Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Byłam bardzo blisko powiedzenia, że to najlepszy romans jaki czytałam, naprawdę byłam zachwycona. Może nie jestem fanką age gapu bo zazwyczaj wychodzi to trochę niezręcznie, to w tej książce nie odrzuca się wątpliwości i konsekwencji tej różnicy wieku.

Nie wiem co mnie tak kupiło w The love Hypothesis, czy motyw grumpy and sunshine (gdzie ja osobiście zaliczam się do grumpy) czy humor, który często był używany właśnie do komentowania starości Adama. Książka zawiera wiele „tajników” akademickiego świata, na których – jako prawie 5 letnia studentka – nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać z tego jakie są prawdziwe.

W romansie nie zabrakło fabuły, dotyczącej badań, szukania sobie miejsca w świecie i samotności, natomiast muszę ostrzec, że plot twist dotyczy przemocy s*ksualnej. Nie chce umniejszać znaczeniu tego tematu, jednak ten wątek pojawił się trochę z d*py i bardzo szybko przeminął. Można by go pociągnąć dłużej lub wprowadzić go wcześniej, nawet niewielkimi znakami.

Chwila o strukturze i języku, przed każdym rozdziałem mamy hipoteze, czasem z niej możemy dowiedzieć się co się będzie działo w danym fragmencie, ale jest to ciekawy zabieg i jednocześnie cliffhanger. Język jest lekki, czasem mamy do czynienia z ciężkimi naukowymi zwrotami jednak da się domyślić z kontekstu o co chodzi, a nadaje to prawdziwości postacią, potwierdzając, że faktycznie są naukowcami.

Wszystko w tej książce komplikuje się kiedy dochodzi do sceny s*ksu. Po pierwsze, wszyscy wiemy, że po angielsku to brzmi lepiej i wiele zależy od tłumacza, tutaj może nie było aż tak dużo zwrotów do których mogę się przyczepić ale czuć było, że to tłumaczył mężczyzna (wiecie o co chodzi). Z każdym przeczytanym romansem zadaje sobie to samo pytanie „Dlaczego autorko?”, bo o ile pokochałam postać Adama, bo mamy tyle samo nienawiści do świata i ludzi, to podczas zbliżenia miły chłopak mówiący dzień dobry na klatce zmienił się w zwierzę. Jest to bardzo rażąca zmiana charakteru, wręcz nieprawdopodobna.

Moim ostatnim gwoździem do trumny była główna bohaterka – Olive, naprawdę dobrze napisana postać, jednak kiedy sieć jej kłamstw zaczęła się zaciskać w punkcie kulminacyjnym, miałam już dość i byłam przekonana, że jak na następnej stronie się wszystko nie rozwiąże to książka pójdzie do kąta.

Ładne zdjęcie na instagramie
https://instagram.com/marlene.books?igshid=ZDdkNTZiNTM=

Byłam bardzo blisko powiedzenia, że to najlepszy romans jaki czytałam, naprawdę byłam zachwycona. Może nie jestem fanką age gapu bo zazwyczaj wychodzi to trochę niezręcznie, to w tej książce nie odrzuca się wątpliwości i konsekwencji tej różnicy wieku.

Nie wiem co mnie tak kupiło w The love Hypothesis, czy motyw grumpy and sunshine (gdzie ja osobiście zaliczam się do...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Gild” był cichym wołaniem o pomoc, „Glint” – taflą zarysowanego szkła, „Gleam” natomiast jest młotem rozbijającym piękną lodową rzeźbę. Recenzję poprzednich dwóch części znajdziecie na moim profilu.

Rzeźba – chociaż była piękna, stworzona była przez ręce zakute w kajdany, tak samo jak życie złotej niewolnicy, nie wszystko jest takie jak mogłoby się wydawać. Raven Kennedy doskonale tka swoją historię, dotyczy to zarówno fabuły jak i języka. Cała seria jest pochłonięta przez metafory, personifikacje, porównania i epitety.

Auren kontynuuje walkę o siebie, początkowo wydawało mi się to głupie, że wróciła z powrotem do klatki jednocześnie planując od razu z niej uciec. Jednak jak zawsze – ważna jest podszewka tego zachowania. Jestem zachwycona (znowu) tym jak autorka wchodzi w głowę ofiary manipulacji. Można by to wszystko zrobić na odwal się i wsadzić do jednego tomu, okraszając etykietką romantasy. Kennedy nie idzie jednak na ustępstwa, oprócz tego, że mamy tu w mojej opinii prawdziwy kawałek fantastyki, która mam nadzieję, rozkwitnie jeszcze bardziej w przyszłych tomach, to historia sama w sobie gdyby nie miała wydźwięku romantycznego też by się obroniła.

Zawarte w „Gleam” wątki romantyczne przyprawiają o zawrót głowy i motylki w brzuchu, oczywiście do czasu kiedy dochodzi do sceny łóżkowej, która odbiera trochę powagi całej książce, już miałam machnąć ręką i stwierdzić „Jak Auren się podoba to ok” ale jednak to było za cringowe. W sumie mamy tylko takie 2 rozdziały, kiedy dirty talk wchodzi za mocno i musicie mi zaufać, że warto to przetrwać.

Bardzo mnie cieszy, że książka nie idzie w stronę „jest miłość więc wszystkie moje problemy są nie ważne”, przeciwnie bohaterowie doskonale zdają sobie sprawę z wagi zakazanego owocu.

