Roshynski

Profil użytkownika: Roshynski

Kraków Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 1 tydzień temu
79
Przeczytanych
książek
81
Książek
w biblioteczce
17
Opinii
247
Polubień
opinii
Kraków Nie podano
Dodane| Nie dodano
Cześć, jestem tu nowy. Interesuję się głównie fantastyką, polską i światową, operuję w angielskim i języku rodzimym. Według mnie należy czytać wszystkie książki, i te wspaniałe i te szmirowate. Jak inaczej odróżnimy pierwsze od drugich?

Opinie


Na półkach:

Co tu się stało, co tu się porobiło. Grzmiąca z każdej kartki nuda i zero ciekawych interakcji między głównymi postaciami. Nawet trójkąt miłosny, mogący być świetnym zarzewiem do konfliktu i zdrady, został przedstawiony w sposób tak do bólu mdły, nudny i bezpieczny, że to zakrawa o literacką zbrodnię.
Wszędobylskie opisy z punktu widzenia nic nie znaczących bohaterów są zajawką jakiś przyszłych wydarzeń i niczym poza tym. Po latach od lektury z trudem odnajdowałem się w imionach i przezwiskach Mostowych, których znaczenie jest marginalne a którzy zajmują przynajmniej kilkanaście rozdziałów treści.
Przewidywalne do bólu "twisty" lub "wielkie" odkrycia nie mają aż tak wielkiego znaczenia albo przeczą zdrowemu rozsądkowi. Że niby X zrobili Y bo dowiedzieli się Z? Przecież to nierealne. Nikt tak nie postępuje.
Wątek Dalinara opowiedziany jest w 90% poprzez wpychane nam do gardła retrospekcje a mógł zostać poprowadzony o niebo lepiej. Autor nawet sam otwiera sobie do tego furtkę ale już za późno, już napisane. Z drugiej strony te rewelacje nie przynoszą żadnych znamiennych rezultatów w relacjach z postaciami czy w odbiorze samej postaci Dalinara bo w zasadzie wiemy że jego pozycji nic nie zagraża. Jego pozycja jest przecież w tytule. Jego polityczne zmagania są o wiele ciekawsze. Szkoda że większość rozwiązuje zwykła manifestacja magii.

Wątek Kaladina został tak boleśnie i sztucznie spowolniony, jakby autor nagle zauważył że nasz Burzowładny młodzieniec jest nieco zbyt potężny w porównaniu z resztą ekipy i skutecznie goni Heraldów.
Wątek Shallan nieco angażuje emocjonalnie ale zmierza donikąd. Tendencja wzrostowa jej potencjału zamienia się w płaską linię na samym dnie skali.
Shadesmar, inny wymiar, jest nieco zbyt znajomy. Najwięcej zyskują towarzyszące bohaterom spreny, ale to za mało by udźwignąć 1200 stron.

Tego jest zwyczajnie za dużo. Autor zmusza nas do podążania setkami ścieżek z czego 90% nie dorównuje pozostałej 10%. To nie Pieśń Lodu i Ognia, gdzie przynajmniej do pewnego momentu coś się zawsze działo. Śmierć, zdrada, konflikt. Nawet ten przykuwający uwagę seks.
Kartkowałem tę powieść i celowo omijałem interludia, pisane zresztą z godną Martina tendencją do zawierania clue rozdziału w paru ostatnich zdaniach. Bez tego Dawca nie był w stanie przykuć mojej uwagi na dłużej niż 3-5 rozdziałów. Czytałem to w oryginale od premiery do zeszłego miesiąca i z bólem żegnam się z serią.
Nie wiem co się stało. Czy to te lata które minęły od premiery Słów Światłości czy to ja "wyrosłem" z nieco zbyt ugładzonego, upupionego Sandersonowego fantasy, jednak rozumiem krytyczne opinie które czytałem pod poprzednimi tomami serii. Za dużo, za słabo. Całość można skonwertować do połowy objętości a czytelnik nic nie straci. World building już siadł na laurach, powoli dostajemy odpowiedzi a te nie szokują i nie angażują. Są wręcz... uwaga, bo ciężko mi to przychodzi... błahe.
Puszczanie oka do czytelnika i zajawki kolejnych wydarzeń nie zastępują treści, autorze, bo coś musi mnie przez te 1200 stron trzymać.
Nie trzyma nic. Smutek przepełnia me serce.
Żegnajcie, Archiwa.

