Magdalena

Profil użytkownika: Magdalena

Gdów Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 1 rok temu
15
Przeczytanych
książek
15
Książek
w biblioteczce
14
Opinii
122
Polubień
opinii
Gdów Kobieta
Dodane| Nie dodano
Strony www:
Ta użytkowniczka nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach: ,

Moja recenzja – chociaż w wypadku tej książki brzmi to grubiańsko – będzie nieszablonowa. Wybaczcie mi, ale muszę rozpocząć ją w nietypowy sposób.
Wrażenia, jakie owładnęły moim sercem, po przeczytaniu „Anioła do wynajęcia” Magdalena Kordel, były tak mocne, że na myśl przyszła mi pewna parabola, pochodząca z „Księgi nowej drogi” Joann Davis, która idealnie komponuje mi się z historią, napisaną przez autorkę. Pozwólcie, więc, że ją Wam przytoczę. Ci, którzy czytali już „Anioła…”, mam nadzieję, że przyznają mi rację, że obie te opowieści mają wspólny mianownik. Ale po kolei, najpierw przypowiastka, a brzmi ona tak:

„Od pokoleń lud kierował się żelaznymi regułami. Nikt nie pytał, czy słusznie jest upokorzyć dziecko albo zabić mordercę. Oko za oko – tak był urządzony ten świat.
Czy można urządzić go inaczej? To pytanie nie dawało spokoju pasterzowi. Leżąc na pastwisku pod kobiercem z gwiazd, odtwarzał wydarzenia minionego dnia. A dzień zaczął się od miasta, gdzie ukamienowano chłopa, który sprzedał gospodarzowi chorą krowę. Ilekroć kamień trafił na nieszczęśnika, żądny krwi tłum kwiczał radośnie. Później, przed południem, wędrując przez wioskę, pasterz stał się świadkiem kłótni dwóch rodzin nad pękniętym dzbanem. Garncarz, który sprzedał wadliwe naczynie, zaklinał się, że nie wiedział o skazie, ale i tak został poprowadzony pod pręgierz, gdzie wymierzono mu czterdzieści batogów. Gapie syczeli i pluli na niego.
Wreszcie pasterz stał się świadkiem, jak ojciec bezlitośnie bije syna. Ojciec działał w zgodzie z prawem. Ten widok musiał jednak sprawić, by każdy bogobojny człowiek zadał sobie pytanie, gdzie tego dnia był Bóg. Dlaczego nie zesłał pomocy, nie oszczędził dziecka?
Pasterz przymknął oczy. A kiedy zapadł w sen, wydawało mu się, że usłyszał tuż przy uchu cichy szept: „ZESŁAŁEM POMOC. PRZYSŁAŁEM CIEBIE.”

No właśnie, zesłałem pomoc, wysłałem ciebie. Zarówno przypowieść jak i powieść Magdaleny Kordel, pokazują nam, że każdy z nas może stać się dla innego człowieka, jego prywatnym aniołem do wynajęcia. Może wyciągnąć pomocna dłoń i pomóc, na tyle, na ile jest w stanie. Dla ludzkiego anioła, czyniącego dobro na rzecz innego człowieka, w jego mniemaniu to drobny gest, ale dla potrzebującego, może okazać się długo wyczekiwanym cudem.

"W życiu nic nie dzieje się przypadkiem. Wszystko jest po coś. I to coś, gdy przyjdzie czas, się objawi.
A początek cudu nie musi być spektakularny."

"Dawno temu znałam kogoś, kto wierzył, że każdy ma swojego anioła i ten anioł dba o to, żeby w odpowiednim czasie na drodze człowieka, którym się opiekuje, stawali właściwi ludzie. Tacy ziemscy, nieświadomi niczego angielscy wysłannicy. Można by rzec, taki ziemski anioł sezonowy. Bo za każdym razem mógł to być ktoś inny. I jeśli to jest prawda, to Pani właśnie stała się pierwszym aniołem, którego spotkałam w tym roku."
Tak właśnie stało się w przypadku głównych bohaterów pięknego „Anioła do wynajęcia”: Michaliny (Chaśki), Petroneli (Neli), Konstantego (Kotulki) i Gabrysi. Z początku obcy dla siebie ludzie, przez splot z pozoru przypadkowych zdarzeń, stali się dla siebie bardzo ważni.

