rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Nie lubię dużych ilości surrealizmu, groteski czy motywów onirycznych. Przytłaczają mnie, męczą, często powodując zmniejszenie czy całkowite stracenie zainteresowania czytanym utworem, a właśnie taka stylistyka dominuje w opowiadaniach Lafferty'ego.
Autor prezentuje bardzo oryginalny styl - czasami odnosiłem wrażenie, że jest lakoniczny, najczęściej w dialogach, czasami nagle pojawiały się bogate opisy czy liryczne wstawki, ale wszystko to ma jakiś swego rodzaju melodyjny charakter, rytm (myślę, że w oryginale uwydatnia się to jeszcze bardziej), przez co płynnie się to czyta. We wszystkim przeszkadza jednak ten abstrakcyjny charakter opowiadań, w niektórych przypadkach wyrażony tak mocno, że nie mam pojęcia, o co w nich chodziło, streścić fabuły za bardzo także bym nie potrafił, przez co przy nich, jednym słowem, cierpiałem. Nie jest to jednak jakaś reguła, bo niektóre pozycje w tym zbiorze są bardzo dobre, lecz stanowią raczej mniejszość niż reprezentatywną część. Doceniam samą kreatywność autora, bo pomysły ma nietuzinkowe. Miejscami także szerzej się uśmiechnąłem, chociaż na podstawie tego zestawienia wybitnym humorystą bym Lafferty'ego nie okrzyknął.
Najbardziej urzekły mnie: "Wąska Dolina", "Dziewięćset babć", "Matka Euremy", "Szkoła podstawowa u Camiroich", "Urwiska, które się śmieją", "Boomer Flats", "Dawno zapomniana stopa", "Świat jako wola i tapeta", "Planeta Złodziejskich Misiów".
Co do samego wydania, to większość przedmów do opowiadań nie wnosi za wiele do ich odbioru, dodatkowo ich autorzy wyrażają jeden za drugim tę samą opinię, że Lafferty wielkim pisarzem był, tylko problem w tym, że ten zbiór raczej mnie do tego poglądu nie przekonał.
Konkludując, taka literatura za bardzo do mnie nie trafia.

Nie lubię dużych ilości surrealizmu, groteski czy motywów onirycznych. Przytłaczają mnie, męczą, często powodując zmniejszenie czy całkowite stracenie zainteresowania czytanym utworem, a właśnie taka stylistyka dominuje w opowiadaniach Lafferty'ego.
Autor prezentuje bardzo oryginalny styl - czasami odnosiłem wrażenie, że jest lakoniczny, najczęściej w dialogach, czasami...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Wielki Projekt Stephen Hawking, Leonard Mlodinow
Ocena 7,3
Wielki Projekt Stephen Hawking, Le...

Na półkach:

Jako osobie bez gruntownego wykształcenia matematyczno-fizycznego książkę czytało mi się dobrze i przybliżyła mi niektóre aspekty funkcjonowania Natury. Wnioski autorzy formułowali w sposób logiczny, przekonująco je argumentując, z reguły unikając przy tym niezrozumiałych dla laików komplikacji. Muszę jednak przyznać, że stwierdzenia takie jak: "filozofia jest martwa", świadczą o pewnym braku subtelnego wglądu na wpływ, jaki obecnie niezwykle dynamiczny rozwój nauki wywiera na człowieka. Nie potrafię stwierdzić, czy niezrozumienie niektórych fragmentów tekstu wynikało z nieumiejętnego przedstawienia ich przez autorów, czy raczej ze stopnia mej niewiedzy, chociaż skłaniam się ku tej drugiej opcji.

