Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Fragment recenzji, która ukazała się w "Twórczości" nr 1/2023:
"[...] główni bohaterowie baśni Teodorczyka to ludzie, którzy w którymś momencie życia stają przed fundamentalnym pytaniem: kim jestem? Powodowani czystą ciekawością, osiągnięciem konkretnego celu lub doskwierającą im już za bardzo rzeczywistością, wychodzą z dawno utartych kolein codziennego życia i podejmują wędrówkę w nieznane. Cel ich wędrówki jest zawsze inny, niż to zakładali lub sobie wyobrażali. Ale najistotniejszą rzeczą, jaka się dokonuje podczas tej ich nowej drogi <<po omacku>>, jest ich wewnętrzna przemiana. Dotyczy ona w szczególności postrzegania samego siebie, a dopiero później reszty świata. Przy czym ta <<reszta>> traci jakby na wadze. Punkt ciężkości, uwagi bohaterów zostaje przekierowany z zewnątrz do wnętrza. Tym samym opowieść o drodze staje się jej medytacją dla czytelnika. Przemiana postawy bohaterów polega na porzuceniu celu swojego pierwotnego pragnienia i oddaniu się radości z samego kroczenia nową drogą. Chyba największą nagrodą za jej wybór jest poczucie wolności, wynikające z wyzbycia się wcześniej uwierających ograniczeń – narzucanych przez wychowanie, kulturę, obyczaj, religię - oraz z odrzucenia myślenia o sobie w kategoriach pejoratywnych."

Fragment recenzji, która ukazała się w "Twórczości" nr 1/2023:
"[...] główni bohaterowie baśni Teodorczyka to ludzie, którzy w którymś momencie życia stają przed fundamentalnym pytaniem: kim jestem? Powodowani czystą ciekawością, osiągnięciem konkretnego celu lub doskwierającą im już za bardzo rzeczywistością, wychodzą z dawno utartych kolein codziennego życia i podejmują...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czułość rzeczy martwych

[...] Przedmioty, to co pozostało po ludziach, też mogą opowiedzieć historie. Szczególnie jeśli są to opowieści tak tragiczne, że trudno wyrazić je słowami. [...]

Całą recenzję można przeczytać (bezpłatnie) na stronie "Przewodnika Katolickiego": https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2021/Przewodnik-Katolicki-40-2021/Kultura/Czulosc-rzeczy-martwych

Czułość rzeczy martwych

[...] Przedmioty, to co pozostało po ludziach, też mogą opowiedzieć historie. Szczególnie jeśli są to opowieści tak tragiczne, że trudno wyrazić je słowami. [...]

Całą recenzję można przeczytać (bezpłatnie) na stronie "Przewodnika Katolickiego":...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Idę z nimi

Polsko-hebrajski zbiór wierszy "Śladami" Krzysztofa Micha (2021) jest poetycką opowieścią o społeczności żydowskiej, zamieszkałej przed wojną na Podlasiu. Jak sam autor wyjawia we wstępie, wiersze te zrodziły się pod wpływem lektury książki Przez ruiny i zgliszcza Mordechaja Canina i wizyty poety w Tykocinie w 2019 r. [...]

Całość recenzji można przeczytać (bezpłatnie) na stronie "Przewodnika Katolickiego": https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2022/Przewodnik-Katolicki-4-2022/Kultura/Ide-z-nimi

Idę z nimi

Polsko-hebrajski zbiór wierszy "Śladami" Krzysztofa Micha (2021) jest poetycką opowieścią o społeczności żydowskiej, zamieszkałej przed wojną na Podlasiu. Jak sam autor wyjawia we wstępie, wiersze te zrodziły się pod wpływem lektury książki Przez ruiny i zgliszcza Mordechaja Canina i wizyty poety w Tykocinie w 2019 r. [...]

Całość recenzji można przeczytać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Wojna nie tylko ludzi

Olaf Clemensen przedstawia w swojej książce wydarzenia, które rozegrały się na Ukrainie w 2014 r. Ale nie jest to opowieść reportera, tylko poety-malarza. Naszkicowane przez niego obrazy o wiele bardziej przybliżają nam charakter wojny w Donbasie i wojny w ogóle.

Całość recenzji dostępna (już bezpłatnie) na stronie "Przewodnika Katolickiego): https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2021/Przewodnik-Katolicki-12-2021/Kultura/Wojna-nie-tylko-ludzi

Wojna nie tylko ludzi

Olaf Clemensen przedstawia w swojej książce wydarzenia, które rozegrały się na Ukrainie w 2014 r. Ale nie jest to opowieść reportera, tylko poety-malarza. Naszkicowane przez niego obrazy o wiele bardziej przybliżają nam charakter wojny w Donbasie i wojny w ogóle.

Całość recenzji dostępna (już bezpłatnie) na stronie "Przewodnika Katolickiego):...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Siła świadectwa dziecka

"Dziennik Reni" Anny Rink należy do książek, które z jednej strony odbierają mi mowę, a z drugiej wywołują potrzebę rozmowy o nich i polecania ich każdemu. W przypadku tej książki – dosłownie każdemu, łącznie z dziećmi.

Punktem wyjścia dla jej powstania był dziennik matki autorki – Reni Wrzeszczyńskiej z Kamieńca (wioski leżącej niedaleko Gniezna). Kiedy wybuchła wojna, miała 10 lat. Dziewczynka była najstarszym dzieckiem w wielodzietnej rodzinie i do ukończenia 13 roku życia (kiedy musiała iść na służbę do niemieckiej rodziny) wykonywała w domu najwięcej prac. Zapisywała dziennik codziennymi zdarzeniami dopiero wieczorem, przed zaśnięciem, przy słabym świetle lampy naftowej. Ale oryginalny dziennik Reni, który się zachował, to tylko kilkanaście stron, obejmujący okres od 3 października 1941 r. do 13 marca 1942 r. Stał się on inspiracją i jednym ze źródeł wiedzy dla autorki o historii jej rodziny w czasie okupacji. Tak więc "Dziennik Reni" jest przede wszystkim literackim dziełem Anny Rink. Tym bardziej jestem pełna uznania dla włożonej przez nią pracy i języka, jakim opowiedziała tę historię. [...]

Całość recenzji dostępna (już bezpłatnie) na stronie "Przewodnika Katolickiego": https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2022/Przewodnik-Katolicki-13-2022/kultura-i-czas-wolny/Sila-swiadectwa-dziecka

Siła świadectwa dziecka

"Dziennik Reni" Anny Rink należy do książek, które z jednej strony odbierają mi mowę, a z drugiej wywołują potrzebę rozmowy o nich i polecania ich każdemu. W przypadku tej książki – dosłownie każdemu, łącznie z dziećmi.

Punktem wyjścia dla jej powstania był dziennik matki autorki – Reni Wrzeszczyńskiej z Kamieńca (wioski leżącej niedaleko Gniezna)....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo ciekawy debiut.