Nela, pod płaszczykiem starszej i oschłej osóbki, skrywała potrzebę obdarzenia kogoś swoją miłością i opieką. Gdy w jej życiu pojawiła się Michalina, mogła wreszcie zrzucić swoja maskę i pokazać swoje serdeczne prawdziwe ja. Ona też, oprócz Kotulki i Gabrysi, stała się aniołem do wynajęcia dla naszej Michaśki. A nasz rzeczony Kotulka? Także potrzebował swojego anioła. I otrzymał, i to z nawiązką, w postaci dwóch a nawet trzech niezwykłych istot: Neli, Michaśki i tajemniczej Klary, ale o niej nie pisnę słowa, bo tę tajemnicę musicie odkryć sami.

Także kwiaciarka Gabrysia otrzymała swojego anioła, chociaż nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Owszem, pomogła naszej Michasi, ofiarując jej swoje przyodzianie, ale sama zyskała z czasem nie tylko pracownika, ale i pokrewną duszę. To pokazuje, że wszyscy nawzajem, jesteśmy łańcuchem aniołów, które sobie pomagają, często nawet nieświadomie. I o tym jest ta książka.

Ta niezwykle ciepła i tylko z pozoru świąteczna opowieść, pokazuje nam również, że nie wolno nam oceniać ludzi po pozorach, niczym książki po okładce. Moja ulubiona książka, chociaż ma starą i zniszczoną okładkę, to w środku jest w bardzo dobrym stanie. Najważniejsze jest jednak to, że ma w sobie piękną treść. Tak samo jest z ludźmi. „Dobrze patrzy się tylko sercem” – jak powiedział to lis do małego księcia. Nie ważne, co na zewnątrz, ważniejsze, co w środku. Może z pozoru jesteśmy mało atrakcyjni, mamy jakieś mnie lub bardziej widoczne wady, ale dla kogoś możemy stać się prywatnym aniołem do wynajęcia i sprawić, że jego życie zmieni się na lepsze o 360 stopni. Nie chodzi tu bynajmniej o dobra materialne, ale o dobro płynące z głębi naszego serca.

Małe cuda zdarzają się każdego dnia. Nie trzeba zbawiać całego świata, wystarczy zatroszczyć się o konkretnego człowieka.

Nie wiem jak Wy, ale ja mam to szczęście, że pewne książki, trafiają w moje ręce w odpowiednim czasie i momencie życia. To nie był przypadek, ale przeznaczenie, że ukazała się w ważnym dla mnie momencie życia, że mogłam ją nabyć jeszcze przed premierą. Nie tydzień wcześniej i nie tydzień później, ale akurat w tę targową sobotę. Gdy skończyłam go czytać, łzy popłynęły mi potokiem.

Magdalena Kordel stała się moim prywatnym Aniołem do wynajęcia, dzięki któremu mam w sobie dużo optymizmu i siły do walki, za co jej serdecznie dziękuję.

