SadisticWriter

Profil użytkownika: SadisticWriter

Nie podano miasta Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 3 lata temu
496
Przeczytanych
książek
694
Książek
w biblioteczce
112
Opinii
650
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Kobieta
Dodane| 5 książek
Ta użytkowniczka nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach: , , , ,

To już trzeci tom z serii BOMBOnierek, opowiadającej o siostrach Tanberry. Tym razem mogliśmy zapoznać się z historią jednej z bliźniaczek – Summer. Co można o niej powiedzieć tak w skrócie? Na pewno to, że jest perfekcjonistką, która… najzwyczajniej w świecie utraciła kontrolę nad swoim życiem. I to tym bardziej przerażające, bo… dziewczyna ma zaledwie trzynaście lat. Ta część chyba idealnie pokazuje, jak łatwo z pasji wpaść w obsesję. Tak, tym razem Cathy Cassidy nie przebierała w słowach. Ani w fabule.


SŁODKO RAZ, GORZKO DWA…

Myślałam, że nic więcej nie da się powiedzieć o tej serii. Że każda moja recenzja w zasadzie będzie wyglądała tak samo. W końcu czego możemy się spodziewać po takiej książeczce z niewinnym tytułem i słodką okładką? Myślę, że ta urocza otoczka to jednoczesna wada, jak i zaleta tej historii. Wada, bo tak naprawdę, jeżeli ktoś spojrzy na okładkę, może od razu stwierdzić: to nie dla mnie, bo za słodko, poza tym... pff, młodzieżówka dla dzieciaków. Zaleta, bo spodziewamy się właśnie bolącej zęby słodyczy, a tymczasem dostajemy kawał dobrej, choć wciąż prostej powieści, która z pewnością jest potrzebna dzisiejszej, młodej warstwie społeczeństwa.
W zasadzie cechą wspólną każdego tomu jest to, że bardzo młode osoby, które dopiero powoli wchodzą w dorosłość, próbują poradzić sobie samemu ze swoimi problemami, zamykając się przed innymi. Za każdym razem łamie mi to serce. To przykre, że młode osoby tak wiele muszą przechodzić same, a to przecież nie do końca fikcja. Takie rzeczy dzieją się na co dzień w realnym świecie. Dlatego uważam, że to wartościowa literatura dla nastolatek, które czują się dokładnie tak samo, jak bohaterki BOMBonierek.
Wydaje mi się, że tym razem Cathy Cassidy poszła o krok dalej. Pierwszy tom rozpoczynał się jeszcze łagodnie – poprzez opowieść Cherry powoli byliśmy wprowadzani w fabułę. Przy Skye ruszyliśmy do przodu – pojawił się jakiś dramat. A tutaj? Wow. Nie spodziewałam się, że autorka dotknie takiego tematu jak zaburzenie odżywiania. Co prawda mam pewne zastrzeżenia do sposobu poprowadzenia tego wątku, ponieważ to wszystko zostało trochę… płasko przedstawione, ale jednak te książki mają to do siebie, że nie rozwodzą się zbytnio w opisach. Mają mieć prosty i dosadny przekaz.

CO SŁYCHAĆ U SIÓSTR TANBERRY?

Co słychać? W zasadzie to dużo. Tym razem skupiamy się bardziej na historii Summer. Naprawdę było mi jej szkoda. Została zupełnie sama, na dodatek wszyscy ludzie dookoła wywoływali w niej presję, powtarzając, że jest osobą skazaną na sukces. Summer kochała balet, aż w końcu jej pasja zamieniła się w obsesję, a obsesja doprowadziła do tego, że pojawiły się u niej zaburzenia odżywiania. Muszę przyznać, że przez moje współczucie przebijała się czasem irytacja, bo wyciągała naprawdę głupie wnioski z zachowań swoich bliskich. Kiedy inni starali się wokół niej skakać, ona powtarzała, że są przeciwko niej. I wszystko byłoby w porządku, w końcu dziewczyna miała ze sobą duży problem, gdyby takie sytuacje nie powtarzały się na każdym kroku i to nawet przy błahej sprawie. Ale to w zasadzie jedyne, co mogę zarzucić Summer. Podobał mi się u niej wątek ze strachem przed dorosłością. To, jak przeraziła się tym, że z małej dziewczynki przemienia się w kobietę. Dużo nastolatków ma przecież takie obawy. Na to często wpływa presja środowiska. Niektórzy dorastają szybciej, niektórzy wolniej.
Trochę w tej książce cierpiał niewidzialny Alfie. Czego on nie robił, żeby Summer go zauważyła! A ta w naprawdę wredny sposób go odrzucała. Całe szczęście – wątek jakoś się rozwinął (co było do przewidzenia). Nie wszystko tutaj było jednak do przewidzenia! Na pewno nie miła Honey – najstarsza z sióstr. Do tej pory strasznie mnie irytowała. W tym tomie również robiła wokół siebie dramy, ale była jakaś bardziej znośna i… miała większą rolę. Przede wszystkim pierwszy raz pokazała, że martwi się o siostrę.
I to w sumie na tyle. Reszta sióstra jakoś się trzyma, ale stanowiły tylko tło dla historii.