Jako osobie bez gruntownego wykształcenia matematyczno-fizycznego książkę czytało mi się dobrze i przybliżyła mi niektóre aspekty funkcjonowania Natury. Wnioski autorzy formułowali w sposób logiczny, przekonująco je argumentując, z reguły unikając przy tym niezrozumiałych dla laików komplikacji. Muszę jednak przyznać, że stwierdzenia takie jak: "filozofia jest martwa",...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Stwierdzenie z okładki jest prawdziwe - uczta wyobraźni.
Powieść bardzo wymagająca, od początku rzucająca czytelnika na głęboką wodę wielodziedzinowych zawiłości naukowych. Cybernetyka, mechanika kwantowa, astrofizyka, neurobiologia, biochemia - a to wszystko tylko wycinek spektrum - przenikające się wielopoziomowo, w sposób często skomplikowany do tego stopnia, że wymaga to dziesiątek stron mozolnego opisywania i tłumaczenia, ale wpasowuje się to świetnie w strukturę książki i zachwyca rozmachem. Problematyka transhumanistycznego transferu umysłu wydaje się za to w dużej mierze pozostawiona czytelnikowi do własnej interpretacji i rozmyślań.
Czy fabuła w ostatecznym rozrachunku blednie przy ogromie rozbudowy naukowych i filozoficznych rozważań, stając się miałką, nieinteresującą? Tylko w niewielkim stopniu. Jest ona prawie całkowicie jednowątkowa (z ewentualnym wyodrębnieniem w pewnym sensie mesjańskiego wątku Orlanda) i służy głównie jako rusztowanie dla moim zdaniem najistotniejszego motywu całej powieści - motywu drogi. Drogi człowieka do mikro- i makrokosmosu oraz do wnętrza samego siebie - swej psychiki, świadomości i ich naukowych determinant. Całościowo odczytuję "Diasporę" jako pean na cześć ludzkiej niezłomności w próbach zrozumienia wszelkich aspektów Natury, odkrycia jej najbardziej niedostępnych zakamarków, choćby wysiłek ten miał trwać eony, bo przecież w końcu: "wszystko można pojąć".

Stwierdzenie z okładki jest prawdziwe - uczta wyobraźni.
Powieść bardzo wymagająca, od początku rzucająca czytelnika na głęboką wodę wielodziedzinowych zawiłości naukowych. Cybernetyka, mechanika kwantowa, astrofizyka, neurobiologia, biochemia - a to wszystko tylko wycinek spektrum - przenikające się wielopoziomowo, w sposób często skomplikowany do tego stopnia, że wymaga...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Władca much" zbudowany jest na klasycznym modelu powieści podróżniczo-przygodowej - grupa ocalałych z katastrofy, w tym wypadku chłopców, musi przetrwać na bezludnej wyspie w oczekiwaniu na ratunek. Powieść, pomimo tego już mocno utartego, pospolitego literacko w roku wydania schematu, dotyka fundamentalnej problematyki ludzkiej natury, w tym jej pierwotnej zwierzęcości uwolnionej z uwarunkowanych cywilizacyjnie moralnych oków, podstawowych kierunków tworzenia i organizowania społeczeństwa, ale i kruchości struktur społecznych. Pełna jest subtelnej symboliki, w dużej mierze biblijnej, przez co dodatkowo zakorzenia swe przesłanie w uniwersalności. Świat przedstawiony jest naturalistyczny, zdarzenia w nim zachodzące biją realizmem, choć są raczej przewidywalne, a to wszystko jest opatrzone różnorodnymi, kunsztownymi opisami tych samych krajobrazów i rzeczy, co przekształca pozornie monotonną wyspiarską scenerię w efektowny, buchający życiem pejzaż.

"Władca much" zbudowany jest na klasycznym modelu powieści podróżniczo-przygodowej - grupa ocalałych z katastrofy, w tym wypadku chłopców, musi przetrwać na bezludnej wyspie w oczekiwaniu na ratunek. Powieść, pomimo tego już mocno utartego, pospolitego literacko w roku wydania schematu, dotyka fundamentalnej problematyki ludzkiej natury, w tym jej pierwotnej zwierzęcości...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytajmy "Paradyzję", bo nie tylko jest to dzieło świetnie skomponowane i ujęte literacko, ale przede wszystkim zwracające czytelnikowi uwagę na kwestie wolności jednostki i wszelkiej maści próby jej spętania.
Książka napisana w pierwszej połowie burzliwych lat 80. w Polsce i tak naprawdę opisująca pod przykrywką sci-fi totalitaryzm w PRL-u. Absolutnie jednak nie straciła na aktualności, w niektórych aspektach wręcz na niej zyskała, bo czyż nie mamy w dzisiejszym świecie do czynienia z realizacją jednego z najbardziej przerażających aspektów powieści, czyli systemu oceny podporządkowania obywatela systemowi (postępujący obecnie z piorunującym tempem rozwój AI dodatkowo nasila związany z tym niepokój) oraz wymierzanych z tego powodu kar i nakładanych ograniczeń? Od razu nasuwa się na myśl system zaufania społecznego egzekwowany w Chinach, obozy reedukacyjne i wszechobecna w ChRL inwigilacja społeczeństwa i życia prywatnego jego członków. Zwróćmy tylko uwagę, że ten system polityczny Dalekiego Wschodu nie jest jakimś wyjątkiem. Zerknijmy na własne, zachodnie podwórko i chociażby blokowanie kont bankowych protestujących truckerów w Kanadzie, żeby zdać sobie sprawę z tego, że zajdlowskie światy przenikają się z otaczającą nas rzeczywistością często w większym stopniu, niż sobie to uświadamiamy.

