Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać29
- ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel3
- ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
- Artykuły„Spy x Family Code: White“ – adaptacja mangi w kinach już od 26 kwietnia!LubimyCzytać1
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Krzysztof Gryko
Źródło: Monika Stolarska
6
7,4/10
Pisze książki: poezja
Urodzony: 1974 (data przybliżona)
Poeta, muzyk i tłumacz. Absolwent filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim i muzykoterapii na UMCS w Lublinie. W 2000 r. nominowany do nagrody głównej w Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Jacka Bierezina w Łodzi. Zadebiutował w 2002 r. tomem poetyckim "Godziny szczytu" (Biuro Literackie). Poza tym wydał jeszcze cztery zbiory wierszy: "Poślizg" (2010, WBPiCAK),"Rezonans" (2016, Dom Literatury w Łodzi),"Kontrapunkt" (2017, Forma) i "Tak" (2018, WBPiCAK). Publikował wiersze, eseje, prozę oraz recenzje m.in. w „Twórczości”, „Zeszytach Literackich”, „Czasie Kultury”, „Akcencie”, „Kwartalniku Artystycznym”, „Odrze” i „Kresach”. Autor przekładu z języka hiszpańskiego powieści Francesc Mirallesa "Retrum. Kiedy byliśmy martwi" (2011, Nasza Księgarnia). Twórca projektu muzycznego Sangre La, inspirowanego m.in. śródziemnomorskością bycia i poezją sufich. Uczy języka hiszpańskiego i gry na gitarze. Mieszka w Puławach i Krakowie.http://krzysztofgryko.com/
7,4/10średnia ocena książek autora
15 przeczytało książki autora
10 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Najnowsze opinie o książkach autora
kontrapunkt Krzysztof Gryko
8,3
Nieodrobione zadanie
Książce poetyckiej można zrobić krzywdę na wiele sposobów, szczególnie gdy teksty, które zawiera, nie należą do łatwych w interpretacji. Dotąd jednak myślałam, że takie błędy mogą leżeć tylko po stronie czytelników i krytyków. Okazuje się, że krzywdę wartościowym tekstom może zgotować już na starcie samo wydawnictwo, które je wydaje. Po lekturze tomu poezji Krzysztofa Gryki "kontrapunkt" (Wydawnictwo FORMA. Fundacja Literatury im. Henryka Berezy, Szczecin, Bezrzecze 2017) odnoszę wrażenie, że wydawnictwo popełniło właśnie takie dwa pierworodne grzechy. Pierwszym jest okładka, która poza tym, że wpisuje się w serię wydawniczą „TABLICE”, moim zdaniem nijak ma się do zawartości książki. Wręcz śmiem twierdzić, że wypacza jej odbiór. A ponieważ wiersze same w sobie są trudne w odbiorze, okładka jeszcze bardziej potęguje zdezorientowanie czytelnika. No chyba, że wydawnictwu (bo nie posądzam o to poety, mimo że jest podany jako współautor projektu okładki) zależało na wywiedzeniu nas w pole. Tylko po co? Jesienno-bura (a może przedwiosenna?) perspektywa okładki nie jest perspektywą, z której autor do nas mówi w tej książce. Nawet ta szosa rozmija się z obrazami ulic, które autor kreśli w swoich wierszach. Generalnie po ich lekturze okładka wydaje się być jeszcze bardziej odstręczającą niż przed. Ale żeby na tym był koniec, to pół biedy. Niestety jest jeszcze drugie pół – czekające na nas na końcu książki – posłowie autorstwa Piotra Michałowskiego. Jego fragment został również zamieszczony na tylnej okładce. Nie będę się wyżywać na tym tekście, niech każdy, kto chce, sam go przeczyta i wyda własny osąd. Powiem tylko, że dla mnie to przykry słowotok, z banałami, które wybacza się uczniom szkoły podstawowej. Ale żeby nie być gołosłowną zacytuję dwa fragmenty:
„Rzeczywistość po prostu jest i poeta nie ma na nią wpływu, a więc musi ją przyjąć z całym wątpliwym <<dobrodziejstwem inwentarza>>, czyli: porami dnia i roku, kapryśną zmiennością sytuacji, nieprzewidywalnym następstwem stanów i zdarzeń.”