Bardzo ciekawy debiut.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Takich książek się nie recenzuje, bo nie sposób spojrzeć na nie chłodnym okiem krytyka – to była moja pierwsza myśl po lekturze tomu poezji "M+M" Dominiki Lewickiej-Klucznik.

Jakiś czas temu byłam na spotkaniu promującym tom M+M z udziałem autorki. Wtedy po raz pierwszy usłyszałam kilka tekstów, które zawiera. Usłyszałam też, że powstały podczas dwutygodniowego turnusu rehabilitacyjnego, w którym autorka uczestniczyła wraz z niepełnosprawnym synem. Na takie książki nie sposób spojrzeć chłodnym okiem krytyka, rozdzielając formę od treści, ważąc zalety i wady jednego i drugiego. A może raczej – ja nie potrafię oddzielić emocji od trzeźwego oglądu wartości literackiej. Dlatego po prostu opowiem o moim spotkaniu z tą książką, bo potrzebę opowiedzenia mam silną.

Całość recenzji dostępna tutaj: https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2022/Przewodnik-Katolicki17-2022/kultura-i-czas-wolny/Silna-poetka-z-Elblaga

Takich książek się nie recenzuje, bo nie sposób spojrzeć na nie chłodnym okiem krytyka – to była moja pierwsza myśl po lekturze tomu poezji "M+M" Dominiki Lewickiej-Klucznik.

Jakiś czas temu byłam na spotkaniu promującym tom M+M z udziałem autorki. Wtedy po raz pierwszy usłyszałam kilka tekstów, które zawiera. Usłyszałam też, że powstały podczas dwutygodniowego turnusu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Yossi Klein Halevi swoją książkę "Listy do mojego palestyńskiego sąsiada" zaadresował do konkretnego odbiorcy, odległego od Polski. A jednak Wydawnictwo Austeria zdecydowało się na wydanie polskiego przekładu. Wychodząc naprzeciw rodzącemu się pytaniu, dlaczego ta książka miałaby zainteresować również polskiego czytelnika, redaktorzy napisali w przedmowie: „Listy do mojego palestyńskiego sąsiada są niemal modelowym przykładem postaw i refleksji, które chcemy promować w ramach serii »Konteksty żydowskie«. Książka ta przetłumaczona z wielkim wyczuciem i starannością przez Marię Makuch, jest niezwykłym świadectwem osobistego, rzetelnego podejścia jej autora do jednego z najtrudniejszych konfliktów obecnego świata – konfliktu arabsko-izraelskiego. Jest on problemem żydowskim, ale i światowym”.
[...]
W wierze w Boga Halevi dostrzega szansę na zbudowanie pomostu ponad podziałami i wzajemnie wyrządzonymi krzywdami. Na tym pomoście można zacząć dialog z inaczej myślącym człowiekiem.

Całość recenzji dostępna tutaj: https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2022/Przewodnik-Katolicki-18-2022/kultura-i-czas-wolny/Dialog-ponad-murem?fbclid=IwAR1YDofYU8DkM5mZiweKU6QAsfR5xC5DfefeRlIMEOQsnxZXvemUXcMAtkM

Yossi Klein Halevi swoją książkę "Listy do mojego palestyńskiego sąsiada" zaadresował do konkretnego odbiorcy, odległego od Polski. A jednak Wydawnictwo Austeria zdecydowało się na wydanie polskiego przekładu. Wychodząc naprzeciw rodzącemu się pytaniu, dlaczego ta książka miałaby zainteresować również polskiego czytelnika, redaktorzy napisali w przedmowie: „Listy do mojego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Niemy prorok" to powieść z dużo bardziej uniwersalnym przesłaniem, niż to się może na początku wydawać. Diagnozująca nie tylko rewolucję bolszewicką, ale i każdą inną. Powieść – ostrzeżenie przed fałszywymi prorokami. Ostrzeżenie kogoś, kto nam dobrze życzy.

Całość recenzji dostępna tutaj: https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2022/Przewodnik-Katolicki-20-2022/kultura-i-czas-wolny/Opowiesc-o-falszywym-proroku

"Niemy prorok" to powieść z dużo bardziej uniwersalnym przesłaniem, niż to się może na początku wydawać. Diagnozująca nie tylko rewolucję bolszewicką, ale i każdą inną. Powieść – ostrzeżenie przed fałszywymi prorokami. Ostrzeżenie kogoś, kto nam dobrze życzy.

Całość recenzji dostępna tutaj:...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Wyemancypowany bohater

„Szpok. Próby” Karola Maliszewskiego to niewielka książeczka, która robi niezły bałagan w głowie czytelnika. Od początku zostajemy wytrąceni z bezpiecznej pewności ram - wszelakich: gatunkowych, narracyjnych, społecznych. [...]

Maliszewski jest jak bohater przypowieści, którą poznałam dzięki książce "Płacz cykady" (2021) Tomasza Teodorczyka. Proszony o pomoc Mistrz najpierw poradził poecie zapamiętać tysiące wersetów starożytnej poezji, a kiedy ten to uczynił, kazał mu je zapomnieć. Kiedy po wielu latach i ta sztuka się udała, usłyszał od Mistrza: „Teraz idź i pisz”. Kiedy czytam teksty Maliszewskiego wyczuwam podobną walkę z tym całym bagażem literatury, która przecież go ukształtowała, którą ceni i wykłada na uniwersytecie (!), ale z drugiej strony - której znajomość stanowi obciążający balast w procesie twórczym. W moim odczuciu, w "Szpoku. Próbach" wychodzi z niej zwycięsko.

Cała recenzja dostępna tutaj: https://www.facebook.com/photo?fbid=417161613747829&set=a.285410636922928

Wyemancypowany bohater

„Szpok. Próby” Karola Maliszewskiego to niewielka książeczka, która robi niezły bałagan w głowie czytelnika. Od początku zostajemy wytrąceni z bezpiecznej pewności ram - wszelakich: gatunkowych, narracyjnych, społecznych. [...]

Maliszewski jest jak bohater przypowieści, którą poznałam dzięki książce "Płacz cykady" (2021) Tomasza Teodorczyka....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Moje największe odkrycie trwającego roku :)
Paradoksalnie, o tej książce najlepiej jest, jak najmniej mówić, żeby nie odbierać kolejnemu czytelnikowi przyjemności z odkrywania jej wielu tajników. Być może największą przyjemnością lektury "Płaczu..." nie jest odkrywanie odpowiedzi, co bycie zwodzonym przez autora. No i w końcu warto po nią sięgnąć dla poczucia jej klimatu - onirycznego, budowanego na granicy wielu światów, wielu głosów. Gorąco polecam.

