Książkopatia

Profil użytkownika: Książkopatia

Poznań Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 8 lata temu
74
Przeczytanych
książek
202
Książek
w biblioteczce
46
Opinii
249
Polubień
opinii
Poznań Kobieta
Dodane| Nie dodano
Książkoholiczka, uzależniona od czytania książek i pisania ich recenzji. Prowadzi bloga właśnie o nich i zachęca wszystkich do ich "pożerania"! :)

Opinie


Na półkach: ,

Tęsknicie za wakacjami? Za słonecznymi, ciepłymi, pełnymi odpoczynku wakacjami? Ja też. Myślałam, że teraz, w okresie jesiennym, już nie przyjdzie mi do nich wrócić, chociażby tylko z pomocą wspomnień. Jednak w momencie, gdy sięgnęłam po książkę Wandy Szmanowskiej, nie tylko powróciłam to tego letniego klimatu, ale także przeczytałam naprawdę dobrą książkę.
Niebieskie sandały przedstawiają dalsze losy pani Antoniny, którą poznaliśmy w debiucie autorki - Zielonych kaloszach. Kobieta uwalnia się spod jarzma męża alkoholika i rozpoczyna kompletnie nowe życie, którego początkiem ma być urlop spędzony w Egipcie. Antonina zderza się z kompletnie inną kulturą, ludźmi i obyczajami. Poznaje miejsce pełne sprzeczności, piękna i bogactwa. Czy będzie w stanie odnaleźć w tym wszystkim samą siebie?
Niebieskie sandały były moim drugim starciem z twórczością autorki, jak najbardziej udanym. Po lekturze przemiłej Lardżelki nie sądziłam, że kolejna książka Wandy Szymanowskiej może jeszcze bardziej mi się spodobać - a jednak. Otrzymałam książkę, do której jeszcze nie raz będę wracać, by móc niejednokrotnie upajać się jej treścią!
Zacznijmy od tego, że powieść ta jest kontynuacją Zielonych kaloszy, czyli debiutu pisarskiego autorki. Dlatego też przed lekturą recenzowanej powieści zapoznałam się z pierwszą częścią. Jednak moim skromnym zdaniem nie była ona tak dobra, jak Niebieskie sandały, tak wspaniałe w swej prostocie i formie. Zauważyłam także, że obydwie te książki mogą z powodzeniem funkcjonować jako osobne historie, więc jeżeli nie przeczytaliście Zielonych kaloszy, a chcielibyście sięgnąć po ich młodszą koleżankę, nie ma ku temu żadnych przeszkód. A książkę tę naprawdę warto przeczytać.
Powieść idealnie oddaje klimat śródziemnomorski, sprawia, że tamtejsza kultura staje się bliższa czytelnikowi - bardziej dostępna, namacalna. Czytając ma się nieodparte wrażenie, że razem z główną bohaterką przemierza się kręte uliczki i słoneczne plaże. Autorka czaruje słowem, umilając czas lektury i sprawiając, że "w ciemno" pokochałam Egipt, który bardzo chciałabym teraz odwiedzić. Do tego dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy, ponieważ Wanda Szymanowska nie pisze tylko i wyłącznie o zwiedzaniu Egiptu przez Antoninę.
W książce opisana jest pozycja kobiet w muzułmańskim społeczeństwie, która szokuje i jest niezrozumiana dla głównej bohaterki. Z drugiej jednak strony, obserwując tamtejsze kobiety, Antonina może w pełni docenić swoje życie - wolne, nieograniczone czyimiś nakazami, zakazami i stereotypami wiszącymi nad jej osobą. W tym pomieszaniu i zagmatwaniu, bohaterka odnajduje swoją życiową drogę i własne ja - odkrywa, co jest ważne dla niej i jak sama powinna poprowadzić swoje życie, by być szczęśliwą.
No i jak mogłabym pisać o tej książce nie wspominając o Ahmedzie i Aymanie? Ci dwaj mężczyźni totalnie zawładnęli moim sercem i podzielili je na pół między siebie. Ahmed - pewny siebie, urokliwy i rozkochujący w sobie, a Ayman - cichy, spokojny, niepozorny, ale w jego tajemniczości kryje się wielkie wyrachowanie, elegancja i delikatność, którym to nie mogłam się oprzeć. Pani Wando - więcej takich bohaterów, więcej!
Jedynym minusem, jak dla mnie, jest to, że książka była za krótka! Chętnie przeczytałabym trochę więcej o przygodzie pani Antoniny w Egipcie, by na dłużej móc zatopić się w tym cudownym, czasami niebezpiecznym i pasjonującym świecie.
Polecam tę książkę każdemu, kto jest zwyczajnie zmęczony zimną, jesienną pogodą. Każdemu, kto chcę wyruszyć w podróż życia nie ruszając się z domu. Każdemu wielbicielowi innych kultur oraz wszystkim tym, którzy chcą się zrelaksować i po prostu przeczytać przyjemną i dobrą książkę.

