Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Wśród wielu czytelników pojawia się zarzut w kierunku Browna, że tworzy swoje książki wg ściśle ustalonego schematu i każda kolejna książka jest coraz bardziej nużąca z tego względu. Mi to natomiast wcale nie przeszkadza!!! Jeżeli ktoś nie godzi się z takim powtarzającym się scenariuszem, to niech nie czyta jego książek i tyle!!!. Już po 2 tytule z cyklu Robert Langdon można było się domyśleć, że Brown stosuje pewną kalkę. Kiedy zaczynałem czytać Inferno byłem o tym święcie przekonany, ale wcale mnie to nie zniechęcało. Tak samo jak wiem, że rano muszę wstać, umyć zęby i ubrać się, tak samo wiem, że Brown w kolejnej książce stworzy wielką zagadkę, którą Langdon będzie rozwiązywał w jakimś nowym mieście i będzie mu w tym pomagała jakaś młoda panienka, a po piętach będzie im deptała jakaś tajemna organizacja, która chce zniszczyć świat. Rozumny i świadomy człowiek godzi się z takim schemat i albo go wybiera, albo nie. Przechodząc jednak do clue.
Inferno podobał mi się chyba najbardziej ze wszystkich książek z cyklu o Langdonie. Dostajemy tu najbardziej przemyślaną i zakręconą fabułę spośród wszystkich pozycji cyklu, co wg mnie jest bardzo dużym atutem tej książki. Niektórzy narzekają, że Brown tworzy przerysowaną akcję i wszystko hiperbolizuje do nierzeczywistej wręcz skali. Ja się z tym zgadzam, ale mi to nie przeszkadza, bo właśnie tego typu fabuły oczekuję po książkach tego gatunku. Warto również zaznaczyć, że akcja w książce przenosi się pomiędzy kilkoma miastami, co wg mnie dodaje tej książce świeżości. Fabułę Inferno można porównać trochę do Kac Vegas, gdzie bohaterzy budzą się i próbują ustalić, co robili poprzedniej nocy. Podobnie jest tutaj, a do tego Langdon musi ustalić nie tylko co robił poprzedniej nocy, ale do rozwiązania ma zagadkę, która może zaważyć o losie całej planety. Toż ci dopiero Kac Vegas w hardcorowym wydaniu. Podziwiam Browna za tworzenie głównych postaci, które zawsze są ciekawe i zbudowane kilkuwarstwowo z pokazaniem ich przeszłości, przez co czytelnik może lepiej zidentyfikować się z bohaterami. „Inferno” błyszczy wręcz ciekawie stworzonymi postaciami.!!! Na uwagę zasługuje również jak zwykle mozolny research autora i niebywała wiedza z zakresu historii, sztuki i oczywiście ikonografii, która wylewa się wręcz z każdej strony kartki. Warto zaznaczyć, że o ile autor bryluje w wiedzy z nauk humanistycznych, to równie dobrze radzi sobie z aspektami zarezerwowanymi dla „ścisłowców”. Opisuje w sposób rzetelny pewne zagadnienia z tym związane, jednakże nie mogę pokusić się o głębszą tego analizę, ponieważ byłby to już typowy spoiler. Czekam na kolejną książkę z cyklu Langdon, a „Inferno” oceniam na mocne 7,5/10.