“Kontakty międzyludzkie, nawet w sferze intymnej, nie są wolne od świadomości uwarunkowań czasoprzestrzennych:”
(i tu muszę przeprosić uczniów, bo oni na pewno nie zmasakrowaliby tak wiersza, który autor posłowia cytuje pod tym swoim komentarzem do niego -)
[...]
Wolę patrzeć na ciebie
niż myśleć, że się jest
kwestią miejsca i czasu
[...]
("NIEKONIE")
Niestety, za najlepszy komentarz do tego całego nieszczęsnego posłowia pasują słowa Tadeusza Różewicza: „za dużo gadaniny na temat utworu zamienia się w końcu w śmietnik estetyczno-krytyczny. Bywają krytycy, którzy popisują się swoją erudycją, mądrością, wiedzą, ale te ich <<uczone>> wywody zasypują sens utworu – zaczyna on umierać, tracić oddech, po prostu ginie.” (z wywiadu Beaty Sowińskiej "O twórczości, krytyce i nieporozumieniach", z: "Wbrew sobie. Rozmowy z Tadeuszem Różewiczem", Biuro Literackie, Wrocław 2011). Jedyne co mam na usprawiedliwienie Pana Michałowskiego (nie wydawnictwa, które na jego tekst przystało),to fakt, że musiał zmierzyć się z bardzo trudną, wieloznaczną poezją Krzysztofa Gryki i jako krytyk poległ w tej konfrontacji. Nie zmienia to jednak faktu, że książce została wyrządzona w ten sposób druga krzywda.
Zostawmy jednak Pana Michałowskiego w spokoju, gorsza sprawa, że wydawnictwo popełniło następny grzech – zaniedbania, nie starając się o kolejną analizę, bardziej przystającą do zawartości książki. Bo taki wniosek można wysnuć wiedząc, że ukazała się tylko jedna recenzja autorstwa Anny Mochalskiej (http://salonliteracki.pl/new/recenzje/1050-zdradliwa-kontra-w-czuly-punkt-krzysztof-gryko-kontrapunkt). Zaczęłam czytać ją z wielką nadzieją, że skoro jedna, to może tak dobra, że innym potencjalnym chętnym odechciało się pisać na temat tego tomu. Niestety, też nie ukoiła mojej frustracji wywołanej posłowiem. Podobnie jak w przypadku okładki występujący w wierszach motyw ulicy został źle przedstawiony, tak autorka recenzji z innych jego częstych motywów – plaży, słońca, morza – wysnuła mylący dla czytelnika wniosek, że kontrapunkt jest „zdecydowanie tomem wakacyjnym”. I znowu usprawiedliwić ją może nieznajomość biografii autora i jego przywiązania do morza i oceanu. Sama musiałam odrobić tę lekcję przy lekturze jego pierwszej książki, z jaką się zetknęłam, a był nią tom "Tak" (WBPiCAK, Poznań 2018). Gryko nie traktuje tych żywiołów – morza, oceanu – jak większość z nas (niemieszkających nad Bałtykiem),jako miejsc na potencjalne wakacje. Ale w moim odczuciu odnajduje w nich swoje axis mundi i tę wspomnianą przez Panią Mochalską „esencję egzystencji”. A jeśli faktycznie tak jest (a nie tylko tak mi się wydaje),to puenta z recenzji, że „Kulmowa odpowiada na poszukiwanie esencji egzystencji przez Gryko” jest nietrafiona. Nie pierwszy raz podczas lektury wierszy Gryki, nie tylko z tych ostatnich tomów, ale i debiutanckich "Godzin szczytu" (Biuro Literackie, Wrocław 2002),odnoszę wrażenie, że poeta dzieli się w nich już tym, co odnalazł, i bezsprzecznie są to rzeczy stanowiące dla niego esencję życia.
