-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński5
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać358
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
Biblioteczka
2018-12-01
2018-12-18
"Może świat bezustannie udziela nam lekcji, rozmyślała, pokazuje, jak szybko zmieniają się różne rzeczy. Burze nadchodzą bez ostrzeżenia, ale też znikają bez śladu" (s. 138*).
"Różne rzeczy często wyglądają inaczej, kiedy spojrzymy na nie z dystansu" (s. 169).
To czwarta książka świąteczna przeczytana przeze mnie w tym roku i zarazem pierwsza zagraniczna. Różnicę czuć właściwie od razu. I nie chodzi o to, że nasze są genialne czy nie wiadomo jak zaskakujące. Nie, nie w tym rzecz. Polskie powieści o tej tematyce, które przeczytałam do tej pory, są po prostu co najmniej bardzo dobre, mają w sobie to "coś", czuć w nich magię świąt, nacisk położony jest na bożonarodzeniowe cuda, atmosfera i klimat są takie "swojskie", z bohaterami tak łatwo się utożsamić, a opisywane historie raczej nie mogłyby się zdarzyć w innym okresie roku, a nawet jeśli, straciłyby wtedy cały swój urok. A jak było w przypadku "Miłości na Gwiazdkę"? Pewnie już się domyślacie, że nie jestem zachwycona. Szczerze pisząc, mam mieszane uczucia, chociaż ta powieść naprawdę była dobra i ogólnie mi się podobała :) Jak dla mnie mocne 6/10, nie bardzo jest za co przyznać więcej.
Colleen Wright stworzyła bardzo przyjemną, ciepłą historię w świątecznym klimacie zimowego, zasypanego Vermontu w USA. Akcja dzieje się w pięknym, przytulnym, klimatycznym pensjonacie, w którym każdy może czuć się bezpiecznie i wszyscy są traktowani jak członkowie rodziny. Książka tak naprawdę nie ma głównego bohatera, postaci są traktowane jakby na równi, poświęca się im podobną ilość miejsca. Niespodziewanie pensjonat przeżywa prawdziwe oblężenie, kiedy drogi zostają zamknięte i dalsza jazda staje się niemożliwa, i to tuż przed Bożym Narodzeniem. Śnieżyca stanowi niemałe utrudnienie, więc goście zostają uwięzieni w "magicznym domu". Tak, jest magicznie, chociaż czasem oznacza to po prostu spore podkoloryzowanie rzeczywistości.
Ta opowieść dobrze pasuje na ten (przed)świąteczny czas, wprowadza w atmosferę Bożego Narodzenia, rozgrzewa, relaksuje, można przy niej odpocząć. Klimatyczny pensjonat dodaje uroku, małżeństwo, które go prowadzi, robi to z sercem, uśmiech może nie schodzić nam z ust, a bohaterowie zostali całkiem ciekawie dobrani. Jest przyjemnie, sympatycznie i ciepło. Mnóstwo pozytywnych emocji. Ale to za mało. Powieść jest zdecydowanie za bardzo przewidywalna, zbyt prosta, to wszystko jest takie... idealne, że aż sztuczne. Autorka przesłodziła i napisała historię w dużej części niewiarygodną, a upływ czasu to dla mnie jakaś abstrakcja - zachodzę w głowę, jak bohaterowie dokonali wydłużenia doby, bo chętnie bym z tego skorzystała. Rozumiem, że czas może płynąć wolniej, a my możemy spędzać go bardziej leniwie, ale bez przesady. Ogromny plus za opisy potraw, smaków i zapachów, a także dekoracji - to pomogło stworzyć świąteczny nastrój i pozwoliło trochę "odpłynąć", zwolnić.
To książka, którą jak najbardziej można lubić, świetna, by oderwać się od rzeczywistości, osobiście chętnie odwiedziłabym Evergreen Inn, przynajmniej na weekend, a nawet poznała bohaterów :) Szkoda, że za dużo cukru, miodu i czekolady, bo mogłoby wyjść coś po prostu lepszego. "Miłość na Gwiazdkę" to historia o spełnianiu marzeń, poszukiwaniu siebie, nieprzewidywalnym losie i niespodziankach, jakie możemy otrzymać od życia każdego dnia, o tym, byśmy docenili to, co mamy, oraz o miłości i przyjaźni. A wszystko w świątecznej atmosferze. Polecam, ale z zachowaniem dystansu :)
"Może świat bezustannie udziela nam lekcji, rozmyślała, pokazuje, jak szybko zmieniają się różne rzeczy. Burze nadchodzą bez ostrzeżenia, ale też znikają bez śladu" (s. 138*).
