Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

“Szczęście ma smak szarlotki” to ciepła i lekka opowieść obyczajowo-romansowa. Książka napisana jest prostym językiem, to jakby pamiętnik, który główna bohaterka zaczęła pisać dopiero przed trzydziestką. Mira jest samotną matką, wychowuje siedmioletnią Manię i chociaż ojciec dziewczynki pomaga je w tym, to jego lekkomyślny sposób życia spowodował to, że para się rozstała dość szybko. Mira pracuje jako nauczycielka, chociaż ostatnio jakby utknęła w jednym miejscu i wie, że zdecydowanie nie lubi już swojej pracy.

"Pamiętnika nie pisałam nigdy, nawet jako mała dziewczynka. Co mi się nagle stało? Chyba się starzeję."
Mira w swoim pamiętniku zapisuje swoje odczucia, wspomina zawody miłosne, trudności związane z pracą nauczycielki, ale przede wszystkim chce zrobić listę rzeczy, które przed trzydziestką chce zrobić wreszcie tylko dla siebie, nawet coś wręcz szalonego, bo wcześniej nigdy nie miała na to czasu lub chęci. Gdy lista jest gotowa - czas na realizację...
Nieudany związek z Jackiem wyrył na długi czas rysę w jej sercu. I pewnie dlatego nie potrafi zaufać mężczyźnie lub po prostu nie trafiła na bardziej odpowiedzialnego. Jednak jej matka jest tak zauroczona swoim niedoszłym zięciem, że ciągle próbuje ich na nowo połączyć. Mira wdzięczna jest swojej przyjaciółce Łucji za to, że jest, za to że zawsze podtrzymuje ją na duchu i zawsze ma dla niej nie tylko czas i potrafi pocieszyć, ale zawsze ma dobrą radę i za to, że często musi ją stawiać do pionu.

"Zawsze dziękowałam losowi za to, że postawił na mojej drodze cudowną przyjaciółkę, ale dziś miałam jeszcze ochotę skakać z radości."
"Łucja to jedyna osoba na świecie, którą czasem jednocześnie mam ochotę pogłaskać po głowie i rozszarpać na kawałki. Chociaż znamy się od podstawówki, ciągle mam wrażenie, że mogłybyśmy gadać godzinami i nie mamy dość."
Autorka zebrała w swojej powieści grupę ciekawych i sympatycznie nakreślonych bohaterów. Aż chce się niektórym mocno kibicować w realizacji ich życiowych planów, za to niektórym życzyć się chce tego, żeby im się nie powiodło...
I chociaż od początku niby wiadomo jak skończą się niektóre wątki, to i tak z ciekawością śledzimy rozwój fabuły i zachodzące między postaciami relacje. Zaskakujące zakończenie psuje niejako sielankową opowieść i sugeruje, że będzie ciąg dalszy, bo w taki sposób nie może się zakończyć ta historia. Jak ja nie lubię takich końcówek...
To opowieść o zwykłym, codziennym życiu, jakie większość z nas zna, o pragnieniach, marzeniach, o przyjaźni i miłości (nie tylko rodzicielskiej), o manipulacjach i zdradzie, o problemach, z którymi często sami się borykamy, ale jakże "przyjemniej" czyta się, gdy dotyka to inne osoby a nie osobiście nas...
A jaki związek ma z tą historią szarlotka? O tym już sami musicie przeczytać. Ja po lekturze tez musiałam zażyć lek w formie pysznej szarlotki...

Książkę przeczytałam w ramach Akcji Recenzenckiej Lubimy Czytać.pl
Dziękuję Pani Aleksandrze Kowalskiej z Wydawnictwa MUZA za otrzymaną książkę.

“Szczęście ma smak szarlotki” to ciepła i lekka opowieść obyczajowo-romansowa. Książka napisana jest prostym językiem, to jakby pamiętnik, który główna bohaterka zaczęła pisać dopiero przed trzydziestką. Mira jest samotną matką, wychowuje siedmioletnią Manię i chociaż ojciec dziewczynki pomaga je w tym, to jego lekkomyślny sposób życia spowodował to, że para się rozstała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

#Wyzwanie LC maj 2024

"Brzeg Juno wciąż jeszcze był pusty, po nabrzeżnym piachu nie biegały dzieci, nie szczekały psy turystów, woda chlupotała na wietrze."
Znam nieco jezioro Juno i jego okolice, to zdecydowanie spokojniejsze miejsce i w dodatku bardziej czyste niż inne jeziora wokół Mrągowa...
Idealne miejsce odpoczynku dla osób pragnących uciec od zgiełku turystycznego, portowego miasteczka. Pewnie dlatego ten tytuł zachęcił mnie do sięgnięcia po książkę.

Nie czytałam jeszcze żadnej książki autorki, lecz po lekturze "Juno" postaram się nadrobić zaległości.
W powieści poznajemy historię dwóch sióstr i jak to zazwyczaj bywa w baśniach, jedna z nich jest mądra a druga piękna... Siostry, ale zupełnie do siebie niepodobne, są jak ogień i woda i to nie tylko z wyglądu, ale także z charakteru.

"Aleksandra, jak to mówią, świetnie się zapowiadała. Była tym wiejskim dzieckiem, które stawiano za przykład - uczyła się pilnie, była pokorna i grzeczna, zamiast robić głupoty oddała się nauce, ostatecznie została siostrą mądrą, która na studiach przez cztery lata dostawała stypendium rektorskie, a potem znalazła pracę w ogólnopolskich mediach."
"Marianna z dwóch sióstr była tą - jak to w baśniach na przykład bywa - piękniejszą. Niby siostry, a zupełnie niepodobne, któreś z tych jaj doprawdy musiało być kukułcze, ha, ha. Tylko które?"
Aleksandra mieszka w Warszawie z mężem i trzema synami, ma dobrą pracę, której wiele osób jej zazdrości, próbuje też pisać powieści, ale chciałaby czegoś więcej, marzy jej się wielka sława jako uznanej pisarki. Marianna natomiast mimo tego, że została w rodzinnej wsi na Mazurach jest jakby bardziej znana w mediach od swojej starszej siostry. Lecz również nie jest do końca szczęśliwa, chciałaby zostać matką, a chociaż z Romanem ciągle się starają to nic z tego nie wychodzi. Kilka razy już poroniła i z tego powodu zmaga się z poczuciem winy. Tym bardziej, że ich matka zmarła po jej narodzinach, a niektórzy nawet obwiniają ją o jej śmierć... Siostry nie maja zbyt dobrych relacji, chociaż nie można ich jednocześnie nazwać złymi, tak naprawdę, to nie mają niemal żadnej relacji. Rzadko spotykają się ze sobą i mało rozmawiają...
Gdy ojciec obu kobiet zmaga się z chorobą nowotworową a w końcu ląduje w hospicjum, wydawać się może, że w końcu relacje sióstr mogą się zmienić. Czy jednak tak będzie?
Choroba to trudny temat. Znam go dobrze. Moja mama chorowała na raka a teraz ja walczę z tym wrednym skorupiakiem. Wiem więc, jak to jest, kiedy człowiek zmienia się diametralnie już nawet po usłyszeniu diagnozy lekarza.

"Choroba odkrawa z ciebie kawałek po kawałku, odbiera ci ciało, które stopniowo zapada się i niknie, umysł wyłącza się w narkotycznych wizjach, odpływa w krainę bredni i chorych snów, majątek już do niczego ci się nie przyda, bo leżysz w hospicjum i nawet łapówki nie masz jak dać, rodzina musi się nauczyć żyć, gdy ciebie już nie będzie."
Autorka znakomicie przedstawia historię sióstr a my dzięki temu możemy z innej perspektywy spojrzeć na własne życie przez pryzmat tej opowieści. Może nawet pozwoli na naprawienie niektórych błędów w relacjach z najbliższymi i nie tylko. Książka zmusza niejako do refleksji nad swoim życiem i być może nawet pozwoli na podjęcie bardziej trafnych życiowych decyzji.
Historia chociaż może smutna, ale znajdziemy w niej również sporą dawkę humoru i powody do uśmiechu.

Książkę przeczytałam w ramach Akcji Recenzenckiej Lubimy Czytać i Wydawnictwa Literackiego.

#Wyzwanie LC maj 2024

"Brzeg Juno wciąż jeszcze był pusty, po nabrzeżnym piachu nie biegały dzieci, nie szczekały psy turystów, woda chlupotała na wietrze."
Znam nieco jezioro Juno i jego okolice, to zdecydowanie spokojniejsze miejsce i w dodatku bardziej czyste niż inne jeziora wokół Mrągowa...
Idealne miejsce odpoczynku dla osób pragnących uciec od zgiełku turystycznego,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ostatnio wpadło w moje ręce kilka książek o tematyce szpiegowskiej, nie jestem może znawczynią tej tematyki, ale czytałam wcześniejsze powieści autorstwa Piotra Gajdzińskiego, więc wiedziałam, że i na tej się nie zawiodę. "Fabryka szpiegów" jest to trzecia część serii z dziennikarzem Rafałem Terleckim, to kryminalny thriller, który wciąga od pierwszych stron!
Wydawać by się mogło, że nic już w tej tematyce nie powinno czytelnika zaskoczyć, a jednak zaskakuje i niejednokrotnie. Nie jest to łatwa lektura, ale za to niesamowicie przykuwa uwagę i naprawdę bardzo trudno jest oderwać się od lektury. Tu nie ma ani chwili czasu na nudę czy znużenie. Niesamowity klimat tej historii i dobrze wykreowani bohaterzy.

Znany z wcześniejszych książek dziennikarz Rafał Terlecki, spotyka się z amerykańskim agentem, z którym wcześniej już współpracował. Tym razem John podsuwa Rafałowi nowy temat na reportaż i jednocześnie daje mu namiary na osoby, które mogą mu pomóc w zdobyciu informacji. Musi ponownie wrócić do rodzinnego Wolsztyna, bo właśnie w jego okolicznych lasach funkcjonowała szkoła nielegałów utworzona przez sowiecki wywiad.
Fabułę autor prowadzi w kilku płaszczyznach czasowych, obecnie, czyli w 2022 roku oraz w 1945 roku ale także w czasie późnego peerelu.