Od wydania "kontrapunktu" minęły 3 lata. Z perspektywy czasu historycznego to bardzo mało, z punktu widzenia rynku wydawniczego - bardzo dużo. Rok po wydaniu Tak usłyszałam od redaktora Drzewuckiego z „Twórczości”, że na publikację mojej recenzji tego tomu jest już za późno. Gdyby ktoś nie zrozumiał – książka rok po wydaniu została uznana z a s t a r ą. Można zwątpić nawet będąc zaprawioną w różnych bojach literackich. Na szczęście istnieją portale społecznościowe, blogi, na których wolno rozprawiać o takich „starych” książkach. Korzystając z tego przywileju i licząc na to, że chociaż jedną osobę zainteresuje to, co napiszę, pozwoliłam sobie na ten „upust zepsutej krwi” i przejdę do części przyjemniejszej, choć wcale nie łatwiejszej do wykonania. Bo jak opowiedzieć o książce, którą przeczytało się kilka razy i wciąż pozostaje się z odczuciem jedynie ślizgania się po jej powierzchni? Pociesza mnie jednak myśl, że nie jestem odosobniona w tych trudnościach odczytania poezji Gryki, o czym z rozbrajającą szczerością napisał kiedyś znajomy poety na swoim blogu - https://kilimuwy.wordpress.com/2019/01/03/tak-krzysztof-gryko/ Co istotne, oczytany znajomy. Paradoksalnie, właśnie takich recenzentów sobie cenię i ich tekstom wierzę.
Wróćmy jednak do "kontrapunktu", jak się okazuje kłopotliwego - i dla wydawcy, i dla autora posłowia, i krytyków (których głosów zabrakło),i w końcu dla mnie samej.
Kiedy myślę o tej książce, myślę obrazami, które autor odmalował w wierszach. Na pierwszym z nich pokazuje nam „ulice, których porządku strzegli pierwszorzędni poeci, / wymarłe dynastie albo przymiotniki. Wonne / drzewa i piasek. Zaznaczmy od razu: / z różnym powodzeniem.” ("RECEPTA") Ale nie są to ulice oddalone od miast (jak na okładce),tylko będące w samym jego centrum. Ulice miast są ważnym elementem poezji Gryki od pierwszego tomu. Podobnie jak występująca w tym samym wierszu kawiarnia i deszcz. Tylko jeden element jest tu całkiem nowy – to matka. Dlatego choćby z tego powodu warto przytoczyć tę wyróżniającą się strofę (ostatnią w pierwszym wierszu tomu):
[...]
Chwilę więc zwlekałem z tak zwanym
przyjściem na świat. Przekonał mnie
śmiech matki i szczekanie psa.
Już od pierwszego wiersza poeta stawia na dźwięki. Dla niezorientowanych dopowiem, że Krzysztof Gryko jest również muzykiem, i to zarówno wykonawcą muzyki (gra na gitarze i bouzouki) jak i jej twórcą. Jego wrażliwość muzyczna i wszystko, co z nią się wiąże (np. poczucie rytmu) determinuje również jego teksty literackie. Dlatego w kontrapunkcie znajdziemy nie tylko wiele wyrazów dźwiękonaśladowczych i odniesień do muzyki, ale również wiersz wręcz programowy dla twórczości Gryki, którego tytułowym „patronem” uczynił swojego mistrza Komedę. Przytoczę go w całości.
Bądź samym dźwiękiem
i bądź wewnątrz dźwięku,
kiedy wszystko jest wojną
i nic nie może nią być,
od miłości rosną lasy
i gubią się słowa, współgraj
z czułością zawodzących
tonów. Leć, leć, lecz
nie unikniesz poezji,
nazywanej ciszą,
nawet w szarym stroju
poranka, od miłości
płoną lasy i gubią się
słowa.