Nadal mam problem z oceną tej książki, bo mój obraz 5 gwiazdek przysłaniają sceny łóżkowe, jednak w skali 544 stron to dwa rozdziały cringu to malutko. Szczególnie, że to co się dzieje na ostatnich 100 stronach to o ludzie. Zgodnie z powyższą argumentacją, jestem w stanie wybaczyć „Gleam” wszystko.

I tak jak Auren, pamiętajcie, żeby zawsze wybierać siebie.

[współpraca recenzencka z Wydawnictwem Muza]

Ładne zdjęcie na instagramie
https://instagram.com/marlene.books?igshid=ZDdkNTZiNTM=

„Gild” był cichym wołaniem o pomoc, „Glint” – taflą zarysowanego szkła, „Gleam” natomiast jest młotem rozbijającym piękną lodową rzeźbę. Recenzję poprzednich dwóch części znajdziecie na moim profilu.

Rzeźba – chociaż była piękna, stworzona była przez ręce zakute w kajdany, tak samo jak życie złotej niewolnicy, nie wszystko jest takie jak mogłoby się wydawać. Raven Kennedy...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Chciałam zrobić DNF, dopiero kiedy inne bookstagramerki napisały mi, że warto zaczekać te 100/150 stron, aż się rozkręci stwierdziłam, że kontynuuje i tak to prawda, pierwsze kilkadziesiąt stron to męczarnia.

Każdy świat, musi zostać przez autora opisany, a zasady działania świata wyjaśnione – to całkowicie zrozumiałe. W „Księdze Azraela” początkowo widzimy codzienność głównej bohaterki, nie jest to jakieś super fascynujące. Najbardziej co mnie odrzucało w tej książce to połączenie magii ze światem współczesnym. Niby nie jest on 1:1 taki jak ten, w którym żyjemy, ale jest technologia, która mi w tym wszystkim wadzi. Nawet jest taka jedna scena gdzie Liam nie mogąc użyć magii do komunikacji - bierze telefon, czemu w sumie nie mógł od razu tak zrobić?

Sięgnęłam po tę książkę ponieważ widziałam motyw morally gray głównej bohaterki. Na początku faktycznie Dianna taka jest, ale potem coraz bardziej ją widzimy z tej „ludzkiej” strony i moim zdaniem, ta postać bardziej na tym straciła niż zyskała, ale wiecie ja nie lubię bohaterów przypominających konsystencją ciepłe kluchy.

Jeśli lubicie slow burn to jest to lektura dla was, przeczytałam te 744 strony i faktycznie cała relacja budowana jest cegiełka po cegiełce. Bohaterowie się poznają, jest chemia, potem stwierdzają, że to nie wyjdzie ale finalnie i tak jest między nimi git. I teraz tak, to co właśnie napisałam, jest główną osią fabularną, cała gonitwa za potworami i tytułową księgą Azraela to drugi plan, co de facto nie wychodzi głównym bohaterom. Jest ciekawie, czyta się to z zapartym tchem dopóki bohaterów nie spotyka kolejna i kolejna i kolejna porażka, już w pewnym momencie robi się to przewidywalne.

Końcówka jest szokująca, nie mogę tego odebrać autorce, może nie w taki sposób żebym ostatnie kilka stron czytała na jednym wdechu ale był to taki zwykły szok. I teraz tak, druga część ma kolejne 768 stron, martwię się, że po prostu nie ma tyle fabuły, żeby to miało sens. Nie wiem czy bym nie wolała doczytać w Księdze Azraela kolejnych stu stron i żeby to był koniec. Tylko, że to jest romans... błagam, żeby 3/4 drugiej części to nie było zwykłe p**no bo oszaleje.

Chciałam zrobić DNF, dopiero kiedy inne bookstagramerki napisały mi, że warto zaczekać te 100/150 stron, aż się rozkręci stwierdziłam, że kontynuuje i tak to prawda, pierwsze kilkadziesiąt stron to męczarnia.

Każdy świat, musi zostać przez autora opisany, a zasady działania świata wyjaśnione – to całkowicie zrozumiałe. W „Księdze Azraela” początkowo widzimy codzienność...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Nigdy nie czytam opisów książek, żeby niczego się nie spodziewać. Do „Bogobójczyni” miałam wysokie oczekiwania może przez wzmiankę, że jest to seria dla fanów „Wiedźmina”. Faktycznie jest pewna analogia, Geralt zabijał potwory, a Kissen (główna bohaterka) – bogów, te dwa zajęcia są przedstawione podobnie, lecz wiele je różni. Myślę, że śmiało można kierować się taką referencją jeśli uwielbicie białowłosego wiedźmina.

Prawda jest taka, że tytułowa bogobójczni nie jest jedyną główną bohaterka, w książce znajdziemy 4 różne narracje, początkowo wprowadza to niewielki chaos, szczególnie, że w tekście mamy do czynienia z narracją 3 osobową gdzie narrator czasem jest wszechwiedzący, a czasem ukierunkowany na myśli jednej osoby. Po czasie zaczęłam doceniać, że możemy zajrzeć do myśli naszych postaci, każdy miał inną perspektywę, autorka ani trochę nie gubiła charakteru bohaterów i ich celu.

Pomimo, że książka nie jest długa, to całkiem dużo czasu zajmuje przedstawienie jak żyją postacie przed połączeniem się w drużynę pierścienia. Z jednej strony to doceniam, bo żadna głębia bohatera nie została pominięta, jednak nie byłam w stanie przeczytać naraz więcej niż jeden rozdział. Ostatnie 100 stron jest genialne, wreszcie zaczęło się coś dziać, no i jest wątek romantyczny, który jest delikatny i nie natarczywy. Niestety, odniosłam wrażenie, że przez całą książkę dostajemy na tacy to co mamy zauważyć, dlatego zakończenie jest troszkę przewidywalne.

