rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Na każdą kolejną część serii poświęconej detektywowi C.S. czekam z niecierpliwością. Św. Mikołaj i tym razem nie zawiódł i doposażył moją biblioteczkę o "Serce ze smoły". To, co poprzednicy traktują jako feler powieści - objętość - mnie osobiście ucieszyło. Jeszcze więcej czytania! Przyznaję jednak, że historia zabójstwa znanej twórczyni serialu ma dłużyzny i gdy po raz kolejny para detektywów wraca do punktu wyjścia, czytelnik zaczyna być po prostu zniecierpliwiony. Ogólnie jednak historia się broni.

Pewnym mankamentem z początku jest format tekstu i podział strony na kilka kolumn z czatami moderatorów, z czasem przyjęłam taktykę czytania każdego oddzielnie i porównywania treści. Ten zabieg ze stron autorki faktycznie jednak mógł utrudnić lekturę.

Ogólną ocenę obniżyłam za dwie kwestie:
- od połowy można mieć wybranych już finałowych podejrzanych w sprawie (a ku mojemu rozczarowaniu - bo lubię być zaskakiwana - trafić z jednym z typów),
- po drugie - piętą achillesową "Serca ze smoły" jest budowanie relacji między detektywami. "Ale to już było" - zdarzało mi się kilkakrotnie westchnąć. Krok do przodu, dwa kroki wstecz. Czytelnik ma już serdeczną nadzieję, że porzucony zostanie mało przekonujący wątek emocjonalny i skupią się na sprawie. Ja przynajmniej takie nadzieje miałam.

Niemniej, na kolejną część czekam i może mieć nawet tysiąc stron. Byle bez wątków obyczajowych forsowanych na siłę ;)

Na każdą kolejną część serii poświęconej detektywowi C.S. czekam z niecierpliwością. Św. Mikołaj i tym razem nie zawiódł i doposażył moją biblioteczkę o "Serce ze smoły". To, co poprzednicy traktują jako feler powieści - objętość - mnie osobiście ucieszyło. Jeszcze więcej czytania! Przyznaję jednak, że historia zabójstwa znanej twórczyni serialu ma dłużyzny i gdy po raz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka jest trochę jak sama jesień egzystencji: poszarpane wspomnienia, dygresje, gubiący się nieco temat... Wiele bardzo ciekawych wątków, które nagle okazują się dla autora nie tak ważne, by je kontynuować i dokładnie pogłębiać (a szkoda, zamysł projektowania na nowo "ludziaków" i systemu).

Lektura wspaniała jako refleksja nad przyszłością, nad sensem poczynań, nastawieniem się na ostateczny koniec i wieczną żałobą za tym, co utracone.

Piękna szata graficzna, ale przypisy i wyjaśnienia nieco rozbijają płynną lekturę. Początkowo traktowałam je na równi z tekstem głównym, ale później okazało się, że nie są niezbędne dla rozumienia narracji. Żałuję, że nie mam wykształcenia informatycznego - zapewne więcej skorzystałabym z lektury, aczkolwiek wierzę, że literatura jako taka powinna być otwarta na każdego człowieka, również amatora w danej dziedzinie. Cześć oddaję jednak autorowi i jego umiejętności zrozumienia i opracowania materiału.

Serial na pewno obejrzę, choć czuję podskórnie, że jego twórcy pójdą w nieco inną stronę niż autor, skupiając się na budowaniu świata po apokalipsie.

Ta książka jest trochę jak sama jesień egzystencji: poszarpane wspomnienia, dygresje, gubiący się nieco temat... Wiele bardzo ciekawych wątków, które nagle okazują się dla autora nie tak ważne, by je kontynuować i dokładnie pogłębiać (a szkoda, zamysł projektowania na nowo "ludziaków" i systemu).