Moje największe odkrycie trwającego roku :)
Paradoksalnie, o tej książce najlepiej jest, jak najmniej mówić, żeby nie odbierać kolejnemu czytelnikowi przyjemności z odkrywania jej wielu tajników. Być może największą przyjemnością lektury "Płaczu..." nie jest odkrywanie odpowiedzi, co bycie zwodzonym przez autora. No i w końcu warto po nią sięgnąć dla poczucia jej klimatu -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Tomasz Jastrun stworzył dzieło wyjątkowe. "Dom pisarzy w czasach zarazy. Iwicka 8A" to opowieść o losach kilkunastu znanych pisarzy, mieszkańcach jednego domu w czasach stalinowskich, o tym, jak dali się uwikłać w „pakt z diabłem”. Sam autor nazwał ją książką swojego życia, która powstawała przez prawie czterdzieści lat. Składało się na te lata przede wszystkim zbieranie materiałów - dokumentów, fotografii, jak i przeprowadzanie wywiadów z jeszcze żyjącymi mieszkańcami opisywanego domu, w którym sam spędził dzieciństwo i młodość. Jastrun w wywiadach wspomina o długich okresach przerwy w zajmowaniu się tym tematem, a także o poczuciu przytłoczenia ogromem materiału, jaki zebrał, i szukaniu odpowiedniej formuły opowiedzenia skomplikowanej historii życia pisarzy w czasach powojennych. Ale jest też drugi powód nazwania "Domu pisarzy…" książką jego życia. Jak w żadnej poprzedniej skumulował w niej wszystkie swoje umiejętności i doświadczenia pisarskie – od reportażysty, dokumentalisty, przez eseistę, felietonistę, powieściopisarza, a kończąc na poecie. I ten właśnie walor literacki – bogactwa użytego języka – czyni w moim odczuciu tę opowieść całkowicie wyjątkową.

Cała recenzja ukazała się w "Odrze" nr 2/2021.

Tomasz Jastrun stworzył dzieło wyjątkowe. "Dom pisarzy w czasach zarazy. Iwicka 8A" to opowieść o losach kilkunastu znanych pisarzy, mieszkańcach jednego domu w czasach stalinowskich, o tym, jak dali się uwikłać w „pakt z diabłem”. Sam autor nazwał ją książką swojego życia, która powstawała przez prawie czterdzieści lat. Składało się na te lata przede wszystkim zbieranie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zimno, coraz zimniej...

Gdybym miała nazwać książkę Amosa Oza "Mój Michael" (Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2020) jednym określeniem, nazwałabym ją – inną od wszystkiego, co czytałam wcześniej. O tej jej oryginalności decyduje przede wszystkim forma, ale w jakimś stopniu również treść. Chociaż mówiąc o treści mam na myśli głównie klimat, który autor buduje, bo sam temat – historia związku między kobietą a mężczyzną – jest przecież popularnym tematem powieści.

Cała recenzja dostępna do przeczytania tutaj: https://nowynapis.eu/tygodnik/nr-90/artykul/zimno-coraz-zimniej

Zimno, coraz zimniej...

Gdybym miała nazwać książkę Amosa Oza "Mój Michael" (Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2020) jednym określeniem, nazwałabym ją – inną od wszystkiego, co czytałam wcześniej. O tej jej oryginalności decyduje przede wszystkim forma, ale w jakimś stopniu również treść. Chociaż mówiąc o treści mam na myśli głównie klimat, który autor buduje, bo sam temat –...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Intrygująca. Odważna. Merytoryczna.
Te trzy epitety najbardziej oddają to, co myślę o książce Joanny Ostrowskiej "Oni. Homoseksualiści w czasie II wojny światowej".
Intryguje już pierwszy człon tytułu "Oni", do którego odnosi się Autorka w swoim wstępie. Ten zaimek osobowy stosowany w publicznym dyskursie dla określenia nieheteronormatywnych ofiar II wojny światowej jest tylko czubkiem góry wykluczenia i poniżenia, która urosła od zakończenia wojny. Co zaskakujące i przykre, budowali ją nie tylko historycy, ale i ocaleńcy, skazani z innego paragrafu niż 175.
Ostrowska walczy ze stygmatyzacją i generalizowaniem. Zwraca uwagę na rolę języka w procesie wykluczania. Zadziwia determinacją w docieraniu do źródeł - dokumentów, świadectw, wspomnień więźniów obozów, w których występują "Oni". Jest ich jak na lekarstwo. Również z tego powodu owoc jej pracy jest nie do przecenienia.

Intrygująca. Odważna. Merytoryczna.
Te trzy epitety najbardziej oddają to, co myślę o książce Joanny Ostrowskiej "Oni. Homoseksualiści w czasie II wojny światowej".
Intryguje już pierwszy człon tytułu "Oni", do którego odnosi się Autorka w swoim wstępie. Ten zaimek osobowy stosowany w publicznym dyskursie dla określenia nieheteronormatywnych ofiar II wojny światowej jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Z perspektywy gospodyni

Czekałam na nią długo. Nie czekałam sama. Czekało wielu znających Gabrysię z portali literackich i takich jak ja, którzy poznali jej teksty już po jej śmierci. I przyszła kilka dni temu. Dzięki człowiekowi, który walczy(ł) o niezapomnienie tej twórczości, o ponowne otwarcie do niej drzwi. I są. Teksty i drzwi z „plakietką”: Gabriela Lilianna Cabaj jeszcze nieba nie zamykaj. Teraz czekają na Twoją dłoń, którą je popchniesz. Za nimi wciąż żyje kobieta, która nadała „zwyczajności” nowy obraz.

Czuję się trochę bezradna stojąc przed wyzwaniem, jakim jest bez wątpienia próba zrecenzowania książki, która stanowi swoiste kompendium twórczości Gabrysi. Moje poczucie bezradności wypływa z dwóch powodów. Jednym jest obszerność tego dzieła, liczącego 406 stron i słusznie nazwanego przez Stanisława Nyczaja (w posłowiu) „księgą życia Gabrieli Lilianny Cabaj – zawierającą różne gatunki literackie: wiersze liryczne, a z prozy krótkie opowiadania, zapiski z lektur, felietony, refleksje”. W jaki sposób opowiedzieć o tej księdze w miarę zwartym tekście nie umniejszając jej bogactwa?
Drugim powodem mojej „recenzenckiej bezradności” jest bardzo osobisty, autobiograficzny charakter tych tekstów. Jak znaleźć do nich dystans, popatrzeć na nie chłodnym okiem krytyka? Może gdybym nie była - podobnie jak autorka książki - kobietą w średnim wieku, matką, gospodynią zaczynającą dzień od zmywania naczyń i kończącą go tym samym rytuałem, gdybym nie zachwycały mnie (wciąż) czyste notatniki, czekające na nowe dni, którymi je zapiszę, może wtedy wzbicie się na dystans nie byłoby trudne (raczej na pewno by nie było). Ale ponieważ recenzji nie pisze (jeszcze) cyborg, jakaś maszyna, ale pisze konkretny (jeszcze czujący) człowiek i ponieważ widzę sens recenzji tylko wtedy, gdy są szczere, więc trudno, będzie mniej profesjonalnie, za to osobiście. Napisane z perspektywy gospodyni domowej i matki, próbującej pisać też wiersze i znającej prowincję.