POWRÓT DO GORZKIEJ FABUŁY…

W zasadzie to tym razem nie mamy tu niczego słodkiego. Przez większość czasu jest gorzkość. I tym mnie już autorka zaskoczyła (pomijając ten wątek o zaburzeniu odżywiania, który również mnie zdziwił). Zaskoczyło mnie też to, że choć można było się domyślić rozwiązania niektórych wątków, to jednak… były momenty, kiedy się wahałam, jak to się może skończyć. Zastanawiało mnie, w którą stronę Cathy Cassidy pójdzie – czy w słodziutkie zakończenie, czy może w coś większego. I tu się nie zawiodłam.

Podsumowując. Moim zdaniem każdy tom BOMBOnierek trzyma poziom, ale wobec tego tomu zaczynam się zastanawiać, czy… autorka jeszcze bardziej nie popłynie w gorzkość! Im dalej, tym wyżej stawia sobie poprzeczkę. Oby nie było tak, że nagle słodka okładka kompletnie zacznie kolidować z fabułą, wtedy czytelnik będzie mógł się poczuć już odrobinkę oszukany.
Cóż, zostaje mi czekać na kolejny tom! A wam polecam przeczytać tę letnią powieść na odmóżdżenie. Mnie dobrze wywiodła z czytelniczego marazmu.

http://demoniczne-ksiazki.blogspot.com/2020/07/co-za-duzo-to-niezdrowo-cathy-cassidy.html

To już trzeci tom z serii BOMBOnierek, opowiadającej o siostrach Tanberry. Tym razem mogliśmy zapoznać się z historią jednej z bliźniaczek – Summer. Co można o niej powiedzieć tak w skrócie? Na pewno to, że jest perfekcjonistką, która… najzwyczajniej w świecie utraciła kontrolę nad swoim życiem. I to tym bardziej przerażające, bo… dziewczyna ma zaledwie trzynaście lat. Ta...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Cukier, słodkości i różne śliczności – tak przynajmniej można stwierdzić, kiedy spojrzymy na okładkę Piankowego nieba. W tym momencie przydałaby się jednak cenna, dobrze nam znana przestroga: nie oceniaj książki po okładce! Bo może rzeczywiście znajdziemy tutaj słodycze, od których chwilami będą bolały nas zęby, ale uwierzcie mi, one tylko w wersji do zjedzenia, bo jeżeli chodzi o całą fabułę to już tak kolorowo nie ma.

CUKIER, SŁODKOŚCI I TROCHĘ… GORZKOŚCI?

Nie zrozumcie mnie źle. Ta książka nie jest dramatyczna i nie wyciska miliona łez (chociaż moich kilka wycisnęła), bo mimo wszystko jest to powieść dla młodszych czytelników, którzy dopiero wkraczają w okres dorastania, a co za tym idzie: raczej Cathy Cassidy nie chciała nikogo oblać wiadrem zimnej wody, ale wciąż jest to historia dosyć poruszająca, szczególnie jeżeli chodzi o wnętrze bohaterki. Powiem tak: autorka trzyma poziom pierwszego tomu. W ciekawy sposób pokazuje, że młode osoby też mogą czuć się samotne, wyobcowane i również mogą mieć własne problemy, czy to mniejsze, czy większe. Ba, nawet ktoś tak wiekowy jak ja mógł się spokojnie utożsamiać z główną bohaterką, choć w przypadku starszych osób może to być po prostu swoisty powrót do czasów młodości (nie żebym była już babcią po sześćdziesiątce, ale nie ukrywajmy, BOMBonierki to jednak seria dla osób w przedziale 10–14 lat. Oceny dokonuję na podstawie wieku bohaterek, tu się bez bicia przyznaję). W zasadzie w tym momencie mogłabym skończyć recenzję i przekierować was do recenzji poprzedniego tomu, bo wzór jest ten sam, choć może bohaterka inna, ale nie ma tak łatwo!