Lektura wspaniała jako refleksja nad przyszłością, nad sensem poczynań,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książkę czyta się bardzo dobrze. Bator od początku zaznacza, że nie będzie opisywać Japonii z pozycji wszechwiedzącego znawcy i specjalisty, lecz będą to jej spostrzeżenia ułożone na kształt wachlarza. Od nas zależy, które wątki rozwiniemy.
Jest to książka pełna humoru, za który bardzo pisarstwo Bator cenię. Nieraz wracałam do jakiegoś fragmentu, który wydał mi się wyjątkowo udany i pokazywałam mężowi, bo szkoda mi było taką perełkę zatrzymać dla siebie.
Książka pozwoliła mi lepiej zrozumieć Tokio i jego mieszkańców, a także sposób, w jaki formułuje do mnie e-maile przyjaciel z Japonii :).
Jedyny mankament to gorszej jakości zdjęcia. Chciałoby się ich więcej, nieco większego formatu i dokładniej dobrane.

Polecam zatem szacowne dzieło wielce szacownej autorki i przepraszam szacownych przyszłych i obecnych czytelników za ten być może zbyt skromny wpis.

Książkę czyta się bardzo dobrze. Bator od początku zaznacza, że nie będzie opisywać Japonii z pozycji wszechwiedzącego znawcy i specjalisty, lecz będą to jej spostrzeżenia ułożone na kształt wachlarza. Od nas zależy, które wątki rozwiniemy.
Jest to książka pełna humoru, za który bardzo pisarstwo Bator cenię. Nieraz wracałam do jakiegoś fragmentu, który wydał mi się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z przykrością napisać muszę, że lektura "Piekła otwartego" to niestety rozczarowanie. A szkoda, bo "Ostatni Pielgrzym" zawierał to, co lubię: skandynawski klimat, wartka akcja, wplecione wątki historyczne...

Druga część opowieści o detektywie Tommym Bergmannie niewiele zachowała z pierwszej części. Pełno tu dłużyzn oraz dialogów, które prowadzą donikąd, mało mrocznego klimatu, ciekawych bohaterów. Bardzo słabo zarysowana została postać policjantki, koleżanki Bergmanna, która wzbudziła we mnie tylko irytację, a partie tekstu, które dotyczyły śledztwa prowadzonego właśnie przez nią, najchętniej bym przeskoczyła.

Zakończenie mało zaskakujące, niespecjalnie zachęciło mnie do czytania trzeciej części. Ale twarda zawodniczka jestem, lubię znać całość, nim skrytykuję (lub pochwalę). Więc tylko dodam, że trzeci tom ma ten niewątpliwy plus, że jest znacznie krótszy...

Z przykrością napisać muszę, że lektura "Piekła otwartego" to niestety rozczarowanie. A szkoda, bo "Ostatni Pielgrzym" zawierał to, co lubię: skandynawski klimat, wartka akcja, wplecione wątki historyczne...

Druga część opowieści o detektywie Tommym Bergmannie niewiele zachowała z pierwszej części. Pełno tu dłużyzn oraz dialogów, które prowadzą donikąd, mało mrocznego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Szklany zamek" to przewrotnie napisana opowieść.

Gdyby nie to, że historię dziennikarki Jeannette Walls poznałam najpierw przez film, a dopiero później sięgnęłam po książkę, pomyślałabym, że to nawet dowcipna historia z dystansem do niecodziennego w przebiegu dzieciństwa. Pozbawiona ironicznych i zabawnych komentarzy filmowa wersja uderza brutalną prawdą - to, co się działo z czwórką dzieci państwa Walls, to walka o przetrwanie, gdzie wygrywają najsilniejsi. Bo i taki zamysł miała szkoła życia, jaką Jeannette i jej rodzeństwu zaserwowali rodzice.