„jeżeli łamać się to nieotwarcie” - to wers jednego z pierwszych wierszy tego zbioru, wers wiersza pochodzącego z debiutanckiego tomu Gabrieli Cabaj "Przenikanie" (2012). Jego echo, rozwinięcie, potwierdzenie usłyszymy w jednym z ostatnich zapisków w "Dzienniku" poetki: „Nie chcę dodawać smutku temu światu.” ("Pozytyw dla sztuki", 16 marca 2016)
Zaczynam od niego, choć nie mam pewności, czy to dobry początek. Ale zważywszy „kontekst sytuacyjny” powstania tego drugiego zdania, czyli chorobę autorki, wydaje się, że trzeba to artystyczne wyznanie potraktować śmiertelnie poważnie. Ze względu na autobiografizm tej twórczości, wydaje się, że kluczową sprawą w jej odczytaniu, jest zrozumienie perspektywy, z której Cabaj do nas mówi. A do tego zrozumienia potrzebne jest zarówno poznanie jej kaszubskich korzeni, miejsca, które wybrała na swój drugi dom (chociaż znając jej teksty wolałabym użyć innego sformułowania - które wybrał dla niej los), jak również wsłuchanie się w to, co poetka mówi do nas między wersami, czego nie dopowiada. To ostatnie jest może najtrudniejsze, ale dla mnie stanowi największą wartość jej tekstów (być może też literacką). Na te niedopowiedzenia zwróciłam uwagę już w moim pierwszym szkicu o wierszach Gabrysi z jej debiutanckiego tomu, zawężając je do wspomnianych przez nią „drzazg wydłubywanych spod skóry”. One ukrywają się w wielu innych metaforach, a nawet w całych obrazach kreślonych przez poetkę. Określenie „ukrywają się” jest podwójnie zasadne. Bo nie chodzi tylko o trudność tkwiącą w budowie metafor, ale o zwodzenie nas przez samą ich autorkę. Dostajemy bowiem z jednej strony bardzo czytelne, piękne opisy miejsca, gdzie żyje, peany na cześć przyrody i wnuczki zwanej elfikiem, poruszające wyznania, że się wybrało właściwego człowieka na wspólną drogę życia (nawet jeśli to życie okazało się bardzo ciężkie, wymagając od nas przyspieszonego kursu z prowadzenia gospodarstwa rolnego, m.in. zabijania i patroszenia drobiu). Z drugiej zaś strony czytamy, że w tej Arkadii dopiero od niedawna coś ważnego się znalazło.
„u mnie dostatek, ponieważ przedkładam go nad samo narzucające się obowiązki (ja nic nie muszę!). A i dzień taki piękny; w niebieściutkim kolorze ani złamanej chmurki.
Na ławce pod wiśnią pierwszy trzmiel brzuchaty kwiatków u mnie szuka. Pieją koguty, górą turkawki, na dachu pliszka, której męża onegdaj z wiatrówki zatłukli.
Ścielą się dymy po ogrodach, na polu traktor, i to jest cud., że można tak wiosennie czekać Bóg wie na co (…) W stawie gęsi pluskają się z rozkoszą godną łabędzi, gdy właśnie Księga Szósta zaczyna się tak: - Oto wszystko, czego pragnąłem: niewielki kawał ziemi, ogród, źródło koło domu, a opodal mały lasek. To z Horacego.
I przydałoby się jeszcze coś nadto, coś ponad, lecz wtedy odzywa się ten uciążliwy, ten obcy, który mówi: - Wszystko co najważniejsze, jest w środku. I tylko ćmi.”
("Poważna satyra na jeden dzień wiosny")
Tym czymś „ponad”, tym odnalezionym dopełnieniem życia jest sztuka, literatura, pisanie, a także jakaś inna nieznana dotąd miłość. I to wszystko, co się znalazło, wypełniło – jednak – braki, które istniały w głównej bohaterce. Bo bez wątpienia mamy do czynienia z jedną wspólną wszystkim tekstom z tego zbioru bohaterką (wyjątkiem stanowi cykl powiastek z rozdziału Wieści). Inna sprawa, że mówi do nas głosem w różnej tonacji i nasileniu, a biorąc pod uwagę używane dialekty poniekąd różnymi językami. W wierszach jest to głos bardziej liryczny, chwilami zawieszany w próżni, nie tak stanowczy i pewny siebie jak ten, którym mówi do nas w większości tekstów prozatorskich. Redaktorzy książki nazwali tę jej część zawierającą prozę - „variami prozatorskimi”. Czasami słychać w tej prozie echo któregoś z wierszy, szczególnie w Dziennikach, jednak w moim odczuciu to są dwie różne narracje. W przypadku większości opowiadań-miniatur mam wrażenie jakby autorka siliła się na zdrowy dystans do rzeczywistości, zazwyczaj cholernie trudnej rzeczywistości. Więc przeplata w nich ironię z wesołkowatością. A jednak mnie te teksty nie rozbawiły. Szczególnie, że „drzazgi” mimowolnie (?) i tu wychodzą na zewnątrz.
„Pani psycholog pozwoliła sobie na sięganie w głąb naszego Ja. Testów było kilka. Sprawiały trudności, ponieważ te maski, za którymi jesteśmy na co dzień, zdążyły wtopić się w twarze, więc zdecydowałam się zajrzeć aż do brzucha.
W jednej króciutkiej chwili wyłożyłam na stół dwanaście metrów drżących, śliskich jelit, które zaczęły przelewać się przez ręce.
Na koniec pada pytanie:
- Z jakim uczuciem pani stąd wyjdzie?
Wyjdę stąd utwierdzona w tym, o czym mniej więcej wiedziałam.
Równo z tymi słowami moja biedna głowa zajęła się ogniem.
Opuściłam ją. Zawsze opuszczam głowę wtedy, gdy jestem zaskoczona albo zażenowana. Jednak słuchałam innych.
Maryla, jak zwykle, upierała się przy swoim. Ktoś drugi chyba nie zrozumiał pytania, a może to ja nie zrozumiałam odpowiedzi – nie wiem…
- A co pani czuje po testach?
- Bezradność – cicho powiedziała osoba siedząca za moimi plecami.
I ja ją poczułam, a tak jakoś rozpaczliwie, jakby nadeszła z innego wymiaru. Szarpnęła, ujmując w imadło moje trzewia, czy coś tam, co zaraz by mogło pęknąć i rozlać się; rozejść jak kręgi na wodzie, w którą wrzuca się kamień. Jak echo tego słowa, które dotąd było ukryte. Słony i wilgotny kurz drażniący oczy.
Nieco później zmienił się w wino, które ładnie piliśmy, śpiewając Latawce, dmuchawce, wiatr… oraz inne, wesołe melodie.”
("Karaoke")