Czytajmy "Paradyzję", bo nie tylko jest to dzieło świetnie skomponowane i ujęte literacko, ale przede wszystkim zwracające czytelnikowi uwagę na kwestie wolności jednostki i wszelkiej maści próby jej spętania.
Książka napisana w pierwszej połowie burzliwych lat 80. w Polsce i tak naprawdę opisująca pod przykrywką sci-fi totalitaryzm w PRL-u. Absolutnie jednak nie straciła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To ponadczasowe dzieło Wellsa czyta się znakomicie mimo ponad wieku dzielącego jego publikację od czytelnika.
Książka ta jest melanżem powieści podróżniczo-przygodowej i ówcześnie raczkującej współczesnej fantastyki naukowej, który wyszedł autorowi świetnie. Mamy tutaj typowy motyw rozbitka i jego trudu przetrwania na tropikalnej wyspie, ale przede wszystkim nieetycznych badań szalonego naukowca i eksperymentu, który wymknął się spod kontroli. H.G. Wells pochyla się nad tym tematem z perspektywy człowieka końca XIX w., który w wyniku trzęsienia ziemi, jakim było opublikowanie i przebicie się do ogólnej społecznej świadomości "O powstawaniu gatunków" Charlesa Darwina, dostrzega niezaprzeczalne fizjologiczne podobieństwo między różnymi gatunkami zwierząt i człowiekiem. Jakie mogą być efekty ingerencji w integralność organizmów zwierzęcych i prób nadania im cech ludzkich? Jak mogłyby wyglądać relacje między człowiekiem a takimi hybrydami? Co kieruje badaczem dokonującym niemoralnych eksperymentów? Odpowiedzi na te pytania szuka autor kilka dekad przed rozwojem technik inżynierii molekularnej pozwalającej na klonowanie i wprowadzanie zmian w genomie - powieść tematyką wyprzedza swoją epokę.
Mamy tutaj także subtelne, lecz umiejętnie wprowadzone elementy grozy wynikające z kontaktu człowieka z istotami o cechach ludzkich, ale ludźmi niebędącymi i próbą ich pewnego skatalogowania, osadzenia w świecie i określenia ich rzeczywistego charakteru.
Końcówka powieści ukazuje bardzo dojrzały stosunek autora do nauki w ogóle - postęp naukowy, pomimo swoich wad i niesionych zagrożeń, powinien być głównym kierunkiem rozwoju ludzkości.