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania powieści serdecznie dziękuję autorce, Wandzie Szymanowskiej.

Tęsknicie za wakacjami? Za słonecznymi, ciepłymi, pełnymi odpoczynku wakacjami? Ja też. Myślałam, że teraz, w okresie jesiennym, już nie przyjdzie mi do nich wrócić, chociażby tylko z pomocą wspomnień. Jednak w momencie, gdy sięgnęłam po książkę Wandy Szmanowskiej, nie tylko powróciłam to tego letniego klimatu, ale także przeczytałam naprawdę dobrą książkę.
Niebieskie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wiecie jak to jest z dobrymi seriami? Jeszcze zanim przeczytacie kolejną książkę wchodzącą w jej skład, wiecie, że będzie niesamowita. I taki właśnie był Grey. Totalnie... perfekcyjny.
Powieść wchodzi w skład książek z serii Pięćdziesiąt twarzy Greya. Tym razem autorka, odpowiadając na prośby wielu czytelników, opowiedziała historię jeszcze raz, tylko że z perspektywy Christiana Greya, przystojnego miliardera, wspaniałego kochanka i w ogóle - chodzącego ideału, na którego widok wszystkie kobiety chcą być karane za niezjedzenie śniadania, albo wywrócenie oczami. Dowiadujemy się co tak naprawdę siedzi pod czupryną tego tajemniczego faceta i dochodzimy do wniosku, że nie jest to nic odkrywczego. Poznanie Any, dziewczyny co do której inteligencji odczuwam ogromny respekt, skomplikowany związek typu "Pan - uległa", błyskotliwe przemyślenia narratora i wiele, wiele innych. Oto, czym możemy się raczyć podczas lektury nowej powieści E. L. James. Jaka jest naprawdę? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć.
Tyle tytułem wstępu. Teraz pełna powaga.
Chyba już domyśliliście się, że nie będzie to pozytywna recenzja. W ogóle zacznijmy od tego, że nie sądziłam, że kiedykolwiek zrecenzuję jakąkolwiek z książek pani James, ale tak jakoś mnie korciło do zjechania tej powieści, że nie mogłam się powstrzymać! Przynajmniej utwierdziłam się w przekonaniu, jakoby to nigdy więcej nie czytać tego, co wyjdzie spod pióra tej autorki. Nigdy, przenigdy. No, chyba, że będę chciała się pośmiać, wtedy z powodzeniem poczytam Greya. Bo to, co tym razem zaprezentowała pisarka, to komedia. Komedia porażek.
Przed lekturą Greya, zapoznałam się z całą trylogią Pięćdziesięciu twarzy..., którą, o dziwo, przeczytałam od deski do deski, roniąc przy tym łzę wynikającą z mojego zażenowania i ubawu, jaki miałam podczas lektury. Po najnowszą powieść E. L. James sięgnęłam ze zwykłej ciekawości, która w tym przypadku stała się moją największą zgubą. Zaznaczmy też, że w porównaniu do trylogii, Greya doczytałam do dwusetnej strony, dalej nie dałam rady z przyczyn oczywistych dla wszystkich tych, którzy znają styl autorki. Moje zażenowanie sięgnęło wtedy apogeum i gdybym tylko miała papierowe wydanie tej książki, latałaby ona po całym pokoju, obijając się o ściany. Z jednej strony byłam zła, bo nie lubię czytać takich klumpów, jak to mówi Anita z Book Revievs, ale z drugiej wcale się na tej książce nie zawiodłam. To było do przewidzenia, bo jak widać potencjał autorki rozwija się wstecz i zwalnia jeszcze zanim zdąży się porządnie rozpędzić.
Ale konkrety, Agata, konkrety.
Wiecie, co najbardziej mnie wkurzyło? To, że Grey co chwilę mówił, jak bardzo chciałby zrobić to z Aną, w sposób ostentacyjny i wulgarny. Nie wiem, jak wyszło to w polskiej wersji językowej, ponieważ zapoznałam się z angielską, ale nie mogłam tego znieść! Nie dość, że traktował ją jak przedmiot, dmuchaną lalkę, to jeszcze śledził każdy jej krok, wiedział o niej dosłownie wszystko, jeszcze zanim nawiązali konkretną znajomość. Jak można tak bardzo bawić się drugą osobą? Jak można myśleć tylko o jednym? Nie chcę, żeby odezwała się we mnie teraz pejoratywna strona kobiecego feminizmu, ale no kurczę no - Grey po prostu nikogo nie szanował, w tym kobiet. Jedyna osoba, która według niego była idealna, to on sam. Dziwię się, że zauważyłam to dopiero teraz, podczas lektury kolejnej książki z serii. Ale cóż - lepiej późno niż później. Czy jakoś tak...
Do tego miałam wrażenie, jakby każdy osobny rozdział wnosił dokładnie to samo do treści. On jej pragnie, ale nie wie, jak ją podejść, ona jest bardzo skromna i niedoświadczona, a cała reszta przypatruje się temu z konsternacją. W dodatku spotykamy się z bohaterem-prześladowcą, który w każdej sekundzie może wykorzystać numer konta, albo rozmiar buta swojej wybranki. I nie zawaha się ich użyć przeciwko niej. Urocze. Albo ekstremalnie dziwne i straszne.
Ale na szczęście tekściki typu: "Showtime, Grey", "Game on, Miss Steel", "Christ, I'm having the same effect on her that she has on me", w ostateczności mnie rozbawiły. Nie wiem czemu, tak po prostu. Był to taki odpowiednik wspaniałej wewnętrznej bogini Any, ale nie tak denerwujący. To właśnie za to przyznałam jeden, jedyny punkt tej książce - za brak narracji rozkojarzonej i bystrej inaczej bohaterki. Uff. Przynajmniej udało mi się od tego odpocząć. Nie zmienia to jednak faktu, że Grey staje się oficjalnie najgorszą z przeczytanych przeze mnie dotychczas książek w tym roku. Więc chyba zrozumiałe jest to, że w żadnym wypadku jej Wam nie polecam.

