-
Artykuły„Dobry kryminał musi koncentrować się albo na przestępstwie, albo na ludziach”: mówi Anna SokalskaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyDzień Dziecka już wkrótce – podaruj małemu czytelnikowi książkę! Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
ArtykułyTysiące audiobooków w jednym miejscu. Skorzystaj z oferty StorytelLubimyCzytać1
Biblioteczka
2023-10-14
2021-08-18
2021-08-12
W tej książce Graham pokazuje, że naprawdę ma chory mózg, ale właśnie tego oczekuje się po Grahamie Mastertonie.
Myślałam, że w "Czarnym Aniele" GM osiągnął wyżyny, ale w w "Bezsennych" było tylko gorzej (w sensie tego co Graham zrobił tym biednym bohaterom).
To zdecydowanie NIE JEST książka dla panienek, którym wydaje się, że okrucieństwo w literaturze jest fancy & cool, bo pożyczyły od sąsiadki "50 twarzy Greya" i czytały w ukryciu przed mężem rumieniąc się niczym nastolatki. To kawał naprawdę brutalnej literatury, której od jakiś 20 lat szukałam w kolejnych książkach GM [i nie tylko. (SPOJLER: Dopiero w "Bezsennych" znalazłam)]. I naprawdę jeśli ktoś mówi mi, że Stephen King jest królem grozy to w moim mniemaniu naprawdę nie ma pojęcia o czym mówi, bo w porównaniu z GM, SK pisze bajki na dobranoc, w dodatku często mocno nudne, więc szybko się zasypia (jedyny plus, choć jak ktoś śledzi moje opinie na temat książek SK wie, że nie wszystkie są, aż tak nędzne. Niestety, aby wiedzieć które są które męczę je wszystkie sukcesywnie po kolei, a on nie chce przestać pisać).
Dlatego jeśli przerażają Cię wylewające się zewsząd flaki, to obawiam się, że ta książka nie jest dla Ciebie. Natomiast jeśli chcesz dowiedzieć się jak chorym człowiekiem trzeba być aby napisać coś tak okrutnego(?) przerażającego(?) potwornego(?) niewyobrażalnego(?) to z tej książki z całą pewnością się tego nie dowiesz, ale z całą pewnością jak ja będziesz zastanawiać się jak to możliwe, że tak miły człowiek jak Graham Masterton może tworzyć tak chore scenariusze i nadal być zdrowym na umyśle (przynajmniej na pierwszy rzut oka) uśmiechniętym i subtelnie nieśmiałym człowiekiem, którego masz ochotę przytulić gdy tylko zobaczysz. Mocna dycha Ziomeczku, keep going!
W tej książce Graham pokazuje, że naprawdę ma chory mózg, ale właśnie tego oczekuje się po Grahamie Mastertonie.
Myślałam, że w "Czarnym Aniele" GM osiągnął wyżyny, ale w w "Bezsennych" było tylko gorzej (w sensie tego co Graham zrobił tym biednym bohaterom).
To zdecydowanie NIE JEST książka dla panienek, którym wydaje się, że okrucieństwo w literaturze jest fancy &...
2021-03-30
Zastanawiam się czy ja mam jakieś wybrakowane wydanie tej książki czy to cały internet jest w błędzie, albowiem moje wydanie ma 375 stron, a nie 448... Ale w sumie może gdzieś wystąpił błąd w paginacji i trzeba by to jakoś dogłębniej sprawdzić... W każdym razie mieszane mam uczucia co do tej książki.