"Wojna to koszmarne doświadczenie, zmienia wszystko."
Terlecki ma spore szanse na prowadzenie swojego dochodzenia na temat szkoły produkującej niejako sowieckich szpiegów, bo jest jakby swój, ma tu jeszcze znajomych i przyjaciół, więc łatwiej mu pytać mieszkańców. Chociaż wielu zasłania się niepamięcią a inni w ogóle nic nie słyszeli. Zresztą znaczna część z pewnością nawet nie może nic wiedzieć, bo sprowadzili się tu już w późniejszych latach a ci, co mogliby pamiętać nie żyją...
Autor sprawnie przeplata teraźniejszość z minionymi wydarzeniami i tworzy jedną, spójną całość. I chociaż czasem wydaje się, że fabuła jest już dość przewidywalna, to jednak autor nie pozwala czytelnikowi zbyt łatwo zgadnąć dalszego ciągu i myli tropy.
Nie sprawdzałam czy akurat pod Wolsztynem była taka szkoła nielegałów, utworzona przez jednego z asów sowieckiego wywiadu, ale wiem, że tego typu szkoły funkcjonowały w naszym kraju. Wyszkoleni w nich szpiedzy przerzucani później byli na zachód do różnych krajów.

"Generał Jegor Jaszugin stworzył doskonały program szkolenia i przygotowania nielegałów do życia na Zachodzie, ale jak to często bywało w Związku Sowieckim, trwano przy nim, nie uwzględniając zmian zachodzących w amerykańskim i zachodnioeuropejskim społeczeństwie."
Rafał Terlecki to odważny dziennikarz i gdy już podłapie jakiś dobry temat, to drąży nie poddając się i nie daje się nawet nikomu zastraszyć. A tym razem również nie będzie łatwo, jednak chcąc doprowadzić swoje dziennikarskie śledztwo do końca, Terlecki gotów jest nawet narazić własne życie...
Mroczne sekrety, odkrywane tajemnice, różne dziwne doświadczenia i szkolenia agentów, to tylko kilka intrygujących tematów zachęcających do lektury. A dodam jeszcze, że autor wplata również wątki współczesnej polityki naszego kraju i wojnę w Ukrainie.

"Nie znam się na polityce, ale żyję już na tym świecie dostatecznie długo, aby wiedzieć, że ludzie nieustannie rozprawiający o patriotyzmie i Bogu często mają na sumieniu bardzo nieładne uczynki..."

Książkę przeczytałam w ramach Akcji recenzenckiej portalu Lubimy Czytać. Dziękuję Pani Mai Szczypińskiej i Wydawnictwu "MUZA" za egzemplarz książki.

Ostatnio wpadło w moje ręce kilka książek o tematyce szpiegowskiej, nie jestem może znawczynią tej tematyki, ale czytałam wcześniejsze powieści autorstwa Piotra Gajdzińskiego, więc wiedziałam, że i na tej się nie zawiodę. "Fabryka szpiegów" jest to trzecia część serii z dziennikarzem Rafałem Terleckim, to kryminalny thriller, który wciąga od pierwszych stron!
Wydawać by...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nie jestem znawczynią powieści Marcela Mossa, bo to dopiero moja druga książka, którą przeczytałam, lecz bardzo mi się podobała i zapadła na dłużej w sercu.
Wpływ na to z pewnością mają główni bohaterzy "Polany", czyli bliźnięta... A że ja mam w rodzinie sporo takich rodzeństw, więc pewnie dlatego tak bardziej osobiście odebrałam tę historię, bo myślałam o konkretnych osobach.
Prolog wprowadza nas w tragiczne wydarzenia sprzed lat z udziałem Sambora i Lilii Malczewskich.
Następnie autor przenosi fabułę w czasie, dwadzieścia siedem lat później..

Mimo tego, że Sambor i Lilia są bliźniętami, to ich relacje nigdy jakoś nie były zbyt zażyłe, można nawet powiedzieć, że nie darzyli się nie tylko miłością, ale także i przyjaźnią. Żyli tak obok siebie i każde z nich miało różne żale i pretensje do siebie nawzajem. Po tragicznej śmierci rodziców, Sambor przekonał się, że lepiej dla niego, gdy będzie się trzymał od siostry jak najdalej, więc gdy tylko nadarzyła się okazja, wyjechał z Runowa. Został policjantem, ożenił się i cieszył z narodzin córki. Lecz życie nadal go nie rozpieszczało, i ani praca ani tym bardziej rodzina nie dały mu szczęścia...

"Ludziom od dziecka wmawia się, że rodzina jest najważniejsza i choćby nie wiadomo co się działo, musi się zawsze wspierać. A potem niektórzy latami trzymają się toksycznych krewnych, gniją od środka, aż wreszcie kończą z pętlą na szyi lub podciętymi żyłami. Znam takie przypadki."
Gdy Sambor zerwał wszystkie kontakty z siostrą, nie chciał nawet słuchać tego, co o niej opowiada przyjaciel w czasie rozmów telefonicznych.
Gdy w Runowie zaginął Artur Krynicki, a miesiąc później z rzeki wyłowiono zwłoki kobiety, Albert informuje o tym Sambora. Tym bardziej, że śledczy podejrzewają, że to może być Lilia Malczewska, więc Sambor musi wrócić, żeby zidentyfikować ciało kobiety...
Były policjant dość niechętnie zgadza się wrócić, ale wie, że musi to zrobić, żeby w końcu zamknąć ten etap, jeśli to naprawdę jego siostrę znaleziono martwą w rzece.
Nielubiana we wsi Lilia, która żyła na uboczu i zachowywała się bardzo dziwnie, ciągle dostarczała mieszkańcom nie tylko tematów do plotek, ale również wywoływała różne skandale, nie przejmując się opinią kogokolwiek. Żyła tak, jak chciała, po swojemu.

"Zawsze czuł, że Lilia nie skończy dobrze, i latami się do tego przygotowywał."
Miejscowa policja wciąga Sambora w dochodzenie. Malczewski zdaje sobie sprawę z tego, że być może mroczny las i jego tajemnice miały wpływ na ostatnie wydarzenia. Nie chciałby wracać do wydarzeń sprzed lat, lecz chyba nie ma wyjścia. Gdy jeszcze zjawia się w Runowie jego młodzieńcza miłość, powoli wszystko zaczyna się układać...

Co łączy zaginięcie Krynickiego ze śmiercią Lilii? Jakie tajemnice skrywa leśna polana? Dlaczego ludzie boją się tego lasu? Czy Sambor zdoła ustalić przyczynę śmierci siostry?

Do tej książki przyciągnęła mnie okładka, która zapowiadała, że będzie mrocznie i tak właśnie było.
Zakończenie wskazuje na ciąg dalszy... ja z chęcią przeczytam następną część, gdy się ukaże.


Książkę przeczytałam dzięki Bonito i Dobre Chwile.

Nie jestem znawczynią powieści Marcela Mossa, bo to dopiero moja druga książka, którą przeczytałam, lecz bardzo mi się podobała i zapadła na dłużej w sercu.
Wpływ na to z pewnością mają główni bohaterzy "Polany", czyli bliźnięta... A że ja mam w rodzinie sporo takich rodzeństw, więc pewnie dlatego tak bardziej osobiście odebrałam tę historię, bo myślałam o konkretnych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

#Wyzwanie LC kwiecień 2024

Tej autorki raczej nie trzeba przedstawiać a tym bardziej reklamować, bo chyba większość z nas przeczytała jakąś jej książkę. Agnieszka Lingas-Łoniewska jest mi również znana, i chociaż nie przepadam zbytnio za słodkimi romansami, ale jej książki potrafią często wzbudzić we mnie wiele emocji i zdecydowanie zmienić mój kiepski nastrój.
Tym razem sięgnęłam po tę książkę jednak jeszcze z innego powodu, książka ta bierze udział w Czytelniczym Wyzwaniu Tematycznym na 2024 rok, więc dlatego ją przeczytałam.

Chociaż wielu czytelników skrytykowało tę książkę, to czyta się ją bardzo dobrze. Może jest zbyt przekombinowana i zbyt słodka, jakby dla młodszych czytelników, lub bardziej czytelniczek, które wciąż marzą o księciu na białym koniu, ale mimo to, ta nieskomplikowana historia o miłości, uczy również o dawaniu drugiej szansy, nawet w takich wydawałoby się zupełnie beznadziejnych przypadkach...

"Bo kiedyś myślałem, że jutra nie będę miał, że jutro nic mnie nie czeka. A teraz wiem, że mam przed sobą sporo następnych dni, w których zawsze muszę być czujny i gotowy na to, aby bronić tego, co moje. Aby kochać. Aby żyć. Pełnią życia."
Prawdziwa miłość pokona wszystkie problemy, nie złamie jej upływający czas ani podstępne knowania zazdrośników i źle życzących ludzi.
Igor i Milena kochali sią bardzo, nie widzieli poza sobą świata, lecz nagle Milena wyjechała bez słowa. Igor długo nie mógł się pozbierać, obiecując sobie, że już więcej nie da się tak zranić. Jego życie nie było usłane różami, ale jakoś radzi sobie ze wszystkim. Równie nagle jak odeszła, tak niespodziewanie Milena wraca do miasta, lecz już jako gwiazda filmowa.
Właśnie w rodzinnym mieście ma być premiera jej nowego filmu...
Oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że będzie trudno, bo traumy z młodości nadal ją męczą, mimo osiągniętej sławy i karierze aktorskiej, nie jest szczęśliwa.
Gdy do Igora docierają wieści o powrocie Mileny, jego względny spokój również zostaje naruszony, wzbiera w nim wściekłość.

"Przybrał maskę obojętności, starając się nie okazywać, jak wielkie zrobiła na nim wrażenie. Ona też szybko odzyskała równowagę i omiotła go wzrokiem, jakby był jednym z widzów, kimś, kogo nie znała. Kimś obcym. Bo był. Właśnie tak."
Czy w końcu byli kochankowie spotkają się i wyjaśnią sobie dawne zaszłości? Dlaczego Milena tak nagle wyjechała z miasta? Czym zawinił Igor w przeszłości?
Może trochę przejaskrawione w tej powieści postaci, ale autorka porusza w niej wiele istotnych i trudnych tematów, i to w sposób przystępny, to dobra lektura tak na jeden wieczór.

#Wyzwanie LC kwiecień 2024

Tej autorki raczej nie trzeba przedstawiać a tym bardziej reklamować, bo chyba większość z nas przeczytała jakąś jej książkę. Agnieszka Lingas-Łoniewska jest mi również znana, i chociaż nie przepadam zbytnio za słodkimi romansami, ale jej książki potrafią często wzbudzić we mnie wiele emocji i zdecydowanie zmienić mój kiepski nastrój.
Tym razem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

#Wyzwanie LC kwiecień 2024

„Willa przy Perłowej” to kontynuacja powieści Pauliny Molickiej „Księgarenka na Miłosnej”. Co prawda, nie czytałam pierwszej części, ale mimo to nie odczułam zbytnio tego, w zasadzie można nawet potraktować ja jako zupełnie odrębną opowieść. Chociaż ja wrzuciłam już poprzednią część na swoją wirtualną półkę na Legimi...