("KOMEDA")
O przewadze muzyki nad słowami usłyszałam kiedyś od znajomego muzyka. Ale nie trzeba samemu ją wykonywać czy tworzyć, wystarczy słuchać, żeby przyznać temu stwierdzeniu rację. W "kontrapunkcie" daje się słyszeć dialog Gryki-poety z Gryką-muzykiem. Właściwie nie przekonują się wzajemnie, nie licytują wyższości jednej sztuki nad drugą. Ale odnoszę wrażenie, że Gryko-poeta bardziej niż kogoś próbuje przekonać siebie, że poezja też jest mu potrzebna do wyrażenia pewnych treści, odmalowania obrazów. Paradoksalnie powiem – wyrażenia bardziej czytelnie, bardziej wprost niż utworem muzycznym. Paradoksalnie, bo uważam jego język poetycki za bardzo zakręcony, mówiąc kolokwialnie. W recenzji "Tak" wspomniany znajomy poety posłużył się takim zobrazowaniem lektury jego wierszy: “Czytelnik robi dwa śmiałe kroki w tekst, trzeci musi już zrobić w bok, a czwarty zdecydowanie wstecz”. Miałam bardzo podobne odczucia podczas lektury "kontrapunktu", ale byłam już na to przygotowana po wcześniej poznanych tomach. Kolejny raz przyszła mi z pomocą rada Mieczysława Jastruna, który twierdził (cytuję z pamięci),że „to nie jest bez znaczenia, jakie słowa poeta używa najczęściej w wierszach”. Idąc tym tropem stwierdziłam, że słów, które powtarzają się wielokrotnie w kontrapunkcie jest całkiem sporo. Jest wspomniany już na początku „piasek”, ale obok niego równie często pojawiają się: „morze”, „słońce”, bliskoznaczne „światło”, dalej „noc”, „poezja”, „miłość”, „śmierć”. Jednak chyba najczęściej pada słowo „życie”. I faktycznie, "kontrapunkt" mogłabym nazwać hymnem na cześć życia. Tyle że to bardzo specyficzny hymn – cichy i nie wykonywany z wysokiego C. Bardziej przypominający piosenkę śpiewaną w odosobnieniu do ucha kobiety lub w stronę morza, a nawet w stronę języka.
Mam zamiar podejść
do ciebie bez słów,
wolny od tłumaczeń.
Za całością przemawia szczegół.
Za szczerą asymetrią parków
przemawiają wszystkie
dopieszczone braki.
Mam zamiar podejść
do ciebie nagi,
bez zbędnej literatury,
pozbawiony historii,
znaczeń i terminów.
Będę miał za to
popołudniowe światło
i poranne mgły.
("JĘZYK")
Tak, to prawda, "kontrapunkt" jest o przemijalności życia, o czasie podobnym do piasku przesypującego się w klepsydrze, ale nie są to refleksje nakreślone okrągłymi zdaniami, od których dostajemy już mdłości. Chyba z wszystkich dotychczasowych tomów Gryki, wiersze z "kontrapunktu" najbardziej przypominają mi medytacje. Ale w znaczeniu, jakie mają na Dalekim Wschodzie. "Kontrapunkt" mówi do mnie obrazami, mówi rzeczownikami, nad którymi mam się zatrzymać, które mam kontemplować. Chciałoby się powiedzieć, że tutaj niewiele się dzieje. Co prawda, podmiot dobrze zdaje sobie sprawę, że wojna dzieje się non stop, a „Codzienność jest krzykiem / tymczasowych tłumów, / idących w twoją stronę / wzdłuż prostych idei.” ("EGO") Ale podmiot nie chce należeć do „ludzi czynu”, dla których „długie arcy marsze / wzdłuż szyldów poprawiających / frekwencje przytakiwań i / mrugnięć.” ("SĘK") Sama uczestniczyłam w „arcy długich marszach” przeciw łamaniu Konstytucji i nadal uważam, że czasem trzeba wychodzić na ulice w obronie swoich i innych praw. Ale perspektywa – nie wojownika, a admiratora życia, którą poeta przyjmuje w "kontrapunkcie" ma oczywiście swoje uzasadnienie i brzmi kusząco.