Recenzja w bardziej podrasowanej wersji na http://ksiazkopatia.blogspot.com/2015/09/recenzja-ksiazki-roku.html

Wiecie jak to jest z dobrymi seriami? Jeszcze zanim przeczytacie kolejną książkę wchodzącą w jej skład, wiecie, że będzie niesamowita. I taki właśnie był Grey. Totalnie... perfekcyjny.
Powieść wchodzi w skład książek z serii Pięćdziesiąt twarzy Greya. Tym razem autorka, odpowiadając na prośby wielu czytelników, opowiedziała historię jeszcze raz, tylko że z perspektywy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nienawidzę wszelkich reality shows, emitowanych w telewizji. Po prostu nienawidzę. Z kamerą u Kardashianów, Dance Moms, Top Model, Rolnik szuka żony i inne tego typu durne programy. Nie widzę większego sensu w relacjonowaniu życia, które nawet nie powinno mnie obchodzić. W końcu powinnam interesować się tym, jak sama postępuje z moim istnieniem, nie wpychać nosa w nieswoje sprawy i życie innych zostawić im samym. Może więc ze względu na moją opinię, której tak kurczowo się trzymam, nie byłam w stanie w pełni docenić Rywalek? A może istniał inny powód, dla którego powieść nie za bardzo przypadła mi do gustu? I dlaczego łączę ze sobą dwa tak odmienne tematy - świat telewizji i ten przedstawiony w książce Kiery Cass? Przekonajcie się sami.
Amerika Singer to prosta dziewczyna, urodzona Piątka - dusza artystyczna, która spełnia się w śpiewie i grze na instrumentach. Żyje w świecie, gdzie liczą się numerki, świadczące o klasie i statusie danego mieszkańca Ilei. Sama wychowała się w rodzinie, której los zależy od wysoko usytuowanych Dwójek, Trójek, a nawet Czwórek, wiodących znacznie lżejszy żywot od niej. Dlatego list, który dostaje pewnego dnia, staje się zbawieniem dla niej i jej rodziny. Zostaje zaproszona do wzięcia udziału w Eliminacjach, których zadaniem jest wyłonienie żony dla przystojnego księcia Maxona. Pytanie tylko, czy dziewczyna będzie w stanie porzucić rodzinę i chłopaka, którego kocha, na rzecz życia w lepszych warunkach - dla siebie i swoich najbliższych, którzy dzięki jej poświęceniu, mogą zapomnieć o uczuciu głodu i braku pieniędzy na życie. Odwrotu, od podjętej decyzji, nie będzie, za to spocznie na niej wielka odpowiedzialność i spojrzenia jej trzydziestu czterech rywalek, także starających się o uznanie rodziny królewskiej. Czy dziewczyna odnajdzie się w świecie bogactw, luksusu i przepięknych kreacji? Czy dotrze do Elity?
Pomysł autorki na tę książkę jest naprawdę dobry. Wiem, że wielu się spodobał, nawet bardzo, dlatego nie mam zamiaru jego krytykować. Natomiast nie przemówił on szczególnie do mojej osoby. Nie znalazłam ani jednej rzeczy, która by mną wstrząsnęła, albo zachwyciła tak bardzo, że mogłabym uznać tę książkę za godną uwagi. W większości czasu, gdy ją czytałam, po prostu się nudziłam. Wydarzenia w niej były dla mnie raczej przewidywalne i statyczne, nie wnosiły do mojej głowy czegoś świeżego, wstrząsającego i nieco bardziej zdynamizowanego. Może, gdyby autorka nie skupiała się na niekiedy bezsensownych opisach nowych sukienek, albo wyglądu wszystkich rywalek, całość byłaby lepsza.
Ale prawdziwa złość ogarnęła mnie pod koniec powieści. Nie chodzi mi o samo zakończenie, bo jak historię, której ciąg dalszy poznać można w kolejnych tomach, było w porządku. Jednak sama myśl, że miałabym jeszcze siedzieć przy powieściach z tej serii, czytać o tym, czego tak bardzo się domyślam, napawa mnie niewyobrażalną niecierpliwością. Ostatecznie nie sięgnę po kolejne książki z tej serii, bo i po co, skoro wiem, jak wszystko się skończy? Jej zakończenie jest dla mnie bardzo oczywiste i dodatkowo potwierdzone licznymi spojlerami, więc nie widzę sensu dalszego męczenia się z tymi książkami, bo po prostu wiem, że nie przypadną mi do gustu.