Wielokrotnie już wspominałam, że jestem okładkową sroczką, więc i ta niemal cukierkowa i bajeczna okładka przyciągnęła mój wzrok. A gdy dzisiaj moja wnuczka zobaczyła jak czytam książkę, również się nią zachwyciła, myśląc, że to bajka, którą dla niej przygotowałam. Jednak nie jest to tak różowa historia, jak mogłaby wskazywać okładka. To opowieść poruszająca wiele trudnych tematów, pełna emocji i wzruszeń, mądra i niejako zmuszająca do refleksji.
Czyta się ją bardzo lekko i przyjemnie, aż chce się przewracać kolejne kartki. Dla mnie to był prawdziwy relaks i odpoczynek od własnych problemów.

Co można zrobić gdy zranią nas najbliższe nam osoby? Każdy z pewnością miałby jakiś pomysł, lecz najlepszym chyba sposobem jest... ucieczka. Od wszystkiego i od wszystkich.
Nie jest to chyba dobry pomysł, chociaż właściwie każdy nie byłby w takiej sytuacji dobry...
Michalina zawiodła się nie tylko na przyjaciółce, którą traktowała jak siostrę, ale również na ojcu. Dwie najbliższe jej osoby tak mocno ja zraniły, że dziewczyna nie miała już ochoty ani z nimi rozmawiać, ani tym bardziej na nich patrzeć. Spakowała się w małą walizkę i wyjechała do miasteczka, w którym mieszka brat ojca. Ojciec już jakiś czas temu zerwał kontakty z bratem, więc Michalina nie miała pewności, jak stryj na jej widok zareaguje i czy w ogóle przyjmie ją pod swój dach.

"Uciekła, to był fakt. Jedyna pewność w ostatnich tygodniach."
"Przyjeżdżając do miasteczka, miała poczucie, że spakowała do niej tylko żal, rozgoryczenie, poczucie samotności, może zalążki nienawiści."
Przypadkowo spotyka Krystynę, starszą kobietę, która zasłabła. Odprowadza ją do domu i w taki sposób trafia do willi na ulicy Perłowej, która dawniej nie tylko lśniła blaskiem, ale gdzie przez kilka pokoleń odbywały się także różne spotkania i imprezy towarzyskie, to miejsce tętniło życiem i przyciągało do siebie rzesze klientów. Obecnie willa świeci, ale pustkami, a właścicielka nie radzi sobie z problemami finansowymi a na pomoc syna liczyć zbytnio nie może. Co prawda, matka (Krystyna) wspiera ją, ale tylko duchowo, bo nie ma innych możliwości. Powoli dociera do niej, że musi zamknąć swój pensjonat...

"Wiedziała, że Grażyna potrzebuje oddechu. Tak, była roztrzepana, ale miała też dobre serce, które w biznesie na dłuższą metę przestało być opłacalne, a z czasem zaczęło przynosić coraz większe długi."
Michalinie spodobał się ten mały, ale klimatyczny pensjonat i zaproponowała Grażynie (właścicielce) swoją pomoc. Marketing i media społecznościowe to przecież to, na czym znała się najlepiej, tym się zajmowała w korporacji. Grażyna daje szansę i Miśce i swojej willi, mając nadzieję, że pomysł dziewczyny wypali. Zatrudnia ją tymczasowo i jak część wynagrodzenia oferuje jeden z pokoi do zamieszkania. Michalina zgadza się na taki układ, nie chciałaby ciągle "wisieć" u stryja, woli go odwiedzać...
W willi dziewczyna spotyka Adama, mężczyznę, który już niejednokrotnie zdenerwował ją szybką jazdą samochodem po miasteczku. To syn Grażyny i wnuk Krystyny, więc będzie go spotykała częściej. Jednak im dłużej mieszkała w willi, tym bardziej sam jego widok podnosił jej ciśnienie, nie musiał nawet nic mówić. Zresztą Adam również nie pała zbytnią sympatią do dziewczyny i podważa jej pomysły na ratowanie biznesu matki.
Michalina nie dość, że musi mierzyć się z własnymi problemami rodzinnymi, to jeszcze wzięła sobie na głowę problemy innych.
Czy uda się Michalinie przywrócić popularność pensjonatu? Jak potoczą się jej relacje z synem właścicielki? Dlaczego właściwie Michalina uciekła od ojca?

Ta powieść praktycznie czyta się sama dostarczając jednocześnie tak wiele dobrych emocji, że znakomicie poprawia humor nawet w pochmurne i złe dni.

Dziękuję Wydawnictwu DRAGON za otrzymany egzemplarz książki.

#Wyzwanie LC kwiecień 2024

„Willa przy Perłowej” to kontynuacja powieści Pauliny Molickiej „Księgarenka na Miłosnej”. Co prawda, nie czytałam pierwszej części, ale mimo to nie odczułam zbytnio tego, w zasadzie można nawet potraktować ja jako zupełnie odrębną opowieść. Chociaż ja wrzuciłam już poprzednią część na swoją wirtualną półkę na Legimi...

Wielokrotnie już...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

#Wyzwanie LC kwiecień 2024

"Walerka i bohaterki Jastry" to druga część z serii "Borkowie i kaszubskie przygody" autorstwa Darii Kaszubowskiej. Nie czytałam, co prawda części pierwszej, ale postaram się to nadrobić, tym bardziej, że książkę tę czytałam już po raz drugi swoim wnukom, bo tak bardzo im się podobała.
Ja kilka razy byłam na Kaszubach, mam tam znajomych, więc trochę jakby "obsłuchałam się" z tym językiem, ale maluchom musiałam wytłumaczyć co trudniejsze wyrażenia. Jednak nie sprawiło mi to żadnego problemu, a dzieci bardzo chętnie słuchały tej opowieści.
Franc, Walerka, Otylka i Bruno są rodzeństwem, od dwóch lat mieszkają na Kaszubach, bo stąd pochodzą ich rodzice. Nie wiedzą jeszcze wielu rzeczy o tym regionie, ale chętnie poznają nie tylko język, ale także zwyczaje oraz wierzenia i każdego dnia coś nowego i fascynującego odkrywają i przekonują się, że nie jest to takie zupełnie zwyczajne miejsce.
A w dodatku oni nie są takimi zupełnie zwyczajnymi dziećmi.

"Bruno, Otylka, Walerka i Franc Borkowie byli rodzeństwem. Jeszcze dwa lata temu żadne z nich nie pomyślałoby, że znajdą dom na Kaszubach."
Kończą się wakacje, czas do szkoły, a szkoła, do której chodzą Borkowie nie jest taka, jaką większość z nas zna, ich szkoła jest wyjątkowa, bo typowo kaszubska. Dzieci nie tylko uczą się w niej języka kaszubskiego, ale również o historii swojego regionu a ściany i wszystkie meble pomalowane są na siedem kolorów: żółty, zielony, czarny, czerwony i trzy odcienie niebieskiego. To typowe kolory używane w tradycyjnym hafcie kaszubskim, niebieskie oznaczają niebo, jezioro i morze, zieleń - łąki i lasy, żółć symbolizuje słońce, czerwień zaś miłość do ziemi ojczystej a czerń oddaje trud pracy ludności kaszubskiej.

"Na Kaszubach - tak jak w całej Polsce - było wiele szkół. Jednak nie wszyscy dyrektorzy mieli w sobie skrę Ormuzda, czyli rozumieli potrzeby kaszubskich dzieci. Nie wszędzie można było się uczyć kaszubskiego."
Do tak pięknej i kolorowej szkoły dzieci dość chętnie uczęszczają, chociaż i w niej nie brakuje rozrabiaków i problemów pedagogicznych. Szumnie i wesoło rozpoczęty nowy rok szkolny zapoczątkował jednak całą lawinę nieplanowanych zdarzeń. Coś dziwnego zaczęło się dziać z panią dyrektor, która już następnego dnia zaczyna wprowadzać coraz dziwniejsze zakazy i nakazy aż w końcu całą szkołę przemalowano na kolor szary... Dlaczego? Przecież właśnie ona była najżarliwszą zwolenniczką i kolorów kaszubskich i wszystkich tradycji, była prawdziwą Kaszubką. Co lub kto wpłynął na jej coraz dziwniejsze zachowanie? Czy to sprawka Arymana, czy ktoś inny chce zniszczyć kaszubskie tradycje?
Walerka z rodzeństwem przyjaciółmi postanawiają znaleźć przyczynę zmiany dyrektorki, bo chcą nadal móc uczyć się języka kaszubskiego i być wiernym tradycji.
Na jaki pomysł wpadła dziewczynka? Kto przyjdzie jej z pomocą? Czy uda się uratować kaszubską szkołę?

Myślę, że nie jest ważne, czy byliście na Kaszubach i czy znacie ich język czy tradycje, ale ta historia przepełniona baśniową magią z pewnością Was zauroczy.
Książka jest w dodatku pięknie wydana, dzieci mogą ją wertować wielokrotnie bez obawy rozpadu, a klimatyczne i cudowne ilustracje Katarzyny Wójcik dopełniają całe dzieło.
W dodatku każdy rozdział znaczony jest kaszubski motywem, cały czas więc wiemy, w jakim regionie się znajdujemy.
Książka jest rewelacyjna nie tylko dla dzieci, i nie tylko dla Kaszubów.
Zdecydowanie dla nas wszystkich.
Polecam!

Dziękuję Pani Marcie Kucharz i Wydawnictwu Mięta za możliwość przeczytania książki.

#Wyzwanie LC kwiecień 2024

"Walerka i bohaterki Jastry" to druga część z serii "Borkowie i kaszubskie przygody" autorstwa Darii Kaszubowskiej. Nie czytałam, co prawda części pierwszej, ale postaram się to nadrobić, tym bardziej, że książkę tę czytałam już po raz drugi swoim wnukom, bo tak bardzo im się podobała.
Ja kilka razy byłam na Kaszubach, mam tam znajomych, więc...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ja chyba od urodzenia jestem kociarą, bo odkąd pamiętam, to zawsze wokół mnie były koty lub chociaż jeden. I tak zostało do dziś. Miłość do nich przekazałam z mlekiem swoim dzieciom a one swoim dzieciom. Wszyscy mamy w domach koty..., psy tez się trafiają, ale u mnie obecnie mieszka Król Gustaw I zwany po prostu Guciem.
Gdy zobaczyłam w Klubie Recenzenta książkę "KOTomyśli" od razu wiedziałam, że to lektura dla mnie. Co prawda jest to dość cienka książeczka, ale zawiera w sobie tak dużo mądrych wiadomości o kotach, więc myślę, że nawet psiarze polubią je, gdy przeczytają książkę. Jeżeli ja potrafiłam (razem z dziećmi) przekonać męża do posiadania kota, to wiem, że każdy może je polubić. Mój mąż był zdecydowanym przeciwnikiem kota w domu (na podwórku mu nie przeszkadzał), ale gdy maleńki Gucio spojrzał na niego oczkami kota ze Shreka, skradł mu serce od razu i teraz nawet kota siedzącego przy nim na stole, mąż karmi smakołykami ze swojego talerza...