[…] Życie to uległość wiszącym
obłokom, które przechowują miłość,
deszcz i smutek.
[…] Życie to
uległość przyczajonym kotom,
którym znowu zagraża jesień,
rzadziej uchylane drzwi i senność
ciał, choć oczywiście ważne,
żeby tańczyła w nich krew.
("SPOT")
Taniec wraca w znaczący sposób również w wierszu "REGIO", który brzmi jak "przesłanie pana Gryko":
Weganizm, anarchia, saksofon
bouzouki, schody, woda, przeciąg.
Jeśli chcesz zobaczyć, jak kropelki
twojego moczu spadają przez rynnę,
znikając na torach, wsiądź do pociągu,
w którym nie ma przedziałów. I jedź.
Wegano, anarchio, regio, sakso, buzu,
scho, wodo, prze…
Jeśli chcesz zobaczyć jak kropelki
twojego potu porywa miłość i strach,
wystaw głowę na wiatr. I idź.
I tańcz.
Tyle już napisałam, a wciąż mam wrażenie zaledwie muśnięcia powierzchni tych wierszy. Ale pamiętając o wspomnianej na początku przestrodze Różewicza przed zagadaniem utworów na śmierć w recenzjach, przerwę na tym, zostawiając Was samych z ostatnim obrazem z tego tomu, który ze mną na pewno pozostanie na długo (może na zawsze?).
A mewa znów usiadła na morzu,
jakby się chciała przed nim spowiadać.
W dodatku świeci słońce i piasek
jak zwykle jest leniwy. Horyzont
to brak złudzeń. Ręce chciałyby
krzyczeć.
A mewa znowu usiadła na fali
jak oderwany płatek róży,
który dałby się pociąć
na kawałki, byleby tylko
dalej płynąć, czując
że nie ma żadnego końca.
("AMEN")
A. S. K.
(https://www.facebook.com/notes/o-literaturze-otwarcie/nieodrobione-zadanie/530655647744202/)
Tak Krzysztof Gryko
8,5
"Opowiedz o tym z czułością…"
"Rozglądasz się po świecie, a od tego rozglądania / chcesz w końcu zamknąć oczy." - to fragment wiersza "Czasem" z tomu poezji Krzysztofa Gryki "Tak". Bynajmniej autor nie zamyka oczu na otaczającą go rzeczywistość i nie buduje warowni dla siebie. Przeciwnie, mierzy się w tym tomie z jednym z największych problemów, jakie przeżywa w ostatnich latach nasza śródziemnomorska cywilizacja – z problemem uchodźców. I to był pierwszy dla mnie argument za tym, aby pochylić się bardziej nad wierszami z tego tomu. Jednak byłoby błędem doklejanie mu jednej łaty pt. „zaangażowanego społecznie” (choć takim m. in. jest). Bo równie mocno, jak wielkie problemy świata, wybrzmiewają w nim inne nuty, bardziej osobiste jak miłość czy samotność.