"Różne rzeczy często wyglądają inaczej, kiedy spojrzymy na nie z dystansu" (s. 169).
To czwarta książka świąteczna przeczytana przeze mnie w tym roku i zarazem pierwsza zagraniczna. Różnicę czuć...
2018-12-24
"Z rozsypanych elementów udało się posklejać układankę, ale ślady kleju na łączeniach wciąż brutalnie przypominały o tym, jak niewiele potrzeba, aby zburzyć uporządkowane życie kilkorga ludzi" (s. 170).
"Każdy ma problemy. W życiu potrzebna jest równowaga. Nie może być przez cały czas dobrze, bo gdyby od czasu do czasu nie było źle, nie potrafilibyśmy tego docenić" (s. 358).
"Z czasem przekonałam się, że nawet jeśli w danym momencie nie potrafimy dostrzec źródła światła, to nie znaczy, że go nie ma" (s. 297).
Ta powieść była... dziwna. Przez pierwsze około 150 stron byłam rozczarowana. Obawiałam się, że będzie tak już do końca, ale później, na szczęście, zrobiło się lepiej, ciekawiej, nie raził mnie już aż tak sposób, w jaki pisała autorka. Zostało poruszonych kilka bardzo ważnych tematów, o których niezbyt często się pisze, pokazano od środka problemy bohaterek. To zdecydowanie na plus. Książka ogólnie była całkiem dobra, ale, niestety, to najsłabsza historia świąteczna, którą miałam okazję przeczytać w tym roku. Szału nie było, nie zachwyciła mnie. Myślę jednak, że jest trochę ponadprzeciętna, czytało się bardzo szybko, przyjemnie spędziłam czas, ale miałam nadzieję, że to będzie jedna z lepszych książek świątecznych. Autorka to podobno mistrzyni kobiecych emocji, a ja... do pewnego momentu nie odczuwałam prawie żadnych emocji. Później trochę się ich pojawiło, ale niezbyt wiele i absolutnie nie wyglądało to tak, jak powinno. Pod względem emocjonalnym wyszło słabo, może dlatego, że powieść jest średnio wiarygodna, ale o tym za chwilę. Magdalena Majcher dobrze opisała uczucia bohaterek, to prawda, lecz nie przechodzą one za bardzo na czytelnika. Osobiście tego nie zauważyłam.
Bohaterowie są dość zróżnicowani, ale... nie bardzo da się z nimi jakoś utożsamić. Realizacja mogła być dużo lepsza, a wielka szkoda... To było takie... suche, płaskie, płytkie, niezbyt zaskakujące, ale z drugiej strony pouczające i pozwalające na refleksje 😊 Cieszę się, że styl pisarki zaczął się polepszać na tyle wcześnie, że mogłam poczuć trochę magii i świątecznej atmosfery oraz po prostu wynieść trochę dobrego i ważnego z tej powieści ☺ Problem z odbiorem wynika głównie ze zbyt dużego zaangażowania narratora, był on po prostu zbyt widoczny, za dużo rzeczy czytelnik dowiadywał się od niego, przydałoby się trochę więcej "życia", a trochę mniej suchych opisów przypominających relację.
Średnia wiarygodność wynika natomiast z tego, iż w tej historii dramat goni dramat, a niektóre sytuacje są naprawdę kuriozalne. Liczba niesprawiedliwości losu i zbiegów okoliczności jest jednak trochę przesadzona, chociaż wiadomo, że w życiu nieszczęścia chodzą nieraz stadami. Powieści absolutnie nie można zaliczyć do tych przesłodzonych, lecz niestety nie została również odpowiednio wyważona, powstał bowiem problem odmienny - jakby ktoś nie wymieszał herbaty i cały cukier spadł na dno kubka... Problemy nie rozwiązują się na ogół tak szybko i... po prostu. Rozumiem przekaz, takie ich spiętrzenie i takie, a nie inne, zakończenie, ale w życiu tak się nie dzieje, a przynajmniej niezbyt często. Ludzie nie zmieniają się nagle, a cuda polegają trochę na czym innym, nawet w okresie Świąt Bożego Narodzenia. Jakie to problemy? Dążenie do perfekcjonizmu, życie iluzją i ukazywanie innym pozorów idealnego życia. Autorka bardzo dobrze przedstawia, jak funkcjonują media społecznościowe i na czym polegają zagrożenia wynikające z korzystania z nich. Drugim ważnym tematem są problemy małżeńskie, czy ogólnie te występujące w związkach, które zawsze z czegoś wynikają, a wina rzadko kiedy leży tylko po jednej stronie. Magdalena Majcher porusza również temat trudnego dzieciństwa czy bólu po stracie bliskiej osoby. Pokazuje, jak bardzo potrzebujemy bliskości, jak ważna powinna być dla nas rodzina, jak czasem nie zdajemy sobie sprawy, że krzywdzimy innych. Nie powinniśmy zapominać ani o sobie, ani o naszych bliskich.