Z jednej strony to stary, dobry GM, który jak coś wymyśli to wymyśli, ale z drugiej ta książka jest jakaś taka niepełna. Niby akcja się toczy, niby pomysł jest MEGA, MEGA, MEGA, MEGA, ale z drugiej strony to te wszystkie strzygi są chyba zbyt mało obecne w tej powieści... Tzn., nie zrozumcie mnie źle, ale trochę zabrakło mi tutaj bardziej zaakcentowanej obecności płodów, bo w sumie z treści dowiadujemy się, że były, aha no i płody były zdeformowane. Trochę czuję niedosyt, bo tak właściwie nie dowiaduję się z tej książki po co te płody były wiedźmie potrzebne. Czy chciała stworzyć wespół z szatanem armię zdeformowanych zombie? Która co by chciała osiągnąć? Brakuje mi klarownych odpowiedzi na te pytania. Bo tak sobie troszczyć się o pisklęta tylko dlatego, że można? I to zakończenie, którego właściwie można było się domyślić, że będzie mocno otwarte...
Z jednej strony naprawdę podoba mi się ta książka, za pomysł, za finezję, za nawiązania (bo jak zawsze u GM każdy uważniejszy czytelnik takie znajdzie), a z drugiej tak bardzo czegoś brakuje. Jednocześnie uwielbiam tę książkę i nie lubię jej.
Zobaczymy jak będzie z trzecią częścią, choć niestety obawiam się, że to równia pochyła...
Zastanawiam się czy ja mam jakieś wybrakowane wydanie tej książki czy to cały internet jest w błędzie, albowiem moje wydanie ma 375 stron, a nie 448... Ale w sumie może gdzieś wystąpił błąd w paginacji i trzeba by to jakoś dogłębniej sprawdzić... W każdym razie mieszane mam uczucia co do tej książki.
Z jednej strony to stary, dobry GM, który jak coś wymyśli to wymyśli,...
2021-03-04
Nie będzie to wielkim spojlerem jeśli powiem, że książka inspirowana jest "Portretem Doriana Graya" i to w dość, intensywny sposób.
Z przykrością muszę stwierdzić, iż czytając "Wizerunek zła", byłam (i pisząc te słowa nadal jestem) przed lekturą książki Wilde'a, dlatego też pewne odwołania nie były dla mnie dość jasne i czytelne (np. Sybil Vane), jednak śpieszę zapewnić, iż w żaden sposób nie przeszkadza to w lekturze powieści GM. Natomiast gdybym wcześniej zapoznała się z "Portretem..." najprawdopodobniej byłabym w stanie wychwycić całą masę interesujących, intertekstualnych nawiązań. Pod tym względem jest to dla mnie niepowetowana strata, ale kto wie? Może kiedyś wrócę do tej książki (choć naprawdę niewiele jest książek, do których chcę wracać, nawet jeśli to GM, bo wciąż czekają te nadal nieprzeczytane), tylko po to aby sprawdzić jak wypada ta korespondencja Mastertona do Wilde'a.
Cóż jednak mogę powiedzieć o samym "Wizerunku zła"? To jest książka dość specyficzna, nie ma tu typowego Mastertona, który wynajduje jakieś hokus-pokus-czary-mary, z odległych kultur i wykorzystuje by dawać nam rozrywkę. Ten tytuł jest, jeśli mogę użyć takiego stwierdzenia, bardzo mocno osadzony w rzeczywistości (choć podczas czytania można zwątpić w moje słowa, to naprawdę znając inne tytuły z jego dorobku, użycie tego sformułowania jest wbrew pozorom wcale nie takie głupie jak się wydaje). Ot, ktoś prowadzi galerię, ot ktoś jest po rozwodzie, ot ktoś pozwala się uwieść, ot ktoś spędza święta w jakiejś chatce na wsi. Sielanka. I nagle wchodzą oni, cali na biało i burzą cały ten zastany porządek. i zawsze jak to w takich przypadkach bywa, jeden ów porządek burzy, inny zaś próbuje go za wszelką cenę utrzymać. Cóż z tego wyniknie? Z przyjemnością polecam ten tytuł zarówno tym, którzy lekturę książki o pewnym portrecie mają już za sobą jak i tym, którzy (jak ja) jeszcze z tym zwlekają.
