rozwiń zwiń
LadyBunny

Profil użytkownika: LadyBunny

Nie podano miasta Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 6 lata temu
66
Przeczytanych
książek
116
Książek
w biblioteczce
12
Opinii
64
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Kobieta
Dodane| 2 cytaty
Królik z Bluszczowych Recenzji. W związku z sokiem pomarańczowym. Pisze i ma nadzieje na to, że kiedyś jej książka będzie zdobić półki w księgarniach.

Opinie


Na półkach: , , , ,

Każdy z nas zastanawiał się kiedyś, o czym myśli dana osoba. Czy patrzy na nas dlatego, że wyglądamy źle, czy może uważa wręcz przeciwnie? Czytanie w myślach innych potrafiłoby ułatwić wiele codziennych sytuacji. Sprawdziany i kartkówki nie byłyby już takie straszne, podobnie jak relacje międzyludzkie. Wszystko byłyby łatwiejsze.
A przynajmniej do czasu. W końcu czytanie w myślach to nie tylko same zalety.
Każdy ma swoje sekrety i tajemnice, których nie zdradza nikomu. Czujemy się wtedy bezpiecznie ze świadomością, że o czymś niewłaściwym lub kompromitującym wiemy tylko my. Jeśli nie będziemy chcieli, wiadomość ta nie ujrzy światła dziennego. Pozostanie schowana w klatce naszych myśli.
Kiedy dziesiąta be zostaje poinformowana o szczepieniu na grypę, jeszcze nie wie, że ten dzień zmieni ich życie. Przekonuje się o tym dopiero nazajutrz. Prawie cała klasa nagle zaczyna słyszeć myśli innych. Niesamowite? Cóż… niekoniecznie. Niektórych rzeczy lepiej byłoby nie wiedzieć.
Klasa postanawia się zmobilizować. Urządza spotkania, na których postanawiają, co zrobić ze swoim nowym darem. Czy ich wspólna tajemnica sprawi, że się do siebie zbliżą? A może zasieje w nich ziarnko wzajemnej nienawiści?
[Nawet o tym nie myśl] postanowiłam przeczytać głównie z uwagi na to, że zapowiadała się na lekką, wakacyjną lekturę. Sugeruje to już sama okładka. Fikuśne paski, różowo–fioletowa kolorystyka. Plus dla wydawnictwa – już bez opisu trafnie pokazuje nam, czego możemy się spodziewać.
Książka wciąga w sumie już od pierwszych stron. Czyta się ją szybko, przyjemnie, raczej bez większego zaangażowania w historię. Moim zdaniem jest ona jedną z lektur, za które najlepiej jest się zabrać po czymś ciężkim.
Styl autorki jest prosty, sprawia, że całość czyta się bardzo szybko. Większość rzeczy jest przewidywalna, jednak zdarzą się drobne niespodzianki. Akcja wciąga, głównie ze względu na to, że opisane jest tu życie nastolatków czytających w myślach. Kontynuujemy lekturę ciekawi tego, co zdarzy się później.
Ciekawym zabiegiem jest tu prowadzenie narracji w pierwszej osobie liczby mnogiej. Historię opowiada nie jedna, a parę osób. Zastanawiacie się pewnie teraz: czy wszystkie te wątki się nie mieszają? Otóż nie. Wszystko jest jasne. Plus dla autorki, że nie wprowadziła zbyt dużego zamieszania związanego z dużą ilością bohaterów.
Właśnie, bohaterowie. Co z nimi? Jest ich parę, do wyboru, do koloru. Żadnego z nich jakoś szczególnie nie polubiłam – to chyba dlatego, że nie mogłam poznać ich jakoś bardzo szczegółowo. Niektórzy zostali przedstawieni tylko powierzchownie. Ale z drugiej strony… autorka miała do czynienia z naprawdę dużą ilością osób. A jak na to spisała się całkiem nieźle.
Sam pomysł na fabułę jest… dobry. Nie zachwycił mnie, ale były wątki, które mi się podobały. Jest przyjemnie, Sarah Mlynowski na szczęście postanowiła uniknąć cukierkowatej miłości (chwała jej za to). Jeśli jednak chodzi o poruszane w książce motywy, uważam, że nie rozwinęła wystarczająco niektórych z nich. A szkoda, bo dzięki nim całość mogłaby stać się lepsza.