Wśród wielu czytelników pojawia się zarzut w kierunku Browna, że tworzy swoje książki wg ściśle ustalonego schematu i każda kolejna książka jest coraz bardziej nużąca z tego względu. Mi to natomiast wcale nie przeszkadza!!! Jeżeli ktoś nie godzi się z takim powtarzającym się scenariuszem, to niech nie czyta jego książek i tyle!!!. Już po 2 tytule z cyklu Robert Langdon...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wspaniały historyczny kryminał dla "masy". Nie wiem jak wam, ale kiedy czytałem "Króla" miałem nieodparte wrażenie jakby Twardoch tworzył tą książkę świadomie bądź podświadomie w nadziei na jej rychłą ekranizację. Może to z racji świetnej kompozycji, która przypomina scenariusz dobrego filmu? Narrator, który przeskakuje płynnie między teraźniejszością a przeszłością i robi to w sposób pozwalający złapać czytelnikowi oddech, ale jednocześnie nie prowadzący do trudności w nadążaniu za fabułą - TO mi się podoba, chociaż trochę kojarzy np. z Titaniciem. Chyba największe wrażenia w tej książce budzą jednak przesadne wręcz czasami opisy historycznej, przedwojennej Warszawy. Przesadne, bo słownictwo którego używa Twardoch odnoszące się do subkultur politycznych tamtych czasów, zapomnianych już elementów garderoby, ulic żydowskiej Warszawy budzą z jednej strony podziw i pozwalają gładko przenieść się w czasie, jednakże powodują wśród historycznych ignorantów (takich jak ja) pewnego rodzaju trudności w zrozumieniu(konieczność wertowania słówek w google). Wszystko zależy jednak w tej kwestii od czytelnika. Może nie zagłębiać się w słownictwo, a i tak zrozumie kontekst akcji. Kolejnymi bez wątpienia mocnymi ciosami ze strony książki są kreacje bohaterów, którzy są bardzo wyraziści. Pamiętam dzień po przeczytaniu książki imiona większości postaci, co nie zawsze mi się zdarza. Szczególnie w pamięci utkwił mi Kum Kaplica i jego wyważone skurw... stwo. Czytając "Króla" co chwilę łykałem kolejne dawki skurwie...wa, którymi popisywali się bohaterowie (nic dziwnego, skoro byli bandytami) i porównując to do czasów współczesnych czułem dysonans między postępowaniem bohaterów jako samców, a postępowaniem Nas - współczesnych samców. Jakimi obślizgłymi galaretami się staliśmy Panowie przez emancypację i równouprawnienie? (To taka dygresja z przymrużeniem oka, ale jak najbardziej z dużą dozą realizmu). Co mi się nie podobało, to ta "komercyjność". Chwytasz "Króla" do ręki, widzisz okładkę stylizowaną na przedwojenny papier, czy coś w tym stylu, widzisz te wspaniałe przeskoki narratora i piękne opisy Warszawy i żydowskiej gangsterki i zadajesz sobie pytanie: Czy nie śmierdzi to wszystko komerchą? Może lepiej byłoby skupić się na intelektualnym aspekcie książki kosztem trudniejszej do zrozumienia fabuły? Z drugiej strony, a może nie potrzebnie szukam dziury na siłę? Tak się zastanawiam skąd te wszystkie myśli i dochodzę do wniosku, że ta książka zakrawa o arcydzieło, ale trochę jej jednak do niego brakuje. Wydaje mi się jednak, że Twardoch ma tendencję zwyżkową i każda kolejna książka może być coraz bliżej owego arcydzieła, bądź nim.

Wspaniały historyczny kryminał dla "masy". Nie wiem jak wam, ale kiedy czytałem "Króla" miałem nieodparte wrażenie jakby Twardoch tworzył tą książkę świadomie bądź podświadomie w nadziei na jej rychłą ekranizację. Może to z racji świetnej kompozycji, która przypomina scenariusz dobrego filmu? Narrator, który przeskakuje płynnie między teraźniejszością a przeszłością i robi...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka ma swoje mocne i słabe strony. Między oczywiste plusy można włożyć opisy technik kryminalistycznych, a badanie osmologiczne - pierwszy raz o nim słyszę, a sprawa ciekawa i fajnie zbudowany wokół niej główny wątek książki. Postaci uszyte są całkiem zgrabnie. Szczególnie do gustu przypadł mi ksiądz Marcin, Łucja i Słoń. Główna bohaterka - jak dla mnie za jałowa, ale może inni ją polubią. Policjant Duchnowski - fajna wizja polskiego policjanta. Styl w jakim napisana jest książka może nie powala, ale na pewno jest rzetelny i nie urąga standardom. Zachowana jest równowaga między opisem świata przedstawionego, a dziejącą się akcją, co dla mnie jest bardzo ważne (lanie wody nie jest fajne). Największym dramatem tego dzieła jest chaos kompozycyjny. Przeskakujemy z jednego bohatera do drugiego w sposób troszkę nieobliczalny i powodujący dyskoncentrację. Rozumiem plusy tego typu narracji, ale tutaj zamiast zalety stało się to wadą, poprzez złe zgranie tego wszystkiego. No i największa chyba wada - brak petardy. Książka kryminalna powinna trzymać w napięciu, mierzwić w oczekiwaniu na finał - a tutaj niby to było, ale bez jajca i jakoś tak skończyło się to szaro i buro. Czuć w tej książce, że to taki wstęp do kolejnych tytułów, takie zapoznanie się ze światem, w którym będziemy się poruszali w następnych częściach sagi. Może dlatego zabrakło tego jaja i kropki nad i? Czułem się jakbym czytał wprowadzenie do czegoś większego. Zobaczymy po następnych częściach.