To za co jednak trzeba docenić „Bogobójczynie” to dobrze napisany wątek osób niepełnosprawnych, dla mnie to był lekki szok, że coś takiego się tam znajduje (patrz początek postu), autorka nie słodzi, że w magicznym świecie jest jakaś szansa przeciwdziałać trudnością związanych z niepełnosprawnością i to mi się podoba!

Ładne zdjęcie na instagramie
https://instagram.com/marlene.books?igshid=ZDdkNTZiNTM=

Nigdy nie czytam opisów książek, żeby niczego się nie spodziewać. Do „Bogobójczyni” miałam wysokie oczekiwania może przez wzmiankę, że jest to seria dla fanów „Wiedźmina”. Faktycznie jest pewna analogia, Geralt zabijał potwory, a Kissen (główna bohaterka) – bogów, te dwa zajęcia są przedstawione podobnie, lecz wiele je różni. Myślę, że śmiało można kierować się taką...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Kryminały to nie moja bajka, chociaż w tym roku daje im szansę w książkach w których ten gatunek miesza się z fantastyką i niczego nie żałuje!

„Krew i księżyc” jest wciągającą lekturą, żaden motyw, który w niej występuje nie jest przesadzony. Zazwyczaj denerwują mnie historię w których główny bohater nagle odkrywa w sobie magie i zachowuje się przez to irracjonalnie przez następne 3/4 książki, tutaj przebiega to płynnie, może właśnie dlatego, że nie jest to główny wątek bo mamy jeszcze morderstwa.

Nie jestem jakimś mastermindem, żeby powiedzieć, że wiedziałam od początku kto jest zabójcą. Raczej moje podejrzenia się nie sprawdziły. Czy to dobrze, czy źle to nie wiem, nie jestem specjalistką gatunku. Historia mi się podobała, wszystko wyglądało jak zabawa w kotka i myszkę albo raczej starcie dwóch potężnych umysłów.

Co mnie zaskoczyło w tej książce to wątek chorób psychicznych, nie spodziewałam się go, szczególnie tak dobrze opisanego, ale daje on czytelnikowi dodatkowy punkt widzenia, który może wykorzystać także w prawdziwym życiu. Oprócz tego stylizacja na średniowiecze i w ogóle cały świat przedstawiony jest prima sort. Czytając, wyobrażałam sobie piękną gotycką katedrę, w której toczy się akcje, daje to niesamowity klimat.

Dwie rzeczy, które mi nie pasują:
1. Cat i Simon bardzo szybko stają się sobie bliscy, chociaż byli w relacji łowca – świadek;
2. trochę nie rozumiem, czemu przy tak poważnej sprawie pozwalano mieszać się w śledztwo komu popadnie.

Ładne zdjęcie na instagramie
https://instagram.com/marlene.books?igshid=ZDdkNTZiNTM=

Kryminały to nie moja bajka, chociaż w tym roku daje im szansę w książkach w których ten gatunek miesza się z fantastyką i niczego nie żałuje!

„Krew i księżyc” jest wciągającą lekturą, żaden motyw, który w niej występuje nie jest przesadzony. Zazwyczaj denerwują mnie historię w których główny bohater nagle odkrywa w sobie magie i zachowuje się przez to irracjonalnie przez...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Bliźniacze korony Catherine Doyle, Katherine Webber
Ocena 7,8
Bliźniacze korony Catherine Doyle, Ka...

Na półkach:

Nie wiedziałam, że potrzebuje tej książki dopóki jej nie przeczytałam. Czytaliście „Zabójczynie” od Maas? Ta książka ma dokładnie taki vibe.

„Bliźniaczych koron” się nie czyta tylko się przez nie płynie. Jest to chwila wytchnienia po jakiś poważnych fantasy czy spicy romansach, które normalnie czytam, idealna wręcz mi się wydaje kategoria wiekowa 14+, lektura może być super wprowadzeniem do świata książek dla młodych czytelników.

W książce mamy historię opowiedzianą z perspektywy dwóch bohaterek, mam wrażenie, że początkowo miała być tylko jedna bo o ile Wren jest cudownie zbudowaną postacią to mam wrażenie, że Rose ma 2 cechy na krzyż, bo ma być tylko tą opozycją do siostry. Jeśli chodzi o ich potencjalnych partnerów, oni są dla mnie tacy sami, serio może mają jedną rzecz, która ich od siebie różni. Generalnie cały wątek romantyczny jest uroczy i chyba bardziej mnie satysfakcjonował niż jakieś potężne opisy czego to nie robili bohaterowie ze sobą. Właśnie to te sceny trzymały mnie przed pomijaniem wątków opowiadających o Rose, przez, którą czasem mnie przechodziły ciarki żenady, z drugiej strony, tłumacze sobie, że właśnie to dowodzi, że postać spełnia swoją role, w końcu została tak napisana - jako typical księżniczka.

Cała fabuła jest krótka, a po prostu opowiadanie jej z dwóch perspektyw wydłuża tę książkę. Natomiast czy to tak źle? Raczej nie, cała akcja dzieje się na kilku ostatnich stronach ale wierzę, że następne części będą chwytały za emocję w przeciwieństwie do „Bliźniaczych koron”. Na pewno końcówka nie jest dla mnie do końca jasna, zawiera wiele nierozwiązanych wątków i dziwnych decyzji. Moje główne pytanie do zakończenia jest spoilerem więc jeśli czytaliście książkę to zapraszam na dół.


