-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
2021-05-15
2021-04-06
2020-11-01
2020-07-19
2020-05-02
2020-04-16
Trochę to smutne, że książki z 1991 r. (pierwsze wydanie angielskie), czy też z 1999 r. (wydanie drugie) zostają przełożone dopiero ćwierć wieku później. I choć zdaje się, że książka ta (wciąż jeszcze książka) przez ten czas powinna się zdezaktualizować (nic się wszak tak szybko nie dezaktualizuje, jak pisanie o technice), to jednak wciąż ludzkość (albo Ludzkość, a niech będzie) znajduje się mniej więcej w takim punkcie, w którym zastał ją autor.
Może jednak nie do końca. Dzisiaj mamy Wikipedię czy Facebook'a. O tej pierwszej profetyczne wizje snute są w narracji, o tym drugim niby też, choć w formie zwykłych czatów. Niemniej jednak nie nastąpił rozwój hipertekstów taki, jakiego oczekiwał autor.
Książka prezentuje pewien ogląd na to, jak może wyglądać druk w przestrzeni cyfrowej. Czy rzeczywiście można by tak zrobić, wydaje się, że tak, jest to możliwe, gdy nastaną odpowiednie warunki. A że one chyba jeszcze nie nastąpiły, to nawet fakt, że praca powstała mniej więcej w czasie, w którym się rodziłem, powoduje, że warto do niej zajrzeć.
Trochę to smutne, że książki z 1991 r. (pierwsze wydanie angielskie), czy też z 1999 r. (wydanie drugie) zostają przełożone dopiero ćwierć wieku później. I choć zdaje się, że książka ta (wciąż jeszcze książka) przez ten czas powinna się zdezaktualizować (nic się wszak tak szybko nie dezaktualizuje, jak pisanie o technice), to jednak wciąż ludzkość (albo Ludzkość, a niech...
więcej mniej Pokaż mimo toOdnoszę wrażenie, że książka mogłaby być napisana nie tylko w latach nastych XXI w., ale równie dobrze ze dwadzieścia kilka lat temu. Clue ograniczeń i perspektyw w prezentowanej tu optyce pozostaje niezmiennie: za dużo źródeł, za mało czasu i chęci. Nie oznacza to, że nie czytelnik nie znajdzie tu nic wartościowego: niniejszy zbiór zamyka najlepszy z całego tomu tekst Huberta Łaszkiewicza o wpływie nowej metodologii na badania źródłoznawcze, w mniejszym chyba jednak stopniu na edycje źródłowe, niemniej ten temat też jest poruszony. Mam wrażenie, że edytorzy skupieni są na niewystarczającej już metodzie edycji, jaką jest wyłącznie druk. Praktycznie brak refleksji nad obecnymi możliwościami - ale i zagrożeniami - wydawniczymi, jakie niesie technologia i informatyzacja społeczeństwa (wśród których historycy jednak chyba są w ogonie); o takich możliwościach wspomina się jedynie na marginesie ogólnych rozważań. Dlatego też - chociaż artykuły zawarte w tomie są poprawne warsztatowo i przedstawiają aktualny stan badań - niezbyt wysoka ocena tej pozycji.
Odnoszę wrażenie, że książka mogłaby być napisana nie tylko w latach nastych XXI w., ale równie dobrze ze dwadzieścia kilka lat temu. Clue ograniczeń i perspektyw w prezentowanej tu optyce pozostaje niezmiennie: za dużo źródeł, za mało czasu i chęci. Nie oznacza to, że nie czytelnik nie znajdzie tu nic wartościowego: niniejszy zbiór zamyka najlepszy z całego tomu tekst...
więcej mniej Pokaż mimo to
Być może jestem nieco dziwny, ale czytając prasę muzyczną (skądinąd dobrą, vide "Noise" albo "Gazetę Magnetofonową") mam jednak poczucie (dużo silniejsze w przypadku innych tytułów) o tym, że o muzyce pisze się w sposób może nie tyle infantylny, co w stylu bogobojnych pokłonów. Brakuje mi jakiegoś poważniejszego ujęcia aspektu muzyki. Muzyki "nie-klasycznej", "nie-poważnej", "nie-prawdziwej?". Dlatego omawiana pozycja wydała mi się ciekawą próbą określenia, czym jest i czy możliwe jest jakieś zdefiniowanie muzyki popularnej.
Czym jest, raczej się nie dowiemy. Nie dlatego, że Autor nie umie, ale dlatego, że jest to zjawisko zbyt obszerne i zróżnicowane wewnętrznie. Zdefiniowanie zależy również od wewnętrznych przekonań (aprioryczne uznawanie muzyki "klasycznej" za lepszą).
Co prawda jestem laikiem, jeśli chodzi o muzyczną teorię, więc czasem dość topornie szło mi zrozumienie pewnych terminów, ale mimo wszystko, styl prowadzenia narracji Piotrowskiego jest dość przystępny. Jako laik uznaję to za duży plus. Zresztą, poruszono w książce i ten aspekt - definiowania muzyki przez muzykologów, który jest zamkniętym kręgiem, nie interesującym ogółu nie-specjalistów.
Za plus też dość bogata bibliografia, ukazująca to, ile się pisze o muzyce popularnej, chyba wciąż mało popularnej wśród naukowców. Nie ukrywam, że dużo bliżej mi do muzyki popularnej (muzyka klasyczna niestety często kojarzy mi się z pewną bufonadą, arogancją itp., co ja na to poradzę!), dlatego próba spojrzenia akademickiego na aspekty muzyki "lecącej" wszędzie i zawsze (choćby w sklepie czy w telewizji) wydaje mi się bardzo ciekawa, i z chęcią bym poczytał jeszcze. Ale to spojrzę do bibliografii.
Być może jestem nieco dziwny, ale czytając prasę muzyczną (skądinąd dobrą, vide "Noise" albo "Gazetę Magnetofonową") mam jednak poczucie (dużo silniejsze w przypadku innych tytułów) o tym, że o muzyce pisze się w sposób może nie tyle infantylny, co w stylu bogobojnych pokłonów. Brakuje mi jakiegoś poważniejszego ujęcia aspektu muzyki. Muzyki "nie-klasycznej",...
więcej Pokaż mimo to