NIEIDEALNY INDYWIDUALIZM Z NUTKĄ VINTAGE

Sióstr Tanberry (tak, wciąż będę powtarzać, że to nazwisko nieziemsko mi się podoba) jest czwórka (plus piąta, bo jeszcze ta niebiologiczna, czyli Cherry z poprzedniego tomu). Tym razem mieliśmy do czynienia z jedną z bliźniaczek, która gdzieś pod koniec książki skończyła trzynaście lat – Skye. To taka typowa, niby cicha dziewczyna, która niekoniecznie rozkochuje w sobie wszystkich dookoła, w przeciwieństwie do swojej siostry, będącą ikoną popularności. Jak już się możecie domyślić, Skye całe życie była w jej cieniu, siebie samą uważając za mało interesującą, a jednak dziewczyna może się czymś popisać. Oprócz tego, że lubi styl vintage, ma obsesję na punkcie przeszłości. Kiedy jej mama wraz z ojcem Cherry znajdują na strychu kufer z sukniami i listami należący do osławionej miłosną historią kobiety, która jest jej przodkinią, Skye dosłownie popada w manię rozwiązywania zagadek. To o tyle różniący się od poprzedniej części tom, że zjawiają się tutaj takie drobne elementy fantasy, których na upartego wcale fantasy nie musimy zwać. Z drugiej strony w sumie trudno zwać przypadkowym to, że główna bohaterka w snach widuje chłopaka, którego rzeczywiście spotyka – dobrze, nieco się różni od tej sennej wersji, więc pewnie właśnie w taki sposób autorka chciała uciec od tej fantastyki w obyczajowej książce, ale cholera, ja i tak tu widzę domieszkę fantasy. Co prawda duchy i próba rozszyfrowania zagadek z przeszłości, z drobnym elementem grozy, przypomina trochę bardziej przygotówkę, ale jeżeli pojawia się jakaś różnorodność, to nie mamy na co narzekać. Mnie osobiście klimat odpowiadał, choć jednocześnie muszę przyznać, że to wszystko było… niezwykle przewidywalne i uproszczone. Z drugiej strony – czego oczekiwać od powieści, która jest dla dziewczynek w wieku 10–14? One na pewno się zakochają, skoro nawet mi bardzo miło brnęło się przez historię Skye. Ale powracając do bohaterki.
Problem Skye został tak przedstawiony, że dosłownie byłam gotowa wskoczyć do książki, stanąć na jakimś wzgórzu i zacząć się do niej drzeć, że nie jest sama. To taka dziewczynka, która w zasadzie dużo musiała przejść, tym bardziej, że niezbyt dzieliła się z ludźmi własnymi obawami. Jej najistotniejszym problemem jest to, że wszyscy dookoła dosłownie pokazują, że jest cieniem własnej siostry, na dodatek zarzuca się jej, że skoro nie interesuje się chłopakami, to nie jest dorosła. A Skye może i marzy o miłości, ale takiej prawdziwej i czystej, jak ze snów. Nie jest nastolatką w dosłownym znaczeniu tego słowa. To raczej marzycielka. I niech to, chociaż ledwo skończyła trzynaście lat, musiałam przyznać, że jakaś część mnie się z nią utożsamiała! Może dlatego tak mocno przeżywałam, kiedy dziewczyna była zupełnie sama z własnymi problemami. Także bohaterka na plus, nawet bardziej niż Cherry z poprzedniego tomu. Dodatkowo jako jedyna w całym domu po raz pierwszy sprzeciwiła się swojej jędzowatej siostrze, wokół której wszyscy do tej pory skakali, także gratuluję odwagi (tak, Honey znowu działała mi na nerwy, i gdybym spotkała taką wredną nastolatkę w życiu codziennym, pewnie bym jej zdrowo przypierniczyła patelnią, z drugiej strony… to bardzo fajne, że nie wszyscy bohaterowie są słodziutcy i bez wad. Nawet sama Skye, bo kilka błędów popełniła. I to jest w tej książce chyba najfajniejsze).
Jedyny problem, jaki mogę zarzucić tej książce, a już w zasadzie serii, to taki, że opisy czasem są tak krótkie, że w ciągu jednej linijki fabuła przeskakuje do innego miejsca albo czynu. Nie zawsze mi to pasowało, i nie zawsze przez to mogłam się wczuć, w końcu bohaterowie się nie teleportują, nawet w książkach młodzieżowych. Ale to by było w sumie na tyle, jeżeli chodzi o wady.
Podsumowując. Uważam, że to miła książka, przy której można odpocząć, ale i nieźle przejąć się losami bohaterki. Klimat słodko-gorzki, jak w pierwszym tomie. Przy okazji to nie trzeba jakoś szczególnie znać poprzedniej części. I tak wszystko wyjaśniane jest w międzyczasie. Także mimo tego, że uważam, iż była to odrobinę mniej ciekawsza BOMBonierka, to i tak dobrze się bawiłam, także polecam.