Nie będzie to wielkim spojlerem jeśli powiem, że książka inspirowana jest "Portretem Doriana Graya" i to w dość, intensywny sposób.
Z przykrością muszę stwierdzić, iż czytając "Wizerunek zła", byłam (i pisząc te słowa nadal jestem) przed lekturą książki Wilde'a, dlatego też pewne odwołania nie były dla mnie dość jasne i czytelne (np. Sybil Vane), jednak śpieszę zapewnić,...
2021-03-22
Nie jestem do końca przekonana, ale mam wrażenie, że już czytałam tę książkę jakieś ~20 lat temu i powiem szczerze, że pewnie jako 10-13latka musiała zrobić na mnie wrażenie tak jak zrobił to wówczas "Czarny Anioł" i "Katie Maguire". Nie zmienia to jednak faktu, że akurat w tym przypadku kompletnie nie pamiętałam fabuły, dopiero w miarę czytania docierały do mnie skrawki skojarzeń co i jak.
Przeczytałam więc ponownie ten tytuł (co jak wiadomo śledzikom moich opinii na LC nie robię zasadniczo prawie w ogóle) i muszę przyznać, że mocno, ale to mocno jestem rozczarowana. W czasach nastoletnich musiała wywrzeć na mnie mocne wrażenie, a dziś lekko mnie znudziła. To nadal Masterton, który jak coś wymyśli to wymyśli, ale jednak ciężko tu mówić o czymś innowacyjnym czy fascynującym.
Bo o to mamy historię gdzie Pan spotyka Panią i właściwie siłą wepchnąwszy jej język w usta dostaje kosza, ale przecież to samiec lat '70, więc kto by tam słyszał o tym, że kobieta może powiedzieć nie. Tymczasem owa Pani mówi nie, jednak okazuje się, że mówi nie, ale myśli tak (w końcu skądś sobie ci wszyscy gwałciciele to wzięli, że ona się opiera bo chce wyjść na cnotliwą, ale tak naprawdę wszystkie są takimi samymi dzi*kami i tylko czekają przed kim rozłożyć nogi. Borze borówkowy widzisz i nie grzmisz....). Więc pani jednak jest chętna, ale okazuje się, że ma pewien defekt. A ponieważ Pan poleciał na fizyczne aspekty osoby owej Pani to też stwierdził po (niezbyt długim) namyśle, że Pani powinna pozbyć się defektu u chirurga plastycznego. I tu NIESPODZIANKA! Pani wcale nie chce! Ale jak to?! rzecze Pan. Ano tak to! rzecze Pani. Po kilkustronicowych przepychankach Pan zamyka Panią w osobnej sypialni na klucz i żałuje szybkiego ożenku. Nie żeby Pani go wcześniej ostrzegała... I tak dalej, i tak dalej.... Czujecie absurd? No właśnie. Jedynym mocnym punktem tej historii jest międzygatunkowy stosunek płciowy, który jest bardzo w stylu Mastertona. Reszta? Mogłaby nie istnieć.
Na jeden wieczór, dla zabicia czasu... ale nigdy na serio.
Nie jestem do końca przekonana, ale mam wrażenie, że już czytałam tę książkę jakieś ~20 lat temu i powiem szczerze, że pewnie jako 10-13latka musiała zrobić na mnie wrażenie tak jak zrobił to wówczas "Czarny Anioł" i "Katie Maguire". Nie zmienia to jednak faktu, że akurat w tym przypadku kompletnie nie pamiętałam fabuły, dopiero w miarę czytania docierały do mnie skrawki...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-02-26
Jest w tej książce garstka absurdów, ale zabawa podczas czytania bez wątpienia przednia. Co prawda stać GM na więcej, ale szczerze? BARDZO chciałabym zobaczyć ekranizację tej powieści.
Jest w tej książce garstka absurdów, ale zabawa podczas czytania bez wątpienia przednia. Co prawda stać GM na więcej, ale szczerze? BARDZO chciałabym zobaczyć ekranizację tej powieści.