"Kot nastraja filozoficznie. Siedząc z kotem, siedzisz i myślisz. Kot myśli, Ty myślisz, stad KOTomyśli."
Autor tej książeczki, Pan Andrzej Kwaśniewski napisał go pod wpływem swoich kotów. To efekt ciągłego przebywania z tymi mądrymi zwierzętami. Kot, jaki jest, każdy widzi, i każdy również wie, że nie można się oprzeć kociemu spojrzeniu. Nawet gdy człowiek się zdenerwuje, to wystarczy tylko rzucić okiem na kota i cała złość na niego wyparuje. Pan Andrzej podaje tak wiele przykładów korzyści z posiadania kota, że musiałabym zacytować kilka stron..., ale jedną korzyść Wam zdradzę:

"Nie musisz systematycznie sprzątać. Zawsze możesz powiedzieć niezapowiedzianym gościom, że to koty przed chwilą nabrudziły."
"Nie możesz odkurzać bibelotów na komodzie. Najpóźniej trzeciego dnia pobytu kota w domu kot zrzuci je i potłucze."
Powiem za autorem tej książeczki, że do szczęścia wystarczy jeden kot, ale do pełni szczęścia potrzebne są... dwa koty.
Mnie bardzo spodobały się również ilustracje w tej książce.
To bardzo miła lektura, nawet czytałam ją kilka razy, bo moje wnuki bardzo chciały poznać nowe ciekawostki o kotach. I chociaż przeczytałam już wiele publikacji na ich temat, to ciągle mi mało i zawsze znajdę coś, czego jeszcze nie wiedziałam lub czym zaskoczyć swojego pupila a także często się uśmiechnąć.
Na koniec autor przytacza sporą dawkę cytatów sławnych ludzi.

"Psy patrzą na nas z szacunkiem, koty z pogardą, a świnie jak na równych sobie." - Winston Churchill
Świetna lektura na poprawę humoru. Dziękuję Panu Andrzejowi Kwaśniewskiemu za otrzymaną książkę.


Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

Ja chyba od urodzenia jestem kociarą, bo odkąd pamiętam, to zawsze wokół mnie były koty lub chociaż jeden. I tak zostało do dziś. Miłość do nich przekazałam z mlekiem swoim dzieciom a one swoim dzieciom. Wszyscy mamy w domach koty..., psy tez się trafiają, ale u mnie obecnie mieszka Król Gustaw I zwany po prostu Guciem.
Gdy zobaczyłam w Klubie Recenzenta książkę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Taki piękny most" to trzecia część cyklu "Amanda Pietrzak" a zarazem szkoda, że już ostania...
To zwieńczenie losów Amandy, gdzie znajdziemy wiele odpowiedzi na wcześniejsze pytania i niedopowiedzenia.
Agnieszka Bednarska w tej części zabiera nas w podróż do San Francisco, w okolice chyba najbardziej znanego i urokliwego mostu – Golden Gate. Piekny i majestatyczny, przyciągający wzrok most, jest jednocześnie miejscem niosącym śmierć tym, co nie mieli już siły, żeby dłużej żyć. Z pewnością wpływ na przyciąganie samobójców mają dość niskie barierki na moście, ale przecież nie ma obowiązku skakania z niego, a wysokie barierki popsuły by widok, myślę także, że jeśli komuś naprawdę zależałoby na samobójczy skok, to i tak by znalazł sposób. Jednak to właśnie ten most nazywany jest również "Mostem Samobójców", bo od chwili otwarcia zabrał już tysiące ludzkich żyć.

"Życie jest energią, wystarczy zaakceptować fakt, że istnieje w zmienne formie, a można je uznać za wieczne."
Ta książka bardzo mnie poruszyła z powodu tego, że historia opowiedziana przez autorkę tak naprawdę mogłaby zdarzyć się w mojej rodzinie. Na szczęście "moje" bliźniacze wnuki miały dużo więcej szczęścia niż bliźniaczki z opowieści Agnieszki Bednarskiej. Pamiętam jednak te obawy i córki oraz moje, o to, co może pójść nie tak...

Poszukiwania Amy nadal trwają, bliscy nie mają żadnych wieści od niej. Dziewczyna jakby zapadła się pod ziemię, nie ma po niej żadnego śladu. W tej części dowiemy się, co spotkało Amandę, lecz poznamy również historie kilku innych osób.
Wiktoria czuje się samotna, mąż jest lekarzem i niejako ciągle na dyżurze, a dzieci dawno wyprowadziły się z domu i mają swoje życie, rzadko ją odwiedzają.
Georgia swój czas poświęca na wychowywanie córki Antonii, która żyje jednak w swoim świecie.
Ludmiła i Oleg z małą córeczką próbują w Ameryce ułożyć sobie szczęśliwe życie. Gdy nie do końca się to udaje, ona chce wracać do Rosji, lecz mąż ciągle odwleka powrót.
Wszystkie te postacie będą odgrywały znacząca rolę w całej historii.
Pojawi się również znany nam wcześniej Hubert, który nadal kombinuje i miesza, i wciąż szuka sposobu na dotarcie do syna. Udało mu się zmanipulować Sabinę, która wierząc w jego obietnice jest skłonna poświęcić nawet cały swój majątek żeby tylko zostać jego... żoną.
Wątek kryminalny jest również intrygujący.
Nie będę Wam zdradzała zbyt wielu szczegółów, bo warto samemu je poznać.
Jeśli nie znacie tej trylogii to polecam, bo i "Piętno Katriny" i "Zabierz dzieci, wyjedź z miasta” oraz "Taki piękny most" to książki warte żeby je przeczytać.
Trochę mi szkoda, że to już koniec, ale czekam na następne książki Agnieszki Bednarskiej.

"Taki piękny most" to trzecia część cyklu "Amanda Pietrzak" a zarazem szkoda, że już ostania...
To zwieńczenie losów Amandy, gdzie znajdziemy wiele odpowiedzi na wcześniejsze pytania i niedopowiedzenia.
Agnieszka Bednarska w tej części zabiera nas w podróż do San Francisco, w okolice chyba najbardziej znanego i urokliwego mostu – Golden Gate. Piekny i majestatyczny,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

#Wyzwanie LC kwiecień 2024

"Ta, która wie..." to już trzecia książka Katarzyny Kuśmierczyk, przedstawiona przez nią niesamowita historia niemal wessała mnie aż do końca, ostatniej strony.
Przeczytałam do końca i jestem naprawdę zachwycona, dla mnie to najlepsza książka autorki!!!
"Ta, która wie..." to dość intrygujące spojrzenie na świat kobiet, w przeszłości i współcześnie, wydaje się, że przez tyle lat wiele się w nim zmieniło, ale może się okazać, że jednak nie...
Autorka prowadzi narrację dwutorowo - współcześnie i ponad dwieście lat temu, w czasie, gdy na Wzgórzu Szubienicznym w Reszlu, spalono ostatnią w Europie czarownicę.
Nie jest to jednak powieść historyczna, chociaż znajdziemy w niej fakty historyczne, bo oparte na prawdziwej postaci, czarownicy Barbary Zdunk, która została spalona 21 sierpnia 1811 roku. W tamtym czasie każdą kobietę można było właściwie uznać za czarownicę, wystarczyło kilka, nawet często banalnych oskarżeń zawistnych i zazdrosnych sąsiadów.

Michalina studiuje historię sztuki w Warszawie, razem ze swoim chłopakiem ma zacząć praktyki w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, lecz jakimś dziwnym trafem otrzymuje przydział do muzeum w maleńkim Reszlu... Jakim cudem? Co się stało, że do Wrocławia jedzie nielubiana Wioleta? Czy to Janek ją zwodził i celowo wybrał inną dziewczynę?
Michalina pochodzi z Suwalszczyzny, z małej wioseczki, ale ucząc się bardzo dobrze i wygrywając olimpiady, otrzymała stypendium i wyrwała się do stolicy na studia.

"Dlaczego zawsze mi się to przytrafia? Uciekłam od tego cholernego zadupia tylko po to, żeby trafić do kolejnej czarnej
d... dziury."
"Wybrała historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim nie tylko dlatego, że kochała historię, ale też dostrzegając szansę na wyrwanie się z tego znienawidzonego zaścianka."
Gotycki XIV wieczny zamek w Reszlu był siedzibą biskupów warmińskich i może nie było w nim zbyt wielu eksponatów, to jednak powoli Michalina, chociaż nie chciała się do tego przyznawać, ale z każdą chwilą coraz mniej żałowała, że tutaj wylądowała. Było w tym miasteczku coś magicznego, coś, czego nie potrafiła nazwać, ale co przyciągało ją jak magnes. Michalina z wielkim zaangażowaniem zaczyna badać różne legendy związane z Reszlem i kataloguje dokumenty, które są na stanie muzeum. Dowiaduje się też bardzo dużo z opowiadań ludzi tam mieszkających oraz od nowo poznanych rówieśników. Poznaje osoby, które ubarwiają tę opowieść, i jakby przypadkiem zastawiając sidła tajemnic, w które Michalina bezgranicznie wpada. Gdy dowiaduje się, że jej mieszkanko jest nad celą, w której swoje ostatnie dni spędziła Barbara Zdunk oskarżona o czary a następnie spalona na stosie, bardzo chce poznać jej historię. Nie ma pojęcia jaką rolę przyjdzie jej tam odegrać.

Ponad dwieście lat wcześniej, bo w sierpniu 1811 roku , młoda zielarka, Barbara Zdunk, uczy się swojego zawodu, a że jest ładna, więc okoliczni mężczyźni próbują ją zniewolić. Większość kobiet z wioski, ma żal do jej matki, że chociaż nie była Warmiaczką, to "podebrała" jednego z bogatszych mężczyzn, Baśkę i jej siostrę traktują także jak obce i na każdym kroku pokazują swoją wyższość. Z powodu wyobcowania społecznego i niesprawiedliwego traktowania przez zawistne sąsiadki Barbara cierpi, ale mimo to stara się tym nie przejmować, chociaż nie jest to łatwe. Mimo wielu szykan i tak stara się pomagać ludziom, nawet tym złośliwym sąsiadkom również...

"Była inna niż reszta, więcej czuła, wiedziała i widziała, ale nikogo nie ukrzywdziła. Zawsze starała się pomagać ludziom, a zło, które czasem czuła w sobie, próbowała wymodlić.:
Co łączy historie tych dwóch młodych kobiet? Czy mają ze sobą cokolwiek wspólnego?
Dwie bohaterki, tak różne, żyjące w tak odmiennych czasach, a jednak coś je niewidzialnego jakoś ze sobą splata.
Bardzo mi się podobał starodawny język, w którym autorka napisała historię Barbary.
To przeplatanie współczesności z dawnymi czasami bardzo dobrze się miesza, to jakby za dotknięciem magicznej różdżki możemy przenosić się z przeszłość i wracać z powrotem...