Ojciec - inteligentny i błyskotliwy, a przy tym apodyktyczny oraz porywczy szaleniec i alkoholik z głową wypełnioną nadziejami na urzeczywistnienie któregoś z największych projektów, między którymi znajdowały się tytułowy Szklany Zamek i Poszukiwacz (złota). Matka - całkowicie pochłonięta procesem twórczym. Malowała, pisała, rzeźbiła, a do wszystkiego, co ją zafascynowało, podchodziła z niezmiennym zapałem. Wśród tych czynności na ogół nie było jednak przesadnej troski nad dziećmi.

One wychowywane były niczym dzieci natury. O ile rodzice zapewnili im całkiem niezłą edukację (rodzeństwo nigdy nie miało problemu z nauką i pod względem wiedzy często wyprzedzało rówieśników), o tyle o siebie, swoje bezpieczeństwo, zdrowie, często jedzenie i odpowiednie schronienie musiały zadbać same. Nie potrafię sobie wyobrazić strachu, jakie maluch może odczuć np. przewożony kilkanaście godzin z tyłu furgonetki, dodajmy, że z popsutymi drzwiami, co owocowało ryzykiem wypadnięcia. Uroki nomadycznego i pełnego gwałtownych zwrotów akcji życia, na które zdecydowali się szaleni rodzice.

Z czasem ojciec w oczach dorastających dzieci stracił aurę ideału, bohatera wychodzącego bez szwanku ze wszystkich perypetii. Jeannette oraz jej siostry i brat zaczęli dostrzegać, że ich dzieciństwo jest odarte z tej otoczki naiwnego przekonania, że są centrum świata, że wszystko im się od życia należy, tego rodzaju spokoju i harmonii oraz troskliwości ze strony rodziców, które są potrzebne przy normalnym rozwoju.

Nie chcę streszczać fabuły. "Szklany zamek" jest książką, z którą w moim przekonaniu warto zapoznać się samemu. We mnie wzbudziła wiele refleksji i pytań. O zmagania z losem, które mają hartować na przyszłość, ale jednocześnie okaleczają młodego człowieka, który być może już nigdy nie pozna, czym jest zwykła dbałość i czułość w stosunku do drugiego człowieka. O to, że zaniedbywanie dzieci niekoniecznie musi się przydarzać w stereotypowo niewykształconych, niezaradnych rodzinach (według swego mniemania Wallsowie zapewne zaradni byli). Że w jednej osobie może przejawiać się tyle osobowości - mądry facet z zadatkami na niezłego naukowca, twórczy umysł, wrażliwy ojciec (w książce mowa jest o tym, jak Rex przeżywał śmierć drugiego dziecka), który znajduje czas dla dzieci. A przy tym choleryk, zabijaka i nałogowiec. Chyba w tym wszystkim najbardziej jednak niepokoi mnie postać matki, w 100% skupionej na sobie (nie?)spełnionej artystki, niechlujna, mało empatyczna, nieprzewidywalna.

To jedna z tych autobiograficznych książek, co do których łatwo zapomnieć, że nie ocenia się cudzego życia, lecz sposób jego przedstawienia. "Szklany zamek" czyta się bardzo szybko. Na szczęście szybko się o nim nie zapomina.

"Szklany zamek" to przewrotnie napisana opowieść.

Gdyby nie to, że historię dziennikarki Jeannette Walls poznałam najpierw przez film, a dopiero później sięgnęłam po książkę, pomyślałabym, że to nawet dowcipna historia z dystansem do niecodziennego w przebiegu dzieciństwa. Pozbawiona ironicznych i zabawnych komentarzy filmowa wersja uderza brutalną prawdą - to, co się...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Jak mówić, żeby maluchy nas słuchały Julie Adair King, Joanna Faber
Ocena 8,1
Jak mówić, żeb... Julie Adair King, J...

