mojabooktopia

Profil użytkownika: mojabooktopia

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 3 lata temu
35
Przeczytanych
książek
36
Książek
w biblioteczce
35
Opinii
228
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Blog zdecydowanie o książkach!

Opinie


Na półkach: ,

Gry komputerowe towarzyszą mi od kiedy tylko sięgam pamięcią. Była to dla mnie jedna z najmilszych rozrywek dzieciństwa i niesamowicie relaksujące oderwanie od rzeczywistości już w czasach dorosłych. Muszę przyznać, że aż do teraz czuję dreszczyk emocji, gdy ogrywam nowe tytuły. Z biegiem lat zaczęłam zastanawiać się nad tym, jak ten rynek funkcjonuje. Chłonęłam nie tylko informacje czysto marketingowe, ale i sposoby, w jaki poszczególne pozycje są produkowane. Były to czasy, które znacząco wpłynęły na ścieżkę, jaką podążam w dniu dzisiejszym, ponieważ to właśnie gry zaczepiły we mnie pasję do programowania i rozwiązywania skomplikowanych problemów. Pikselowe światy niosą za sobą tonę rozrywki, acz żeby osiągnąć taki efekt, często przypłacane są tysiącami godzin poświęconych na ich stworzenie. Mało kto zdaje sobie tak naprawdę sprawę, jak wiele czasu potrzeba na ten żmudny proces, gdyż jest to skomplikowana struktura stworzona przez dziesiątki, czasami setki osób. Zapewne gdyby nie ten wysiłek, wiele z nich nigdy nie ujrzałoby światła dziennego i pewnie wiele obiecujących tytułów właśnie z powodu tych braków przepadły bezpowrotnie w eterze.

Dziś jednak będzie o pozycjach udanych. Ba, o wielkich, popularnych tytułach, które porwały miliony i dały początek wielu aktywnym społecznościom oddanych fanów. Wydawnictwo SQN wydało bowiem książkę "Krew, pot i piksele. Chwalebne i niepokojące opowieści o tym, jak robi się gry", będącą zbiorem relacji twórców produkcji wszelkiej maści o czasach ich powstawania. Przeczytamy o grach takich jak Diablo III, Pillars of Eternity (które ogromnie wam polecam), a nawet o trzecim Wiedźminie. Poznamy oczywiście zarówno jasne, jak i ciemne strony pracy w studiach developerskich i to przeładowane masą smaczków oraz szokujących informacji.

Krew, pot i piksele okazała się być naprawdę dobrym wprowadzeniem do tajników funkcjonowania rynku gier. Jason Schreier dokładnie tłumaczy, jak wygląda proces produkcji i dlaczego jest tak skomplikowany. Opowiada również, co może niektórych zaskoczyć, jak istotna jest opinia klienta i dlaczego nawet jeden głos może zaważyć na sukcesie całego przedsięwzięcia. Wszystko to oparte jest na opowieściach osób bezpośrednio biorących udział w tworzeniu popularnych tytułów. Będziemy uczestniczyć zarówno w szalonym pędzie narastających deadlineów, jak i powolnym, produktywnym planowaniu kolejnych sekwencji. Razem z bohaterami opowieści przyjdzie nam przeżywać emocje towarzyszące podczas godziny zero, jak i z satysfakcją poczytamy o zbieraniu plonów po ciężkiej pracy. Bo Krew, pot i piksele jest właśnie tym - ogromną satysfakcją. Jason Schreier ma bowiem niezwykły talent do opisywania wydarzeń. Jednocześnie robi to zwięźle, nie pomijając istotnych szczegółów. Nic w końcu dziwnego, mamy przecież do czynienia z redaktorem jednego z największych serwisów na świecie traktujących o grach, czyli Kotaku. W całej książce, chyba jednak najbardziej rozłożył mnie na łopatki rozdział o Stardew Valley, gdzie twórca przez kilka lat był na utrzymaniu własnej dziewczyny, by tylko ukończyć tworzenie swojego dzieła. Symulator farmy ostatecznie przyniósł ogromny sukces, bo Eric Barone stał się zaraz po premierze milionerem, co jednak ostatecznie doprowadziło mężczyznę do załamania nerwowego. Z jednej strony ironia losu, z drugiej mam ogromny szacun do jego partnerki za wytrwałość.