Ładne zdjęcie na instagramie
https://instagram.com/marlene.books?igshid=ZDdkNTZiNTM=



Spoiler Alert
Totalnie nie rozumiem czemu wątek klątwy ciążącej na bliźniaczkach został zbagatelizowany i przez babkę oraz przez same siostry, a raczej jedną gdyż Wren po prostu stwierdziła, że walić konsekwencje. Nie podobało mi się też, że Rose jako bardzo poprawna i idealna księżniczka przez całą książkę nie uważa, że jej siostra także jest księżniczką i ma prawo do tronu, a to, że pod koniec nagle, magicznie to zaakceptowała jest dla mnie absurdem nad absurdy.

Nie wiedziałam, że potrzebuje tej książki dopóki jej nie przeczytałam. Czytaliście „Zabójczynie” od Maas? Ta książka ma dokładnie taki vibe.

„Bliźniaczych koron” się nie czyta tylko się przez nie płynie. Jest to chwila wytchnienia po jakiś poważnych fantasy czy spicy romansach, które normalnie czytam, idealna wręcz mi się wydaje kategoria wiekowa 14+, lektura może być...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

W recenzji „Belladonny” pisałam, że jeśli druga część złamie mi serce to wyrzucę ją przez okno, spoiler – nie zrobiłam tego. Natomiast będę dużo porównywać obie książki więc jeśli jeszcze nie widzieliście tego posta to zapraszam.

Świat przedstawiony nie zmienia nam się zbytnio w Foxglove, głównie dlatego, że zaczynamy historie tam gdzie skończyliśmy. No i jasne, główna nić fabularna ma sens – Signa igrając z prawami rządzącymi światem musi się teraz zmierzyć z Losem, tylko, że jemu wcale nie chodzi o to, że Signa go oszukała zabijając i szastając życiem na prawo i lewo (???).

Imo Foxglove jest napisane na siłę i wszystkie atuty, które wymieniałam w pierwszej recenzji, tutaj nie działają. Zaczynając od wątku kryminalnego, który moim zdaniem nie jest tak interesujący jak pierwszy, w tej części też nie spotkamy wielu duchów, przynajmniej przez większość lektury i doskonale wiem, że głównym tego powodem jest to, że bohaterka ma przejść pewną drogę i odkryć siebie itd., tylko, że... ona już to zrobiła w pierwszej części.

Próbuje po prostu powiedzieć, że Foxglove przeczy Belladonnie, serio, broniłam Signe w pierwszej części, jej lekkomyślności, szybkiego wyboru świata zmarłych, zakochania się Śmierci w 3 sekundy i po co to wszystko kiedy cała druga część jest o tym, że ona w sumie to jednak nie wie. XD

Dobra ostatnia rzecz, wątek miłosny, przykro mi, że nie został rozwinięty, miłość Signy i Śmierci po prostu pozostała na tym samym etapie.

Reasumując, trochę się nudziłam.

P.S.
Na Instagramie ładne zdjęcie
https://www.instagram.com/marlene.books/?igshid=ZDdkNTZiNTM%3D

W recenzji „Belladonny” pisałam, że jeśli druga część złamie mi serce to wyrzucę ją przez okno, spoiler – nie zrobiłam tego. Natomiast będę dużo porównywać obie książki więc jeśli jeszcze nie widzieliście tego posta to zapraszam.

Świat przedstawiony nie zmienia nam się zbytnio w Foxglove, głównie dlatego, że zaczynamy historie tam gdzie skończyliśmy. No i jasne, główna...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Tytułem wstępu, czytałam „Szeptem” w gimnazjum i natchniona nowym wydaniem postanowiłam sprawdzić o co mi w ogóle chodziło jak byłam jeszcze młoda i głupia.

Po pierwsze zdziwiło mnie to, że pochłonęłam tę książkę bardzo szybko, jak na standard czytania jej w komunikacji miejskiej na czytniku. Pióro autorki jest dość przyjemne, fabuła zachęcająca – nadmienię, że nic nie pamiętałam. Ciężko mi trochę ocenić „Szeptem”, podobało mi się ale czy jakoś szaleje za tą książką (tak jak miałam te 14 lat)? No nie. Zgodzę się z głosami, że Patch to taki pierwszy bad boy, którego poznałam w swoim życiu i bardzo możliwe, że ukształtowało to mój późniejszy gust czytelniczy.

Mam trochę z tą książką tak jak Nora z Patchem, nie wiem o co chodzi, nie wiem dlaczego ale ona mnie przyciąga i uwodzi. Ostatnie 50 stron przeczytałam na jednym tchu, zakończenie za to było dla mnie jedenym wielkim znakiem zapytania i szczerze mogłabym zostawić to jako jednotomówkę ale jakoś ciekawi mnie co jeszcze absurdalnego może wyniknąć z tego związku. Nie piszę tego w sposób negatywny, naprawdę liczę, że w dalszych częściach Nora nabierze trochę więcej charakteru, Vee będzie mniej wkurzająca i dostaniemy jakiś głęboki lore o aniołach.

Muszę się oczywiście do czegoś dowalić, więc – jedyna rzecz, która mi przeszkadzała to dziury w dialogach i strasznie irytowało mnie (oprócz Vee) to, że istotne pytania Nory gdzieś zanikały, tak tak wiem, Patch na nią tak działa ale serio?

Tytułem wstępu, czytałam „Szeptem” w gimnazjum i natchniona nowym wydaniem postanowiłam sprawdzić o co mi w ogóle chodziło jak byłam jeszcze młoda i głupia.