Jeśli lubicie magiczne książki, z historycznym zabarwieniem, to polecam tę książkę. Z pewnością się Wam spodoba.
Zdecydowanie pozycja jak i sama autorka godna polecenia.


A ja, autorce dziękuję za miłą dedykację.

#Wyzwanie LC kwiecień 2024

"Ta, która wie..." to już trzecia książka Katarzyny Kuśmierczyk, przedstawiona przez nią niesamowita historia niemal wessała mnie aż do końca, ostatniej strony.
Przeczytałam do końca i jestem naprawdę zachwycona, dla mnie to najlepsza książka autorki!!!
"Ta, która wie..." to dość intrygujące spojrzenie na świat kobiet, w przeszłości i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Wyzwanie #LC kwiecień 2024

Dla mnie ta opowieść jest niemal jak piękna baśń o marzeniach, o wielkiej miłości, ale także o prawdziwej przyjaźni, o honorze i dotrzymywaniu obietnic, o rozpaczy i bezsilności.
I chociaż nie jest to książka sensacyjna, to jednak trzyma w napięciu do samego końca, az trudno się od niej oderwać.
Autorka zabiera nas do Ameryki, do wymarzonego przez wielu lepszego świata, gdzie nie zawsze jednak jest tak pięknie, jakby się komukolwiek wydawało. Nie od dzisiaj wiadomo przecież, że wszędzie dobrze (a może nawet i lepiej) tam, gdzie nas nie ma, a my często nie doceniamy tego, co mamy...

"Czasami po prostu wiesz, że jesteś w odpowiednim miejscu i otaczają cię właściwi ludzie. Nie ma znaczenia, co lub kto miał na to wpływ. Zwyczajnie to czujesz i tyle."
Czasem chcielibyśmy mieć wszystko od razu, i zjeść ciastko i mieć je na nowo. Nie zawsze się tak udaje. Na wszystko w życiu przychodzi właściwa pora i we właściwy miejscu, nie można ani czasu przyspieszyć ani tym bardziej go cofnąć. To bardzo trudne, ale trzeba się w życiu przede wszystkim nauczyć cierpliwości. Wszystko to, co wokół nas się dzieje, jest w jakimś określonym celu, po coś, bo każda chwila ma znaczenie. Z każdego zdarzenia coś dla siebie dobrego wynosimy, chociaż nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Alicja wierzy, że jeśli wyjedzie razem z ukochanym Wojtkiem do Ameryki, wszystko ułoży się tak, jak sobie wymyśliła. Jest pewna, że nic i nikt nie popsuje jej marzeń i wbrew radom matki i siostry rzuca studia i leci z ukochanym na drugi koniec świata. Początkowe zachłyśnięcie się pięknym otoczeniem i dbałością chłopaka usypia jej czujność, przecież to tylko na chwilę, taki mały przerywnik w życiu. Jednak ten wyjazd zmienia całkowicie nie tylko jej plany, ale również dziewczyna zostaje zdradzona. Czy sobie z tym poradzi?
Nie chce teraz wracać do kraju, bo nie chce się przyznać do błędu jaki popełniła wyjeżdżając za miłością..., a teraz musi zmierzyć się z nową sytuacją i odnaleźć w nowym, obcym dla niej miejscu, bez wykształcenia, bez środków do życia, bez mieszkania i pracy, no i bez ukochanego. Na szczęście znalazła przyjaciółkę, która nie zostawi jej w potrzebie.

"Chwilami czułam się jak aktorka w marnym, niskobudżetowym filmie, i to kiepska aktorka."
Czy Alicja może zakochać się na nowo po takim potraktowaniu przez osobę, której ufała bezgranicznie? Czy poradzi sobie w tej sytuacji?
Gdy zamieszkuje w wynajętym jej przez pracodawcę mieszkaniu poznaje Noah, jest zaskoczona swoją reakcją na tego mężczyznę. Zauważa, że on również patrzy na nią inaczej niż na innych. Stara się unikać i jego i jego spojrzenia, ale nie zawsze się to udaje. Alicją targają różne emocje, a że jest prostolinijna i zbyt ufna, kolejny raz zostaje zdradzona. Czy i tym razem zdoła się podnieść? Ile razy jeszcze można być zdradzonym? Czy jest jakiś limit nieszczęść na jednego człowieka?

Ta książka to wspaniały debiut, który uświadamia nam, że nic nie jest nam dane na zawsze, ale też, że po każdej burzy wyjdzie słońce...
Polecam, warto pomyśleć o swoich marzeniach i porównać z marzeniami bohaterki.

Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

Wyzwanie #LC kwiecień 2024

Dla mnie ta opowieść jest niemal jak piękna baśń o marzeniach, o wielkiej miłości, ale także o prawdziwej przyjaźni, o honorze i dotrzymywaniu obietnic, o rozpaczy i bezsilności.
I chociaż nie jest to książka sensacyjna, to jednak trzyma w napięciu do samego końca, az trudno się od niej oderwać.
Autorka zabiera nas do Ameryki, do wymarzonego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Sięgnęłam po książkę "Dom na granicy" ze względu na nieco intrygujący tytuł, ale przede wszystkim z powodu... pięknej okładki. Tak, jestem niepoprawną sroką i przyciągają mnie różne ciekawe widoki, a już zwłaszcza uwielbiam takie domy na wzgórzach. Sama mieszkam tak na górce, ale wokół mojego domu rozbudowało się osiedle a na nieużytkach w dole wyrósł już dość wysoki lasek, który zasłonił niemal cały widok na miasteczko, ale także na jezioro..., ale za to ptaszki cudnie śpiewają.

"Czy w życiu każdego człowieka jest tak, że nie zauważa tego, co ma, i chciałby więcej i więcej? Czy to grzech, że wygodne życie wydaje się nam łatwiejsze i proste?"
"Dom na granicy", którego historię opowiedziała nam Anna Wojtkowska-Witala, to piękna historia nie tylko o miłości i poszukiwaniu szczęścia, ale przede wszystkim o rodzinie, o poświęceniu dla najbliższych, o zaufaniu i o samotności, o ludzkiej zawiści, o rezygnacji z marzeń i o trudnych wyborach. I chociaż autorka porusza w książce wiele trudnych tematów, to lektura jest lekka i daje dużo nadziei na lepsze jutro. Mogę dodać, że kilka wątków znam dobrze z własnego podwórka.

Ania Pola całe swoje życie miała jakby pod górkę, cicha i spokojna, szara myszka, na którą prawie nikt nie zwraca uwagi, jakby przezroczysta i niewidzialna dla innych...
Ania mieszka z matka i niepełnosprawnym bratem, jej starsza siostra wyjechała na studia i nie przyjeżdża do domu, jakby chciała się odciąć od skromnego życia rodziny. Ojciec Ani zostawił ich i wyjechał do Ameryki, matka ciężko pracuje żeby utrzymać trójkę dzieci i musi znaleźć jeszcze chociaż trochę sił i czasu żeby opiekować się synem. Ania kończy liceum, uczy się bardzo dobrze, bo marzy o studiach dziennikarskich. Pomaga również matce w opiece nad Ryszardem. Nie zamierza tak jak siostra uciec z domu, lecz ma zamiar pogodzić studia z dorywczą pracą i pomagać mamie. Wszystko układa się po jej myśli, ale gdy nagle matka oznajmia, że ma raka, dziewczyna zdaje sobie sprawę, że nie może już na nikogo liczyć, tylko na siebie. Po śmierci matki, zawiesza studia, zaczyna pracę jako woźna w szkole i opiekuje się niepełnosprawnym bratem. To cały sens jej obecnego życia.

"Po śmierci matki Ania przez wiele lat niestrudzenie opiekowała się bratem. Początkowo było jej bardzo trudno, gdyż nie potrafiła znaleźć pracy, a renta Ryszarda wystarczała na niewiele."
Gdy brat Ani umiera, ona jakby straciła cały sens swojego życia. Pod presją siostry sprzedaje dom, żeby ją spłacić, i Ania wyprowadza się do maleńkiego mieszkania. Co prawda nie czuje się tu zbyt komfortowo, ale wie, że to jej własny kąt...
Odejście ojca, wypadek brata a później jego niepełnosprawność, choroba i śmierć matki, ucieczka siostry aż wreszcie śmierć brata... czy to nie zbyt dużo dla jednej osoby?
Nie widzi już dla siebie żadnej przyszłości, tylko samotną wegetację. Gdy jednak jej szefowa odchodzi na emeryturę, proponuje Ani żeby zajęła się jej nastoletnim wnukiem i zamieszkała na dwa miesiące w w jej domu. Dziewczyna zgadza się pomóc byłej dyrektorce. Okazuje się, że nie będzie w tym domu sama opiekować się wnukiem Emmy.
Ania nawet nie spodziewa się tego, jaki konsekwencje wynikną z tego.
Jak poradzi sobie Ania z nowymi obowiązkami? Co wydarzy się w domu na granicy? Czy uda się Ani zrealizować wreszcie swoje marzenia?

"To jest dom na granicy. W takim głupim położeniu wszystko jest głupie i każdy tu głupieje."

Jeżeli lubicie takie życiowe historie, nieco może romantyczne i baśniowe, to polecam.

Sięgnęłam po książkę "Dom na granicy" ze względu na nieco intrygujący tytuł, ale przede wszystkim z powodu... pięknej okładki. Tak, jestem niepoprawną sroką i przyciągają mnie różne ciekawe widoki, a już zwłaszcza uwielbiam takie domy na wzgórzach. Sama mieszkam tak na górce, ale wokół mojego domu rozbudowało się osiedle a na nieużytkach w dole wyrósł już dość wysoki lasek,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

#Wyzwanie LC kwiecień 2024

Chociaż Wojciech Kulawski nie jest debiutantem, to ja dopiero teraz przeczytałam pierwszą książkę jego autorstwa. Do sięgnięcia po nią skusił mnie opis, bo miał to być pastisz mafijnego romansu, a że miałam ochotę właśnie coś takiego przeczytać, z ochotą zabrałam się za lekturę. Tym bardziej chętniej, że jak się okazało, autor pochodzi z Rzeszowa, a to już rzut beretem od mojego rodzinnego miasta, więc mogę rzec, że kiedyś byliśmy dość bliskimi "sąsiadami"...

