłaniająca większość mojego czasu, zapewne skończyłabym "Mroczne Umysły" w dwa dni lub nawet w jeden.

Pomysł na fabułę przypadł mi do gustu, rzeczywistość, którą przedstawiła nam autorka, była mroczna i niezbyt przyjemna. I przyznaję, w niektórych momentach domyśliłam się paru rzeczy, co najpierw mnie lekko zirytowało, ale zwrot akcji, jaki pod koniec zaserwowała nam pani Bracken, skutecznie mnie ułagodził.

Jednak największym plusem tej książki są zdecydowanie bohaterowie i ich relacje. Głównie dla tych dwóch rzeczy chciałam czytać dalej. Przywiązują się do siebie z czasem, Zu, Liam i Pulpet powoli przekonują się do Ruby, najpierw lekko nieufni, by na końcu się ze sobą zżyć. Wątek romantyczny również przebiegł "bezboleśnie". Nie było tam miejsca na miłość od pierwszego wejrzenia, skok w ogień dla osoby, którą zna się od godziny - wszystko przychodziło z czasem, a to przywiązywanie się do siebie nawzajem przebiegało w niezwykle uroczy sposób. Ale najbardziej zachwyciły mnie relacje Zu z Liamem i Pulpetem. Nie trzeba było znać ich historii, by wiedzieć, że razem wiele przeszli. A także bohaterowie sami w sobie byli niezwykle sympatyczni, nie było tam nikogo, kto by mnie irytował

Bardzo miło się zaskoczyłam, a zakończenie po prostu rozerwało moje serce na kawałeczki. Nie mogę się doczekać, kiedy dorwę w swoje ręce drugi tom.

Na samym początku nie byłam przekonana do tej książki. Niby ją kupiłam i niby opis mi się spodobał, ale cały czas miałam jakieś dziwne wrażenie, że nie spełni moich oczekiwań, znudzi mnie i będę tylko żałować wydanych pieniędzy.

Pierwsze sto stron mnie faktycznie znudziło. Było dobrze, akcja nie wlekła się jakoś bardzo, ale jednak brakowało mi tego czegoś. Tego, co mnie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Najpierw widziałam film, który niesamowicie mi się spodobał. Dobrze zrobiony, dużo akcji, wszystko ładnie wyglądało i całkiem przystojny Cztery (mówcie co chcecie, ale dla mnie ten jego przydomek jest trochę głupi) - czego chcieć więcej? A jako że odstąpiłam od mojej zasady "najpierw książka potem film", musiałam to szybko naprawić i wykorzystałam to, że koleżanka równie oczarowana filmem co ja, kupiła sobie pierwszy tom.

Uwielbiam wszelkiego rodzaju antyutopie. Ta przerażająca wizja przyszłości, ten z pozoru idealny system, który wali się z każdą chwilą coraz bardziej, by w końcu pokazać, jak łatwo można kontrolować ludzi. Jak łatwo można upozorować wolność.

I tutaj mam pierwszy zarzut dotyczący Niezgodnej. Podzielenie społeczeństwa na frakcje byłoby może i dobrym pomysłem (bo sam zamysł jest ciekawy), jednak to wszystko zostało zrobione na jedno kopyto - poza dziwnymi nazwami. Sam pomysł, że Nieustraszony postąpi dokładnie tak i tak, Erudyta pomyśli to i to, Altruista będzie taki i taki był dla mnie nie do pojęcia. Przecież nigdy, powtarzam, NIGDY nie zdarzy się tak, że wszyscy ludzie będą dokładnie tacy sami, postąpią w każdej sytuacji identycznie, nawet w takim społeczeństwie, nawet w takim systemie, który ocenia cechy charakteru i poczynania na każdym kroku. Dlatego sposób przeprowadzania testu przynależności nie przypadł mi do gustu.