Pokaż mimo to2017-01-12
560 stron całkiem interesującej powieści obyczajowej. Ogólnie spodziewałam się trochę innych rozwiązań fabularnych, przez co te, które wyłaniały się z kolejnych kart książki pojawiało się we mnie minimalne rozczarowanie. Jednakowoż Masterton to Masterton, jeśli w książce nie pojawiają się siły nadprzyrodzone to na pewno pojawią się demony choćby przeszłości, które nie pozwalają na normalne i szczęśliwe życie. Czyta się dobrze, choć są momenty kiedy chciałoby się zakrzyknąć: "Graham! Kolego! Gdzie jest akcja?" Ale czy w życiu zawsze musi się coś dziać? I tak Masterton na tych "ledwie" 560 stronach zawarł więcej akcji i emocji niż niejednemu z nas przydarzy się w prawdziwym życiu. I może lepiej, bo kto by udźwignął tyle nieszczęść.
560 stron całkiem interesującej powieści obyczajowej. Ogólnie spodziewałam się trochę innych rozwiązań fabularnych, przez co te, które wyłaniały się z kolejnych kart książki pojawiało się we mnie minimalne rozczarowanie. Jednakowoż Masterton to Masterton, jeśli w książce nie pojawiają się siły nadprzyrodzone to na pewno pojawią się demony choćby przeszłości, które nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-02-23
Ta książka to jeden z wielu powodów, które wywołują u mnie szybsze bicie serduszka na sam dźwięk nazwiska autora. Uwielbiam kiedy autorzy czerpią inspirację z historii i/lub ludowych wierzeń. Podoba mi się również fakt, że GM wplata w swoje książki polskie wątki i robi to w sposób pełen szacunku (w przeciwieństwie do Kinga, który to w co najmniej jednym tytule umieścił bohatera pochodzenia polskiego, i co tu dużo mówić, zrobił zeń wieśniaka, że hej (jakby sam SK napisał) i bynajmniej nie był to polski wieśniak z "the shrine"), ale wracając do Aniołów Chaosu. Przy wszystkich niedorzecznościach jakie może czytelnik zauważyć (powiedzmy, ze wątek "gimnastyczny" chociażby) i nieścisłościach (które mają niby wywołać dramaturgię, ale co uważniejszy czytelnik wychwyci absurd (por. str. 40 Noah szuka Prchala w necie i znajduje fizyka, ale absolutnie nie znajduje nic o Sikorskim, ponieważ... na stronie (z pamięci) 101 Leon musi jako bystry student błysnąć, że "umie w komputer" i po "kilku chwilach" wraca z "REWELACJĄ"(!), że PRCHAL, to pilot, który przeżył katastrofę gibraltarską. Świetnie, miało by to nawet trochę sensu, gdyby nie fakt, że wpisując "Prchal" w wyszukiwarkę jest to pierwszy wynik wyszukiwania... Uwielbiam Cię Grahamie Mastertonie, ale błagam nie rób ze mnie idiotki.
Naprawdę podoba mi się snucie teorii spiskowej jakoby zabójstwo Sikorskiego, Kennedy'ego, Mahatmy i Indiry Ghandi miało cokolwiek ze sobą wspólnego, ale w sumie kto wie, może miało?
Dałabym nawet i dyszkę, ale Prchala wybaczyć nie mogę.
Ta książka to jeden z wielu powodów, które wywołują u mnie szybsze bicie serduszka na sam dźwięk nazwiska autora. Uwielbiam kiedy autorzy czerpią inspirację z historii i/lub ludowych wierzeń. Podoba mi się również fakt, że GM wplata w swoje książki polskie wątki i robi to w sposób pełen szacunku (w przeciwieństwie do Kinga, który to w co najmniej jednym tytule umieścił...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-01-29
W sumie to od początku podejrzewałam w jakim kierunku pójdzie rozwiązanie intrygi w tej książce, ale nie sprawia to absolutnie, że poziom funu przy czytaniu tej książki był mniejszy.