Z pozoru książka wydawała się być lekką historią, lecz im dalej, tym autor budował coraz większe napięcie.
Marzena Gibała jest policjantką w Warszawie, pracuje w wydziale kryminalnym, więc często nie ma czasu nawet na krótki wypoczynek. Gdy w końcu jej szef wysłał ją na urlop i kazał jechać jak najdalej, kobieta namawia szkolną koleżankę na wspólny wyjazd. Jadwiga Zając dość chętnie zgadza się na wakacyjny pobyt i obie wyruszają na... Baleary.

"Policjantka sama już nie pamiętała, kiedy po raz ostatni była na prawdziwych wakacjach. Praca w stołecznej policji kryminalnej, gdzie spędziła ostatnie lata, była prawdziwą orką."
Na leżakach przy hotelowym basenie popijając drinki o dziwnych nazwach rozmawiają o dalszych planach na wakacje. Brak snu spowodowany nocnym lotem daje im się we znaki.
A wypijane drinki również nie pomagają, lecz skoro jest możliwość sączenia ich w ramach all inclusive, rzadko kto (zwłaszcza z naszych rodaków) z tego nie korzysta.
Marzena nie spodziewała się, że spotka w hotelu dawną znajomą - Iwonę, której kiedyś pomogła w kłopotach. Iwona Strychalska również jest na urlopie wraz z narzeczonym.
We czwórkę udają się na nietypową wystawę niewolnictwa, gdzie zostają zaproszeni na imprezę do klubu.
Wspólnie spędzony czas mija w sielskiej atmosferze, lecz do czasu. Polki zostają poczęstowane pigułkami, a potem wydarzą się nieprawdopodobne rzeczy...
Pruderyjna Jadwiga zgadza się na rolę w filmie pornograficznym, Marzena zaś w tym czasie zabija na łodzi mężczyznę a w dodatku w sieci pojawił się nawet film z tego zajścia.

"Jeszcze nie wiem, co powiem twojej koleżance, ale coś wymyślę. Ona jest tak łasa na pieniądze, że skłonna będzie o tobie zapomnieć. Nie wiem, co wam robią w tej Polsce, ale musicie być bardzo nieszczęśliwymi ludźmi."

Czy policjantka naprawdę zabiła człowieka? Jak potoczą się losy Marzeny? Dlaczego nie pamięta nic z tej nocy spędzonej na łodzi? Komu zależało na tym, żeby ją obciążyć?
Czy uda jej się oczyścić z zarzutów? Czy Jadwiga zostanie gwiazdą porno? Dlaczego się na to decyduje? Kim tak naprawdę jest Iwona i jej narzeczony?

Ja mam uwagę do błędów w tej powieści. Niemal na każdej stronie są różnego rodzaju niesprawdzone przez właściwą korektę pomyłki. Te powtórzenia i literówki znacznie utrudniają lekturę i powodują, że chwilami tekst nie jest dość zrozumiały. Dlatego musiałam obniżyć swoją ocenę.

Lecz nie jest to zła powieść, to w sumie dobra książka, zwłaszcza dla wielbicieli mafijnych historii, tym bardziej, że w pięknym otoczeniu Morza Śródziemnego.

#Wyzwanie LC kwiecień 2024

Chociaż Wojciech Kulawski nie jest debiutantem, to ja dopiero teraz przeczytałam pierwszą książkę jego autorstwa. Do sięgnięcia po nią skusił mnie opis, bo miał to być pastisz mafijnego romansu, a że miałam ochotę właśnie coś takiego przeczytać, z ochotą zabrałam się za lekturę. Tym bardziej chętniej, że jak się okazało, autor pochodzi z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

To moje drugie spotkanie z Piotrem C. a może nawet nie ostatnie, bo ja lubię czytać książki z różnych gatunków literackich oraz różnych autorów. Staram się czytać jak najwięcej polskich, chociaż nie zawsze się to udaje. Szansę daję wszystkim pisarzom i pisarkom...
Znany z tego, że potrafi nieźle mieszać satyrę, humor, seks i wulgaryzmy z głęboką refleksją, wie jak zachęcić czytelnika do lektury. Przeczytałam opinię, że Piotr C. "to taki autor, że albo się go kocha albo nienawidzi". Ja właściwie nie potrafiłabym zdecydowanie powiedzieć, do której grupy mam się zakwalifikować, myślę, że tak gdzieś w środku. Bo nie jestem jego wierną fanką, ale w ramach jakby odskoczni lubię czytać coś mniej dołującego, coś , co potrafi zmienić mój nastrój. A "Ostatnie tango" właśnie mi na to pozwoliło..., bo mimo tego, że jest dość poruszające, to jednak także zabawne.

Drwalu jest dawnym kibolem a ostatnio właśnie "kiblował" w więzieniu... Jest już znudzony życiem i zastanawia się w jaki sposób najłatwiej ze sobą skończyć. Po wyjściu na wolność zarabia jako taksówkarz w swoim mieście, którego nie lubi. Kto zresztą lubi swoje miasto???

"Ledwie włażę do galerii, a przy samym wejściu prawie się potykam o stara kobietę w szarym dresie.
Jej twarz coś mi mówi, tylko nie wiem co. To kolejna rzecz wkurwiająca w małych miastach.
Każdy zna każdego.
Albo chociaż o nim słyszał."
Jazda na taksówce wcale nie jest pracą lekką ani łatwą, więc żeby sobie umilić ostatnie dni życia, bierze narkotyki, po których świat wydaje się lepszy. Różnego rodzaju pigułki zazwyczaj popija alkoholem, żeby łatwiej się przyswajały. Pomimo swojego może niezbyt atrakcyjnego wizerunku i tak przyciąga do siebie kobiety, lecz nie traktuje ich poważnie, a raczej tylko instrumentalnie. Przełomem okazał się wygrany na loterii los, więc Drwalu ma ochotę przed samobójstwem zabawić się w stolicy...

"Warszawa nadciąga powoli niczym migrena. Na początek pojawiają się wielkie magazyny z napisami."
"Miasto jest moje.
Tylko jeszcze o tym nie wie."
Piotr C. potrafi w sarkastyczny sposób pokazać całe zło tego świata, cały ten syf, zakłamanie, brak szczerości i w pracy i w uczuciach i chociaż może się to wydawać grubą przesadą, to jednak w taki sposób naprawdę toczy się życie wielu osób. Nie do końca przegranych, ale niezadowolonych ze swojego losu...
"Ostatnie Tango" to doskonały przykład tego, jak łatwo można się w życiu pogubić. Mimo tego, że Drwalu odlicza swoje ostatnie dni, to czy tak naprawdę chce ze sobą skończyć?
Jeżeli nie gorszą Was pikantne sceny erotyczne i wulgaryzmy i cięty język, to ta książka jest dobra na poprawę humoru, bo chwilami bawi aż do łez, ale zmusza tez do refleksji...

Na koniec dodam cytat z życia taksówkarza, który mnie po prostu zachwycił:

"Niedźwiedź panda ma bardzo prostą dietę: na śniadanie je bambusa, na obiad je bambusa, na podwieczorek je bambusa i na kolację też je bambusa. W sumie nawet czterdzieści kilo dziennie.
To tak samo jak taksówkarz. Taksówkarz na śniadanie je hot doga, na obiad je hot doga i na kolację je hot doga, popijając browarem, a później ma czterdzieści kilo nadwagi."
Książkę tę czyta się szybko i lekko, chociaż to smutna historia, zakończenie wskazuje jednak, że chyba będzie ciąg dalszy...

Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

To moje drugie spotkanie z Piotrem C. a może nawet nie ostatnie, bo ja lubię czytać książki z różnych gatunków literackich oraz różnych autorów. Staram się czytać jak najwięcej polskich, chociaż nie zawsze się to udaje. Szansę daję wszystkim pisarzom i pisarkom...
Znany z tego, że potrafi nieźle mieszać satyrę, humor, seks i wulgaryzmy z głęboką refleksją, wie jak zachęcić...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Życie jest nie tylko piękne, ale także pełne niespodzianek."
To moje pierwsze spotkanie z autorem. Przyznam, że jedną z przyczyn sięgnięcia po tę właśnie książkę, było imię i nazwisko autora, bardzo lubię taki układ, gdy imię stanowi część nazwiska. Lecz „Żądza mordu” przyciąga również swoim tytułem i okładką, która zapowiada od razu, że będzie dużo krwi...
Faktycznie, jest to bardzo mroczna historia, brutalna i szokująca. Jest w niej mnóstwo okrutnych zbrodni, zatem jest to zdecydowanie lektura tylko dla czytelników o mocnych nerwach i potrafiących wyłączyć się obrazowo z opisywanych drastycznych scen. Chociaż, gdy decydujemy się na tego typu lekturę, zazwyczaj wiemy, co na nas czeka na kartkach powieści. Ja zastanawiam się, czy treść takich historii jest tylko wyobraźnią autora, czy też częściowym opisem własnych fantazji lub niespełnionych marzeń...

Narracja prowadzona jest z perspektywy głównego bohatera w czasie teraźniejszym, chociaż co jakiś czas bohater wraca do lat wcześniejszych.
Nikodem Wiśniewski jest deweloperem, bogatym deweloperem, ma wszystko czego mu potrzeba do szczęścia, lecz co jakiś czas budzi się w nim wyjątkowa mroczna żądza, żądza zabijania. Nie jest to zresztą tylko takie "zwykłe" zabijanie, Nikodem dokonując zbrodni czerpie z nich siłę i moc, a po wszystkim czuje się spełniony...
Do tej pory udaje mu się unikać kłopotów, lecz gdy na jednej z jego priorytetowych budowanych osiedli, zostają znalezione okaleczone brutalnie zwłoki mężczyzny, jego dotychczas dość spokojne życie zaczyna się komplikować. Co prawda, ma pewne znajomości w różnych środowiskach, ale nie chce i nie lubi być w kręgu zainteresowania mediów i policji.

" Wysuwam się do przodu i mówię głośno do najbliższych gliniarzy, ze jestem właścicielem bloków. Młokos w uniformie odpowiada, że równie dobrze mogę być prezydentem Stanów Zjednoczonych, ale nie może teraz nikogo wpuszczać za ogrodzenie."
Gdy za kilka dni w swojej piwnicy znajduje zwłoki dwóch kobiet, z którymi miał wcześniej na pieńku, zaczyna się powoli domyślać, kto próbuje zwrócić na siebie jego uwagę, a uwagę policji zwrócić w jego kierunku. Nie obawia się, że policja oskarży go o te zabójstwa, ale czuje, że nie będzie łatwo pozbyć się ich podejrzeń. W dodatku zaczęła spadać sprzedaż jego mieszkań, co również wprowadza w jego życie nieco zamętu. Sprawcy tych zabójstw z pewnością o to chodziło...