Kolejny zarzut to bohaterowie. A właściwie główna bohaterka. Była to najbardziej wkurzająca, egoistyczna i zapatrzona w siebie dziewczyna o jakiej dane mi było przeczytać. Już załóżmy, że faktycznie wszyscy mają jeden mózg, więc pod takim kątem ją oceniałam. Jako wyjątkowo beznadziejną Altruistkę. Podam jeden przykład, by jako tako pokazać, co mam na myśli: pierwsza (bądź druga, nie jestem pewna) noc u Nieustraszonych, Al przeżywa pewnego rodzaju załamanie i płacze do poduszki, prawdopodobnie nie dając spać reszcie transferów. Pierwsze, o czym myśli Tris? Że to odrażające. I tutaj się aż zatrzymałam na moment. Indoktrynacja od najmłodszych lat jest najsilniejsza, a Beatrice urodziła się w rodzinie Altruistów i przez 16 lat żyła z nimi pod jednym dachem. A żaden Altruista nie pomyślałby o płaczącym człowieku, że jest odrażający. Pierwszym odruchem zapewne byłaby chęć pocieszenia, pomocy, bądź tylko próbowanie zasnąć (nie wiem, co jest dobrą odpowiedzią, Serdeczność nie została prawie w ogóle opisana, więc nie mam zielonego pojęcia, czym oni się charakteryzują w kontaktach międzyludzkich poza właśnie serdecznością, więc uznałam, że Altruista powinien tak zrobić, jak napisałam). Ta scena była dla mnie niewyobrażalnie egocentryczna. Ogólnie zmiana z Altruistki Beatrice w Nieustraszoną Tris przebiegła za szybko, bo ledwo przekroczyła próg bazy "dzikusów" i już czuła się, jakby właśnie tam się urodziła i idealnie się dopasowała.
Zachowanie niektórych bohaterów wydawało mi się strasznie dziecinne, ale nawet takiego Petera polubiłam bardziej od Tris. No cóż, zdarza się i tak.

Kolejny (i ostatni) zarzut to zakończenie. Wszystko gnało niemiłosiernie, nie mogłam się odpowiednio wczuć w wydarzenia. Śmierć mojego ulubionego bohatera (w sumie to nie mogę go wrzucić do tej kategorii, ale lubiłam go najbardziej ze wszystkich z tej książki) spłynęła po mnie jak po kaczce, bo po prostu autorka nie zatrzymała się dostatecznie długo (czyli jakieś dwa zdania więcej) na jego śmierci. A nie był to zdecydowanie bohater trzecioplanowy, pojawił się więcej niż raz!

"Niezgodna" nie jest najlepszą antyutopią, jest jak najbardziej przeciętna z wyjątkowo irytującą główną bohaterką. I film wydał mi się lepszy (bo nie było przemyśleń Tris). Ale - bo zawsze jest u mnie jakieś "ale" - jestem ciekawa, jak potoczy się dalsza historia. Przypadkiem przeczytałam opis trzeciej części i zaciekawiła mnie jedna rzecz, więc sięgnę po drugi tom.

Najpierw widziałam film, który niesamowicie mi się spodobał. Dobrze zrobiony, dużo akcji, wszystko ładnie wyglądało i całkiem przystojny Cztery (mówcie co chcecie, ale dla mnie ten jego przydomek jest trochę głupi) - czego chcieć więcej? A jako że odstąpiłam od mojej zasady "najpierw książka potem film", musiałam to szybko naprawić i wykorzystałam to, że koleżanka równie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Gemma to zwyczajna nastolatka mająca zupełnie normalne problemy, z którymi boryka się przynajmniej połowa osób w jej wieku. Dlatego małe sprzeczki z rodzicami są u niej na porządku dziennym.
Gdy po jednej z z zapewne wielu kłótni z rodzicielami spotyka na lotnisku przystojnego faceta – o imieniu Tyler, który kupuje jej kawę, nie wie jeszcze, że jej życie już nigdy nie będzie takie samo. Zostaje przez niego porwana z lotniska w Bangkoku do domku pośrodku Pustyni Piaszczystej w Australii.