Książka ma swoje mocne i słabe strony. Między oczywiste plusy można włożyć opisy technik kryminalistycznych, a badanie osmologiczne - pierwszy raz o nim słyszę, a sprawa ciekawa i fajnie zbudowany wokół niej główny wątek książki. Postaci uszyte są całkiem zgrabnie. Szczególnie do gustu przypadł mi ksiądz Marcin, Łucja i Słoń. Główna bohaterka - jak dla mnie za jałowa, ale...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak to jest z nami ludźmi? Pamiętam jak 6 czy siedem lat temu, Coelho był pisarzem pożądanym i wielbionym. Byłem wtedy w liceum i może nie byłem jeszcze geniuszem takiego pokroju jak dzisiaj, jednak posiadałem już wtedy intelekt większy od przeciętnego polskiego człeka i sądziłem, że potrafię odróżniać dobre od złego. Jak to możliwe, że wtedy te książki nie raziły mnie, ani moich ziomali z licealnej klasy? Nie raziły, a wręcz wciągały, pluły we mnie stertą ciekawych aforyzmów, których nie spisywałem co prawda z wypiekami, ale szanowałem i ceniłem. Nie był pan Coelho dla mnie guru i przewodnikiem, ale był kolesiem, którego fajnie było posłuchać, żeby trochę spojrzeć na świat z innej perspektywy i może coś z tego wyciągnąć. I zaczął się kilka lata później ten bunt na biednego Brazylijczyka. Strony internetowe spływały potopem niepochlebnych memów i demotów, a mnie nagle zaczęły jego teksty drażnić i miałem wrażenie, że sam mógłbym napisać takie arcydzieła jak on. Może Coelho naprawdę jest dobrym pisarzem, a my wszyscy jesteśmy ślepi jak krety i podążamy za wzorcami zachowań, które ktoś tam na górze kreuje, bo akurat nie lubi Pana Coelho. I może za kilka lat Coelho znowu będzie ceniony i już nikt nie będzie się wstydził przyznawać, że czyta jego książki, lub czytał?

Jak to jest z nami ludźmi? Pamiętam jak 6 czy siedem lat temu, Coelho był pisarzem pożądanym i wielbionym. Byłem wtedy w liceum i może nie byłem jeszcze geniuszem takiego pokroju jak dzisiaj, jednak posiadałem już wtedy intelekt większy od przeciętnego polskiego człeka i sądziłem, że potrafię odróżniać dobre od złego. Jak to możliwe, że wtedy te książki nie raziły mnie, ani...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Dopóki sikasz na żółto, jesteś zwycięzcą ścieżki zdrowia"- Paulo Coelho.
Coelho to mistrz aforyzmów dla gimnazjalistów i nierozgarniętych dorosłych. Dopóty kogoś kręcą jego teksty, dopóki nie jest dorosły intelektualnie i światopoglądowo. To moje zdanie. Zaznaczam, żeby mnie nie zbiły słownie wyznawcy jego sekty.

"Dopóki sikasz na żółto, jesteś zwycięzcą ścieżki zdrowia"- Paulo Coelho.
Coelho to mistrz aforyzmów dla gimnazjalistów i nierozgarniętych dorosłych. Dopóty kogoś kręcą jego teksty, dopóki nie jest dorosły intelektualnie i światopoglądowo. To moje zdanie. Zaznaczam, żeby mnie nie zbiły słownie wyznawcy jego sekty.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wybrałem książkę w ciemno jako bestseller z gatunki fantasy, co przyniosło i dobre i złe następstwa. Otóż, nie wiedziałem, że jest to książka z gatunki "teen", co odkrywałem stopniowo z każdą przeczytaną stroną. I jak to bywa w świecie młodych odkrywców, fabułę takiej książki można przewidzieć na kilkadziesiąt stron do przodu. Książka infantylna, schematyczna, zżynająca inspiracje z innych światów filmowych i książkowych. Czytając ją, miałem wrażenie że wszystko już gdzieś widziałem. Mieszały mi się światy "Naruto", "Gry o Tron", "Igrzysk Śmierci", "Harry'ego Potter'a" i kilku innych. Miałem wrażenie obcowania z podróbką Iphona produkcji chińskiej. Wiem, wiem, nie wszystkie książki muszą wwiercać się w cylinder dwuznaczności, tworzyć nową jakość literatury. Możliwe, że nastawiłem się subiektywnie po przeczytaniu kilkudziesięciu stron i przez to szukałem na siłę tych zaczerpnięć, ale cóż. Nikt nie powiedział, że jest to arcydzieło fantasy. Typowa komercyjna produkcja, która potrafi wciągnąć, co można rozważyć jako wielki atut, ale w zamian nie oferująca żadnych ezoterycznych przeżyć. To jak oglądanie komedii romantycznych w świecie kinematografii. Typowy odmóżdżacz pisany prostym językiem dla nastoletniej chmary. Typowy, ale przynajmniej uroczy i wciągający. Po wypuszczeniu filmu, możliwe że seria ta stanie się nowym "Zmierzchem", czego jej życzę, bo mimo swojej miałkości, podoba mi się bardziej.