https://demoniczne-ksiazki.blogspot.com/2020/02/cukier-sodkosci-i-troche-gorzkosci.html

Cukier, słodkości i różne śliczności – tak przynajmniej można stwierdzić, kiedy spojrzymy na okładkę Piankowego nieba. W tym momencie przydałaby się jednak cenna, dobrze nam znana przestroga: nie oceniaj książki po okładce! Bo może rzeczywiście znajdziemy tutaj słodycze, od których chwilami będą bolały nas zęby, ale uwierzcie mi, one tylko w wersji do zjedzenia, bo jeżeli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Współcześnie powstaje ogrom książek, które ogłaszane są feministycznymi bestsellerami. Morski ogień również próbowano tak okrzyknąć, zapewne po to, aby przyciągnąć rzesze czytelniczek spragnionych kobiecej solidarności w ciężkiej walce z szowinizmem. Czy ta pełna emocji powieść rzeczywiście sprostała zadaniu? Już na wstępie mogę odpowiedzieć: trochę tak i trochę nie, ale zdecydowanie bardziej nie.

AKCJA ZA BURTĄ! CZY KTOŚ RZUCI KOŁEM RATUNKOWYM?!

Trochę tego feminizmu tutaj odnajdziemy, choćby przy tworzeniu form żeńskich rzeczowników. Otóż zamiast kapitana mamy kapitanę. Nie mogłam się trochę do tego przyzwyczaić, ale uważam, że to całkiem ciekawy zabieg. Tak poza tym to mamy tutaj prawie wyłącznie kobiecą załogę, która walczy o wolność (oczywiście głównie przeciwko mężczyznom, bo nawet wróg głównej bohaterki nim był). Na tym feminizm się kończy, bo sama fabuła niewiele z niego ma. Dobrze, mamy silne i niezależne młode kobiety, które potrafią nakopać do tyłka złym facetom, ale to by było na tyle, bo żadnej głębszej ideologii tu nie dostrzeżemy.
Przyznaję, że przy pierwszych stu stronach byłam naprawdę zainteresowana historią. Panowała tutaj napięta atmosfera, a akcja goniła akcję tak szybko, że nawet nie miałam czasu na złapanie oddechu. Zapoznawałam się z kolejnymi wątkami na jednym wdechu, przy okazji wydając raz na jakiś czas okrzyki wyrażające zdumienie lub niezadowolenie z powodu nieudanego przedsięwzięcia bohaterek. A potem, tak nagle, okazało się, że to bardzo schematyczna opowieść, która już niczym mnie nie zaskoczy. Historia polegała bowiem głównie na tym, że dziewczęca załoga podejmowała się trudnego do zrealizowania zadania, które mogło okazać się śmiertelne, wykonywały je z większymi lub mniejszymi problemami, ktoś ginął lub prawie ginął, ale i tak wszystko kończyło się zwycięstwem. Właśnie tak to wyglądało. I boli mnie ten niewykorzystany potencjał powieści. Gdyby ta akcja miała w sobie mniej schematów i nie stałaby się w efekcie tak przewidywalna, może do samego końca czułabym napięcie, które towarzyszyło mi na początku lektury, kiedy jeszcze nie byłam z nią obeznana. Przez to jakoś obojętniej znosiłam porażki załogi Caledonii i nawet kiedy one cierpiały, ja pozostawałam niewzruszona jak skała.