"Można mnie podejrzewać o wiele, ale nie o to, że zajebałem jakiegoś typa na własnej budowie, a jego ciało zostawiłem na pokaz."
Kto chce zwrócić uwagę Nikodema? Kto i dlaczego zabił osoby związane z Wiśniewskim? Czy sprawca skonfrontuje się z naszym bohaterem? A co z własnymi żądzami Nikodema?
Dlaczego budzą się w nim tak mroczne i mordercze zapędy?

Autor stworzy naprawdę postać niejednoznaczną, której nie da się włożyć w typowe schematy. To historia skomplikowana nie tylko o potrzebie zabijania, ale także o miłości i przyjaźni, bo te uczucia mają naprawdę potężną siłę, jeśli są prawdziwe a także o zdradzie i braku zaufania, o manipulacji, które mogą sporo namieszać. Autor pokazuje nam również do czego może posunąć się zdradzony człowiek.

Dodam na koniec, że styl tej książki skojarzył mi się z Adrianem Bednarkiem, jeśli lubicie takie klimaty, to książka jest dla Was.
Myślę, że autor nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, bo zakończenie sugeruje ciąg dalszy. Ciekawe czym zaskoczy część druga, jeśli będzie oczywiście.


Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

"Życie jest nie tylko piękne, ale także pełne niespodzianek."
To moje pierwsze spotkanie z autorem. Przyznam, że jedną z przyczyn sięgnięcia po tę właśnie książkę, było imię i nazwisko autora, bardzo lubię taki układ, gdy imię stanowi część nazwiska. Lecz „Żądza mordu” przyciąga również swoim tytułem i okładką, która zapowiada od razu, że będzie dużo krwi...
Faktycznie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Na uwięzi" to czwarta część cyklu kryminalnego autorstwa Katarzyny Bondy o detektywie Jakubie Sobieskim. Lubię tego niepokornego bohatera, wkradł się w moje łaski od samego początku. I chociaż nie każda część podobała mi się w sposób jednakowy, to i tak sięgam w ciemno po kolejny tom, właśnie z powodu Sobieskiego, mając nadzieję, że wreszcie doczekam się rewelacyjnej części. Zresztą podoba mi się także sposób pisania autorki. Niebanalne tematy, ciągłe zwroty akcji oraz sekrety skrywane przez bohaterów i zaskakujące zakończenia zachęcają do lektury. Często również fabuła jest tak realistyczna, jakby wydarzenia toczyły się w najbliższej okolicy.

Jakub Sobieski jest detektywem i ciągle ma nadzieję, że w końcu trafi mu się super sprawa, która wreszcie przyniesie mu nie tylko sław i uznanie, ale także wielkie pieniądze...
Wciąż jednak zmaga się ze sprawami, które może nie są przełomowe, ale dają mu zajęcie i jako taką kasę. No dodatek ma problemy rodzinne, które wprowadzają go we wściekłość, gdyż nie ma żadnej możliwości kontaktu z synem...

"Kolejny raz Sobieski poczuł się jak szczur złapany w pułapkę. Znów z nim pogrywano. W takich chwilach jak ta nienawidził swojej pracy i tego momentu, kiedy wpadł na pomysł, by prowadzić biuro detektywistyczne."
Gdy wieczorem zamykał już swoje biuro, pojawia się kobieta w zaawansowanej ciąży i prosi go o pomoc w odszukaniu zaginionej córki. Piętnastoletnia Stefania według matki była gnębiona w szkole przez rówieśnice i prawdopodobnie to może być jedna z przyczyn jej zniknięcia. Sobieski obsesyjnie wręcz bierze się za to zlecenie, gdyż sam doskonale wie, jak mogą czuć się ludzie, którym uprowadzono dziecko, i którzy boją się, że być może je bezpowrotnie stracili.
Jednak opinie o córce zleceniodawczyni są bardzo rozbieżne, nie wszyscy podzielają zdanie matki dziewczyny na temat tego, że była biedną ofiarą w szkole. Dodatkowo nie wszyscy chcą się wypowiadać na ten temat, ukrywanie wielu tajemnic i zmowa milczenia ciągle komplikują śledztwo. Im bardziej Jakub wgłębia się jednak w poszukiwania, na jaw zaczynają wychodzić inne, wydawałoby się, że całkowicie niezwiązane z zaginięciem Stefanii fakty. A jednak wszystko zaczyna się łączyć...
Sobieski ze swoim zespołem wkracza w świat pornografii, pedofilii, gwałtów i zbrodni a każdy kolejny ślad jest coraz bardziej przerażający. Zaginęła również koleżanka Stefanii...

Czy uda się Sobieskiemu odnaleźć dziewczyny? Dlaczego zniknęły? Jaki związek z ich zaginięciem ma morderstwo pedofila?

Fabuła nie jest przewidywalna i z każdą kolejną kartką autorka zaskakuje kolejnym zwrotem akcji. Trzyma w napięciu do samego końca, chociaż ostatnie rozdziały nieco przekombinowane, zawiłe i nie do końca wyjaśnione, jakby tylko rozgrzebane po brzegach. Może jeszcze się kiedyś wyjaśnią...

Jednak sam temat jest mocny i brutalny, więc to lektura tylko dla osób o mocnych nerwach.

"Na uwięzi" to czwarta część cyklu kryminalnego autorstwa Katarzyny Bondy o detektywie Jakubie Sobieskim. Lubię tego niepokornego bohatera, wkradł się w moje łaski od samego początku. I chociaż nie każda część podobała mi się w sposób jednakowy, to i tak sięgam w ciemno po kolejny tom, właśnie z powodu Sobieskiego, mając nadzieję, że wreszcie doczekam się rewelacyjnej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wyzwanie #LC kwiecień 2024

Lubię baśnie i bajeczki, i chociaż od dawna nie jestem już dzieckiem, to bardzo lubię baśniowe opowieści. Ostatnio lubię je czytać razem z młodszymi dziećmi, bo starsze potrafią już same i pochwalę się, że to właśnie przyczyniłam się do tego, że moje ukochane wnuki lubią książki. Lecz nie tylko wnukom czytam baśnie, nawet czytam je dla samej siebie, bo potrafią znakomicie poprawić mi nastrój a także powrócić chwilami do czasów dzieciństwa, gdy czytywała mi je mama...

"Cierń" to dość intrygująca interpretacja znanej i lubianej baśni. Mnie wydaje się nawet chwilami jakby lepsza od oryginału, chociaż to pierwotną wersje darzę wielką sympatią...

Wszyscy wiemy, że jeżeli na wzgórzu jest zamek porośnięty kolczastym żywopłotem, przez który trudno się przedrzeć, to w zamku musi być prześliczna królewna, na którą zła wróżka rzuciła zaklęcie, a zdjąć go może tylko równie piękny książę..., lecz czy nie lepiej by było na odwrót? Przecież nie zamyka się dobrych ludzi, ale raczej tych złych...

"Cierniowy żywopłot był na początku niepokojąco widoczny. Gęstej ściany krzewów o cierniach przypominających ostrza mieczy i gałęziach grubości męskiego uda nie dało się przeoczyć. Coś takiego rozpalało ciekawość, a wraz z nią pojawiały się topory."
Zatem wiemy już, że i w tej bajce, w zamkowej wieży została uwięziona księżniczka. Zrobiła to wróżka Ropuszka, która myląc się w błogosławieństwie dla maleńkiej księżniczki musiała ponieść tego konsekwencje swojego błędu. Wróżka tak naprawdę nie była wróżką, kiedyś była zwykłym człowiekiem, lecz jako dziecko została porwana do Magicznej Krainy. Nie spotkało jej tam nic złego, wróżki dały jej wiele miłości i Ropuszka czuła, że to jej dom, że to jej miejsce. To bardzo nietypowa wróżka, jest bardzo skromna i odpowiedzialna, a poza tym dość nieśmiała, lubi swoją żabią powłokę, chociaż czasem przywraca sobie postać ludzką. Ropuszka strzeże zamku przed rycerzami, którzy chcą uwolnić księżniczkę, chociaż ostatnio jest ich coraz mniej, może w końcu zapomnieli...

Gdy już znudzona i zmęczona pilnowaniem zamku Ropuszka zastanawiała się nad jego sensem, nagle pojawił się rycerz. Wróżka miała nadzieję, że sobie odpocznie i odjedzie, ale on był wyjątkowo uparty. Zaczęła wymyślać różne zaklęcia i sposoby na to, żeby się go pozbyć.
Czy jej się udało? O tym już Wam nie powiem, jeśli zaciekawiliście się, to sięgajcie po tę bajkę. Jest krótka, więc szybko się dowiecie jak się skończyła...

Podziwiam autorkę za to, że odważnie zmienia klasyczne baśnie.

Wyzwanie #LC kwiecień 2024

Lubię baśnie i bajeczki, i chociaż od dawna nie jestem już dzieckiem, to bardzo lubię baśniowe opowieści. Ostatnio lubię je czytać razem z młodszymi dziećmi, bo starsze potrafią już same i pochwalę się, że to właśnie przyczyniłam się do tego, że moje ukochane wnuki lubią książki. Lecz nie tylko wnukom czytam baśnie, nawet czytam je dla samej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

# Wyzwanie LC 2024

Lubię książki historyczne i chociaż nie lubię wojen, to tematyka o II wojnie światowej jednak mnie ciągle fascynuje. Myślę, że wpływ na to miały opowieści dziadka i mamy, którzy czasem opowiadali o tamtych czasach. Jako dziecko lubiłam słuchać o czasach wojny i powojennych, chociaż nie rozumiałam wtedy zbyt wiele.

"Niemiecki czołgista na froncie wschodnim. Dziennik dowódcy" to przedruk oryginalnego pamiętnika wojennego żołnierza niemieckiego. To unikalny dokument, w którym dowódca plutonu czołgów, porucznik Friedrich Sander nie koloryzował wydarzeń, pisał na bieżąco, więc pisał to co w danej chwili myślał i czuł, opisywał swoje doświadczenia oraz pisał o ludziach z którymi miał styczność, potrafił nawet krytykować swoich kolegów czy dowódców. Nie jest więc to historia spisana już po wojnie przez kogoś, kto nie brał w niej udziału.