Podsumowując:
[Nawet o tym nie myśl] to przyjemna lektura, która nie będzie wymagała od czytelnika zbyt wiele myślenia. Idealna w przerwie pomiędzy cięższymi historiami. Lekka doza humoru dodaje całości nieco smaczku, kontrastuje z problemami, z jakimi borykają się bohaterowie. Jest młodzieżowo, jest lekko, jest dobrze.

Recenzja zamieszczona równiez na http://bluszczowe-recenzje.blogspot.com/

Każdy z nas zastanawiał się kiedyś, o czym myśli dana osoba. Czy patrzy na nas dlatego, że wyglądamy źle, czy może uważa wręcz przeciwnie? Czytanie w myślach innych potrafiłoby ułatwić wiele codziennych sytuacji. Sprawdziany i kartkówki nie byłyby już takie straszne, podobnie jak relacje międzyludzkie. Wszystko byłyby łatwiejsze.
A przynajmniej do czasu. W końcu czytanie w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Zemsta jest podstępną bestią. Z początku funkcjonuje jako ziarenko, obecne w każdym z nas. Karmione bólem, cierpieniem i wrażeniem niesprawiedliwości rośnie, aż w końcu staje się czymś, czego trudno jest się pozbyć. Korzenie mocno trzymają się ziemi, kwiaty kuszą swoim pięknem, ukrywając prawdziwe intencje. Chęć zemsty okazuje się nagle jedyną myślą, która krąży po naszej głowie. Zatruwa nas, nie pozwala normalnie funkcjonować.
Przyjaźń jest dla Emily czymś niesamowicie ważnym. Kiedy wszystko idzie nie tak, wartość ta jest dla niej przebłyskiem słońca pomiędzy chmurami. Dlatego tak bardzo kocha Emmę. Dlatego tak bardzo boli ją jej niesprawiedliwa śmierć. Próbuje zrobić wszystko, aby prawda wyszła na jaw, a mordercy jej przyjaciółki dostali zasłużoną karę. Jednak w małym miasteczku, gdzie stanowisko burmistrza można by porównać z tytułem władcy, nikt nie chce jej słuchać. I właśnie kiedy jest już przekonana, że nie zdziała kompletnie nic, w jej życiu pojawia się Michael. Który, swoją drogą, jest diabłem. Obiecuje jej pomoc w zemście w zamian za jej duszę.
Jednak… czy nie jest to zbyt wysoka cena?