To historia, w centrum której znajduje się rodzina, podkreślane są zalety bycia po prostu sobą i prawdziwie ze sobą, ważną rolę odgrywa tu też miłość. Faktem jest, że czasem jedynie brutalna prawda o nas samych lub jakieś ważne (nawet niepozorne) zdarzenie potrafią otworzyć nam oczy i zmienić nasze podejście do pewnych spraw. "Cud grudniowej nocy" wciąga i szybko się go czyta, jest przyjemnie, ze świętami w tle. Można się uśmiechnąć, wzruszyć, coś zrozumieć, może zmienić coś w swoim życiu, ale mogło być lepiej. Ogólnie polecam ☺
"Z rozsypanych elementów udało się posklejać układankę, ale ślady kleju na łączeniach wciąż brutalnie przypominały o tym, jak niewiele potrzeba, aby zburzyć uporządkowane życie kilkorga ludzi" (s. 170).
"Każdy ma problemy. W życiu potrzebna jest równowaga. Nie może być przez cały czas dobrze, bo gdyby od czasu do czasu nie było źle, nie potrafilibyśmy tego docenić" (s....
2018-12-28
Kolejna powieść świąteczna przeczytana przeze mnie w tym roku. Opis bardzo mnie zainteresował, okładka jest naprawdę urocza, lecz treść nie prezentuje się już tak pięknie. Była to jednak dobra historia - dość ciekawa, całkiem oryginalna, ukazująca święta od innej strony (na przekór wszechobecnemu konsumpcjonizmowi), klimatyczna, nie taka "klasycznie" świąteczna :) Czytało się bardzo szybko i przyjemnie. Jak widzicie, nie znalazłam żadnego cytatu, który warto by było przytoczyć - nie bardzo miałam z czego wybierać.
To typowa komedia romantyczna, ale, na szczęście, wprowadzająca coś nowego, innego - trochę taki powiew świeżego powietrza. Nie zmienia to jednak faktu, iż to opowieść lekka i łatwa w odbiorze, a jej największym problemem jest... długość - ona po prostu jest za krótka. Na jej podstawie rzeczywiście mógłby powstać film, lecz nie ze względu na fascynującą historię, ale ponieważ można ją uznać za właściwie gotowy scenariusz filmowy. Mam wrażenie, że autorce zwyczajnie zabrakło miejsca, by rozwinąć fabułę, lepiej wykreować bohaterów i tym samym pozwolić czytelnikom się z nimi utożsamić. Podczas lektury nie odczuwałam emocji, nie otrzymałam takiej możliwości, a szkoda, bo to istotna kwestia, szczególnie przy pozycjach tego typu. Niektóre fragmenty stanowiły wręcz "migawki", które bez problemu mogłyby zostać przedstawione w filmie, z niewielkimi poprawkami, a może nawet bez nich.