To nie okładka przyciągnęła mój wzrok (jest bowiem dość kiczowata, patrząc na ten wszędobylski róż i kajdanki), ale opis i wspomniana z tyłu strona numer 20. Nie ukrywam, że kupiłam tę książkę głównie z powodu romansu, jaki został zapowiedziany na tylnej okładce, ale szybko zrozumiałam, że to nie miłość jest w tej historii najważniejsza, ale niesamowite opisy, profile psychologiczne bohaterów i relacje między nimi. W końcu syndrom sztokholmski jest o wiele bardziej skomplikowany, niż mogłoby się wydawać.

„Uprowadzona” jest napisana w formie listu Gemmy do Tylera, co moim zdaniem jeszcze lepiej oddaje uczucia dziewczyny podczas pobytu w jego domu, który zbudował specjalnie dla niej, by móc zostać z nią na zawsze. Język, jakim posługuje się autorka jest bardzo dosłowny, nie ma w nim miejsca na zbytnie upiększanie, co idealnie pasuje do szesnastoletniej dziewczyny. Z łatwością wyobrażałam sobie budynek, w którym przebywali i bezkres pustyni. Drżałam z zimna, gdy była opisywana noc na pustyni, a także odczuwałam ciepło, gdy Gemma opisywała pogodę w dzień. Mogłam niemal poczuć zapach skrętów Tylera, które towarzyszyły mu praktycznie zawsze. Opisy są długie, ale nie bezsensowne, ani nie przedłużane na siłę. Bardzo przypadł mi do gustu styl pisania pani Christopher, jest niesamowicie lekki i jednocześnie nie infantylny, coś, co cenię sobie najbardziej.

Ale to właśnie bohaterowie i ich relacje są największą siłą tej książki. Gemma jest naturalna, nie wyidealizowana czy przesadnie przedstawiona ze złej strony, jest po prostu... Taka, jak każdy z nas. Jej historia jest pełna wzlotów, upadków i zwykłych nastoletnich problemów. Jej zachowanie było bardzo przekonywujące, dokładnie takie myślenie według mnie pasuje do osoby dotkniętej syndromem sztokholmskim.
To samo mogłabym napisać o Tylerze. Nie jest przedstawiony jako „ten zły”, ale też nie można rozpływać się nad słusznością jego działań. Sama do tej pory zastanawiam się, czy to, co zrobił, można określić jako coś dobrego, czy może wręcz przeciwnie. Jest to zdecydowanie niejednoznaczny bohater. Ma swój własny światopogląd i nie boi się mówić o tym, co sądzi o miastach i innych ludziach. Nie boi się również mówić o uczuciach, jakimi darzy Gemmę. Może sprawiać wrażenie niezrównoważonego, chorego człowieka, ale zdecydowanie ma w sobie to coś. Coś, co przyciąga czytelników do jego postaci. Myślę, że to właśnie ta tajemniczość i niejednoznaczność. Zainteresował mnie od samego początku, ma pewien urok w sobie. I gdybym miała wstawić fragmenty, które najbardziej dały mi do myślenia, musiałabym przepisać ponad połowę jego wypowiedzi, to również bardzo duży plus.

Szczerze, nie chciałam kończyć tej książki. Z jednej strony byłam ogromnie ciekawa dalszego rozwoju wydarzeń, ale z drugiej bałam się, że jednak zakończenie nie będzie takie, jakie oczekiwałam. Nie pod względem dopełnienia fabuły, oczywiście. Już na samym początku można stwierdzić, że są dwa główne zakończenia: „Gemma zostanie z Tylerem” i Gemma wróci do domu, a Tyler zostanie wsadzony do więzienia”. Bałam się właśnie tego, jakie zakończenie wybrała autorka. Wolałam ciągle mieć świadomość, że wszystko potoczy się tak, jak chcę, nawet, jeśli nie byłaby to prawda. Ale dokończyłam i absolutnie nie żałuję.

Gemma to zwyczajna nastolatka mająca zupełnie normalne problemy, z którymi boryka się przynajmniej połowa osób w jej wieku. Dlatego małe sprzeczki z rodzicami są u niej na porządku dziennym.
Gdy po jednej z z zapewne wielu kłótni z rodzicielami spotyka na lotnisku przystojnego faceta – o imieniu Tyler, który kupuje jej kawę, nie wie jeszcze, że jej życie już nigdy nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to