Już na początku lektury nie oczekiwałam od tej książki niczego specjalnego. Nie nastawiałam się na wielki zachwyt ani pochwały, które zamieszczałabym w recenzji. Opis zaciekawił mnie w niewielkim stopniu. Głównym powodem, dla którego zdecydowałam się sięgnąć po tę książka była tematyka diabła, który uwielbiam.
Pomimo tego, że nie przepadam za polskimi autorami, postanowiłam dać Ewie Seno szansę. Ciekawa okładka kusi, aby zajrzeć do wnętrza książki i zostać na dłużej. Podobnie jak początkowe zdania, zapowiadające bez wątpienia coś, co nie pozwoli się nudzić. Ale… czy pierwsze wrażenie nie okazało się złudne?
Po kolei.
Fabuła sama w sobie jest niezła. Akcja toczy się cały czas, daje nam tylko krótkie chwile wytchnienia, w czasie których przygotowujemy się na kolejną dawkę emocji. Nie będzie tu pościgów, wybuchów, strzelanin ani morderstw. Będą diabły, szkoła i oczywiście zemsta. Może nie brzmi zbyt zachęcająco, ale w praktyce te zagadnienia komponują się i tworzą spójną całość. Czasem wyrywamy się ze spokojnego świata Anklow do Los Angeles, ale dzięki temu cały czas dostarczamy naszemu umysłowi rozrywki. Wędrujemy pomiędzy szkołą, a mieszkaniem Emily, czasem po drodze zabłądzimy na klif. Dzięki temu niegroźna nam nuda.
Tak jak mogłam pochwalić panią Seno za utrzymanie akcji, tak niestety nie mogę do końca zachwalić jej pomysłu na powieść. Czy tylko dla mnie motyw diabła–przedsiębiorcy stał się odrobinę… oklepany? Różki znikają razem z ogonkiem, a sam demon okazuje się piekielnie przystojnym mężczyzną, który nagle w towarzystwie cudownej głównej bohaterki zmienia się na dobre. Przyznam, że do Michaela pasował mi jednak bardziej ten bezwzględny, okrutny charakter, którego – mam nadzieję – będzie więcej w części drugiej.
Skoro już mowa o bohaterach, muszę wspomnieć nieco o głównej bohaterce. Emily początkowo była szarą myszką o wyglądzie, który nie przyciągnąłby zbyt wiele facetów. A potem… puf! Michael wyświadczył jej przysługę i nagle stała się ślicznotką przyciągającą wzrok wszystkich w promieniu kilometra. Przez chwilę miałam nikłe nadzieje, że autorka jednak pozwoli, aby Emily sama zmieniła swój wygląd, może bardziej zadbała o siebie i stopniowo stała się kimś piękniejszym. Dodałoby to w jakiś sposób chociaż troszkę realności do całej historii. Ale… po co nam coś takiego skoro mamy diabelskie sztuczki?
Wracając jednak do Emily – niestety cały czas w asyście musiałam mieć coś tępego lub ciężkiego, aby upomnieć ją za jej zachowanie. Zwłaszcza na początku książki. Rozumiem, że umarła jej przyjaciółka, rozumiem, że jej mordercy nie zostali ukarani, ale… żeby posuwać się aż do utraty duszy? I te jej wszystkie działania, aby na własną rękę wymierzyć sprawiedliwość. Czy tylko ja miałam wrażenie, że były one nieco… głupie? Bo co za dziewczyna wygarnia burmistrzowi na komisariacie, że niby jego synalek zabił jej przyjaciółkę? Rozpacz Emily po stracie Emmy wydawała mi się odrobinę zbyt dramatyczna. Ale być może to tylko moje zdanie.
Mogę Was jednak pocieszyć. Bywają chwilę, kiedy Emily da się trochę lubić. Nieliczne, ale istnieją. Właśnie w tej chwili myślicie, że nie warto sięgać po ten tytuł z powodu irytującej głównej bohaterki? Poczekajcie! Bo mamy tu także Michaela. Diabła–przedsiębiorcę, który chwilami przypominał mi Lucifera Morningstar’a z Lucifera. Chwilami. Bo ten z serialu był jednak o niebo lepszy.
Mimo wszystko Michael stał się jedną z moich ulubionych postaci w tej książce. Bezwzględny i okrutny, a jednak czasem okazał serce (w porządku, to też czasem było irytujące, bo mógłby być ostrzejszy). Razem z nim stoi na podium Nathaniel. To właśnie on wnosi do tej historii dobry humor i sprawia, że na naszej twarzy wykwita uśmiech.
Poboczni bohaterowie nie zrobili na mnie większego wrażenia. Nie mieli własnej historii, a żaden z nich nieszczególnie wdał się w moje łaski. W większości byli to w końcu pośredni mordercy Emily, których czytelnik chyba powinien nie lubić, więc dlaczego by nie pójść za tłumem?
Styl autorki jest prosty, a opisy… wystarczająco obrazowe. Nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia, ale wystarczyły, abym ujrzała w wyobraźni wymagany krajobraz czy osobę. Świat wykreowany przez Ewę Seno nie mnie nie zachwycił, ale bez wątpienia mogę nazwać go ciekawym. Znajdziemy tu odrobinę humoru, jednak w całej historii króluje wątek przyjaźni, której nawet śmierć nie zdołała rozłączyć.

Podsumowując:
[W ogień] autorstwa Ewy Seno to powieść o lekkim stylu autorki, która idealnie nadaje się jako odpoczynek po lekturze czegoś poważniejszego. Książkę czyta się szybko, przedstawiona w niej historia wciąga, jednak według mnie jest ona dobra. Nie wywołała u mnie zbyt wielkich emocji, większość rzeczy była przewidywalna, ale mimo wszystko czytało się ją przyjemnie.