Gdybym jednak miała zdobyć się na „dystans recenzenta”, oceniłabym, że największą wartością literacką tej książki jest rozpiętość, różnorodność narracji, ale prowadzonych z tej samej perspektywy ciężko pracującej na wsi kobiety, gospodyni domowej, matki, babci, kochającej ludzi, zwierzęta, drzewa, poezję. Śmiem twierdzić, że tak przedstawiana – opowiadana - rzeczywistość jest najbardziej wiarygodną z możliwych. Dlatego pomysł, żeby w jednej książce zderzyć tak różnie brzmiąco teksty jednej autorki ma uzasadnienie nie tylko ekonomiczne, ale przede wszystkim literackie. W tym miejscu warto złożyć słowa uznania za podjętą inicjatywę wydania niepublikowanych drukiem tekstów Gabrysi i za wykonaną pracę redakcyjną przez przyjaciół poetki: Leszka Lisieckiego, Joannę Rzodkiewicz-Nowocień i Rafała Nowocienia.

Wrócę jednak do tej drugiej – bardziej lirycznej narracji, która dominuje w wierszach i do której jest mi znacznie bliżej. Fraz, które chciałbym tu zacytować jest mnóstwo, no ale nawet ja – kochająca cytaty i dygresje – wiem, że nie można ich nadużywać w recenzji.
Wspomniałam już, że największą siłą tych wierszy – a ściślej części z nich – są niedopowiedzenia. Jednym z takich „niejasnych wierszy” jest wiersz "Drzewa jak ludzie dostępują raju".

można cierpliwie czekać na otwarcie tajemnej
furtki do ogrodu
można cierpliwie wypatrywać słuchając pogłosu
można stać przy kamieniu z kamieniem być jedno
można siebie rozszczepiać wzdłuż lub w poprzek
drogi

dla zabicia czegoś na wzór ostatecznego czasu
można nie być chwilowo można prawie już nie żyć
by z chwilą otwarcia skoczyć na równe nogi

tylko ręce trzeba mocno przycisnąć do piersi
żeby nie spłoszył się ten drewniany ptak
uwięziony
w żywicy serca

To trochę pobrzmiewa echem wiersza Wisławy Szymborskiej "Rozmowa z kamieniem", prawda? I na tym kończy się moje skojarzenie (na całe szczęście, oczywiście). Bo już konstrukcja wiersza jest zupełnie inna od tego Szymborskiej, a treść mniej oczywista. A gdy jeszcze na to nałoży się to wszystko, co się przeczytało w „variach prozatorskich”, to człowiek staje skonfundowany i pyta się: co jest? Gdzie podziała się sielska zagroda i gdzie szczęśliwa czytelniczka Horacego? A przecież już wcześniej zdradziłam, że główna bohaterka tej poetycko-prozatorskiej opowieści jest jedna. Czasami jednak Arkadia się sypie, wtedy zajmuje się jej odbudowywaniem jak w wierszu "Rujnowanie".

Nocą gdy ciemno
widzę światło co przebija ścianę
unosi ścianę rzuca ścianą
o ścianę i z betonu
z cegieł rozsypanych
wyrzuconych na zewnątrz
zbieram fragmenty odłamki tynku
płaty zeschłej farby zlepiam
składam by od nowa budować

Potem patrzę na światło
nowej ściany żeby zasnąć

Skąd to światło białe
skąd to światło

To jeden z tych wierszy w duchu Różewiczowskim, które najbardziej lubię z całego zbioru. Warto w tym miejscu przypomnieć wypowiedź Tadeusza Różewicza z 2006 roku, czyli już jako bardzo dojrzałego Twórcy, na temat poezji:
„Wiersz jest zjawiskiem częstym, poezja jest zjawiskiem rzadkim… poezja, która w przeciwieństwie do wiersza, nie ma początku i końca. (…) Poezja <<w ruchu>> ku niewiadomemu ma jeszcze sens. Utwory pełne filozofii, <<smaku>>, <<mądrości>>, <<głębi>> to często porcelana…”
Nie wiem, czy Gabrysia znała tę akurat wypowiedź Mistrza, ale o tym, że Go czytała – namiętnie - wiemy z jej tekstów. I myślę, że była pojętną uczennicą. Mam nadzieję, że już nie raz siedzieli razem na „niebieskiej ławce”. On – „niewierzący”, ona – ośmielająca się za życia pisać o Bogu niepoważne powiastki. Może szepczą razem modlitwę (parafrazę zdania z dziennika Gabrysi): „Błogosławiony czas, w którym nauczyliśmy się czytać”.

Błogosławiony…
Czytajcie Gabrysię!

(recenzja ukazała się w kwartalniku literackim "ReWiry" nr 3/2020")

Z perspektywy gospodyni

Czekałam na nią długo. Nie czekałam sama. Czekało wielu znających Gabrysię z portali literackich i takich jak ja, którzy poznali jej teksty już po jej śmierci. I przyszła kilka dni temu. Dzięki człowiekowi, który walczy(ł) o niezapomnienie tej twórczości, o ponowne otwarcie do niej drzwi. I są. Teksty i drzwi z „plakietką”: Gabriela Lilianna Cabaj...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Kawiarnia przy St James’s Wrena w porze lunchu" jako tom poezji nie wyróżnia spośród wielu innych – dobrych – książek poetyckich. Ale akurat ja nigdy nie przekładałam oryginalności – formy czy treści – nad to, co w poezji cenię najbardziej, czyli nad wiarygodność autora, jego autentyzm. Annie Błasiak-poetce uwierzyłam od jej pierwszego usłyszanego wiersza. Myślę, że to bardzo dużo.

Cała recenzja tu: https://pisarze.pl/2021/02/23/agnieszka-kostuch-glos-emigrantki/

"Kawiarnia przy St James’s Wrena w porze lunchu" jako tom poezji nie wyróżnia spośród wielu innych – dobrych – książek poetyckich. Ale akurat ja nigdy nie przekładałam oryginalności – formy czy treści – nad to, co w poezji cenię najbardziej, czyli nad wiarygodność autora, jego autentyzm. Annie Błasiak-poetce uwierzyłam od jej pierwszego usłyszanego wiersza. Myślę, że to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kto zobaczy twoją twarz, żołnierzu?...