Moja recenzja – chociaż w wypadku tej książki brzmi to grubiańsko – będzie nieszablonowa. Wybaczcie mi, ale muszę rozpocząć ją w nietypowy sposób.
Wrażenia, jakie owładnęły moim sercem, po przeczytaniu „Anioła do wynajęcia” Magdalena Kordel, były tak mocne, że na myśl przyszła mi pewna parabola, pochodząca z „Księgi nowej drogi” Joann Davis, która idealnie komponuje mi się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jesień 1942 roku. We wsi pod Kielcami zostaje zamordowany niemiecki żandarm. Krwawy odwet na polskich cywilach jest nieunikniony. We Lwowie były policjant Paweł Bujnicki na zlecenie AK wykonuje wyroki na konfidentach. Nie dla idei, po prostu mu za to płacą. Wkrótce na jego drodze staje przełożony zamordowanego Niemca. Chce by Bujnicki wyjaśnił tajemnicę zabójstwa. Argument, który przedstawia, nie pozostawia Polakowi wyboru: musi współpracować z nazistą. Śmiertelni wrogowie mają tylko pięć dni na rozwikłanie skomplikowanej zagadki.
Herosi okazują się łajdakami, a zagrożenie przychodzi z najmniej spodziewanej strony. Intrygujący bohaterowie, wciągająca fabuła oraz dwie kobiety, czyli... podwójna dawka kłopotów. W tej książce nic nie jest oczywiste.
Bardzo lubię powieści, które łamią stereotypy. W powieściach takich jak „Pięć dni ze swastyką”, gdzie łamie się uprzedzenia, ujmuje mnie konstrukcja myślowa, zawierająca komponent poznawczy, emocjonalny i behawioralny, zawierająca pewne uproszczone przeświadczenie dotyczące różnych zjawisk, w tym innych grup społecznych. Tworzenie stereotypów jest spontaniczną ludzką skłonnością i takiemu upraszczaniu przekazu podlegają wszelkie ludzkie wyobrażenia o otaczających ich świecie, zarówno przyrody, jak i społeczeństwa. Ma to związek między innymi z takimi sposobami porządkowania rzeczywistości, jak kategoryzacja, generalizacja, schemat poznawczy. Jeśli fałszywe, zbiorowe, niedostatecznie uzasadnione i uparcie żywione przekonanie na temat jakiegoś wycinka rzeczywistości odnosi się do wszystkich ludzi określonej grupy, wtedy nazywane jest stereotypem. I to właśnie nienawiść i stereotypy doprowadziły pewnego człowieczka na szczyty władzy w marcu 1933. Stąd do nieszczęścia było już blisko. Jak się to skończyło, wiemy wszyscy.
Uważam, że w każdym narodzie są podli ludzie. Nie wolno jednego narodu oczerniać a z drugiego robić narodu męczenników. W każdym, powtarzam W KAŻDYM narodzie są anioły i są szuje. I o tym jest ta książka. Dobrze, że autor nie uległ powszechnemu podziałowi na „dobrych” Polaków i „złych” Niemców. Wojna wyzwala w ludziach najgorsze instynkty, skoro za pieniądze człowiek człowieka potrafi wydać na śmierć. Godność przegrywa z podłością i to niezależnie od narodowości.
Ta książka to 600 stron, wypełnionych pasjonującą historią, która łamie schematy, jest przewrotna i zaskakującą, a wszystko to w okrutnych czasach II wś.. To opowieść o dwóch śmiertelnych wrogach, których zadaniem jest znalezienie mordercy niemieckiego żandarma. Śledztwo, które się toczy, ukazuje nam, że nie zawsze czarne jest czarne, a białe jest białe i w życiu, nic nie jest oczywiste. Ta powieść historyczna to doskonały przykład na to, że nie zawsze Niemiec oznacza samo zło. Z czasem, gdy śledzimy na kartach książki postępy w śledztwie, odkrywamy z bohaterami kolejne fakty, a kolejne wydarzenia ukazują nam się w zupełnie innym świetle. Tu nic nie jest oczywiste, aż do samego końca.
Nie jest to powieść łatwa. Co to, to nie. Więcej w niej postaci złych niż dobrych, działających czasem z dobrych pobudek. Polacy przedstawieni są jako szmalcownicy, zdrajcy, egzekutorzy i tchórze. Znajdziemy tu miłość Polki do Niemca (bardzo wrażliwego). Dla wielu takie uczucie może być niczym matrix (określając to językiem młodzieżowym), jednakże możliwe i takie przypadki były. Żydów autor przedstawił nie tylko jako ofiary wojny (nareszcie prawdziwe spojrzenie).
Ta powieść to potwierdzenie tezy, że wiele złych występków ma swoje uzasadnienie i nie nam je oceniać. Przecież nie wiemy, jak my sami zachowalibyśmy się będąc na miejscu poszczególnych postaci. Artur Baniewicz przedstawił te czasy, tak jak wyglądały naprawdę, a nie tak, jak my Polacy wolelibyśmy je widzieć. I za to mu dziękuję.
Reasumując: „Pięć dni ze swastyką” mimo sporej objętości to doskonałe połączenie kryminału z powieścią historyczną, osadzoną w realiach II wojny światowej. Czyta się bardzo szybko, gdyż wartka akcja i zagadka kryminalna, bardzo mocno wciągają czytelnika, który chce jak najszybciej dotrzeć do jej rozwiązania.

Jesień 1942 roku. We wsi pod Kielcami zostaje zamordowany niemiecki żandarm. Krwawy odwet na polskich cywilach jest nieunikniony. We Lwowie były policjant Paweł Bujnicki na zlecenie AK wykonuje wyroki na konfidentach. Nie dla idei, po prostu mu za to płacą. Wkrótce na jego drodze staje przełożony zamordowanego Niemca. Chce by Bujnicki wyjaśnił tajemnicę zabójstwa. Argument,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

CIENIE i blaski służebnic Chrystusa......