Recenzja zamieszczona również na http://bluszczowe-recenzje.blogspot.com/

Zemsta jest podstępną bestią. Z początku funkcjonuje jako ziarenko, obecne w każdym z nas. Karmione bólem, cierpieniem i wrażeniem niesprawiedliwości rośnie, aż w końcu staje się czymś, czego trudno jest się pozbyć. Korzenie mocno trzymają się ziemi, kwiaty kuszą swoim pięknem, ukrywając prawdziwe intencje. Chęć zemsty okazuje się nagle jedyną myślą, która krąży po naszej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Kiedy byłam dzieckiem, chciałam zostać pokemonem. Dokładnie tak, oczy Was nie mylą. Uwielbiałem te małe, różnorodne stworzonka i razem z kuzynem często je udawaliśmy. Właśnie w takich chwilach wyobraźnia pozwalała na spełnienie prostego, dziecięcego marzenia. Była magią, dzięki której byłam kim tylko zechciałam. Power Rangers? Nie ma problemu. Piosenkarka? Szczotka podkradziona z łazienki. Panna młoda? Nic trudnego, należało tylko dyskretnie pożyczyć firankę, po czym ułożyć ją na plecach (ewentualnie na głowie – dla mnie wystarczyły po prostu plecy, żeby welon ciągnął się po podłodze). Raz byłam nawet księdzem – komunikanty z wafelków może i nie były okrągłe, ale spełniały swoją funkcję.
Parę lat temu to właśnie marzenia były dla mnie wszystkim. Nie liczyła się wtedy szkoła ani obowiązki domowe. Byłam ja i mój świat, w którym uwielbiałam tonąć. Jednak z czasem wszystko staje się trudniejsze. Im jesteśmy starsi, tym więcej rozumiemy i mamy do zrobienia. Marzenia oddalają się na drugi plan, ważniejsza jest szkoła czy też praca.
Dlatego też tak ważne jest, aby o swoje marzenia walczyć. Nie pozwólcie, aby zatonęły w oceanie dorosłości i szarej rzeczywistości. Stańcie się piratami, kapitanami na swoim statku życia, czujnie obserwującymi majaczące gdzieś na horyzoncie cele. Wywieście flagi, łapcie wiatr w żagle i razem z Lindsey Stirling brnijcie ku marzeniom! A wtedy już na pewno nie będziecie jedynym piratem na naszej imprezie!
Jednak jak wiadomo, w oceanie czyha na nas wiele niebezpieczeństw. Krwiożercze rekiny, zwodnicze góry lodowe, które pokonały nawet Titanica, hordy niekoniecznie przyjaznych piratów. Czy [Jedyny pirat na imprezie] zdał test i szczęśliwie dopłynął do celu z zadowoloną załogą? Czy może nie potrafił zbytnio bronić się przed niebezpieczeństwami, tonąc przy pierwszej lepszej okazji?