Borys Humeniuk swoimi "Wierszami z wojny" (K.I.T. Stowarzyszenie Żywych Poetów, Brzeg 2016, ss.120) zawiesił wysoko poprzeczkę. Najpierw przed sobą samym, później przed nami, jego czytelnikami. Podczas lektury tych tekstów towarzyszyło mi poczucie, że kiedyś już słyszałam ten gniewny ton kogoś, kto nie zgadza się na kłamstwa, również w samej poezji (sic!). Kto odziera rzeczywistość z tanich pocieszeń i rzuca nam jej białe kości. Odziera poezję z błyskotliwych metafor, pięknych epitetów i lirycznych scen pokazując za to jej nagi szkielet sensu. Po II wojnie światowej podobną postawę wobec świata i słowa przyjął Tadeusz Różewicz. Nie sądziłam, że kiedyś jeszcze doświadczę podobnych uczuć przy lekturze czyichś wierszy, jakich doświadczyłam przy pierwszych przeczytanych wierszach Różewicza, a jednak. W tekstach Humeniuka nie słychać żadnych fałszywych nut, na które tak bardzo wyczulił mnie właśnie Różewicz. Autor nazywa rzeczy po imieniu, na czele z wojną. Ale to, co najbardziej mnie zaskoczyło, to jego niezwykłe odczytanie poezji. [...]

Całość recenzji dostępna (już bezpłatnie) na stronie "Przewodnika Katolickiego": https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2022/Przewodnik-Katolicki-10-2022/Jestesmy-z-Wami/Kto-zobaczy-twoja-twarz-zolnierzu

Kto zobaczy twoją twarz, żołnierzu?...

Borys Humeniuk swoimi "Wierszami z wojny" (K.I.T. Stowarzyszenie Żywych Poetów, Brzeg 2016, ss.120) zawiesił wysoko poprzeczkę. Najpierw przed sobą samym, później przed nami, jego czytelnikami. Podczas lektury tych tekstów towarzyszyło mi poczucie, że kiedyś już słyszałam ten gniewny ton kogoś, kto nie zgadza się na kłamstwa, również...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Link do recenzji: http://artpapier.com/index.php?page=artykul&wydanie=399&artykul=8020&kat=17

Zapraszam :)

Link do recenzji: http://artpapier.com/index.php?page=artykul&wydanie=399&artykul=8020&kat=17

Zapraszam :)

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nieodrobione zadanie

Książce poetyckiej można zrobić krzywdę na wiele sposobów, szczególnie gdy teksty, które zawiera, nie należą do łatwych w interpretacji. Dotąd jednak myślałam, że takie błędy mogą leżeć tylko po stronie czytelników i krytyków. Okazuje się, że krzywdę wartościowym tekstom może zgotować już na starcie samo wydawnictwo, które je wydaje. Po lekturze tomu poezji Krzysztofa Gryki "kontrapunkt" (Wydawnictwo FORMA. Fundacja Literatury im. Henryka Berezy, Szczecin, Bezrzecze 2017) odnoszę wrażenie, że wydawnictwo popełniło właśnie takie dwa pierworodne grzechy. Pierwszym jest okładka, która poza tym, że wpisuje się w serię wydawniczą „TABLICE”, moim zdaniem nijak ma się do zawartości książki. Wręcz śmiem twierdzić, że wypacza jej odbiór. A ponieważ wiersze same w sobie są trudne w odbiorze, okładka jeszcze bardziej potęguje zdezorientowanie czytelnika. No chyba, że wydawnictwu (bo nie posądzam o to poety, mimo że jest podany jako współautor projektu okładki) zależało na wywiedzeniu nas w pole. Tylko po co? Jesienno-bura (a może przedwiosenna?) perspektywa okładki nie jest perspektywą, z której autor do nas mówi w tej książce. Nawet ta szosa rozmija się z obrazami ulic, które autor kreśli w swoich wierszach. Generalnie po ich lekturze okładka wydaje się być jeszcze bardziej odstręczającą niż przed. Ale żeby na tym był koniec, to pół biedy. Niestety jest jeszcze drugie pół – czekające na nas na końcu książki – posłowie autorstwa Piotra Michałowskiego. Jego fragment został również zamieszczony na tylnej okładce. Nie będę się wyżywać na tym tekście, niech każdy, kto chce, sam go przeczyta i wyda własny osąd. Powiem tylko, że dla mnie to przykry słowotok, z banałami, które wybacza się uczniom szkoły podstawowej. Ale żeby nie być gołosłowną zacytuję dwa fragmenty:
„Rzeczywistość po prostu jest i poeta nie ma na nią wpływu, a więc musi ją przyjąć z całym wątpliwym <<dobrodziejstwem inwentarza>>, czyli: porami dnia i roku, kapryśną zmiennością sytuacji, nieprzewidywalnym następstwem stanów i zdarzeń.”
“Kontakty międzyludzkie, nawet w sferze intymnej, nie są wolne od świadomości uwarunkowań czasoprzestrzennych:”
(i tu muszę przeprosić uczniów, bo oni na pewno nie zmasakrowaliby tak wiersza, który autor posłowia cytuje pod tym swoim komentarzem do niego -)
[...]
Wolę patrzeć na ciebie
niż myśleć, że się jest
kwestią miejsca i czasu
[...]
("NIEKONIE")

Niestety, za najlepszy komentarz do tego całego nieszczęsnego posłowia pasują słowa Tadeusza Różewicza: „za dużo gadaniny na temat utworu zamienia się w końcu w śmietnik estetyczno-krytyczny. Bywają krytycy, którzy popisują się swoją erudycją, mądrością, wiedzą, ale te ich <<uczone>> wywody zasypują sens utworu – zaczyna on umierać, tracić oddech, po prostu ginie.” (z wywiadu Beaty Sowińskiej "O twórczości, krytyce i nieporozumieniach", z: "Wbrew sobie. Rozmowy z Tadeuszem Różewiczem", Biuro Literackie, Wrocław 2011). Jedyne co mam na usprawiedliwienie Pana Michałowskiego (nie wydawnictwa, które na jego tekst przystało), to fakt, że musiał zmierzyć się z bardzo trudną, wieloznaczną poezją Krzysztofa Gryki i jako krytyk poległ w tej konfrontacji. Nie zmienia to jednak faktu, że książce została wyrządzona w ten sposób druga krzywda.
Zostawmy jednak Pana Michałowskiego w spokoju, gorsza sprawa, że wydawnictwo popełniło następny grzech – zaniedbania, nie starając się o kolejną analizę, bardziej przystającą do zawartości książki. Bo taki wniosek można wysnuć wiedząc, że ukazała się tylko jedna recenzja autorstwa Anny Mochalskiej (http://salonliteracki.pl/new/recenzje/1050-zdradliwa-kontra-w-czuly-punkt-krzysztof-gryko-kontrapunkt). Zaczęłam czytać ją z wielką nadzieją, że skoro jedna, to może tak dobra, że innym potencjalnym chętnym odechciało się pisać na temat tego tomu. Niestety, też nie ukoiła mojej frustracji wywołanej posłowiem. Podobnie jak w przypadku okładki występujący w wierszach motyw ulicy został źle przedstawiony, tak autorka recenzji z innych jego częstych motywów – plaży, słońca, morza – wysnuła mylący dla czytelnika wniosek, że kontrapunkt jest „zdecydowanie tomem wakacyjnym”. I znowu usprawiedliwić ją może nieznajomość biografii autora i jego przywiązania do morza i oceanu. Sama musiałam odrobić tę lekcję przy lekturze jego pierwszej książki, z jaką się zetknęłam, a był nią tom "Tak" (WBPiCAK, Poznań 2018). Gryko nie traktuje tych żywiołów – morza, oceanu – jak większość z nas (niemieszkających nad Bałtykiem), jako miejsc na potencjalne wakacje. Ale w moim odczuciu odnajduje w nich swoje axis mundi i tę wspomnianą przez Panią Mochalską „esencję egzystencji”. A jeśli faktycznie tak jest (a nie tylko tak mi się wydaje), to puenta z recenzji, że „Kulmowa odpowiada na poszukiwanie esencji egzystencji przez Gryko” jest nietrafiona. Nie pierwszy raz podczas lektury wierszy Gryki, nie tylko z tych ostatnich tomów, ale i debiutanckich "Godzin szczytu" (Biuro Literackie, Wrocław 2002), odnoszę wrażenie, że poeta dzieli się w nich już tym, co odnalazł, i bezsprzecznie są to rzeczy stanowiące dla niego esencję życia.