Fabuła przypominała mi niejeden reality show, których tak bardzo nie lubię. Trzydzieści pięć dziewcząt przybywa do pałacu, gdzie będą się uczyć i kształcić na przyszłą królową, a to, która z nich zostanie w zamku na dłużej, zależy tylko i wyłącznie od "widzi mi się" księcia. Od czasu do czasu obserwuje je czujne oko kamery, relacjonując ich poczynania reszcie społeczeństwa, która kibicuje swoim faworytkom. Brzmi jak wyżej wymienione programy? Oczywiście, że tak! Z jednej strony jest to całkiem ciekawym i intrygującym zagraniem, ale mnie nie za bardzo się to spodobało, ani do siebie nie przekonało.
Kolejny aspekt, który sprawił, że nie do końca polubiłam Rywalki, to bardzo dziewczęca strona tej powieści. Nie podobało mi się to, że co rusz musiałam czytać o pustych księżniczkach, które płaczą, ponieważ odrzucił je przystojny książę. Czasami sama płakałam, ale nad wartościami, które przyświecały niektórym z tych bohaterek, bo kompletnie nie rozumiałam zachwytu życiem królewskim, strojeniem się w drogie suknie i naszyjniki oraz nakładaniem na twarz dwóch szpachli makijażu. Pomyślicie teraz: "Przecież sama jesteś dziewczyną, co ci w tym przeszkadza?" - a to, że takich elementów było po prostu za dużo, jak na mój gust.
Akurat pod tym względem bardzo dobrze rozumiałam główną bohaterkę, Ami, którą polubiłam już od pierwszej strony. Widać było, że jest niesamowicie dojrzała i oddana swojej rodzinie, którą bez reszty kochała. Miłość była dla niej najistotniejszym uczuciem i nie dziwię się jej. To właśnie dzięki niej stawała w obronie niewinnych, uśmiechała się do odtrąconych, wspierała biedniejszych od siebie i miała na uwadze nie tylko swoje potrzeby. Była empatyczna, wrażliwa, ale także zdecydowana, harda i odważna. Nie bała się powiedzieć wprost co myśli, a jej szczerość mocno we mnie uderzyła, dzięki czemu jeszcze bardziej się z nią rozumiałam.
Zdecydowanie najmocniejszą strona tej powieści być trójkąt miłosny. America-Aspen, Amercia-Maxon. Jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że był on równie dobry, jak w Szklanym tronie, a to już coś znaczy! Jak dla mnie, był on najciekawszym elementem powieści, i tylko dzięki niemu czytałam ją dalej, mimo innych niedogodności.
Mimo tych wielu negatywów, jakie w niej zauważyłam, uważam że jest to bardzo lekka powieść, którą szybciutko i łatwo się czyta. Można się przy niej zrelaksować, a to w wakacje jest dla mnie nie lada plusem.
Wiem, że ta powieść zebrała wiele pozytywnych recenzji, więc nie zniechęcajcie się moją opinią, bo może akurat Wam się spodoba? Nigdy nie wiecie, więc myślę, że w przypadku Rywalek trzeba po prostu spróbować. :)

Nienawidzę wszelkich reality shows, emitowanych w telewizji. Po prostu nienawidzę. Z kamerą u Kardashianów, Dance Moms, Top Model, Rolnik szuka żony i inne tego typu durne programy. Nie widzę większego sensu w relacjonowaniu życia, które nawet nie powinno mnie obchodzić. W końcu powinnam interesować się tym, jak sama postępuje z moim istnieniem, nie wpychać nosa w nieswoje...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Książkopatia

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
74
książki
Średnio w roku
przeczytane
7
książek
Opinie były
pomocne
249
razy
W sumie
wystawione
69
ocen ze średnią 8,3

Spędzone
na czytaniu
464
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
8
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]