Po pierwsze zdziwiło mnie to, że pochłonęłam tę książkę bardzo szybko, jak na standard czytania jej w komunikacji miejskiej na czytniku. Pióro autorki jest dość przyjemne, fabuła zachęcająca – nadmienię, że nic nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Zabrakło mi słów... nie jestem w stanie opisać jak bardzo ta książka mi się podobała. Więc zacznijmy od plusów żebym mogła poukładać myśli:
- wszystko jest utrzymane w cudownej atmosferze gotyku i autorka nie zbacza z tej drogi ani razu,
- duchy,
- tajemnica,
- narrator trzecioosobowy (wow).

"Belladonna" zajęła ciepłe miejsce w moim sercu i zdecydowanie nie chce z niego wyjść. Książka jest bardzo cozy, nic w niej nie dzieje się za szybko. Tajemnica w niej zawarta nie jest może czymś na miarę najlepszych książkowych kryminałów jednak jest miłym dodatkiem, który trzyma nas w napięciu do samego końca.

Musimy porozmawiać o Signie czyli głównej bohaterce, co ją różni od innych headlinerek książek young adult? Przede wszystkim to, że nie jest taką ciepłą kluchą, która irytuje i zachowuje się idiotycznie. Dziewczyna szybko dostosowuje się do nowej rzeczywistości bez rozważania przez całą książkę co ma począć - i to mi się podoba!

Zaskoczyło mnie, że ta książka jest NA PRAWDĘ stylizowana na gotyk, oprócz opisu otoczenia, autorka zadbała o to aby życie postaci też wyglądało jak z gotyku. Ma to swój niezwykły urok, a romans osadzony w tej stylizacji mnie tak pochłonął, że jeśli druga część mi to zniszczy to chyba wyrzucę tę książkę przez okno (nie ma mnie na tyle).

Zabrakło mi słów... nie jestem w stanie opisać jak bardzo ta książka mi się podobała. Więc zacznijmy od plusów żebym mogła poukładać myśli:
- wszystko jest utrzymane w cudownej atmosferze gotyku i autorka nie zbacza z tej drogi ani razu,
- duchy,
- tajemnica,
- narrator trzecioosobowy (wow).

"Belladonna" zajęła ciepłe miejsce w moim sercu i zdecydowanie nie chce z niego...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam jedną zasadę w czytaniu romansów - nie czytam książek z realistycznymi okładkami, polskie wydanie mnie trochę oszukało, ale czy "Układ" wpasowuje się we wszystkie g*wniane historie z tej kategorii?

Może po tym dramatycznym wstępie powiem, że ta książka jest na prawdę dobra, nie idealna, ale dobra. Fabuła jest wciągająca, może lekko przewidywalna przez co czytelnik nie może się w nią w pełni zaangażować emocjonalnie ale ta przewidywalność jest w pewien sposób urocza.

Główna bohaterka ma charakter tego nie jestem w stanie jej odmówić, może dlatego właśnie nie porzuciłam tej lektury na samym początku. Jeśli chodzi o jej partnera - tu jest gorzej, głównie dla tego, że męskie postacie pisane przez kobiety są dość specyficzne, musicie mi to przyznać. Chłop momentami jest tak obrzydliwy, że błagałam, żeby jego narracja się skończyła, na szczęście im dalej z fabułą to jest z nim lepiej.

Warto zauważyć, że książka jest z 2015 i o ile wspominanie przez autorkę o One Direction jest miłą wycieczką w czasie to czasem bohaterzy używają tekstów, które w dzisiejszych czasach są trochę cringowe.

Co mnie zdziwiło: czasem bohaterowie przełamują czwartą ścianę i zwracają się prosto do czytelnika
Co mnie urzekło: wątek friends to lovers

Mam jedną zasadę w czytaniu romansów - nie czytam książek z realistycznymi okładkami, polskie wydanie mnie trochę oszukało, ale czy "Układ" wpasowuje się we wszystkie g*wniane historie z tej kategorii?

Może po tym dramatycznym wstępie powiem, że ta książka jest na prawdę dobra, nie idealna, ale dobra. Fabuła jest wciągająca, może lekko przewidywalna przez co czytelnik nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka była tak zła, że niemal się popłakałam na końcu ze śmiechu.

Oczekiwałam od niej, że będzie radosną historią o łyżwiarstwie figurowym z romansem w tle, zamiast tego przeczytałam istny dramat i nie chodzi tu o gatunek literacki. Fabuła naprawdę ma potencjał, tylko, że ta historia jest po prostu źle napisana. Okey, autorka ma lekki styl pisarski ale jest on pełen powtórzeń, źle skonstruowanych zdań i banałów.

Postacie w książce są płaskie, przemiana wewnętrzna głównego męskiego bohatera odbywa się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W ogóle w tym dziele polskiej literatury dzieje się tyle rzeczy, których zwyczajnie nie rozumiem, że nie jestem nawet w stanie określić tego słowami.

Wiecie co jest w tej książce najgorsze? Wszystkie momenty zahaczające chociaż o seksualność- są one obrzydliwe... po prostu obrzydliwe.

Ta książka była tak zła, że niemal się popłakałam na końcu ze śmiechu.

Oczekiwałam od niej, że będzie radosną historią o łyżwiarstwie figurowym z romansem w tle, zamiast tego przeczytałam istny dramat i nie chodzi tu o gatunek literacki. Fabuła naprawdę ma potencjał, tylko, że ta historia jest po prostu źle napisana. Okey, autorka ma lekki styl pisarski ale jest on pełen...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie będę kłamać, że nie kupiłam tej książki pod wpływem naporu instagramowych treści oraz, że świetnie mi szło czytanie jej po angielsku. Ale o mój Boże jak bardzo to było warte tego zachodu.