Ale zacznijmy od początku, czyli od okładki, która została zaprojektowana przez Piotra Zdanowicza w dwóch wersjach kolorystycznych – czerwonej i niebieskiej. Jak wyjaśnił sam Gryko podczas spotkania promującego ten tom, chciał dać jego potencjalnym nabywcom wybór. W moim odczuciu zabieg ten daje przede wszystkim podłoże do wielu skojarzeń z podnoszoną w tomie tematyką (miłością, wojną) i występującymi w nim motywami (deszcz, morze). Również zamieszczenie na dwóch pierwszych wewnętrznych kartkach książki wielkich kaligrafii słowa „TAK” nie może zostać przez czytelnika zignorowane. Zarówno ich „graficzna hiperbolizacja” jak i powtórzenie świadczą o wyjątkowym znaczeniu tego słowa dla autora i tomu. Przywodzą mi na myśl zarówno ewangeliczną scenę, gdy Chrystus zalecał swoim uczniom, by ich mowa była klarowna i zdecydowana (Niech wasza mowa będzie: "Tak, tak, nie, nie". (Mt 5, 37),jak i nasuwają skojarzenie z sakramentalnym "tak" wypowiadanym przez narzeczonych. Jakkolwiek byśmy interpretowali tytuł, bez wątpienia autor od początku zaprasza czytelnika do szukania swoich znaczeń i daje mu ogromne pole do popisu w tym zakresie. Jeżeli przyjąć definicję poezji – bliską wielu poetom – że poezja jest zaproszeniem do spotkania, rozmowy, to Gryko swoim tomem zaprasza nas na bardzo długie spotkanie albo raczej na wiele spotkań. Przeczytałam te wiersze kilkakrotnie (co zdarza mi się niezwykle rzadko) i za każdym razem doszukiwałam się nowych znaczeń, kolejnych skojarzeń.
Cenię poetów, którym zależy na czymś więcej niż tylko na wyeksponowaniu swojego ego, swoich spraw, krążących tylko wokół siebie. Gryko nawiązuje do takiej „niewsobnej” postawy twórczej w wierszu "Czasem":
"Wiersz/ myśli czasem o innych ludziach. (…)/ Wiersz myśli jeszcze / o innych istotach, choć czasem nie ma ich / nawet w tytułach piosenek."
Takimi nieobojętnymi na los innych tekstami jest bez wątpienia wiele wierszy z tomu "Tak". Wśród nich najmocniej wybrzmiewają te poświęcone uchodźcom.
"Chłopiec ma na imię / Samuele, Dede, Caicedo, / Fryderyk, Jesus, Gianduja, / Sugar, Papaja, Barak, Hehe, / a może Mżenie, do wyboru / do koloru, jakkolwiek. / To nieważne, to ważne. / Tylko go nie zabij. / W stroju ratownika. / Z nadajnikiem głodu. / W odwetowym słońcu. / Pytasz, z której go / wyciągnąłem wojny." ("Expo")
Gryko podczas wspomnianego spotkania autorskiego wyznał, że bezpośrednią inspiracją do napisania tych wierszy był film Mediterranea o afrykańskich uchodźcach zmierzających do europejskiej ziemi obiecanej. Wstrząsnął nim m.in. obraz chłopca strzelającego do kaktusów i do niego nawiązuje w wierszu "Zachód":
"Chcielibyśmy być żywi / na wyspie kaktusów / i małych łagodnych kobiet. /(…)// Chcielibyśmy być gośćmi, / którym poda się wrzątek / i jarzyny. Wieczorem / wreszcie ktoś powie, / że życie spędza / sen z powiek, / nie mogąc się doczekać, / aż zajdzie znowu / to cholerne słońce."