"Dotąd sylwetka Sandera może się wydawać złowieszczo znajoma. Porucznik wyróżnia się jednak kilkoma cechami: był nie tylko uważnym obserwatorem otoczenia - sytuacji, w których się znajdował, i ludzi, z którymi miał do czynienia - lecz także utalentowanym pisarzem, który przedstawił swoje doświadczenia klarownie, a nawet z pewną dozą humoru."
Chociaż jest to dziennik, pamiętnik, to czyta się go niemal tak dobrze jak powieść. Jest to również zasługą tłumacza i wydawnictwa, bo trzeba było naprawdę sporo pracy żeby narracja była w miarę naturalna. Wszystkie mniej zrozumiałe terminy są od razu wyjaśnione, więc nie trzeba szukać przypisów na końcu książki.
A porucznik Sander nie dość, że był bardzo wnikliwym obserwatorem i realistycznie opisywał swoje przeżycia na froncie wschodnim, to jeszcze dokumentował to fotografiami. Aż szkoda, że ich nie ma w książce. Co prawda, możemy sobie prześledzić trasę, jaką przebył dowódca czołgu w drodze do Rosji (między innymi do Moskwy i Leningradu), i poszukać ciekawych zdjęć w innych źródłach, ale to już nie jest to samo.
Ten dziennik to jakby żywa relacja z frontu, który okazał się jednym z najbardziej krwawych w działaniach II wojny światowej. Niemcy mimo porządnego wyszkolenia i dyscypliny oraz bezwzględności w swoich działaniach zaskoczeni byli obrona i atakiem Rosjan. Mimo tego, że czuli do wszystkich nacji słowiańskich pogardę i nie wyobrażali sobie porozumienia z nimi, to czasem patrzyli niemal z podziwem na ich heroizm. Jednak Niemcy tak bardzo utożsamili się z nazistowską ideologią, że Hitler miał bardzo ułatwione zadanie, co zaplanował, żołnierze wykonywali bez zbędnej dyskusji. Tak po prostu byli jakby zakodowani.
Wspomnienia dowódcy czołgu ze względów historycznych są bardzo wartościowe, czasem jednak można odnieść wrażenie, że to nie działo się naprawdę...
Sander co jakiś czas zadaje sobie pytanie o sens tej wojny, ale także zastanawia się nad ludzką naturą. Nie unika trudnych tematów oraz pisze o dylematach moralnych, z którymi musieli się zmagać. Sander nie boi się pisać także o strachu przed śmiercią, o miłości i o śmierci. To nie jest tylko opowieść o nim samym i tylko o jego przeżyciach, ale to historia żołnierzy w czasie wojny na froncie wschodnim.

"Zauważyłem, że po stronie łotewskiej cała okolica jest znacznie czystsza i lepiej zagospodarowana niż po stronie litewskiej.
Na łąkach pasie się wspaniałe brązowe bydło, a nie małe, brzydkie i niedochowane kozy, hodowane na Litwie."
Dodam jeszcze, że trzeba podziwiać tego młodego niemieckiego żołnierza za trud, jaki sam sobie zadał, żeby w czasie walk wojennych nie tylko pisać dziennik, ale jeszcze robić zdjęcia. Prawdopodobnie miał jakiś w tym cel, może sam chciał wydać książkę po wojnie?

Ta książka to lektura obowiązkowa nie tylko dla miłośników II wojny światowej. Naprawdę warto ją przeczytać, dobra i wciągająca.

Pani Edycie z Wydawnictwa RM dziękuję za egzemplarz recenzencki

# Wyzwanie LC 2024

Lubię książki historyczne i chociaż nie lubię wojen, to tematyka o II wojnie światowej jednak mnie ciągle fascynuje. Myślę, że wpływ na to miały opowieści dziadka i mamy, którzy czasem opowiadali o tamtych czasach. Jako dziecko lubiłam słuchać o czasach wojny i powojennych, chociaż nie rozumiałam wtedy zbyt wiele.

"Niemiecki czołgista na froncie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Lubię książki Renaty Kosin a jej ostatni cykl "Jemiołki", po prostu skradł moje serce. Może dlatego, że specyficzny, małomiasteczkowy klimat jaki panuje w Jemiołkach znam niemal od podszewki..., bo również mieszkam w takiej małej społeczności. Tu wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich, a jak nie wiedzą, to sami sobie dopowiedzą...
Seria "Jemiołki" jest bardzo przyjemna i klimatyczna, czyta się ją lekko i szybko.
Wieś od wieków podzielona jest na część szlachecką i włościańską a jakby tego było mało, to jeszcze nawet kościół jest podzielony i są dwa obrazy Madonny, niby takie same, ale do jednej modli się społeczność szlachecka a do drugiej włościańska, nie ma chyba drugiego tak podzielonego kościoła...
Nie ma chyba jednak takiej wsi, w której nie byłoby kłótni międzysąsiedzkich i zadawnionych przed laty konfliktów rodzinnych, w których już nawet nie wiadomo o co chodzi. Zawsze jest o czym pogadać przed sklepem lub kościołem, a i ksiądz pewnie też ma jakieś sekrety. Każdy ogląda się za siebie i zastanawia co powiedzą sąsiedzi. Trzeba się mieć na baczności, żeby tylko nie obgadali. I nie ma znaczenia, że w większości są to plotki, zawsze coś się tam przyklei...
W takich małych środowiskach miło się jednak mieszka, a jeżeli komuś za mało atrakcji, to zawsze może wyjechać do miasta.

"Nie to w człowieku jest najcenniejsze, co jest takie samo jak u innych ludzi, ale to, co go od nich różni.
Dlatego świat jest tak rozmaity i ciekawy.
W tej części wiele tajemnic zostanie rozwiązanych i pojawią się goście w Jemiołkach.
Gaja z Emilią ratują Walentego, który na widok ducha z przeszłości stracił przytomność. Kogo zobaczył Walenty?
Z Ameryki wraca Waleria, ciotka Gai a z Francji przyjeżdża przystojny Colin i szuka swoich przodków, konkretnie dziadka, na plebanię przyjeżdża młody ksiądz Eryk, który ma bardzo wiele planów na poprawę życia mieszkańcom, angażuje do tego sołtyskę Martę. Będzie się dużo działo. Nie ma czasu na nudę.
Zachęcam Was do odwiedzin w Jemiołkach, gdzie wieś sielska i anielska - czy jednak na pewno? Sprawdźcie już sami.


Książkę przeczytałam dzięki Bonito i Dobre Chwile.

Lubię książki Renaty Kosin a jej ostatni cykl "Jemiołki", po prostu skradł moje serce. Może dlatego, że specyficzny, małomiasteczkowy klimat jaki panuje w Jemiołkach znam niemal od podszewki..., bo również mieszkam w takiej małej społeczności. Tu wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich, a jak nie wiedzą, to sami sobie dopowiedzą...
Seria "Jemiołki" jest bardzo przyjemna i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Motyle są fascynujące, ich kolorowe skrzydła, delikatność, wdzięk, kruchość i piękno oraz lekkość poruszania się, wzbudzają w ludziach zachwyt. Pozytywne emocje wzbudzają nawet u ludzi, którzy zwykle z odrazą patrzą na owady. Niewiele jest innych zwierząt, które pasjonują tak wielu. Lecz czy wszystkie motyle są takie urzekające? Z pewnością nie (na przykład wielkie ćmy...), ale gdyby im się przyjrzeć bliżej, nie będą wzbudzały naszej odrazy i jakichkolwiek obaw. Chociaż ja bardzo lubię motyle, to jednak ich gąsienice nie zawsze wzbudzają mój zachwyt, zwłaszcza w ogrodzie na roślinach uprawnych... Moja córka dlatego nie zachwyca się motylami, twierdząc, że to fruwająca gąsienica. Jednak już wnuczka nie ma takich skojarzeń i nawet bez ociągania i z wielką ochotą pomaga zdejmować szkodniki z kapusty.
Odmian motyli jest bardzo dużo, w naszym kraju również. A znamy tylko te najbardziej pospolite jak bielinek kapustnik, paź królowej, różne modraszki czy też rusałki, a przecież jest ich znacznie więcej. Warto więc je poznać, tym bardziej, że na przyciągających oko barwnych fotografiach motyli, możemy dostrzec wszystkie ich walory i szczegóły budowy ich ciała. W naturze raczej nie mamy takiej możliwości, gdyż są bardzo płochliwe. Na łące czasem da się zaobserwować niektóre gatunki, są one bardzo wdzięcznym obiektem badań i obserwacji, chociaż sama zauważyłam, że populacja motyli ciągle się zmniejsza. Pewnie wpływ na to ma wiele czynników, ale postęp cywilizacyjny i stosowanie różnego rodzaju środków ochrony roślin nie sprzyja motylom...

"W przeciwieństwie do innych owadów, które na ogół uważamy za dokuczliwe i szkodliwe, motyle są powszechnie lubiane.
Tę dobrą opinię zawdzięczają najprawdopodobniej wspaniałemu ubarwieniu oraz prowadzonemu przez gatunki aktywne w ciągu dnia trybowi życia, który nie jest dokuczliwy dla człowieka."
Autor podzielił książkę na kilka rozdziałów, w których omówił poszczególne rodzaje motyli, czyli: Motyle mniejsze, Miernikowcowate, Sówkowate, Zwisakowate, Prządki i Motyle dzienne. W opisie każdego gatunku autor pogrupował informacje o każdym motylu podając jego nazwę łacińską i polską oraz jego cechy i występowanie a także ciekawostki, o których warto wiedzieć. Część znanych nam motyli dziennych jesteśmy w stanie dość łatwo rozpoznać, gorzej z tymi mniej znanymi oraz nocnymi.
Zdjęcia gąsienic, kokonów i poczwarek zniechęciły całkowicie moją córkę do oglądania tej książki, ale moja wnuczka z zapałem zaczęła rysować nie tylko motyle, lecz również kolorowe gąsienice...
Jak każdy dobry atlas, tak i ten znajdzie swoje miejsce na moje półce i z pewnością będę do niego wracała, zwłaszcza latem, gdy do mojego ogrodu zawitają motyle.

Zakończę cytatem z wiersza jednego z moich ulubionych poetów, zachęcając Was jednocześnie do lektury:

"Pokaż mi wody ogromne i wody ciche,
rozmowy gwiazd na gałęziach pozwól mi słyszeć zielonych,
dużo motyli mi pokaż, serca motyli przybliż i przytul,
myśli spokojne ponad wodami pochyl miłością."
Konstanty Ildefons Gałczyński
1930

W tej książce wszystko jest piękne (nawet gąsienice i poczwarki), ale najpiękniejsze są fotografie kolorowych motyli. Zachwycający i pouczający album. Polecam aby nie tylko nacieszyć oko, ale także przy okazji dowiedzieć się czegoś więcej. Dzieciom również się podoba.


Pani Edycie z Wydawnictwa RM pięknie dziękuję za egzemplarz recenzencki.

Motyle są fascynujące, ich kolorowe skrzydła, delikatność, wdzięk, kruchość i piękno oraz lekkość poruszania się, wzbudzają w ludziach zachwyt. Pozytywne emocje wzbudzają nawet u ludzi, którzy zwykle z odrazą patrzą na owady. Niewiele jest innych zwierząt, które pasjonują tak wielu. Lecz czy wszystkie motyle są takie urzekające? Z pewnością nie (na przykład wielkie ćmy...),...

więcej Pokaż mimo to