Ta książka jest wspaniała, jest to fuzja wszystkiego czego kocham w fantastyce. Przede wszystkim – smoki. Istoty, które są dumne, mądre, magiczne i to one tu rozdają karty. Basgiath War College – miejsce, w którym nie ma litości, nikt ci w nim nie powie, że „(..) to najbezpieczniejsze miejsce pod słońcem (...)”*.

Oczywiście też last but not least bohaterowie, zaczynamy trochę stereotypowo, jak w każdej książce fantasy YA/NA, słaba fizycznie główna bohaterka oraz jej piękny i umięśniony nemezis, ale co się dzieje dalej to I can't. Yarros buduje te postacie doskonale, to samo się tyczy bohaterów drugoplanowych, jednych kochamy drugich nienawidzimy (wy wiecie KOGO nienawidzimy).

Zaskoczyło mnie w tej książce, że to nie jest powieść o życiu szkolnym, tematy poruszane przez autorkę są dużo poważniejsze, a fabuła w pewnym momencie robi takiego fikołka, że kolejny raz zaniemogłam. Mój 3 upadek odbył się na ostatnich stronach „Fourth Wing”, cliffhanger mnie prawie zabił, a na pewno sprawił, że postanowiłam kupić we wrześniu polskie wydanie, a następnie w listopadzie drugą część z serii w oryginale.

*Cytat z „Harry Potter i Kamień Filozoficzny”

Nie będę kłamać, że nie kupiłam tej książki pod wpływem naporu instagramowych treści oraz, że świetnie mi szło czytanie jej po angielsku. Ale o mój Boże jak bardzo to było warte tego zachodu.

Ta książka jest wspaniała, jest to fuzja wszystkiego czego kocham w fantastyce. Przede wszystkim – smoki. Istoty, które są dumne, mądre, magiczne i to one tu rozdają karty. Basgiath...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Zdradziecka królowa” - książka za którą trudno mi było się zabrać ponieważ pierwsza część mi złamała serce. W tej książce wszystko wydawało mi się za szybkie, potencjalnie trudne wyzwania szły jak po maśle kiedy dochodziło do działania. Finalnie kiedy udało mi się wciągnąć w tą historie i czytałam z zapartym tchem to zostało 50 stron do końca... bardzo intensywnych 50 stron.

Nadal trochę bawi mnie w tej książce, że narrator 3 os. czasem zachowuje się trochę jak 1 os. ale nie ma w tym nic złego jeśli dobrze się to czyta.

Ciężko mi ocenić tą książkę, plot całej serii bardzo mi się podoba jednak jest w niej trochę niedociągnięć które mnie uwierają. Jeszcze kwestia cliffhenger'a, powinnam teraz szybko pobierać z Legimi trzecią część serii jednak „Zdradziecka królowa” jest tak domkniętym tomem, że jakoś nie czuje tego.

„Zdradziecka królowa” - książka za którą trudno mi było się zabrać ponieważ pierwsza część mi złamała serce. W tej książce wszystko wydawało mi się za szybkie, potencjalnie trudne wyzwania szły jak po maśle kiedy dochodziło do działania. Finalnie kiedy udało mi się wciągnąć w tą historie i czytałam z zapartym tchem to zostało 50 stron do końca... bardzo intensywnych 50...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytając „Dotknij mnie” przechodziłam przez kilka stanów. Najpierw byłam zaciekawiona – stylem pisarskim, estetyką testu i w ogóle pomysłem na to wszystko, myślałam sobie „wow”. Potem w mojej głowie było tylko „Muszę wiedzieć więcej, czytać więcej, Chryste co tu się jeszcze odwali”, byłam dosłownie upojona. Natomiast kiedy doszłam do etapu [spoiler alert] w którym uświadomiłam sobie podobieństwo tej książki do x-men'ów i w ogóle fabuła też zaczęła podążać w stronę szkoły Profesora X to pomyślałam – no nie, dlaczegoo, dlaczego mi to robisz Tahereh Mafi.

Zaskoczyło mnie w tej książce to, że kończy się tak szybko, zobaczyłam podziękowania i dopiero po chwili się otrząsnęłam i zauważyłam, że na koniec mamy kilka rozdziałów napisanych z innej perspektywy. Szczerze powiedziawszy one uratowały moje zdanie o „Dotknij mnie”. Chociaż jednocześnie nie mam takiego uczucia, że potrzebuje na asap kolejnej części.

Świat jest wykreowany naprawdę fantastycznie, jestem w stanie sobie wyobrazić tą jałową ziemie, te baraki, to cierpienie, a przede wszystkim ten reżym. Jedynym czego nie mogę zrozumieć jest wielkość tego wycinka świata w którym dzieje się akcja książki. Wszystkie te miejsca wydają się blisko siebie, a jednocześnie z logicznego punktu widzenia nie mogą znajdować się tak blisko.

Reasumując (nie myślcie o x-men'ach to będziecie bardziej się cieszyć z tej książki) warto wejść do tego świata i dać się pochłonąć.

Czytając „Dotknij mnie” przechodziłam przez kilka stanów. Najpierw byłam zaciekawiona – stylem pisarskim, estetyką testu i w ogóle pomysłem na to wszystko, myślałam sobie „wow”. Potem w mojej głowie było tylko „Muszę wiedzieć więcej, czytać więcej, Chryste co tu się jeszcze odwali”, byłam dosłownie upojona. Natomiast kiedy doszłam do etapu [spoiler alert] w którym...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Gild” był niebezpieczną książką, w której łatwo było przekroczyć cienką granice idealizacji króla Midasa. „Glint” natomiast jest taflą zarysowanego szkła, pękającym ideałem. Jestem zakochana w tym jak ta seria staje się drogą- drogą głównej bohaterki do odnalezienia siebie.