Od wydania "kontrapunktu" minęły 3 lata. Z perspektywy czasu historycznego to bardzo mało, z punktu widzenia rynku wydawniczego - bardzo dużo. Rok po wydaniu Tak usłyszałam od redaktora Drzewuckiego z „Twórczości”, że na publikację mojej recenzji tego tomu jest już za późno. Gdyby ktoś nie zrozumiał – książka rok po wydaniu została uznana z a s t a r ą. Można zwątpić nawet będąc zaprawioną w różnych bojach literackich. Na szczęście istnieją portale społecznościowe, blogi, na których wolno rozprawiać o takich „starych” książkach. Korzystając z tego przywileju i licząc na to, że chociaż jedną osobę zainteresuje to, co napiszę, pozwoliłam sobie na ten „upust zepsutej krwi” i przejdę do części przyjemniejszej, choć wcale nie łatwiejszej do wykonania. Bo jak opowiedzieć o książce, którą przeczytało się kilka razy i wciąż pozostaje się z odczuciem jedynie ślizgania się po jej powierzchni? Pociesza mnie jednak myśl, że nie jestem odosobniona w tych trudnościach odczytania poezji Gryki, o czym z rozbrajającą szczerością napisał kiedyś znajomy poety na swoim blogu - https://kilimuwy.wordpress.com/2019/01/03/tak-krzysztof-gryko/ Co istotne, oczytany znajomy. Paradoksalnie, właśnie takich recenzentów sobie cenię i ich tekstom wierzę.

Wróćmy jednak do "kontrapunktu", jak się okazuje kłopotliwego - i dla wydawcy, i dla autora posłowia, i krytyków (których głosów zabrakło), i w końcu dla mnie samej.
Kiedy myślę o tej książce, myślę obrazami, które autor odmalował w wierszach. Na pierwszym z nich pokazuje nam „ulice, których porządku strzegli pierwszorzędni poeci, / wymarłe dynastie albo przymiotniki. Wonne / drzewa i piasek. Zaznaczmy od razu: / z różnym powodzeniem.” ("RECEPTA") Ale nie są to ulice oddalone od miast (jak na okładce), tylko będące w samym jego centrum. Ulice miast są ważnym elementem poezji Gryki od pierwszego tomu. Podobnie jak występująca w tym samym wierszu kawiarnia i deszcz. Tylko jeden element jest tu całkiem nowy – to matka. Dlatego choćby z tego powodu warto przytoczyć tę wyróżniającą się strofę (ostatnią w pierwszym wierszu tomu):
[...]
Chwilę więc zwlekałem z tak zwanym
przyjściem na świat. Przekonał mnie
śmiech matki i szczekanie psa.

Już od pierwszego wiersza poeta stawia na dźwięki. Dla niezorientowanych dopowiem, że Krzysztof Gryko jest również muzykiem, i to zarówno wykonawcą muzyki (gra na gitarze i bouzouki) jak i jej twórcą. Jego wrażliwość muzyczna i wszystko, co z nią się wiąże (np. poczucie rytmu) determinuje również jego teksty literackie. Dlatego w kontrapunkcie znajdziemy nie tylko wiele wyrazów dźwiękonaśladowczych i odniesień do muzyki, ale również wiersz wręcz programowy dla twórczości Gryki, którego tytułowym „patronem” uczynił swojego mistrza Komedę. Przytoczę go w całości.

Bądź samym dźwiękiem
i bądź wewnątrz dźwięku,
kiedy wszystko jest wojną
i nic nie może nią być,
od miłości rosną lasy
i gubią się słowa, współgraj
z czułością zawodzących
tonów. Leć, leć, lecz
nie unikniesz poezji,
nazywanej ciszą,
nawet w szarym stroju
poranka, od miłości
płoną lasy i gubią się
słowa.
("KOMEDA")

O przewadze muzyki nad słowami usłyszałam kiedyś od znajomego muzyka. Ale nie trzeba samemu ją wykonywać czy tworzyć, wystarczy słuchać, żeby przyznać temu stwierdzeniu rację. W "kontrapunkcie" daje się słyszeć dialog Gryki-poety z Gryką-muzykiem. Właściwie nie przekonują się wzajemnie, nie licytują wyższości jednej sztuki nad drugą. Ale odnoszę wrażenie, że Gryko-poeta bardziej niż kogoś próbuje przekonać siebie, że poezja też jest mu potrzebna do wyrażenia pewnych treści, odmalowania obrazów. Paradoksalnie powiem – wyrażenia bardziej czytelnie, bardziej wprost niż utworem muzycznym. Paradoksalnie, bo uważam jego język poetycki za bardzo zakręcony, mówiąc kolokwialnie. W recenzji "Tak" wspomniany znajomy poety posłużył się takim zobrazowaniem lektury jego wierszy: “Czytelnik robi dwa śmiałe kroki w tekst, trzeci musi już zrobić w bok, a czwarty zdecydowanie wstecz”. Miałam bardzo podobne odczucia podczas lektury "kontrapunktu", ale byłam już na to przygotowana po wcześniej poznanych tomach. Kolejny raz przyszła mi z pomocą rada Mieczysława Jastruna, który twierdził (cytuję z pamięci), że „to nie jest bez znaczenia, jakie słowa poeta używa najczęściej w wierszach”. Idąc tym tropem stwierdziłam, że słów, które powtarzają się wielokrotnie w kontrapunkcie jest całkiem sporo. Jest wspomniany już na początku „piasek”, ale obok niego równie często pojawiają się: „morze”, „słońce”, bliskoznaczne „światło”, dalej „noc”, „poezja”, „miłość”, „śmierć”. Jednak chyba najczęściej pada słowo „życie”. I faktycznie, "kontrapunkt" mogłabym nazwać hymnem na cześć życia. Tyle że to bardzo specyficzny hymn – cichy i nie wykonywany z wysokiego C. Bardziej przypominający piosenkę śpiewaną w odosobnieniu do ucha kobiety lub w stronę morza, a nawet w stronę języka.