To ponadczasowe dzieło Wellsa czyta się znakomicie mimo ponad wieku dzielącego jego publikację od czytelnika.
Książka ta jest melanżem powieści podróżniczo-przygodowej i ówcześnie raczkującej współczesnej fantastyki naukowej, który wyszedł autorowi świetnie. Mamy tutaj typowy motyw rozbitka i jego trudu przetrwania na tropikalnej wyspie, ale przede wszystkim nieetycznych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest lepiej niż w pierwszym tomie, choć nie idealnie. Jedna rzecz z pewnością utrzymała się na najwyższym poziomie - bogactwo pomysłów.
Przede wszystkim mamy tu do czynienia z o wiele bardziej socjologicznym sci-fi. Autor szeroko opisuje nastroje społeczeństw, ich politykę międzynarodową i społeczną zarówno na Ziemi, jak i w Kosmosie, oraz ich wzajemne relacje. Czasami wydają się one dziwne, irracjonalne, chwilami musiałem wręcz traktować je z przymrużeniem oka, ale ostatecznie kto tak naprawdę jest w stanie przewidzieć, jak dokładnie by to wyglądało? Czy przypadkiem i otaczająca nas rzeczywistość nie jest pełna przeciwstawieństw, absurdów i uprzedzeń, więc czemu miałoby się to diametralnie zmienić w tak stosunkowo niewielkim czasie? Na pewno z socjologicznego punktu widzenia książka jest bardzo rozbudowana i ambitna, przez co daje także szeroki kontekst ogólny przedstawianej historii - coś, czego poprzedniczce nieco brakowało.
Skrupulatna analiza zjawisk społecznych i politycznych spowolniła przebieg wydarzeń, ale jednocześnie go uporządkowała.
Aspekty technologiczne nie zachwycają już tak bardzo jak w "Problemie trzech ciał". Wynikać to może z przeniesienia dużej części akcji powieści na typową scenę sci-fi - do przestrzeni kosmicznej, a więc na mocno wyeksploatowane pomysłowo pole. Raczej nie mamy już tutaj do czynienia z rozwiązaniami technicznymi, które wywołują reakcję "wow" - chociaż do banalnych też absolutnie nie można ich zaliczyć - co wynika na pewno w dużej mierze z fabularnie uzasadnionego skupienia się na fizyce klasycznej, a nie na zawoalowanej alogicznością mechanice kwantowej.
Motyw miłosny został osadzony dziwnie, nie powiedziałbym, że niepotrzebnie, bo patrząc szczególnie na ostatnie strony, swoją funkcję filozoficzną w jakiejś mierze spełnił, ale był przeciągnięty i wyolbrzymiony. Nie wiem, dlaczego miejscami autor tak bardzo starał się forsować go na pierwszy plan. Na pewno dodał książce trochę stylistycznych barw, szczególnie w postaci momentami pięknie sporządzonych opisów stanów wewnętrznych bohaterów i krajobrazów.
Skoro już o stylistyce mowa, to dialogi, mimo tego że w mniejszym stopniu niż w pierwszej części trylogii, nadal gdzieniegdzie kuleją, analogicznie do charakterystyki postaci, co wynika chyba z warsztatu autora, który, jak sam przyznaje, w dużej mierze tworzy swoich bohaterów jako elementy wpasowujące się w historię, przez co w moim odczuciu w większości nie powstają w jego prozie pełnoprawnie "żyjące" byty literackie.
Zwroty fabularne pod koniec zaskakują i ze sprawnością kowalskiej osełki ostrzą czytelnicze zęby na kolejny tom.

Jest lepiej niż w pierwszym tomie, choć nie idealnie. Jedna rzecz z pewnością utrzymała się na najwyższym poziomie - bogactwo pomysłów.
Przede wszystkim mamy tu do czynienia z o wiele bardziej socjologicznym sci-fi. Autor szeroko opisuje nastroje społeczeństw, ich politykę międzynarodową i społeczną zarówno na Ziemi, jak i w Kosmosie, oraz ich wzajemne relacje. Czasami...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To dzieło z niemalejącym apetytem się pochłania. Jest bardzo zwarte, jednak stylistycznie na tym nie cierpi; świat przedstawiony jest żywy - jawi się w wyobraźni w sposób pełny, akcja przebiega dynamicznie, zwroty fabularne są wręcz pysznie zaskakujące i sprawnie zracjonalizowane. Dylematy moralne głównego bohatera i jego dialog wewnętrzny przedstawione zostały w sposób niebanalny i gdzieniegdzie oprószone reminiscencjami jego doświadczeń. Motyw miłosny nie został tutaj wyzuty z szeregu jakże ludzkich wątpliwości, wahań i rozważań.
Zajdel cudownie przedstawia relacje między rozproszonymi we Wszechświecie społecznościami, tworzącymi innym i samym sobie utopie różnymi metodami inżynierii społecznej.
Przebija się także mocno narracja presji środowiska i perspektywy ciągłości rzeczy jako głównych czynników motywujących ludzkie postępowanie.
Można byłoby z pozoru czepiać się tutaj nierozwinięcia niektórych aspektów fabularnych, oczekiwać jeszcze bardziej pogłębionej analizy socjologicznej, lecz w moim odczuciu utwór w swojej finalnej, skondensowanej formie jest kompletny i w odbiorze znakomity.

