Gustaw

Profil użytkownika: Gustaw

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 12 godzin temu
8
Przeczytanych
książek
8
Książek
w biblioteczce
8
Opinii
54
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Tłumacz języka angielskiego, redaktor, korektor. Na co dzień pracujący w branży handlowej. Czytelnik książek maści najrozmaitszej. Nabywca książek chorobliwy.

Opinie


Na półkach:

Wreszcie, po prawie pięciuset latach, pojawia się nabierająca coraz bardziej realnych kształtów nadzieja na pełny, fachowy przekład opus vitae Jana Kalwina: „Institutio Christianae Religionis”. Były dotąd rozproszone fragmentaryczne próby w polszczyźnie, a przedostatnia, spora, zatytułowana „Istota religii chrześcijańskiej” — pierwszy człon tytułu oddawano gdzie indziej również jako „instytucja”, „nauka”, „zasady” — chyba średnio się udała, skoro sankcjonowała nawiasy kwadratowe (jak w kiepskich partiach chociażby Biblii Tysiąclecia), mające zapewne zatachlować niedostatki tłumaczeniowe, mydląc oczy czytelnikom nie obeznanym z prawidłami sztuki przekładu; ot, taki patent na miejsca niedotłumaczone. Na szczęście teraz wygląda na to, że dzieło trafiło do rąk zawodowca (Michał Mroziński), i w ubiegłym roku wypuszczono pierwszy z trzech tomów „Podstaw religii chrześcijańskiej” (MW, Kraków 2022), obejmujący pierwsze dwie z czterech ksiąg (tomy II i III zawierać będą odpowiednio księgi III i IV; drugi tom ma ujrzeć światło dzienne lada moment, bo już w tym kwartale).

Nie podejmę się oceny przekładu z francuszczyzny (podstawą dla tłumacza było właśnie francuskie wydanie), pragnę jedynie zauważyć, że tekst czyta się bardzo dobrze, a że był redagowany pod kątem teologicznym, ufam, iż wiernie oddaje myśl „genewskiego papieża” (jak zwali reformatora złośliwcy). Tłumaczenie nie jest archaizowane, co zaliczam in plus, gdyż czyni wywód przejrzystym i aktualnym; sporadycznie pojawiają się książkowe lub nieco staroświeckie „przeto”, „jeno”, „albowiem, „niźli” czy „znieprawić”, ale nie psują bynajmniej tekstu, przeciwnie, przydają smaku i elegancji już i tak bardzo ładnej polszczyźnie Mrozińskiego. Oko cieszy pyszna szata graficzna. Typograf wykonał znakomitą robotę, chciałoby się rzec: jak to u kalwinów — skromnie, a jednocześnie bardzo elegancko i estetycznie. Bardzo. Do tego solidna twarda (szyta) oprawa i tasiemka pełniąca funkcję zakładki. Efekt psuje tylko, aczkolwiek nieznacznie, przestankowanie: na każdej stronie występuje brak lub nadwyżka średnio jednego czy dwóch przecinków.

Systematyczny wywód Kalwina prowadzony jest nieraz w tonie polemicznym, przydającym pikanterii, a także sprzyjającym zastosowaniu barwniejszego i jędrnego języka (aczkolwiek dalekiego od Lutrowej dosadności). Nie jest to więc sucha produkcja teologiczna, z jakimi na ogół mamy dzisiaj do czynienia, lecz napisany ze swadą podręcznik teologii reformowanej i przy okazji XVI-wieczny młot na papistów. Cymes nawet dla niekalwinów.

Wreszcie, po prawie pięciuset latach, pojawia się nabierająca coraz bardziej realnych kształtów nadzieja na pełny, fachowy przekład opus vitae Jana Kalwina: „Institutio Christianae Religionis”. Były dotąd rozproszone fragmentaryczne próby w polszczyźnie, a przedostatnia, spora, zatytułowana „Istota religii chrześcijańskiej” — pierwszy człon tytułu oddawano gdzie indziej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Całkiem sprawnie i ciekawie napisana książka. Autor nieraz gubi pogoń czytelniczych domysłów, tropy schodzą się, by wywieść nas w pole. Niekiedy mamy też do czynienia wręcz nad znęcaniem się nad czytelnikiem czarnymi wizjami przyszłości tego czy innego bohatera, do którego zdążyliśmy się przyzwyczaić (na szczęście nie zawsze się urzeczywistniają).