Mam zamiar podejść
do ciebie bez słów,
wolny od tłumaczeń.

Za całością przemawia szczegół.
Za szczerą asymetrią parków
przemawiają wszystkie
dopieszczone braki.

Mam zamiar podejść
do ciebie nagi,
bez zbędnej literatury,
pozbawiony historii,
znaczeń i terminów.

Będę miał za to
popołudniowe światło
i poranne mgły.
("JĘZYK")

Tak, to prawda, "kontrapunkt" jest o przemijalności życia, o czasie podobnym do piasku przesypującego się w klepsydrze, ale nie są to refleksje nakreślone okrągłymi zdaniami, od których dostajemy już mdłości. Chyba z wszystkich dotychczasowych tomów Gryki, wiersze z "kontrapunktu" najbardziej przypominają mi medytacje. Ale w znaczeniu, jakie mają na Dalekim Wschodzie. "Kontrapunkt" mówi do mnie obrazami, mówi rzeczownikami, nad którymi mam się zatrzymać, które mam kontemplować. Chciałoby się powiedzieć, że tutaj niewiele się dzieje. Co prawda, podmiot dobrze zdaje sobie sprawę, że wojna dzieje się non stop, a „Codzienność jest krzykiem / tymczasowych tłumów, / idących w twoją stronę / wzdłuż prostych idei.” ("EGO") Ale podmiot nie chce należeć do „ludzi czynu”, dla których „długie arcy marsze / wzdłuż szyldów poprawiających / frekwencje przytakiwań i / mrugnięć.” ("SĘK") Sama uczestniczyłam w „arcy długich marszach” przeciw łamaniu Konstytucji i nadal uważam, że czasem trzeba wychodzić na ulice w obronie swoich i innych praw. Ale perspektywa – nie wojownika, a admiratora życia, którą poeta przyjmuje w "kontrapunkcie" ma oczywiście swoje uzasadnienie i brzmi kusząco.

[…] Życie to uległość wiszącym
obłokom, które przechowują miłość,
deszcz i smutek.

[…] Życie to
uległość przyczajonym kotom,
którym znowu zagraża jesień,

rzadziej uchylane drzwi i senność
ciał, choć oczywiście ważne,
żeby tańczyła w nich krew.
("SPOT")

Taniec wraca w znaczący sposób również w wierszu "REGIO", który brzmi jak "przesłanie pana Gryko":

Weganizm, anarchia, saksofon
bouzouki, schody, woda, przeciąg.

Jeśli chcesz zobaczyć, jak kropelki
twojego moczu spadają przez rynnę,
znikając na torach, wsiądź do pociągu,
w którym nie ma przedziałów. I jedź.

Wegano, anarchio, regio, sakso, buzu,
scho, wodo, prze…

Jeśli chcesz zobaczyć jak kropelki
twojego potu porywa miłość i strach,
wystaw głowę na wiatr. I idź.

I tańcz.

Tyle już napisałam, a wciąż mam wrażenie zaledwie muśnięcia powierzchni tych wierszy. Ale pamiętając o wspomnianej na początku przestrodze Różewicza przed zagadaniem utworów na śmierć w recenzjach, przerwę na tym, zostawiając Was samych z ostatnim obrazem z tego tomu, który ze mną na pewno pozostanie na długo (może na zawsze?).

A mewa znów usiadła na morzu,
jakby się chciała przed nim spowiadać.
W dodatku świeci słońce i piasek
jak zwykle jest leniwy. Horyzont
to brak złudzeń. Ręce chciałyby
krzyczeć.

A mewa znowu usiadła na fali
jak oderwany płatek róży,
który dałby się pociąć
na kawałki, byleby tylko
dalej płynąć, czując
że nie ma żadnego końca.
("AMEN")

A. S. K.

(https://www.facebook.com/notes/o-literaturze-otwarcie/nieodrobione-zadanie/530655647744202/)

Nieodrobione zadanie

Książce poetyckiej można zrobić krzywdę na wiele sposobów, szczególnie gdy teksty, które zawiera, nie należą do łatwych w interpretacji. Dotąd jednak myślałam, że takie błędy mogą leżeć tylko po stronie czytelników i krytyków. Okazuje się, że krzywdę wartościowym tekstom może zgotować już na starcie samo wydawnictwo, które je wydaje. Po lekturze tomu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Ćwiczenia z kobiecej optyki

(...) moją uwagę przykuły trzy elementy tej książki. Pierwszą z nich był wybór takich a nie innych poetek i ich tomów. Co ważne (dla mnie), nie wszystkie nazwiska pochodzą z list nominowanych do głównych nagród literackich. Piszę to nie ze złośliwości i nie żebym coś miała do konkursów, ale dlatego, że zawężanie pola tylko do tych kręgów i kręgów znajomych krytyków-jurorów, nie satysfakcjonuje mnie. Więcej - czasami wręcz odstręcza. Na szczęście Karol Maliszewski dostrzega nie tylko „centra”, ale i „marginalia” życia literackiego. (...)

Czy zatem niestrudzony krytyk-poeta znajduje w swoich wysiłkach punkty styczne z omawianymi wierszami? Czy udaje mu się zrozumieć, odczuć – choćby częściowo – kobiecą wrażliwość? Myślę, że tak. I kto wie, czy nawet w stopniu większym niż sam siebie o to posądzał przed rozpoczęciem pracy nad tą książką. Bo kiedy zadaje (sobie, poetce, nam) pytanie: „A czego się szuka?” (w wierszach z t. "Droga do domu" Danuty Góralskiej-Nowak), odpowiada krótko i rzeczowo: „Przede wszystkim sensu”. Jako czytelnik płci żeńskiej miałam to samo odczucie. W tych wszystkich poetykach – bez względu na zastosowany język – ze „staroświeckimi” frazami czy wulgaryzmami – toczy się walka o sens: o jego indywidualne poczucie/przeświadczenie jak i nadanie lub uratowanie go. (...)

Cała recenzja ukazała się w "Twórczości" nr 12/2020.

Ćwiczenia z kobiecej optyki

(...) moją uwagę przykuły trzy elementy tej książki. Pierwszą z nich był wybór takich a nie innych poetek i ich tomów. Co ważne (dla mnie), nie wszystkie nazwiska pochodzą z list nominowanych do głównych nagród literackich. Piszę to nie ze złośliwości i nie żebym coś miała do konkursów, ale dlatego, że zawężanie pola tylko do tych kręgów i...

więcej Pokaż mimo to