Na plus z pewnością interesujący, choć niewystarczająco dobrze wykreowani, bohaterowie - trzy kobiety i dwóch mężczyzn to główne postaci. Finka zajmuje się fotografią. Robi zdjęcia portretowe ludziom, którzy w jakiś sposób ją intrygują i próbuje domyślić się, jaka historia wiąże się z tą osobą. W samolocie z Londynu nie może znaleźć nikogo interesującego, do czasu aż zauważa tajemniczo wyglądającego mężczyznę, kilka chwil później robi mu zdjęcie z ukrycia i... właśnie od tego wszystko się zaczyna. Wraz z przyjaciółką muszą go odnaleźć, by móc pokazać zdjęcie na wystawie. Żadna z nich nie ma jednak pojęcia, kim on jest. Martyna postanawia działać, ale... to, do czego doprowadza jej pomysł, nikomu się nawet nie śniło i całej sytuacji zdecydowanie nie można uznać za zabawną. Duży plus dla Agnieszki Błażyńskiej za ukazanie pewnych niebezpiecznych mechanizmów współczesnego świata, za poczucie humoru i naprawdę bardzo dobry styl, którym się posługuje - ani zbyt prosty, ani zbyt wyszukany :) Autorka postanowiła przedstawić przyjaźń męską i kobiecą, dzięki czemu widoczne są różnice między tymi relacjami - udany zabieg :) Nie brakuje także przedstawienia relacji damsko-męskich i oczywiście miłości. Pojawia się wątek muzyczny, a czytelnicy mogą uczestniczyć w przygotowaniach do koncertu bożonarodzeniowego, a może nawet dowiedzieć się czegoś nowego - ja tak miałam :)
Ogólnie jest naprawdę ciekawie, ciepło i zabawnie, chociaż pojawiają się również momenty dramatyczne, niepokój, nerwy, stres i smutek. Powieść nie rozgrzała mnie, jak świąteczny grzaniec, a szkoda, bo potencjał ku temu był. Sceny erotyczne nie były bardzo liczne i na ogół nie trwały długo, ale mimo to po pewnym czasie męczyły - zarówno one, jak i zbyt częste aluzje/sugestie seksualne w dialogach czy myślach bohaterów. Te elementy książki nie do końca zostały przemyślane i niezbyt dobrze zrealizowane, na przyszłość warto to poprawić :) Zakończenie dziwne, bez wątpienia zaskakujące, ale niestety bardziej negatywnie - tak naprawdę czytelnik nie wie, o co chodzi. Z jednej strony to plus, z drugiej pozostawia duży niedosyt, wprowadza w konsternację i na pierwszy rzut oka nie bardzo pasuje do całości. Mam nadzieję, że następnym razem autorka da sobie więcej przestrzeni. Polecam tę powieść, warto się z nią zapoznać, ale najlepiej nie spodziewać się zbyt wiele - jest po prostu dobra :)
Kolejna powieść świąteczna przeczytana przeze mnie w tym roku. Opis bardzo mnie zainteresował, okładka jest naprawdę urocza, lecz treść nie prezentuje się już tak pięknie. Była to jednak dobra historia - dość ciekawa, całkiem oryginalna, ukazująca święta od innej strony (na przekór wszechobecnemu konsumpcjonizmowi), klimatyczna, nie taka "klasycznie" świąteczna :) Czytało...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-12-30
Opowieści o misiach są niezwykłe - osobiście po prostu je uwielbiam! :) Nie wiem, jak to możliwe, ale do tej pory nie miałam okazji zapoznać się z Paddingtonem. Postanowiłam więc nadrobić to zaniedbanie, dowiedzieć się więcej o jednym z najpopularniejszych niedźwiadków i... jestem absolutnie zachwycona! To była wspaniała przygoda, aż przykro było kończyć. To jedna z tych książek, w których od razu się zakochałam, a uśmiech nie schodził z mojej twarzy :)
Paddingotn to uroczy, mądry i zabawny miś, którego nie da się nie lubić. Bardzo chętnie bym go przygarnęła i podejrzewam, że nie jestem jedyna. Właśnie taką okazję otrzymali państwo Brown z Londynu - małżeństwo pojechało na stację kolejową, by odebrać córkę, która przyjechała na wakacje do domu. Podczas oczekiwania zauważają samotnego misia i postanawiają się nim zaopiekować. Niedźwiadek musi zaadaptować się do nowych warunków, do życia w rodzinie, wśród ludzi, w wielkim mieście, w którym bardzo łatwo się zgubić. Jak poradzi sobie w tej sytuacji? Czy da radę się przystosować? Czy nie wzbudzi to niczyich wątpliwości? I jak to możliwe, że podróżował samotnie?
Każdy kolejny rozdział to nowa przygoda - niektóre z nich są naprawdę niebezpieczne, wszystkie jednak są zabawne. Miś jest ciekawy świata, bystry, odważny, dobrze wychowany i kulturalny, lecz jednak przejawia pewne typowo "misiowe" zachowania, ma swoje przyzwyczajenia, obawy i poglądy, czasem dzieli się z nami spostrzeżeniami dotyczącymi ludzi, które są jak najbardziej trafne :)
"Miś zwany Paddington" to około 150 stron cudownej, pięknie napisanej treści przeplatanej uroczymi, wspaniałymi ilustracjami. Podziwiam Michaela Bonda za styl i język, którym się posługuje, niesamowitą wyobraźnię i sposób, w jaki przedstawił historię tego sympatycznego misia, a także Peggy'ego Fortnuma za niezwykłą zdolność ożywienia tego niedźwiadka na kartach powieści, jego ilustracje dopełniają całości i są po prostu bardzo ładne - obaj panowie odpowiednio wykorzystali swój niewątpliwy talent!