To dzieło z niemalejącym apetytem się pochłania. Jest bardzo zwarte, jednak stylistycznie na tym nie cierpi; świat przedstawiony jest żywy - jawi się w wyobraźni w sposób pełny, akcja przebiega dynamicznie, zwroty fabularne są wręcz pysznie zaskakujące i sprawnie zracjonalizowane. Dylematy moralne głównego bohatera i jego dialog wewnętrzny przedstawione zostały w sposób...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nieśmiertelność tej powieści wynika moim zdaniem z cieknącego z każdej stronicy ciężkiego gotyckiego klimatu tajemniczości, niepewności, bycia wystawionym na działanie siły nieczystej i dzikiej, która to przenika w sposób mniej lub bardziej oczywisty coraz głębiej w życie bohaterów, zatruwając je swoją obecnością. Na tę niesamowitą atmosferę składa się także sama narracja epistolarna, malowniczo opisana sceneria Transylwanii, typowy dla epoki wiktoriańskiej portret kobiety (obecnie mocno przestarzały, jednakże wpasowujący się idealnie w realia utworu), determinacja i nieustępliwość bohaterów, którzy to bezustannie działają wspólnie na rzecz zażegnania niebezpieczeństwa, a także obecny w postaciach dr Sewarda i van Helsinga spór między oświeceniowym racjonalizmem a romantycznym - uczuciowym i zabobonnym - pojmowaniem świata.
Na minus oceniłbym niekiedy przydługie opisywanie, często w postaci salw powtórzeń na kolejnych stronach, stanów emocjonalnych bohaterów, a także sam finał historii, który dosyć mocno mnie zawiódł. Pomimo tych wad, "Draculę" ponad 100 lat od jego wydania nadal czyta się znakomicie.

Nieśmiertelność tej powieści wynika moim zdaniem z cieknącego z każdej stronicy ciężkiego gotyckiego klimatu tajemniczości, niepewności, bycia wystawionym na działanie siły nieczystej i dzikiej, która to przenika w sposób mniej lub bardziej oczywisty coraz głębiej w życie bohaterów, zatruwając je swoją obecnością. Na tę niesamowitą atmosferę składa się także sama narracja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Możliwych interpretacji tej książki jest multum; od oczywistych, takich jak: dystopijny obraz państwa totalitarnego sięgającego granic absurdu i kontroli nad obywatelem w iście kafkowskim stylu, krytyka pogmatwanej biurokracji, aż po traktat filozoficzny drążący najbardziej zagadkowe i nurtujące problemy ontologiczne. Nie można odmówić Lemowi stworzenia książki niezwykle bogatej znaczeniowo.
To tyle o tym, co autor z grubsza chciał przekazać lub sugeruje tą powieścią, a teraz jeden ogromny problem, przez który męczyłem tę książkę dwa tygodnie - wszechogarniające groteska, surrealizm, oniryzm, obecne prawie w każdym zdaniu, a już szczególnie w dialogach, przez które czyta się to jak bełkot. Przez cały czas odnosiłem nieprzyjemne wrażenie, że aby cokolwiek z lektury zrozumieć, trzeba każdy akapit analizować, rozbierać na czynniki pierwsze, domyślać się, co Lem chciał przez to powiedzieć i w efekcie mam tu do czynienia z jakąś paskudną stylistycznie, toporną w odbiorze zbieraniną słów. W pewnym momencie przestało mnie zupełnie obchodzić, jak potoczą się dalej losy głównego bohatera, gdyż wszystkie następujące po sobie sekwencje tworzą nawarstwiający się chaos, z którego fabularnie, w moim odczuciu do ostatniego zdania, nic nie wynika.
Chciałbym ponownie zagłębić się w ten utwór, żeby lepiej lub inaczej go zinterpretować, ale przez ten lemowy wybryk stylistyczny najpewniej nigdy tego nie zrobię.

Możliwych interpretacji tej książki jest multum; od oczywistych, takich jak: dystopijny obraz państwa totalitarnego sięgającego granic absurdu i kontroli nad obywatelem w iście kafkowskim stylu, krytyka pogmatwanej biurokracji, aż po traktat filozoficzny drążący najbardziej zagadkowe i nurtujące problemy ontologiczne. Nie można odmówić Lemowi stworzenia książki niezwykle...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Bajki robotów" to zbiór opowiadań i opowiastek, w których to Lem bawi się formą, mieszając w kotle stylu sci-fi z baśnią. Mikstura wychodzi z tego różna; pierwsze utwory w książce nie są zbyt interesujące, późniejsze są już zdecydowanie lepsze i stanowią clou "Bajek", aż dochodzimy do trzech ostatnich, które współtworzą także mistrzowską "Cyberiadę". Mamy tutaj sporą dozę ciekawych pomysłów, humoru, zabawy słowem, błyskotliwych neologizmów, ale także rozważań nad kondycją człowieka (a może robota?, a może ostatecznie na jedno wychodzi?), stosunkiem istoty rozumnej do Wszechświata, a wreszcie i satyry politycznej. Książka warta przeczytania, szczególnie jako swego rodzaju preludium do wspomnianej "Cyberiady".