Nie jestem pewna jednak ile faktycznie lat ma Frank Bell, albowiem raz napisane jest, że trzydzieści jeden a jakieś dwadzieścia stron później, że trzydzieści cztery. Podobnie rzecz się ma z faktem, że:
- Frank i Astrid są w pokoju hotelowym, po czym Astrid wychodzi.
- pojawiają się okoliczności, które determinują, że Frank musi zmienić hotel [tu prawdopodobnie robie spojler], o czym Astrid nie wie, no bo skąd?
- Frank idzie nocować do swojej siostry, a Astrid do niego telefonuje, a sądząc, po 'Frank odwiesił słuchawkę', telefonuje na telefon stacjonarny. Skąd ma numer? Czy Frank zostawił jej informację w hotelu? Mało prawdopodobne szczerze mówiąc, biorąc pod uwagę okoliczności.
I tak trochę więcej tam niekonsekwencji jeszcze w paru miejscach, ale jak podkreślam za każdym razem kocham GM najmocniej ze wszystkich znanych mi autorów i wybaczam wszystko co tylko się da. A tutaj w sumie nawet niewiele muszę wybaczać, bo takie nieścisłości fabularne to dość częsty zabieg czy to w filmach/serialach czy też książkach właśnie, więc nie ma się co czepiać, aż tak bardzo.
Książkę polecam, bo i czyta się szybko i akcja dość zręcznie posuwa się do przodu.
Ah i pojawiła się opinia, że twórcy sami podsuwają pomysły terrorystom. Nie zgodzę się. Gdyby terroryści mieli czytać wszystkie książki świata aby szukać w nich inspiracji to szybciej umarliby na starość niż w samobójczych zamachach.
W sumie to od początku podejrzewałam w jakim kierunku pójdzie rozwiązanie intrygi w tej książce, ale nie sprawia to absolutnie, że poziom funu przy czytaniu tej książki był mniejszy.
Nie jestem pewna jednak ile faktycznie lat ma Frank Bell, albowiem raz napisane jest, że trzydzieści jeden a jakieś dwadzieścia stron później, że trzydzieści cztery. Podobnie rzecz się ma z...
2021-01-17
2018-01-31
Całkiem zgrabnie napisana, niezobowiązująca powiastka, która zasadniczo nawet historycznie ma trochę sensu. Kocham Cię Grahamie Mastertonie i chcę być Tobą jak dorosnę. A poważnie. Nie jest to może arcydzieło, ani nawet jedna z lepszych książek w dorobku wujka Grahama, ale urzekło mnie to, że naprawdę przyłożył się do tego by oddać jak najrzetelniej podania o Dżinnach. A jako iż trochę ogarniam temat, jestem podobnie zachwycona jak byłam zachwycona "Chudszym" Kinga. Tam byłam zachwycona faktem, że można upleść fabułę na kanwie jednego słowa, tu jestem zachwycona faktem, że można upleść fabułę na kanwie podań staroarabskich, ogarnąć temat tak żeby nie pisać kocopołów, a nawet jak się na jakieś Szanowny Autor decyduje to w świetle fabularyzacji i adaptacji mitu na potrzeby książki trzyma się to kupy.
Całkiem zgrabnie napisana, niezobowiązująca powiastka, która zasadniczo nawet historycznie ma trochę sensu. Kocham Cię Grahamie Mastertonie i chcę być Tobą jak dorosnę. A poważnie. Nie jest to może arcydzieło, ani nawet jedna z lepszych książek w dorobku wujka Grahama, ale urzekło mnie to, że naprawdę przyłożył się do tego by oddać jak najrzetelniej podania o Dżinnach. A...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-11-04
2019-10-24
Tak się czasami zastanawiam skąd ten szkocki dżentelmen bierze pomysły na tyle okrucieństwa w swojej twórczości.