Wybrałem książkę w ciemno jako bestseller z gatunki fantasy, co przyniosło i dobre i złe następstwa. Otóż, nie wiedziałem, że jest to książka z gatunki "teen", co odkrywałem stopniowo z każdą przeczytaną stroną. I jak to bywa w świecie młodych odkrywców, fabułę takiej książki można przewidzieć na kilkadziesiąt stron do przodu. Książka infantylna, schematyczna, zżynająca...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeden z ładniejszych okładkowych sutków.

Jeden z ładniejszych okładkowych sutków.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Majstersztyk. Z książkami typu "Quo Vadis" jest często problem tego rodzaju, że człowiek nastawia się do nich negatywnie z uwagi na to, że zmuszany był przez system edukacji do czytania ich na siłę. W połączeniu z miałkimi nauczycielami, którzy nie potrafią oczarować i właściwie omówić lekturę oraz faktem, że standardowy gimnazjalista jest za głupi, by móc zrozumieć przeogromny wachlarz i przebogatą studnię słowną Sienkiewicza, u wielu osób tworzy się swoisty czop zniechęcenia, powodujący odrzucenie na lata od lektur szkolnych tego kalibru. U mnie było podobnie. W końcu jednak przemogłem się i zacząłem czytać. Moja głowa wybuchała z wrażenia za każdym razem gdy stykałem się z tym przeogromnym zasobem słów, którymi Sienkiewicz potrafi opisać świat nieożywiony, z tą szczegółowością opisu Rzymu, która powoduje wrażenie aktywnego uczestnictwa autora i oglądania wydarzeń z powieści na własne oczy. Coś przepięknego. Do tego dochodzi oczywiście kreowanie przez naszego Noblistę wielopoziomowych postaci, tak rozbudowanych wewnętrznie, jak gdyby opisu ich dokonywał psychoanalityk. Za perełkę należy uznać postać Petroniusza, którym chyba nawet największy młokos się zauroczy ze względu na jego niesamowitą przebiegłość, elokwencję i ogólną sympatyczność. Jeszcze raz to powiem - obłęd. No i wisienka na torcie, czyli opis wczesnego chrześcijaństwa. Pomimo, że od paru dobrych lat jestem ateistą, to czułem się jak weganin, któremu ślinka cieknie na widok karkóweczki z grilla. Tak pięknego, zachęcającego do aktywnego uczestnictwa w wierze przekazu, nigdy jeszcze nie widziałem. Czytając książkę, człowiek ma wrażenie, że obcuje z czystą formą tej z założenia pięknej religii, która nie została jeszcze opluta i obrzygana przez głupotę ludzką i sprowadzona do zhierarchizowanej instytucji zajmującej się dojeniem naiwniaków z pieniędzy, którą jest dzisiaj. Gdyby opisywany w książce św. Piotr w ujęciu postaci, zobaczył jak dzisiaj wygląda kościół, rozpłakałby lub umarł na zawał - nie wiem co byłoby pierwsze. Zachęcam każdego otwartego, dobrego Polaka do przeczytania tej książki, zrzucenia gimnazjalnych uprzedzeń i do delektowania się słowem pisanym przez naszego Noblowskiego geniusza. Pozdrawiam.

Majstersztyk. Z książkami typu "Quo Vadis" jest często problem tego rodzaju, że człowiek nastawia się do nich negatywnie z uwagi na to, że zmuszany był przez system edukacji do czytania ich na siłę. W połączeniu z miałkimi nauczycielami, którzy nie potrafią oczarować i właściwie omówić lekturę oraz faktem, że standardowy gimnazjalista jest za głupi, by móc zrozumieć...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to