W tomie "Tak" wydaje się, że Gryko nie moralizuje, nie ocenia, nie stawia recept. Nawiązując do jednego z jego głównych motywów, czyli morza, powiedzieć by można, że płynie i pozwala innym płynąć swoim tempem tam, gdzie chcą. A jednak na dnie tych wierszy leży jednoznaczna ocena postępków człowieka, który doprowadza siebie, drugiego człowieka i cały świat na krawędź przepaści. Bardzo mocno wybrzmiewa ona również w wierszu "Coffee":
"Niech płoną noce / i niech rośnie trawa tam, / gdzie nie mogą rosnąć kwiaty, / nucą się o nich melodie. / Niech chmury będą dobre / dla tych, co je próbują, / niech ciała wejdą w leasing / jutra, niech wyjdą poza język / matek odnajdą swój kąt / i owal, poranne awionetki / niech zrzucają czasem,/ na nich, na nas serduszka/ bomby, bomby serduszka,/ serduszka bomby, bomby / serduszka, serduszka / bomby, bomby serduszka…"
Żyjemy w świecie emotikonów i bomb (bardziej lub mniej dosłownych),przed którymi uciekają ludzie, na których śmierć w Morzu Śródziemnym patrzymy z bezpiecznej odległości. Jaką postawę ma przyjąć poeta w takim świecie? Gryko, nie wprost, ale jednak daje odpowiedź w wierszu "Spis treści":
"Cokolwiek przyjdzie ci do głowy, / kaktus z uwięzioną wodą, / leniwe oko patrzące / na wszystko z bliska, / plama z ziemi na kurtce, / nieśmiałe kołysanie / pokładów przy brzegu / z darmową melancholią / ogrodów i skał, czerwona łza / zdetronizowanego słońca, / która płynie w dół / po policzku, zostawiając ślad, / by mogła być zauważona, / opowiedz o tym / z czułością."
I ta czułość jest równie ważnym, jak ostrość widzenia, elementem tego tomu. Pojawia się już w pierwszym wierszu "Animal Patriot":
"(…)Twoje / barwy wojenne przełożę / na inne języki, w których będziesz / echolokacją westchnień (…)/ Ten wiersz powinien być tylko / o miłości i nie wiem, czy jest / szansą dla wykrzywiających się / zwierząt, którym zależy jeszcze / na otwartych granicach. / Biedne sekundy w mieście / przełożę na twoje ciało, tak / by mogły na nim spokojnie / ginąć jak kropelki potu."
Inny wiersz zaczyna się od dosłownej deklaracji: "Właściwie wiersz mógłby składać się / tylko z twoich rąk." ("Rejs")
Dawno nie spotkałam się z tak subtelnymi wierszami miłosnymi. Jest w nich zachowana cała intymność więzi z drugą osobą i zachwyt nad wrażliwością ciała.
"Ktoś sprawił, że skóra na dłoni / jest nigdzie niezapisanym zdaniem / i nie wiem, gdzie jest koniec / miłości, która bierze się ze wszystkiego (…)/ / Ktoś sprawił, że skóra na dłoni / jest kodem kreskowym / miłości"
Mimo całego mojego aplauzu dla poruszonych przez autora tematów, to jednak największe słowa uznania należą mu się za język. Jeśli czasem mam problem z przyporządkowaniem gatunkowym tekstu, to w przypadku tekstów z "Tak" nie można mieć wątpliwości, że ma się do czynienia z poezją w czystej postaci. Ja przynajmniej ich nie miałam. Przyznaję, że potrzebowałam trochę czasu, by oswoić się z językiem autora. Jego oryginalność – w moim odczuciu – nie jest owocem sztucznego „eksperymentowania”, zabawy słowem, ale owocem głębokiego poznania siebie, swojej indywidualnej mowy. Bo jak słusznie zauważył Wiesław Myśliwski: "Mowa jest wolnym językiem, mowa odkrywa możliwości języka, zbliża nas o wiele bardziej do prawdy kryjącej się w człowieku niż pismo zachwaszczone regułami, standardami. (…) Chociaż komunikujemy się wspólnym językiem, każdy człowiek ma swój język." Wydaje się, że autorowi tomu "Tak" udało się zbudować w nim język adekwatny do jego indywidualnej mowy.
Reasumując, Krzysztof Gryko podarował nam prawdziwą poetycką perłę (chciałoby się rzec wprost z samego Morza Śródziemnego). Warto po nią sięgnąć. Może dzięki niej dostrzeżecie słońce w czyimś oku lub nie ominiecie kałuży w kształcie serca. Czego Wam życzę.
Agnieszka Sroczyńska Kostuch
(tekst ukazał się w kwartalniku "Afront" 2/2019)