Koniec tego dobrego, bo zaraz opowiem Wam dosłownie wszystko! A trudno się powstrzymać przy tak dobrych opowieściach, krążących mi ciągle po głowie. Zabawne, ale chyba książka o tworzeniu gier znajdzie się w mojej topce najlepszych pozycji 2018 roku. Cóż, z drugiej strony to nic dziwnego, biorąc pod uwagę fakt, jak wyśmienicie tytuł ten został skrojony. Ogromnie, ogromnie go Wam polecam i to szczególnie tym, którzy zawsze część siebie zostawiają w zapierających dech historiach fantastycznych, pikselowych światów.

Gry komputerowe towarzyszą mi od kiedy tylko sięgam pamięcią. Była to dla mnie jedna z najmilszych rozrywek dzieciństwa i niesamowicie relaksujące oderwanie od rzeczywistości już w czasach dorosłych. Muszę przyznać, że aż do teraz czuję dreszczyk emocji, gdy ogrywam nowe tytuły. Z biegiem lat zaczęłam zastanawiać się nad tym, jak ten rynek funkcjonuje. Chłonęłam nie tylko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Asha to imie, które wywołuje strach wśród mieszkańców Firgaardu. Jest w końcu Iskari, będącą ucieleśnieniem gniewu i zniszczenia. Dziewczyna poznaczona wieloma bliznami od smoczego ognia skrywa jednak swą prawdziwą twarz, bowiem za wszelką cenę stara się zetrzeć swe dawne grzechy. W końcu lepiej, by wszyscy się bali, niż potępiali i szydzili, a w końcu tak to wszystko mogło się skończyć. Popełniła czyn straszny, w wyniku którego zginęły tysiące niewinnych ludzi, a teraz stara się odkupić nie tylko w oczach innych, lecz i swych własnych, robiąc to, co wychodzi jej najlepiej, czyli polując na mityczne smoki. Jednym z ostatnich czynów, by pozbyć się wstydliwej przyszłości jest poślubienie kogoś, kogo nie kocha. Los daje jej jednak inne wyjście, gdyż może oczyścić się z zarzutów pozbywając się sprawcy wszystkich tych cierpień - Kozu, najpotężniejszego z żyjących smoków. Czy będzie to jednak podróż jedynie po zemstę?

Ależ się stęskniłam za typową fantastyką! Taką klasyczną, o poważniejszym tonie i naładowaną treścią, nad którą trzeba się zastanowić. Nic więc dziwnego, że gdy tylko usłyszałam pierwsze opinie o nowej książce Kristen Ciccarelli to skuszona pozytywnym odzewem postanowiłam po nią sięgnąć. Było to nie lada wyzwanie po strasznie długim czasie czytania praktycznie samych młodzieżówek, ale nie powiem, warto było się przegryźć przez początek, by doświadczyć tej historii. Styl wypowiedzi bije po oczach podobieństwem do klasycznego fantasy znanych twórców i muszę przyznać, że przyjemnie się to czytało, tym bardziej że tego typu kreacja zdaje się powoli zanikać na rzecz prostych, niewymagających myślenia form.

Tytuł wyładowany jest intrygą typową dla królewskiego dworu, obleczoną baśniowym klimatem pełnym fantastycznych bajań. Autorka wykreowała bowiem świat, w którym legendy naprawdę żyją. Żyją w ludziach i to oni opowiadając je budzą dawne dzieje do życia. Nie jest to jednak nic dobrego, bo snucie ich przyciąga to, co niebezpieczne i łaknące mocy, jakie w sobie drzemią - smoki. Gady przedstawione są w sposób rewelacyjny. Z jednej strony wielkie i majestatyczne, z drugiej z typowymi ludzkimi cechami, będącymi ich największą zgubą, czym autorka ponownie skradła moje serce, bo w końcu taki obraz tych potężnych stworzeń często pojawia się w klasyce gatunku. Warto wspomnieć, że opowieści pełnią jednak o wiele większą rolę w tej książce. Prócz oczywistej mocy, jaką potrafią obdarzyć, są też nierozłączną częścią opowiadanej przez autorkę historii, dlatego też co rozdział możemy uświadczyć przyozdobione misternymi rycinami legendy o dawnych dziejach świata i faktach historycznych, wyglądających niczym strony wydarte z zakazanej księgi.
Do samych bohaterów ogólnie nie miałam też zastrzeżeń poza jedną, jedyną osobą. Totalnie nie potrafiłam znieść kuzynki głównej bohaterki i za każdym razem, gdy tylko się pojawiała, wszystko w środku mnie skręcało. Miałam dziwne wrażenie, że opowieść zdecydowanie traci na jej obecności, a to przez głupie sytuacje, czy idiotyczne pytania, na które zresztą znała odpowiedzi.