Sporo tu brutalności, choć nie spod znaku gore czy splatterpunku, Nesbø szczęśliwie raczej trzyma umiar. Czasem z dystansem i nutką autoironii odnosi się do mentalności ziomków, wychowanych w duchu poczucia solidarności społecznej (czytaj: skrajnej socjaldemokracji).

Drażni mnie stosunek co niektórych policjantów do Harry'ego, stawiających go wysoko na piedestale, rozpływających się z zachwytu nad jego dokonaniami i zwykłymi, codziennymi zachowaniami; Harry urasta w ich oczach do rangi herosa, półboga – śmieszne to i naiwniutkie.

Nie byłbym sobą, gdybym nie wytknął kiksów tłumaczowi i redaktorowi. Oto i one wraz z odniesieniem do strony (Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2015, wydanie kieszonkowe). Zaznaczę, że nie znam norweskiego, więc być może niektóre wskazane przeze mnie elementy są błędami lub śmiałymi lingwistycznie cechami oryginału, niemniej pozwolę sobie wymienić podejrzane językowo fragmenty.

Na stronie 7 skontrastowano strzelanie salwami z oddawaniem pojedynczych strzałów, podczas gdy chodzi nie o salwy, lecz serie; salwami określa się strzelanie przez co najmniej kilka osób, tu natomiast idzie o strzelanie przez jedną osobę pojedynczymi strzałami przeciwstawione strzelaniu przez nią seriami. Na s. 149 czytamy o "antykwarycznym samochodzie bez klimatyzacji". A nie chodzi aby o bardzo stary samochód, który moglibyśmy określić np. mianem przedpotopowego, antycznego? Tłumacz używa (s. 183) wyrażenia "nudna do uśpienia"; chyba lepszym rozwiązaniem byłoby "nudna jak flaki z olejem" lub "śmiertelnie nudna", ewentualnie "nudna jak cholera". Strona 234 raczy nas zwrotem "uśmiechnął się w brodę", w którym podejrzewam norweski idiom, tłumaczący się po polsku jako "uśmiechnął się pod nosem/wąsem". Kanapę na s. 385 zaludniają misie i lalki; cóż, można i tak, choć to cokolwiek odważne zastosowanie czasownika „zaludniać” w odniesieniu nie do ludzi ani ludzkich postaci książki czy filmu (ewentualnie do zwierząt – zob. 10-tomowy słownik Doroszewskiego). Wreszcie, na s. 401 napotykamy "prefiks do czegoś ważnego"; ciekaw jestem, czy i autor użył tu niekonwencjonalnej metafory, jeśli nie, to należało posłużyć się takimi odpowiednikami, jak: "preludium", "wstęp", "prolog" czy "interludium", choć zaznaczę, że całkowicie tego użycia nie potępiam - można je uznać za nowatorskie językowo, rozszerzające możliwości polszczyzny, o ile oryginał taki jest względem norweszczyzny. Aha, jeszcze kalka w postaci "antyklimaksu" (s. 455), tymczasem chodzi tu, jak przypuszczam, podobnie jak w angielskim anticlimax, o zwykłe "rozczarowanie", "zawód", bo właśnie to pasuje jak ulał do kontekstu.

Poza wymienionymi niefortunnościami językowymi książka napisana ładną polszczyzną. Poza tym pojawiają się takie ciekawe słowa czy wyrażenia, które pozytywnie zwróciły moją uwagę, jak: urkowie, farangowie, tek, ekspat, lensman, loft, szelmowsko się uśmiechnąć (jak cudownie, że ktoś jeszcze się tak uśmiecha!), atrium, mrożone szkło, piła szablasta, bomba rurowa, afterparty (zwany też po polsku potocznie, choć już nie w książce, afterkiem). Dobrze je było sobie przypomnieć lub poznać (urków, lensmana, ekspata, afterparty ani farangów, przyznam, nie kojarzyłem).

Kartki przewraca się szybko, "Policja" trzyma w napięciu.