To, co działało na niekorzyść tej powieści to ciągła akcja. Przez wydarzenia, które miały być bezustannie nakrapiane emocjami, zostały zatracone osobowości bohaterów. Nie było tam nikogo, kto by się wyróżniał, łącznie z główną bohaterką. Niby jakieś cechy różniły poszczególne postacie, ale okazywało się, że są to tak śliskie i wymuszone fakty, że nie zyskiwały swojej realizacji w opowiedzianej historii, jakby autorce czasem się wydawało, że jeżeli coś napisze, to to się od razu spełni bez większego wysiłku. Kreacja bohaterów była naprawdę słaba. O samej Caledonii, która przewodziła dziewczęcym zespołem, mogę powiedzieć tylko tyle, że była niekiedy irytująca, podejmowała dziwne decyzje (szczególnie ta ostatnia była bardzo dziwna i nieracjonalna), miała problem z zaufaniem i jej życie polegało głównie na tym, że ukrywała prawdę, która wcale nie była taka bolesna dla czytelnika czy samych bohaterów, jak dla niej samej. Jeżeli miałabym coś powiedzieć o innych postaciach, uwierzcie mi, nie jestem kompletnie w stanie wyróżnić żadnej cechy charakterystycznej dla choćby jednego z nich. To smutne, że wszyscy zlali się w jedno, a jedyne, co ich wyróżniało to ich specyficzne pseudonimy (i tylko dlatego je pamiętam).
Może padały dotąd wyłącznie słowa krytyki, ale muszę przyznać, że książka mimo wszystko nie była taka zła. Owszem, trochę przeszkadzała mi schematyczność i to, że autorka pomimo dobrego pomysłu (choć mało oryginalnego) nie potrafiła nas zaskoczyć czymś nowym, trochę przeszkadzała mi jałowość postaci, a także głupota kapitany, ale jednak wcale się nie nudziłam. Ba, jestem wręcz ciekawa, co może wydarzyć się w kolejnym tomie powieści, bo zakończyła się w tak dziwaczny i niezrozumiały dla mnie sposób, że chciałabym się dowiedzieć, co autor miał na myśli. Poza tym, pomimo jałowości, spodobał mi się jeden męski bohater. Dobra, jego dziwnie nieuporządkowany związek z główną bohaterką to bardzo zagadkowa sprawa i nie wiem, czy taka do końca racjonalna, ale jednak chciałabym mu dać szansę, aby się jeszcze w odpowiedniej chwili wykazał. Zamysł dobry, teraz czekam na realizację.
Sam pomysł na historię, w której pewien chciwy władca wykrada z różnych miejsc dzieci, aby napychać je tajemniczym, niebieskim narkotykiem, który wyżera im mózg i odtąd stają się poddane swojemu panu, to nawet ciekawy zamysł. Tak samo jak połączenie tego wszystkiego piracką nicią. Czuję ten klimat, ale chciałabym bardziej poczuć fabułę i bohaterów. To jedyne, co mogę przekazać. Po prostu daję pani Natalie C. Parker szansę na rekompensatę.

http://demoniczne-ksiazki.blogspot.com/2020/01/roszpunko-rozpusc-swoje-wosy-marissa_5.html

Współcześnie powstaje ogrom książek, które ogłaszane są feministycznymi bestsellerami. Morski ogień również próbowano tak okrzyknąć, zapewne po to, aby przyciągnąć rzesze czytelniczek spragnionych kobiecej solidarności w ciężkiej walce z szowinizmem. Czy ta pełna emocji powieść rzeczywiście sprostała zadaniu? Już na wstępie mogę odpowiedzieć: trochę tak i trochę nie, ale...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika SadisticWriter

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
496
książek
Średnio w roku
przeczytane
55
książek
Opinie były
pomocne
650
razy
W sumie
wystawione
477
ocen ze średnią 6,6

Spędzone
na czytaniu
2 029
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
44
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
5
książek [+ Dodaj]