Co tu się stało, co tu się porobiło. Grzmiąca z każdej kartki nuda i zero ciekawych interakcji między głównymi postaciami. Nawet trójkąt miłosny, mogący być świetnym zarzewiem do konfliktu i zdrady, został przedstawiony w sposób tak do bólu mdły, nudny i bezpieczny, że to zakrawa o literacką zbrodnię.
Wszędobylskie opisy z punktu widzenia nic nie znaczących bohaterów są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Piter otworzył Uniwerum2033 by zaraz potem zostać przyćmionym przez po trzykroć lepszą trylogię petersburską Diakowa - Cienie Post-Petersburga.
Piter:Wojna otwiera Uniwersum2035 - świat Metra po Metrze2035. Tak, świat na powierzchni żyje i ma się dobrze. Pora odbić go w imię ludzkości! Taki wstęp do tej książki sprawił że zacząłem się zastanawiać. Zaraz zaraz, a trylogia petersburska to niby była o czym?
Po co cała ta zmiana cyferki i promocja? Lata temu czytaliśmy o tym o czym Metro2035 powiedziało nam z opóźnieniem, niejako jedynie legalizując fantastyczne historie o przemierzanej w kabinie "Maleństwa" Rosji...

Gdy zamknąłem tę książkę i poznałem historię Ubera zastanowiłem się co dodała ona do wcześniejszej formuły i co z całej tej draki z Weganami wynikło. O czym czytałem, co się dowiedziałem o postaciach i świecie, w jaki sposób Piter:Wojna zasłużył na 2035 przed tytułem, a trylogie Diakowa czy Szabałowa nie. Po co w ogóle śledziłem historię Gerdy, Tadżyka, Komara, Achmeta i fantastycznie pokręconego Ubera?

Otóż po nic. Omijać z daleka.

Piter otworzył Uniwerum2033 by zaraz potem zostać przyćmionym przez po trzykroć lepszą trylogię petersburską Diakowa - Cienie Post-Petersburga.
Piter:Wojna otwiera Uniwersum2035 - świat Metra po Metrze2035. Tak, świat na powierzchni żyje i ma się dobrze. Pora odbić go w imię ludzkości! Taki wstęp do tej książki sprawił że zacząłem się zastanawiać. Zaraz zaraz, a trylogia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Graliście kiedykolwiek w Dungeon&Dragons?
Czytaliście kiedykolwiek jakąkolwiek książkę z nurtu high fantasy?

Jeśli odpowiedzieliście tak na którekolwiek powyższe pytanie nie macie najmniejszego powodu by to czytać. Całość przypomina zapis sesji RPG mającej miejsce w czasie kilku rzeczywistych godzin. Autor to DM który ciągle oszukuje na kostkach. U stołu jest 4 innych graczy, wszyscy trzymają wręczone im pregenerowane postacie a czytelnik obserwuje wszystko stojąc przy stole, z nudów układając wieże z kości graczy.

Bohaterowie spotykają się w karczmie, następuje zawiązanie akcji i finał.

Przyznam że miejsce akcji z początku mnie urzekło. Ale to jednak nie Tarantino, bo w Nienawistnej Ósemce znaczenie miały postaci i ich historie, a nie loch pod karczmą w jaki zapuściły się w poszukiwaniu odpowiedzi.