Powiedziałabym, że „Glint” jest nadzwyczaj spokojną książką. Nie dostajemy w niej plot twistu w każdym rozdziale, a i tak czyta się ją z zapartym tchem. Czytelnik może obserwować Auren w stawianiu jej pierwszych kroków ku wolności, nie jest to szybka przemiana wewnętrzna typu "weź miecz - będziesz wojownikiem", a twoje problemu znikną. W tej książce można wręcz poczuć jak poszczególne klocki wskakują na swoje miejsce i jest to niesamowicie satysfakcjonujące.

Jedyna wada, którą dostrzegam jest taka, że książka kończy się w takim momencie, że oddałabym wszystko za kolejną część. Jednocześnie cieszy mnie to, że fabuła „Glintu” nie została wsadzona do jednej długiej powieści. Cała seria przybiera wygląd etapów życia Auren, zamykamy jeden i rozpoczynamy drugi wraz z następną częścią.

„Gild” był niebezpieczną książką, w której łatwo było przekroczyć cienką granice idealizacji króla Midasa. „Glint” natomiast jest taflą zarysowanego szkła, pękającym ideałem. Jestem zakochana w tym jak ta seria staje się drogą- drogą głównej bohaterki do odnalezienia siebie.

Powiedziałabym, że „Glint” jest nadzwyczaj spokojną książką. Nie dostajemy w niej plot twistu w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

“Królestwo mostu”, zacznijmy może od narracji, mamy tu 3os. Narracje można powiedzieć dual pov, aleeeeee czasem miało się wrażenie, że jest ona bardziej 1 os niż 3 os., można się pogubić.

Postacie – dobrze scharakteryzowane, znamy ich motywy, myśli i ogólnie o co im chodzi; topografia świata- No, tu jest problem, miałam duży problem z wyobrażeniem sobie jak to wszystko wygląda, trochę za bardzo pogmatwane- jak dla mnie. (W tym miejscu chciałabym się też pożalić, że okładki tej serii są przeokropne.)

Słyszałam, że jest to niedoceniana książka, mogę się z tym zgodzić w 100%. Trzepało mną, bo chciałam więcej z każdym rozdziałem, a skończyło się tak, że w kolejnej książce znowu trafiłam na ścianę. Uwaga, książka spoileruje sama siebie. Serio, jest taki moment, kiedy my już wiemy co się stanie. Czytamy dalej chociaż wiemy, że to wszystko to tylko piękna otoczka czekania na tragedie. Frustracja wywołana tym wszystkim nie dała mi normalnie czytać tej książki.

Liczę na to, że kolejne części mnie usatysfakcjonują i że będę je nadal czytać z zapartym tchem, polecam tą książkę, warta przeczytania i poświęcenia na nią trochę stresu i frustracji.

“Królestwo mostu”, zacznijmy może od narracji, mamy tu 3os. Narracje można powiedzieć dual pov, aleeeeee czasem miało się wrażenie, że jest ona bardziej 1 os niż 3 os., można się pogubić.

Postacie – dobrze scharakteryzowane, znamy ich motywy, myśli i ogólnie o co im chodzi; topografia świata- No, tu jest problem, miałam duży problem z wyobrażeniem sobie jak to wszystko...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Byłam uprzedzona, nawet bardzo, to chyba się wiąże z jakąś dziwną młodzieńczą traumą po całej serii filmów “Zmierzch”. Po przeczytaniu pierwszych stron książki stwierdziłam, że konstrukcja zdań w “Królu wojny i krwi” nie jest dla mnie, jednak po czasie przyzwyczaiłam się do stylu autorki.

Czy możemy najpierw pomówić o tytule? Jeśli chodzi o tłumaczenie tytułów na polski to zawsze mówię - to zależy, w tym przypadku mam wrażenie ze dumny tytuł “King of battle and blood” brzmi po prostu lepiej.

Czyli co, wampiry, wilkołaki, spicy romans i mroczna tajemnica, która zmieni losy królestwa - mieszamy wszystko i mamy “From blood and ash” 2.0. Otóż... nie. Pani Scarlett St. Clair zapomniała o wilkołakach.

Pomimo wielu głosów porównujących te dwie książki do siebie, ja nie widzę za dużo związku. Jedynym, jest ten, że w obu seriach tych spicy scen mogłoby nie być.

Podoba mi się, że główna bohaterka w tej książce ma jaja. Nie jest tym typem postaci, która dużo myśli, a mało robi. Isolde ma ostry język i ostry nóż - i to mi się podoba. Natomiast o Adrianie, naszym tytułowym królu wiemy tylko tyle, że jest oddany jakiejś sprawie, którą w późniejszym etapie książki poznajemy (w miarę) i w sumie na tym się kończy jego charakterystyka. Ale jest druga część! I ja uparcie wierzę, że ona rozwinie wszystkie wątki.

Wbrew wszystkim opinią, podobała mi się ta podróż do krainy wampirów, była ona bardziej nastawiona na okryciu tajemnicy niż pokonaniu złola, ale tak już wspominałam, wierzę w drugą część.

Byłam uprzedzona, nawet bardzo, to chyba się wiąże z jakąś dziwną młodzieńczą traumą po całej serii filmów “Zmierzch”. Po przeczytaniu pierwszych stron książki stwierdziłam, że konstrukcja zdań w “Królu wojny i krwi” nie jest dla mnie, jednak po czasie przyzwyczaiłam się do stylu autorki.