Zapewne nie będzie dla Was dużym zaskoczeniem, jeśli poinformuję, że fascynacją Lindsey Stirling zaraziła mnie Ivy. Zaczęło się to niedługo po rozpoczęciu naszej prawdziwej znajomości (czytaj: w momencie, kiedy zaczęłyśmy w miarę regularnie ze sobą rozmawiać). Cóż mogłam powiedzieć jeszcze parę dni wcześniej? Że lubię pannę Stirling, ale nie uwielbiam jej, nie słucham jej utworów każdego dnia i nie zachwycam się nad nimi za każdym razem. Kiedyś po prostu miałam krótki okres, w którym kochałam tę skrzypaczkę. Czas minął, a ja zapomniałam o Lindsey. A przynajmniej do czasu, kiedy dowiedziałam się o jej autobiografii. Nawet nie zgadniecie, kto mnie o niej poinformował…
Nigdy nie miałam ochoty zagłębiać się w życiu kogoś znanego. Nie pociągały mnie biografie sławnych osób, nie czułam potrzeby zagłębiania się w ich życie tylko po to, aby wiedzieć o tej personie więcej. Co ciekawe, z dziełem Stirling było inaczej. Od początku moje serce mówiło mi, że będzie to coś wartego uwagi. Coś, czego nie mogłam przegapić. Nakręciłam się na ten tytuł. Zaczęłam wyczekiwać go podobnie jak Ivy. Byłam wniebowzięta, kiedy po raz pierwszy przyjrzałam się z bliska okładce (i oczywiście cudownym patronatom, gdzie znalazły się Bluszczowe Recenzje – wciąż nie mogę uwierzyć w to, że to przecież my!). Ucieszyłam się jeszcze bardziej na widok sporej ilości zdjęć – już wtedy miałam pewność, że lektura nie będzie nudna.
I cóż więcej mogę powiedzieć? Nie była.
Muszę szczerze przyznać, że chwilami miałam wrażenie, jakbym czytała normalną książkę, a nie autobiografię. Nie mogłam zdać sobie sprawy z tego, że to przecież autobiografia, która zawsze kojarzyła mi się z czymś niezmierni nudnym! Przy [Jedynym piracie na imprezie] było kompletnie inaczej. Autorka wciągnęła mnie do swojego świata i przedstawiła go tak, że nie chciałam jej opuszczać. Podzieliła się swoimi wspomnieniami oraz sekretami, odsłoniła część siebie. W książce tej nie była sławną skrzypaczką. Była człowiekiem. Miała swoje problemy, miała marzenia, w które chwilami wątpiła, robiła błędy jak każdy z nas. Patrząc na Lindsey, którą widzimy w teledyskach, nie myślimy o tym, jaka jest ani jaką miała przeszłość. Widzimy ją jako kogoś popularnego, nie jako człowieka.
Z kolei podczas lektury autobiografii panny Stirling mamy zupełnie odwrotne wrażenie. Chwilami miałam ochotę jeszcze raz spojrzeć na autorkę, ze zdziwieniem myśląc: „czy to na pewno jej historia? Nie pomyliłam książek?”. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona niektórymi faktami z jej życia i sytuacjami, które przed nami ujawniła. Co jakiś czas na moich ustach wykwitał szeroki uśmiech po przeczytaniu niektórych uwag Lindsey czy jej wspomnień. Dodatkowo styl był na tyle lekki, prosty i przystępny, że pozwalał pochłonąć [Jedynego pirata na imprezie] w mgnieniu oka!
Sama lektura nie jest tylko pamiętnikiem, mającym na celu przekazanie faktów o pannie Stirling. Autorka napełnia nas energią rozpierającą jej ciało sprawia, że zarażamy nią innych. Ponadto zawiera w swoim tekście niesamowity przekaz, który czyni tę książkę wręcz magiczną. Smutek, dobry humor, wspaniałe rady – zatrzymajcie się w księgarni właśnie przy półce z autobiografią Lindsey, bo jeśli tego szukacie, to trafiliście do celu!
Muszę również przyznać, że cała wydawnicza ekipa pracująca przy tej książce spisała się znakomicie. Nie zauważyłam ani jednego błędu, a sam egzemplarz prezentuje się pięknie – zarówno w środku, jak i na zewnątrz. Należałoby również pogratulować tłumaczowi, Jerzemu Bandelowi, który wykonał swoją pracę znakomicie. Właśnie takich ludzi potrzebujemy! Nic, tylko dziękować za tak świetne wydanie tak świetnej pozycji!

Podsumowując:
[Jedyny pirat na imprezie] to świetna pozycja nie tylko dla fanów Lindsey Stirling, ale praktycznie dla każdego z nas. Przy tak wspaniałym kunszcie pisarskim okraszonym świetnym, nienaciąganym humorem nie można źle się bawić! Lektura sprawiła, że polubiłam skrzypaczkę jeszcze bardziej niż wcześniej. Tym samym zrozumiałam, że do spełnienia marzeń trzeba dążyć, nawet jeśli los rzuca ci kłody pod nogi. Przenieś się na morza oceanu, wyrusz swoim statkiem na bezkresne morze, dąż wytrwale do celu, a na końcu trasy będzie na ciebie czekać prawdziwy skarb…
Piracka impreza wciąż trwa – czy zechcesz dołączyć?

Recenzja została zamieszczona również na http://bluszczowe-recenzje.blogspot.com/

Kiedy byłam dzieckiem, chciałam zostać pokemonem. Dokładnie tak, oczy Was nie mylą. Uwielbiałem te małe, różnorodne stworzonka i razem z kuzynem często je udawaliśmy. Właśnie w takich chwilach wyobraźnia pozwalała na spełnienie prostego, dziecięcego marzenia. Była magią, dzięki której byłam kim tylko zechciałam. Power Rangers? Nie ma problemu. Piosenkarka? Szczotka...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika LadyBunny

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


Ulubione

Katarzyna Berenika Miszczuk Ja, diablica Zobacz więcej
Jennifer L. Armentrout Obsydian Zobacz więcej
Katarzyna Berenika Miszczuk Ja, diablica Zobacz więcej
David Levithan Każdego dnia Zobacz więcej
Sarah J. Maas Dwór cierni i róż Zobacz więcej
David Levithan Każdego dnia Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
66
książek
Średnio w roku
przeczytane
7
książek
Opinie były
pomocne
64
razy
W sumie
wystawione
18
ocen ze średnią 7,7

Spędzone
na czytaniu
392
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
7
minut
W sumie
dodane
2
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]