Całkiem sprawnie i ciekawie napisana książka. Autor nieraz gubi pogoń czytelniczych domysłów, tropy schodzą się, by wywieść nas w pole. Niekiedy mamy też do czynienia wręcz nad znęcaniem się nad czytelnikiem czarnymi wizjami przyszłości tego czy innego bohatera, do którego zdążyliśmy się przyzwyczaić (na szczęście nie zawsze się urzeczywistniają).

Sporo tu brutalności,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jestem dość świeżo po lekturze "Milczenia owiec" (Albatros, 2017, wydanie kieszonkowe) i muszę powiedzieć, że książka mnie rozczarowała. Film oglądałem przeszło dwadzieścia lat temu, więc z fabuły prawie nic nie pamiętałem, ale mimo to treść książki Harrisa okazała się dość nudna i już raczej dla zasady (trzeba zapoznać się z „klasyką”) doczytałem rozpoczętą lekturę. Chętnie bym zrobił erratę translatorsko-redaktorskich wpadek, część co większych czy ciekawszych byków zamieszczam poniżej:
- s. 29. „To Golgota [mowa o rysunku], widoki po zdjęciu z krzyża. (…) Widzimy tu, co spotkało w rzeczywistości złodzieja, któremu obiecano Królestwo Niebieskie (…)”. Tłumacz nie wyłapał, że ang. 'thief' oznacza w tym kontekście „łotra”, tak właśnie bowiem po polsku określa się tradycyjnie zbrodniarzy umęczonych po obu stronach Jezusa. Znacznie trafniejsze byłoby również określenie „towarzysz” zamiast „kolega”, które pojawia się w tymże kontekście na tej samej stronie w zdaniu: „Połamano mu nogi oczywiście, tak samo jak jego koledze ['companion']”
- s. 31. „Co Pani myśli o tym podziale? (…) Jest zbyt symplicystyczny”. Jaki? Że co? To nie można angielskiego 'simplistic' oddać naturalnie? Jako "zbyt (nazbyt, za bardzo, zbytnio ew. przesadnie) uproszczony"?
- s. 32. „Ile kobiet użył Buffalo Bill?”. Przyznam, że zastanawiam się, jaki sensowny odpowiednik 'used' powinien się znaleźć w polskiej wersji (dopadł, wykorzystał, zamordował, rozprawił się czy jakiś inny), ale „użyć” jakoś mi tu nie pasuje.
- s. 33. „Pożary, gradobicia. Towarzystwa ubezpieczeniowe podciągają to wszystko pod kategorię klęski żywiołowej. Taka była wola Boga”. Ostatnie dwa zdania (Underwriters lump it all under 'Acts of God') to przecież po polsku: „Towarzystwa ubezpieczeniowe podciągają to wszystko pod kategorię dopustu Bożego”, do licha ciężkiego!
- s. 64. Agentka Starling do dopiero co poznanego prawnika, z którym jest na stopie służbowej, zwraca się niegrzecznie „mecenasie” zamiast „panie mecenasie”.
- s. 88. W dialogu (nie w urzędzie!) pojawia się napuszone „iż”: „Mam nadzieję, że Gramm i Rudman nie dowiedzą się, iż go używamy”. Rozumiem, że to w celu uniknięcia powtórzenia „że”, ale i tak razi to w zwyczajnym dialogu. Kolejna sprawa to wzmiankowane „Gramm i Rudman”. Warto by zdanie przeformułować i dać przypis, o co tu chodzi (a chodzi o to: https://en.wikipedia.org/wiki/Gramm%E2%80%93Rudman%E2%80%93Hollings_Balanced_Budget_Act).
- s. 101. „Melon” (notabene użyto tu w oryginale 'watermelon', czyli „arbuz”, nie „melon”) w znaczeniu „penis” niezbyt dobrze brzmi, tymczasem w angielszczyźnie jest to slangowe określenie (także w wersji 'watermelon cock') tej części ciała. A wystarczyło dać jakiegoś „wacka” czy „fujarę”.
-s. 112. „Ta dziewczyna, Jane Doe, leży przy lodówce”. Trzeba było albo dać do 'Jane Doe' przypis, albo dać coś w rodzaju „NN”.
- s. 167. „Silly Billy”. Powinno być: głuptasie, głuptasku.
- ss. 178. „Leopard” zamiast „lampart” czy „pantera”, Ten sam błąd pojawia się na s. 426. Powrót do Schillerowsko-Mickiewiczowskiej „Rękawiczki” czy co?
- s. 196. „Miła plaża” zamiast np. „ładna plaża” (ang. 'a nice beach').
- s. 204. „Nie bądź zachłanna… albo spotkamy się w dopiero przyszłym tygodniu”. To taka łagodna groźba, więc angielskie 'or' należy tu tłumaczyć jako „bo” (albo jako: bo inaczej, inaczej, w przciwnym razie), nie „albo”.
- s. 216. „Strzykało Crawforda w krzyżu”. Warto by to poprawić na „strzykało Crawfordowi w krzyżu”.
- s. 222. „W Marylandzie”. Niby można i tak… ale czy nie zgrabniej byłoby zastosować formę nieodmienną, tj. „w Maryland”?
- s. 238. „Słodki Jezu!” ('sweet Jesus'). Jakże często słyszę tę kalkę w filmach. A po polsku to przecież coś w rodzaju „Jezus Maria!” czy „Chryste Panie!”. Ten sam kiks na s. 407.
- s. 238 (a także na s. 239). „Pani senator Martin!”. Przecież po polsku w sytuacji, gdy nie ma w danym miejscu co najmniej dwóch senatorów, nie wołamy „Panie senatorze (ministrze/ prezydencie/ pośle) Iksińsiki!”, tylko po prostu „Panie senatorze!”.
- s. 244. „Młody imago”, s. 196 „przepiękny imago”. Od kiedy to „imago” jest rodzaju męskiego?
- s. 306. „Typowy strzał zza węgła”. Po polsku to raczej „tchórzliwy strzał w plecy” ('chickenshit backshot').
- s. 333. „Reklamy seksualne” ('sex ads'). Fuj, nie lepiej było dać 1) „reklamy erotyczne”, „ociekające seksem reklamy”, „pełne zmysłowości reklamy” ewentualnie „zmysłowe reklamy” lub 2) "anonse/ ogłoszenia erotyczne" (kontekst nie jest do końca jednoznaczny)?
- s. 336 – „Pierwotni mieszkańcy Ameryki” jako przekład 'Native Americans' jest wprawdzie poprawne, ale lepszym rozwiązaniem byłoby „rdzenni Amerykanie” lub po prostu „Indianie”, bo w Polsce słowo „Indianian” (a także „Murzyn”, w przeciwieństwie do „Negr”) nie ma ujemnych konotacji.
- s. 390. „Okazało się, że z niej lepsza dziwka” ('she turned out to be a bitch really'). Warto by poprawić na coś w stylu „że to naprawdę wredna suka/ małpa/ baba/ babsztyl”.