Tan reportaż Marty Abramowicz powinny przeczytać przede wszystkim dziewczyny poważnie myślące o wstąpieniu w struktury zakonu. Powinny przeczytać i sto razy zastanowić się, czy chcą w to brnąć. Czy chcą z własnej, nieprzymuszonej woli i przez świadomy wybór, być pozbawione własnego zdania, okazywania uczuć radości a nie rzadko smutku? Tam nikt nie przytuli i nie wysłucha, gdy nachodzą chwile zwątpienia. A nachodzą. Czy pragną odizolowania od rodziny i przyjaciół? Wątpię, bo my ludzie jesteśmy zwierzętami stadnymi. Jeśli nie puszcza się zakonnicy na pogrzeb własnej matki, to coś tu jest nie tak, coś tu nie gra, bo jeśli powołują się na miłość Chrystusa, to nie powinny zabraniać takich rzeczy. Stoi to w sprzeczności z miłosierdziem, głoszonym przecież w zakonach. A to, że zakonnica (kobieta) jest traktowana gorzej od księdza (mężczyzna, samiec, pragnący nieustannej kontroli nad kobietą) jest dobrze i przyzwoite? Gdzie ta miłość do bliźniego? Czy tylko na pokaz? Dla niektórych księży zakonnice są tylko służącymi. Jak wcześniej wspomniałam, są traktowane przez nich gorzej, bo są kobietami i do tego nie realizują się w roli im nadanej, czyli w byciu matką. Wielu księży diecezjalnych, nie rozmawia z nimi i nie pozwala zakonnicom o niczym decydować. Jeśli mimo to jakaś młoda dziewczyna świadomie zdecyduje się na wstąpienie do zakonu, to proszę bardzo. Jak dla mnie to czysty masochizm.

Dlaczego tak uważam? Już wyjaśniam. Czy Chrystus pragnął, żeby zakonnice żyły w ten sposób? Czy to nakazuje im religia katolicka? To jakiś zgrzyt między ideą religii a jej wyznawaniem, to niezgodność, wynaturzenie. Te wszystkie praktyki pokutne, niczym ze średniowiecza, to wielkie nieporozumienie, nie mające nic wspólnego z prawdziwym wyznawaniem wiary i czynieniem miłosierdzia. To wszystko to błąd w logicznym rozumowaniu zasad wiary chrześcijańskiej. Bóg sam tak umiłował człowieka, stworzonego na swój obraz i podobieństwo, że sam oddał swego Syna na śmierć. Była to jedyna ofiara, doskonała i jedyna – niepowtarzalny szczyt miłości. Bóg umarł raz – dając wiernym życie a śmierć została pokonana. Nie ma już potrzeby ani możliwości ponawiania tej ofiary. Umartwianie się to nieudolne próby dorównania Bogu i zuchwałość wobec Niego! To już się dokonało i to jest sedno religii chrześcijańskiej.

Na zakończenie cytat: „Trzeba zacząć od rozmowy o tym, co się dzieje. Nie wybielajmy zgromadzeń. Nawet święci upominali zakony. Nikt nie może nakazywać kłamstwa. Granica posłuszeństwa jest w sumieniu. Widziałam w zakonie osoby, którym cokolwiek się każe, to idą i robią. A potem nie wytrzymują. Ile jest prób samobójczych i depresji! Przełożone żyją w niewiedzy, nie są złymi osobami. Wiara w Boską Opatrzność jest ważna, ale znajomość psychologii też by się siostrom przydała.”

Mogłabym przytoczyć dużo fragmentów, bo włos jeży się na głowie, gdy czyta się o zakłamaniu, pedofilii i aferach w Kościele. Po przeczytaniu tej książki - reportażu osobiście uważam, ze zakony to sekty. Gdy przeczytacie, jakie są metody werbowania i „zachęcania” do wstąpienia do zakonu, zrozumiecie, dlaczego użyłam stwierdzenia SEKTA. Jeśli tym stwierdzeniem kogoś uraziłam, to przepraszam, ale nie było to moim celem. Książka jest tak prawdziwa, że budzi emocje, stąd moje wnioski i porównania. Reportaż wywołał u mnie burzę uczuć, ale to świadczy tylko o rzetelnym naświetleniu problemu odejść z zakonu, o których praktycznie się nie mówi. Taka jest niestety brutalna rzeczywistość tych kobiet.

Właśnie o tych wszystkich problemach życia zakonnego jest ta rewelacyjna, książka - reportaż, która serdecznie polecam.
Zapraszam tu: https://m.facebook.com/?_rdr#!/ZaczytanaMagducha/?ref=bookmarks

CIENIE i blaski służebnic Chrystusa......

Tan reportaż Marty Abramowicz powinny przeczytać przede wszystkim dziewczyny poważnie myślące o wstąpieniu w struktury zakonu. Powinny przeczytać i sto razy zastanowić się, czy chcą w to brnąć. Czy chcą z własnej, nieprzymuszonej woli i przez świadomy wybór, być pozbawione własnego zdania, okazywania uczuć radości a nie rzadko...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Magdalena Natonek

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
15
książek
Średnio w roku
przeczytane
2
książki
Opinie były
pomocne
122
razy
W sumie
wystawione
15
ocen ze średnią 9,3

Spędzone
na czytaniu
95
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
2
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]