"Bajki robotów" to zbiór opowiadań i opowiastek, w których to Lem bawi się formą, mieszając w kotle stylu sci-fi z baśnią. Mikstura wychodzi z tego różna; pierwsze utwory w książce nie są zbyt interesujące, późniejsze są już zdecydowanie lepsze i stanowią clou "Bajek", aż dochodzimy do trzech ostatnich, które współtworzą także mistrzowską "Cyberiadę". Mamy tutaj sporą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przystępnie przedstawione niektóre z mitów krajów północy. Autor umiejętnie i barwnie zredagował historie, które jako tekst źródłowy mogą być miejscami nużące. Czyta się to przyjemnie i lekko. Odnoszę jednak wrażenie, że część z nich mogła być, bo wykazuje ku temu duży potencjał, bardziej dopracowana. Gaiman nie skupił się także w przytłaczającym stopniu na zawiłej genealogii i rodowodach. Irytujące było dla mnie pojawiające się czasami burzenie czwartej ściany w losowych miejscach w postaci jedno-, dwuzdaniowych wstawek, które miały chyba pełnić rolę humorystyczną. Nie udało im się spełnić tego zadania, skutecznie rozwiewały natomiast atmosferę czytanej opowieści.

Przystępnie przedstawione niektóre z mitów krajów północy. Autor umiejętnie i barwnie zredagował historie, które jako tekst źródłowy mogą być miejscami nużące. Czyta się to przyjemnie i lekko. Odnoszę jednak wrażenie, że część z nich mogła być, bo wykazuje ku temu duży potencjał, bardziej dopracowana. Gaiman nie skupił się także w przytłaczającym stopniu na zawiłej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z każdą kolejną książką Pilipiuka utwierdzam się w przekonaniu, że im krócej, tym u niego lepiej, choć i to absolutnie nie jest regułą, co zresztą "Rzeźnik drzew" zdaje się potwierdzać.
Autor ma talent do koncypowania świetnych światów, problemem staje się jednak umiejętne przeniesienie ich na papier, a już szczególnie zakończenie historii gładko i z polotem.
Przede wszystkim te dialogi... charakteryzacja raz występuje, raz nie - różne postacie w różnych utworach wypowiadają się prawie identycznie, a dodatkowo praktycznie nie istnieje tutaj archaizacja, mimo tego że akcja wielu opowiadań rozgrywa się około wieku temu.
Kolejnym męczącym mankamentem są tyrady polityczne, które Pilipiuk gdzieniegdzie wykrzykuje, wpychając je w usta przypadkowych postaci.
Zbiór zawiera 12 nierównych opowiadań:
- są tu opowieści nudne, przeciągnięte, których akcja wlecze się niemiłosiernie przez dziesiątki stron ("Sprawa Filipowa", "Czytając w ziemi", "Bunt szewców", "Teatralna opowieść"), a finał których często ujęty jest na jednej lub dwóch stronach i, mówiąc najdelikatniej, nie zachwyca;
- utwór tytułowy jest za to dziwacznie skrócony. Pomysł jest ciekawy, ma potencjał przynajmniej na rozwinięcie głównego wątku, może też na wprowadzenie pobocznych, ale autor z jakiegoś powodu nie poczynił ku temu żadnych kroków;
- znalazł się tu nawet jeden gniot, mianem którego określiłbym pierwsze kilkustronicowe opowiadanie zmajstrowane na kolanie okropnym językiem, od którego już na początku książki odechciewa się czytać;
- mamy tu też opowieści znacznie się wyróżniające, są to: "Szantaż", "Poddasze" i "Serce kamienia", które wywarły na mnie wrażenie nie tyle pomysłem, bo "Poddasze" w dużej mierze kojarzy mi się z "Muzyką Ericha Zanna" Lovecrafta, a "Serce kamienia" z "Maską" Roberta W. Chambersa, co eleganckim wykonaniem z dobrze wplecionymi elementami grozy;
- pozostałe opowiadania były przeciętne, niczym pozytywnym mnie nie zaskoczyły, może oprócz komediowej końcówki "Połoza", ale też specjalnie nie zawiodły moich oczekiwań.