Czy możemy najpierw pomówić o tytule? Jeśli chodzi o tłumaczenie tytułów na polski...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Czekałam na tą cześć z niecierpliwością, czy moje ekscytacja została wynagrodzona? Nooo nie bardzo, bardziej moją uwagę w tej książce trzymał sentyment niż fabuła. Wbrew wszystkiemu nawet się dobrze bawiłam i kiedy pochłaniałam rozdziały z szybkością “syna burzy”, natrafiłam nagle na ścianę. Rozumiem, że każdą serie trzeba ładnie dopiąć, jednak te ostatnie strony “Królestwa złowrogich” ciągnęły mi się w nieskończoność.

Plot trzeciej książki oceniam całkiem na plus, gdyby nie te ciągłe rozważania czy coś jest złe czy dobre, które sprawiały, że czytelnik gubił się w tym co ma myśleć. Mimo wszystko będę tęsknić za bohaterami.

Czekałam na tą cześć z niecierpliwością, czy moje ekscytacja została wynagrodzona? Nooo nie bardzo, bardziej moją uwagę w tej książce trzymał sentyment niż fabuła. Wbrew wszystkiemu nawet się dobrze bawiłam i kiedy pochłaniałam rozdziały z szybkością “syna burzy”, natrafiłam nagle na ścianę. Rozumiem, że każdą serie trzeba ładnie dopiąć, jednak te ostatnie strony “Królestwa...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Neal Shusterman stworzył świat przyszłości, w którym nie istnieją choroby oraz śmierć naturalna, o odpowiednią wielkość populacji dbają Kosiarze. Dwójka nastolatków, trafia na praktykę do Sędziego Kosiarza aby w przyszłości jedno z nich mogło objąć tą funkcje.

Kiedy zaczęłam czytać "Kosiarzy"' miałam obawy przed błędami logicznymi, które mogą pojawić się w budowaniu świata przez autora, szybko jednak pozbyłam się uprzedzeń gdyż Pan Shusterman idealnie poradził sobie z tym zadaniem. Nie mamy w tej książce jakiejś miażdżącej technologii, której autor by poświęcał kilkanaście stron na wyjaśnienie o co w niej chodzi.

Założenie jest proste, "Kosiarze" skupiają się na moralności i odczuciach dwójki nastolatków, którzy nie mieli okazji jeszcze przeżyć swojego życia ponownie, żyją tu i teraz i wcale nie chcą zostać Kosiarzami. - co jest najlepszą cechą kandydata do tego zawodu.

Oczywiście mamy też tych złych, którzy wykorzystują swoją władzę, którzy czerpią satysfakcje ze zbiorów i z zdawania śmierci - fanatycy. Dzięki podzielonej narracji pomiędzy bohaterów możemy poznać i tą stronę sędziów, jest to ogromy aut tej książki. Czytelnik w ten sposób może opowiedzieć się za jedną ze stron i wybrać to w co wierzy.

Od pierwszej strony tej książki byłam zachwycona, i nadal jestem. Utopijny świat "Kosiarzy" spełnia swoją role, od razu chce się do niego wrócić po skończeniu pierwszej części.

Neal Shusterman stworzył świat przyszłości, w którym nie istnieją choroby oraz śmierć naturalna, o odpowiednią wielkość populacji dbają Kosiarze. Dwójka nastolatków, trafia na praktykę do Sędziego Kosiarza aby w przyszłości jedno z nich mogło objąć tą funkcje.

Kiedy zaczęłam czytać "Kosiarzy"' miałam obawy przed błędami logicznymi, które mogą pojawić się w budowaniu...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Mit o Midasie - człowieku, który dotykiem może zmienić wszystko w czyste złoto. "Gild" to historia Auren, złotej niewolnicy Midasa, a właściwie mięsa, które dla zabawy jest trzymane w złotej klatce.

"Gild" jest przede wszystkim książką o syndromie sztokholmskim, Auren jako najcenniejsza własność Midasa - którego de facto kocha i podziwia, jest też chyba najbardziej pogardzaną osobą w królestwie złotego władcy.

Dlaczego ta książka jest wyjątkowa? Ponieważ jest długa i krótka, okrutna i urocza, naiwna i prawdziwa, a to wszystko w tym samym momencie. W momentach, w których mamy wrażenie, że nie dzieje się w fabule nic, tak na prawdę dzieje się bardzo dużo. Wszystko spowodowane jest tym jakie zmiany zachodzą w głównej bohaterce na przestrzeni opowiadanej historii. Narracja Auren jest na tyle silna, że nie dziwią mnie ostrzeżenia dotyczące tej książki, aby pamiętać żeby nie idealizować Midasa.

"Gild" jest nazywany hitem tik toka, czy ta książka zasługuje na miano "hitu"? No, nie jestem pewna, jest na pewno interesująca. Właściwie, w pierwszej części sagi o złotej niewolnicy dostajemy bardzo niewiele informacji, sprawia to, że chce już mieć w ręce kolejną część, może po przeczytaniu kolejnych części będę bardziej skłaniać się do miana "hitu".

Mit o Midasie - człowieku, który dotykiem może zmienić wszystko w czyste złoto. "Gild" to historia Auren, złotej niewolnicy Midasa, a właściwie mięsa, które dla zabawy jest trzymane w złotej klatce.

"Gild" jest przede wszystkim książką o syndromie sztokholmskim, Auren jako najcenniejsza własność Midasa - którego de facto kocha i podziwia, jest też chyba najbardziej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to