Nawet miałam sposobność spotkać pana Mastertona f2f i wierzcie lub nie ale nie wygląda na człowieka, któremu w umyśle siedzą tak popaprane i chore rzeczy..
Pierwszą książką jaka wpadła mi w ręce tego autora to "Czarny Anioł" i miałam wówczas jakieś -naście lat, nie pamiętam dokładnie ile, ale bardziej 12-13 niż 17-19. Moje życie nigdy już nie było takie samo. Teraz po ok. dwudziestu latach wielbienia go miłością niezmienną, platoniczną i wielką jak Azja (taki kontynent) muszę przyznać, że mimo upływu lat GM jest w stanie nadal zrobić na mnie wielkie wrażenie. I podtrzymuję i wszystkimi kończynami podpisuję się pod #teamMasterton i #antyKing.
Ale nie oszukujmy się prawda jest taka, że ani jeden ani drugi nie pisze 'mądrych' i 'wartościowych' książek, ot 'czytadełka do podusi dla popapranców', obaj mają lepsze i gorsze książki. Ale GM robi to zdecydowanie lepiej niż SK.
Polecam z całego serduszka, choć jak widziałam w innych opiniach, mogą pojawić się zarzuty o zbyt duży 'odlot', no cóż co kto lubi. Ja lubię i jestem mocno na tak.
Tak się czasami zastanawiam skąd ten szkocki dżentelmen bierze pomysły na tyle okrucieństwa w swojej twórczości.
Nawet miałam sposobność spotkać pana Mastertona f2f i wierzcie lub nie ale nie wygląda na człowieka, któremu w umyśle siedzą tak popaprane i chore rzeczy..
Pierwszą książką jaka wpadła mi w ręce tego autora to "Czarny Anioł" i miałam wówczas jakieś -naście...
Ocena gdzieś tak między 5 a 7 (czyli wychodzi, że 6), bo początek taki trochę średni i przydługi natomiast jak już się zaczęło rozkręcać to skala masakry prawie wywołała u mnie torsje choć raczej nie jestem podatna na opisy makabr wszelakich. Z całą pewnością książka jest dość mocna, ale fabuła nie do końca mnie przekonuje. Na pewno jest to bardzo w stylu GM i za to bardzo plus, na pewno autor włożył ogrom pracy w zbudowanie tej fikcji, ale naprawdę niech mnie ktoś oświeci jak trzeba mieć chory mózg, żeby wymyślić taką historię! Grahamie Mastertonie, nawet jak piszesz gorsze książki to i tak robisz to w wielkim stylu! Nie nudziłam się ani przez moment, czekałam co będzie dalej i skończyłam. Zachwycona nie jestem do końca, ale doceniam pomysł, wykonanie też dość dobre, choć czepiałabym się tłumaczenia (bo znowu mamy majteczki (!)), ale generalnie jest w porządku. Natomiast nie mogłam jakoś wczuć się w klimat. To nie jest zła książka (tak mi się wydaje) i dla fanów flaków na wierzchu pewnie będzie interesującą lekturą. A i zakończenie, w sensie ostatni rozdział. Grahamie Mastertonie! Tak się nie robi... To jest kino najwyżej klasy B. A Pan mierzy zdecydowanie wyżej. Takie trochę mieszane uczucia mam i mogę to podsumować w sumie parafrazując klasyka "czytałam, ale się nie cieszyłam".
Ocena gdzieś tak między 5 a 7 (czyli wychodzi, że 6), bo początek taki trochę średni i przydługi natomiast jak już się zaczęło rozkręcać to skala masakry prawie wywołała u mnie torsje choć raczej nie jestem podatna na opisy makabr wszelakich. Z całą pewnością książka jest dość mocna, ale fabuła nie do końca mnie przekonuje. Na pewno jest to bardzo w stylu GM i za to bardzo...
więcej Pokaż mimo to