Z każdą kolejną książką Pilipiuka utwierdzam się w przekonaniu, że im krócej, tym u niego lepiej, choć i to absolutnie nie jest regułą, co zresztą "Rzeźnik drzew" zdaje się potwierdzać.
Autor ma talent do koncypowania świetnych światów, problemem staje się jednak umiejętne przeniesienie ich na papier, a już szczególnie zakończenie historii gładko i z polotem.
Przede...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Spotkanie z Ramą" to powieść wydana w 1973 r. i mocno daje się to odczuć - nie zestarzała się najlepiej.
W roku wydania, czyli 3 lata przez dokładnym zapoznaniem się przez szersze grono czytelników z pomysłem i zasadami działania cylindra O'Neilla, książka na pewno wzbudzała większe emocje. Obecnie zawarte w niej kosmiczne cuda technologiczne zdecydowanie wypadły z kategorii innowacji. Pierwsza 1/3 książki to przeciągający się, mało porywający opis ów cylindra zapoznający czytelnika krok po kroku z ideą tej megastruktury. Jeśli odbiorca ma o niej wcześniej nabytą wiedzę, to ciężko przez ten fragment powieści przebrnąć.
Później jest już lepiej, przebieg wydarzeń został zdynamizowany. Wybijają jednak akcję z rytmu wstawki z obrad zgromadzenia międzyplanetarnego, podczas czytania których odnosi się wrażenie, że biorący w nich udział specjaliści i ambasadorzy są mniej kompetentni od uczestników polskich komisji sejmowych (na plus zasługuje jednak, bardzo prawdopodobne w świecie przedstawionym, ukazanie rywalizacji i reprezentowania interesów własnych stref wpływu przez mieszkańców różnych ciał niebieskich). Tutaj warto nadmienić od razu kolejny problem - w moim odczuciu dialogi między bohaterami często trącą infantylizmem. Ma się wrażenie, jakby zamiast najtęższych umysłów ludzkości rozmawiali ze sobą nastolatkowie.
Sama charakterystyka postaci jest w dużej mierze powierzchowna. Autor uparcie próbuje ją budować wstawkami z biografii bohaterów, ale bez wcześniejszego emocjonalnego związania czytelnika z członkami załogi, niewiele w ostatecznym rozrachunku one wnoszą i mało co odbiorcę interesują. Stają się przez to kolejnym drażniącym elementem wybijającym akcję z głównego toru. Nakładanie się tego na dialogi daje efekt "bohatera papierowego".
Załoga "Śmiałka" zachowuje się podczas eksploracji Ramy z pozoru racjonalnie. Z pozoru, bo ostatnia wyprawa badawcza przeczy tej budowanej przez prawie całą książkę racjonalności. Komandor nie chce naruszać struktury statku obcych przez całą powieść, o czym często wspomina, aż nagle decyduje się to zrobić w momencie najmniej dogodnym, bo podczas przemierzania całej powierzchni cylindra przez bioboty, których natura nie została do końca poznana.
Można byłoby tutaj doszukiwać się motywu słabości człowieka, dominacji jego popędów i pragnień nad zasadami i kodeksem moralnym. Dla mnie jednak ten element fabuły po prostu nie pasuje; przynajmniej trochę - zdecydowanie za późno - rozbija papierowość Nortona.
Pomysł z powstawaniem biobotów z organicznej zupy jest ciekawym, szkoda, że tak słabo rozwiniętym, spojrzeniem na możliwości bioinżynierii.

"Spotkanie z Ramą" to powieść wydana w 1973 r. i mocno daje się to odczuć - nie zestarzała się najlepiej.
W roku wydania, czyli 3 lata przez dokładnym zapoznaniem się przez szersze grono czytelników z pomysłem i zasadami działania cylindra O'Neilla, książka na pewno wzbudzała większe emocje. Obecnie zawarte w niej kosmiczne cuda technologiczne zdecydowanie wypadły z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy "Problem trzech ciał" warto przeczytać? Zdecydowanie tak! Jest to powieść rewelacyjna, która z wielką siłą wciągnęła mnie w swój świat. Ma jednak swoje mankamenty.