Postacie "graczy" to kartony wycięte z papieru kłaniające się archetypom i motywom obecnym w fantasy od dekad.
Cyniczny weteran skrywający straszną tajemnicę? Jest.
Piękna do bólu wojownicza tsundere-czarodziejka związana z weteranem jakimś fabularnym macguffinem który na stałe splecie ich razem jako sojuszników, niezainteresowana niczym innym poza tymże bohaterem? Jest.
Zwykły drań, ohydny antagonista dla szlachetnego protagonisty? Jest.
Egzotyczna postać reprezentująca wielki świat fantasy? Jest.
Niewinni, których trzeba ratować? Są.

"Zwroty" akcji idzie przewidzieć z absolutną dokładnością na 100 stron w przód. Kto z kim wyląduje w jednym łóżku, kogo zdradzą zausznicy, kto zasługuje na zaufanie pomimo aparycji, kto jest edgelordem znającym ludzkie dusze na wylot.
Punkt kulminacyjny to farsa na 4 akapity. Gdyby przełożyć to na język gier cRPG finał tej książki mógłby być w nich tutorialem.

Napięcie przez połowę książki budowane jest w oparciu o konflikt młodej karczemnej dziewki i bandy usiłującej ją zgwałcić, czemu protagonista usiłuje zapobiec sugerując jej prostytuowanie się.
Czytając te fragmenty miałem ochotę wychylić szklankę kruszonego szkła. Autor robi co może by przedstawić głównego bohatera jako człowieka który nie jest w stanie pomóc jej w inny sposób niż poprzez uświadomienie jej (a zatem i nam, czytelnikom) jak ponura bywa rzeczywistość i że utrata złudzeń oraz niewinności jest w tych okolicznościach nieunikniona. Co kompletnie nie współgra z wszystkim innym w tej książce (tonem, kliszami, wątkiem głównym, obecnością i potęgą magii i hmm... potężną czarodziejką która nie wiadomo dlaczego nagle bardzo ciasno związała się z naszym cynikiem), bo oczywistym jest od pierwszej konwersacji Leandry i protagonisty że ten nie jest "zwyczajnym" cynicznym weteranem jakich w RPGowych karczmach mnóstwo. Ba, on chyba nawet nie jest graczem! On jest postacią Mistrza Podziemi - insertem znudzonego narratora rozwiązującym wszystkie problemu machnięciem niewidzialnej różdżki.

Stosunek protagonisty do głównej postaci kobiecej, czarodziejki Leandry trąca pulpem z lat trzydziestych ubiegłego wieku. Od kochanek Conana Leandra różni się tym że jest nieco skromniej ubrana, zazwyczaj stoi na własnych nogach a łańcuch którym przykuta jest do nogi swego bohatera jest "niewidzialnym" zabiegiem narracyjnym a nie kawałem pozłacanego żelastwa. Najważniejsze co o niej wiemy po 20-50 stronach to fakt że jest dziewicą. Najważniejsze co wiemy pod koniec to z kim straciła to dziewictwo. Tak, zgadliście z kim.

Świat? Fanfic do Forgotten Realms. Elfy to highelfy, mroczne elfy to drowy, magia jest identyczna, nawet z wprost akcentowanym podziałem na magię arkanów i magię boską, nieprzenikające się sfery władania rzeczywistością. Gdyby było wam mało dowodów na fanfikowość tego utworu bohaterowie na swojej drodze napotykają pułapki żywcem wyjęte z klasyki D&D. Inspiracja? Raczej chamska zżyna.

Na litość Umberlee, napisać to można. Ale żeby mieć czelność publikować?

Graliście kiedykolwiek w Dungeon&Dragons?
Czytaliście kiedykolwiek jakąkolwiek książkę z nurtu high fantasy?

Jeśli odpowiedzieliście tak na którekolwiek powyższe pytanie nie macie najmniejszego powodu by to czytać. Całość przypomina zapis sesji RPG mającej miejsce w czasie kilku rzeczywistych godzin. Autor to DM który ciągle oszukuje na kostkach. U stołu jest 4 innych...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Roshynski

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
79
książek
Średnio w roku
przeczytane
8
książek
Opinie były
pomocne
247
razy
W sumie
wystawione
71
ocen ze średnią 7,3

Spędzone
na czytaniu
737
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
14
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]