Na półkach:

Zacznę od tego, że mam uczulenie na poradniki. Zawsze irytuje mnie, że ktoś przemawia do mnie z pozycji autorytetu. Do tego większość wydawnictw to seryjna produkcja przepełnionych słodkimi fotkami i miałką treścią dzieł chwilowych celebrytów. Tę książkę poleciła mi przedszkolna psycholog i rzeczywiście na tle znanych mi dotąd pozycji wypada bardzo dobrze. Raz, autorki zachowały autodystans. To cenię. Metody, które wypróbowywali na nich samych w dzieciństwie ich opiekunowie, teraz - jako matki - konfrontują podczas wychowywania własnego potomstwa. A bunt 2-latka, 4-latka itd. (buntów jest sporo, czasami jeden przechodzi płynnie w drugi) to sytuacje kryzysowe, z którymi zmaga się wielu rodziców. Mnie ta książka pomogła. Wypróbowałam w żywiole kilka z opisanych metod i w większości przypadków działały. "Jak mówić, żeby maluchy nas słuchały..." przedstawia konkretne sytuacje z życia rodziców i różne formy propozycje reakcji. Po każdym dziale, tzw. zestawie narzędzi, następuje podsumowanie, by czytelnik mógł podsumować, utrwalić zdobytą wiedzę. To bardzo pomocne. Dodatkowy plus za poczucie humoru.

Zacznę od tego, że mam uczulenie na poradniki. Zawsze irytuje mnie, że ktoś przemawia do mnie z pozycji autorytetu. Do tego większość wydawnictw to seryjna produkcja przepełnionych słodkimi fotkami i miałką treścią dzieł chwilowych celebrytów. Tę książkę poleciła mi przedszkolna psycholog i rzeczywiście na tle znanych mi dotąd pozycji wypada bardzo dobrze. Raz, autorki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lubię książki Bator. Choć jej styl początkowo mnie męczy, a piętrowo budowane porównania przyprawiają o zawroty głowy, to jednak chylę czoła przed wyobraźnią i talentem. "Rok królika" jest jednak wyjątkowo nierówną powieścią. W drugiej połowie historii zdałam sobie sprawę, że wciąż czekam na wyróżnienia się motywu przewodniego, spójnego, dobitniej zaznaczonego, który będę śledzić z napięciem - i wciąż męczyło mnie poczucie, że prawdziwa historia jeszcze się nie rozpoczęła. Ostatnie strony powieści (aby nie spojlerować) z kolei nabierają tempa, które nie pasuje do wcześniejszego rytmu narracji. Wątki "nadprzyrodzone" zostają nagle przesunięte na dalszy plan, wybija się kryminalny i - przykro mi to pisać - nieco banalny. Zupełnie inaczej rzecz miała się z "Ciemno, prawie noc". I ciągłe powtórzenia myśli, np. o odczuciach bohaterki, jej rozbiciu, próbie dopisywania historii do życiorysów innych, ciągłej pustce itp. itd.
Cieszę się, że powstała nowa książka, dziękuję Autorce za nią. Cenię wątki nierealistyczne, aurę tajemnicy, osadzanie akcji w pozawielkomiejskim otoczeniu. Ale po "Roku Królika" jednak pozostało wrażenie niedokończenia opowieści.

Lubię książki Bator. Choć jej styl początkowo mnie męczy, a piętrowo budowane porównania przyprawiają o zawroty głowy, to jednak chylę czoła przed wyobraźnią i talentem. "Rok królika" jest jednak wyjątkowo nierówną powieścią. W drugiej połowie historii zdałam sobie sprawę, że wciąż czekam na wyróżnienia się motywu przewodniego, spójnego, dobitniej zaznaczonego, który będę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przyjemnie się czyta, ale uwagę zwraca niechlujna redakcja, liczne literówki, błędy językowe itp., które odwracają uwagę od tego, co najważniejsze - treści.

Przyjemnie się czyta, ale uwagę zwraca niechlujna redakcja, liczne literówki, błędy językowe itp., które odwracają uwagę od tego, co najważniejsze - treści.

Pokaż mimo to