Wszelkie aspekty naukowe i techniczne są zawiłe, budzą podziw wobec kreatywności autora i w dużej mierze zostały zachowane w granicach prawdopodobieństwa. Napisano je bardzo przystępnie, w większości, na szczęście, nie zahaczając o łopatologię.
Nie brakuje tutaj przedstawionych na szeroką skalę analiz socjologicznych, w tym wobec kontaktu z cywilizacją pozaziemską; autor częściej prowokuje refleksje i rozważania filozoficzne u czytelnika, głównie w kontekście perspektywy kosmicznej, choć obejmują one także w zwracającym na to uwagę stopniu ekologię i antyhumanizm, niż wałkuje je na kartach powieści.
Fabuła jest największym atutem "Problemu trzech ciał". Jest zgrabna, trzyma się kupy od pierwszej do ostatniej strony, jej dynamika została umiejętnie przemyślana - powieść nie znużyła mnie, ani nie była przepakowana akcją w żadnym momencie. Nie ma tutaj fragmentów chaotycznych, w których nie wiadomo co się dzieje. Fabuła i zwroty jej akcji są z wielką gracją racjonalizowane podług zasad świata przedstawionego.
Stylistka jest zdecydowanie niedopracowana, oceniłbym ją jako "do przyjęcia". Nie wiem, w jakim stopniu wynika to z przekładu na język polski z tłumaczenia na angielski, a nie bezpośrednio z języka oryginału, a w jakim z samego warsztatu autora. Zastosowane tutaj środki stylistyczne są dosyć ubogie. Rzuca się to w oczy i przeszkadza. Na wyróżnienie w tym aspekcie zasługują jednak znakomicie wprowadzone elementy horroru kosmicznego. Dialogi pełnią swoją rolę i to tyle - daleko im do bycia porywającymi.

Czy "Problem trzech ciał" warto przeczytać? Zdecydowanie tak! Jest to powieść rewelacyjna, która z wielką siłą wciągnęła mnie w swój świat. Ma jednak swoje mankamenty.

Wszelkie aspekty naukowe i techniczne są zawiłe, budzą podziw wobec kreatywności autora i w dużej mierze zostały zachowane w granicach prawdopodobieństwa. Napisano je bardzo przystępnie, w większości, na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy dobrze się bawiłem? Do połowy nawet bardzo dobrze, później było już tylko gorzej.
Odczuwam dosyć silny niedosyt, widać tu niewykorzystany potencjał.
Utwór z założenia nastawiony na rozwój wydarzeń; bez wyraźniejszych problemów i rozważań, ogólnie ująwszy, filozoficznych.
Świat przedstawiony jest ciekawy, surrealistyczny, inspirowany na pierwszy rzut oka do pewnego stopnia "Boską komedią" oraz - co zresztą jest dosyć typowe dla twórczości Grzędowicza - "Ogrodem rozkoszy ziemskich" Boscha, opisy jego obrazowe, chociaż zasady nim rządzące są tajemnicą, która w miarę przebiegu książki nawarstwia się. I tu jest chyba główny problem - mam wrażenie, że reguły świata Pomiędzy, jego funkcjonowanie, są nieprzejrzyste nie tylko dla bohaterów, ale i dla samego autora. Wynika z tego niedopracowana fabuła, w ostatecznym rozrachunku dosyć miałka, przerwana nagle w połowie książki przydługim opisem przygód bohatera w widmowej krainie, z którego fabularnie nie wynika prawie nic, a który, odnoszę wrażenie, był próbą ratowania książki tym, co w niej najlepsze - specyficzną scenerią spirytualną. Grzędowicz nawrzucał tutaj trochę nowych postaci, których losy były, bardziej niż pobocznymi wątkami fabularnymi, dalszą częścią opisu książkowej rzeczywistości - dla mnie już mało porywającą, miejscami wręcz nużącą.
Mocną stroną oprócz przedstawienia świata były niektóre fragmenty, jak chociażby ten na wieży klasztornej, czy w kostnicy.
Kulminacja wydarzeń, no cóż... była przede wszystkim chaotyczną sekwencją przeczącą zbudowanej charakterystyce - z braku laku tak go nazwijmy - głównego antagonisty, co było bezpośrednim wynikiem niedoprecyzowanego głównego wątku fabularnego.

Czy dobrze się bawiłem? Do połowy nawet bardzo dobrze, później było już tylko gorzej.
Odczuwam dosyć silny niedosyt, widać tu niewykorzystany potencjał.
Utwór z założenia nastawiony na rozwój wydarzeń; bez wyraźniejszych problemów i rozważań, ogólnie ująwszy, filozoficznych.
Świat przedstawiony jest ciekawy, surrealistyczny, inspirowany na pierwszy rzut oka do pewnego...

więcej Pokaż mimo to