Słowem: sprawnie napisany „klasyk”, którego nikomu nie polecam.

Jestem dość świeżo po lekturze "Milczenia owiec" (Albatros, 2017, wydanie kieszonkowe) i muszę powiedzieć, że książka mnie rozczarowała. Film oglądałem przeszło dwadzieścia lat temu, więc z fabuły prawie nic nie pamiętałem, ale mimo to treść książki Harrisa okazała się dość nudna i już raczej dla zasady (trzeba zapoznać się z „klasyką”) doczytałem rozpoczętą lekturę....

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Gustaw

z ostatnich 3 m-cy
Gustaw
2024-02-15 17:30:39
Gustaw ocenił książkę Podstawy Religii Chrześcijańskiej Tom I (księgi 1 i 2) na
10 / 10
i dodał opinię:
2024-02-15 17:30:39
Gustaw ocenił książkę Podstawy Religii Chrześcijańskiej Tom I (księgi 1 i 2) na
10 / 10
i dodał opinię:

Wreszcie, po prawie pięciuset latach, pojawia się nabierająca coraz bardziej realnych kształtów nadzieja na pełny, fachowy przekład opus vitae Jana Kalwina: „Institutio Christianae Religionis”. Były dotąd rozproszone fragmentaryczne próby w polszczyźnie, a przedostatnia, spora, zatytułowan...

Rozwiń Rozwiń

statystyki

W sumie
przeczytano
8
książek
Średnio w roku
przeczytane
1
książka
Opinie były
pomocne
54
razy
W sumie
wystawione
8
ocen ze średnią 7,6

Spędzone
na czytaniu
59
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
1
minuta
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]