Tak, jak miałam okazję wspomnieć wcześniej, mało ostatnio mamy na rynku wydawniczym porządnej, zagranicznej fantastyki od nowych twórców. Wiadomo, starzy wyjadacze w dalszym ciągu nas zadowalają, jednak z przyjemnością sięga się po nowe nazwiska na sklepowych półkach. W końcu przyjemnie poznaje się świeże punkty widzenia na, bądź co bądź wykorzystane już motywy i daje się zaskoczyć zupełnie nowymi koncepcjami. Ostatni namsara jest zdecydowanie jedną z takich pozycji i jeżeli wam również brakuje oldschoolowych klimatów, to polecam się w nią niezwłocznie zaopatrzyć.

Asha to imie, które wywołuje strach wśród mieszkańców Firgaardu. Jest w końcu Iskari, będącą ucieleśnieniem gniewu i zniszczenia. Dziewczyna poznaczona wieloma bliznami od smoczego ognia skrywa jednak swą prawdziwą twarz, bowiem za wszelką cenę stara się zetrzeć swe dawne grzechy. W końcu lepiej, by wszyscy się bali, niż potępiali i szydzili, a w końcu tak to wszystko mogło...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W końcu, po długim czasie oczekiwań Katarzyna Berenika Miszczuk wydała ostatni już tom cyklu Kwiat Paproci. Przyznam, że żegnam się z tą serią z lekkim smutkiem, bo zapałałam niemałą sympatią do Bielin i jego mieszkańców. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo w zamian otrzymaliśmy naprawdę zgrabnie domknięty wątek. Teraz pewnie nurtuje Was pytanie, czy czwarta część dorównała poprzednim? A może przekreśliła urok pozostałych dzieł autorki?

Po wydarzeniach, które miały miejsce w Żercy, Gosława stara się za wszelką cenę przekonać Mieszka, że to właśnie z nim zaszła w ciążę. Na domiar złego wizyty Swarożyca stają się co raz częstsze i dziewczyna zdaje sobie sprawę, że już niedługo będzie musiała oddać mu obiecaną przysługę. Czy w całym tym natłoku niespodzianek i zawirowań uda się jej znów przechytrzyć bogów?

Tradycyjnie, jak na tę serię przystało, bawiłam się wręcz znakomicie. Akcja żwawo zmierzała ku końcowi, nie dając ani chwili na nudę. W końcu prócz oczywistego wątku głównego, wplecionych zostało również wiele innych ciekawych wydarzeń pobocznych, które w swej komiczności potrafiły doprowadzić człowieka do łez. Gosława nic a nic się nie zmieniła. Dalej jest tą samą niezrównoważoną i lekkomyślną osobą. Czasami miałam nawet wrażenie, że autorka specjalnie pisała książkę w taki sposób, byśmy wiedzieli więcej od samej głównej bohaterki i kręcili głową z niedowierzaniem, że jeszcze sama na dane wnioski nie wpadła. Fabuła została poprowadzona pierwszorzędnie. Wszystkie wątki zostały nareszcie zadowalająco pozamykane. Pozostał jedynie lekki niedosyt, bo tytuł kończy się w takim momencie, że z jednej strony wiemy, że nie ma co więcej drążyć tematu, a z drugiej to poczytałoby się jednak o kolejnych perypetiach Gosi.

Przesilenia chyba nawet nie muszę tym razem jakoś szczególnie podsumowywać, w końcu ostatnia część sama w sobie jest obrazem całego dorobku pisarki. To niesamowita książka, o jeszcze bardziej niesamowitym zakończeniu i z pewnością każdy, kto czytał pozostałe dzieła Katarzyny Bereniki Miszczuk nie będzie zawiedziony i tym razem. Słowiański świat pochłonął mnie bez reszty, a rytuały i obrzędy dodały książce jeszcze więcej charakteru. Dzięki tej serii legendy dostały nowe życie, ukazując w naszych głowach małe ziarenko swej dawnej świetności.

W końcu, po długim czasie oczekiwań Katarzyna Berenika Miszczuk wydała ostatni już tom cyklu Kwiat Paproci. Przyznam, że żegnam się z tą serią z lekkim smutkiem, bo zapałałam niemałą sympatią do Bielin i jego mieszkańców. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo w zamian otrzymaliśmy naprawdę zgrabnie domknięty wątek. Teraz pewnie nurtuje Was pytanie, czy...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika mojabooktopia

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
35
książek
Średnio w roku
przeczytane
4
książki
Opinie były
pomocne
228
razy
W sumie
wystawione
35
ocen ze średnią 8,1

Spędzone
na czytaniu
220
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
5
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]