Bardzo polecam tę książkę wszystkim - tym małym, większym i największym; zarówno miłośnikom misiów i opowieści o nich, jak i osobom, które za nimi nie przepadają, ta powieść prawdopodobnie sprawi, że zmienicie zdanie ;) Czytajcie i nie pomijajcie postsriptum od autora na końcu (w tym nowym wydaniu właśnie tam się ono znajduje)! Dobrze, że przeczytałam dopiero pierwszą część, przede mną jeszcze kilkanaście, po które z przyjemnością sięgnę :)
Opowieści o misiach są niezwykłe - osobiście po prostu je uwielbiam! :) Nie wiem, jak to możliwe, ale do tej pory nie miałam okazji zapoznać się z Paddingtonem. Postanowiłam więc nadrobić to zaniedbanie, dowiedzieć się więcej o jednym z najpopularniejszych niedźwiadków i... jestem absolutnie zachwycona! To była wspaniała przygoda, aż przykro było kończyć. To jedna z tych...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-12-15
"Pisanie to układanie puzzli, które nie mają jeszcze określonego kształtu ani rozmiaru - bywa, że niektóre nie chcą się uformować, a w dodatku są tak małe, że możesz ułożyć cały obraz i nie dostrzec, że gdzieś brakuje miniaturowego elementu" (s. 146).
"Jeśli stoisz w miejscu, nigdy nie porazi Cię dystans, jaki dzieli Cię od tamtego poziomu Twojego warsztatu - tylko jeśli ruszysz naprzód, zobaczysz tę odległość" (s. 97).
"Czymże bowiem jest czytanie, jeśli nie wielogodzinnym gapieniem się na kawałek martwego drzewa i halucynowaniem?" (s. 165).
Najnowsza książka Remigiusza Mroza jest niezwykła. Tym razem nie otrzymaliśmy ani kryminału, ani powieści historycznej, ani wojennej, ani thrillera prawniczego. Co więc napisał najpopularniejszy współczesny polski autor? Połączenie autobiografii i poradnika pisarskiego, co okazało się wspaniałym pomysłem zrealizowanym wprost znakomicie :) Widziałam, jak w internecie zastanawiano się, czy to nie za wcześnie, czy autor nie poszedł o krok za daleko itp. Moim zdaniem absolutnie nie. Przez kilka lat napisał kilkadziesiąt książek, bardzo zróżnicowanych gatunkowo, chyba wszystkie stały się bestsellerami, świetnie się sprzedają, a co najważniejsze, są ciekawe, wartościowe oraz stoją na wysokim poziomie, a tak dużej świadomości językowej i wspaniałego operowania słowem niejedna osoba mogłaby się od niego uczyć. Bez wątpienia odniósł ogromny i zasłużony sukces, dlaczego więc miałby nie podzielić się swoimi doświadczeniami oraz wiedzą i nie udzielić rad innym, szczególnie tym, którzy dopiero zamierzają zacząć? O nim samym do tej pory wiadomo było niezbyt wiele, a w tej książce otworzył się przed Czytelnikami, i to bardzo, za co bardzo dziękuję :) Mimo że nie jest to powieść, w niektórych momentach naprawdę wciągała bardziej niż niejedna pozycja z literatury gatunkowej. Podczas lektury czułam się tak, jakbym rozmawiała z autorem, zrobiłam sporo notatek, wiele się nauczyłam, dowiedziałam niejednej ciekawej rzeczy i bardzo przyjemnie oraz wartościowo spędziłam czas :) Okazuje się, że nawet podczas czytania autobiografii połączonej z poradnikiem pisania można odczuć wiele emocji, co jest wręcz niewiarygodne! Autor udowodnił, że znajduje się tu, gdzie powinien, i robi to, co powinien, najlepiej jak potrafi. Pokazał siebie oraz swój znakomity warsztat. Nie wierzycie? Przeczytajcie :)
Książka "O pisaniu. Na chłodno" składa się z dwóch części - pierwsza z nich jest czysto autobiograficzna, druga natomiast to poradnik pisania, który stanowi rozszerzoną wersję kursu opublikowanego przez autora na Lubimy Czytać. Warto jednak wspomnieć, że również zawiera niemało elementów autobiograficznych. Całość wyszła po prostu wybitnie! Z tej pozycji dowiadujemy się wielu interesujących rzeczy - co ukształtowało Remigiusza Mroza, co czytał jako dziecko/nastolatek, co pisał od 3 klasy szkoły podstawowej (tak, wtedy powstała pierwsza, ale nieukończona "powieść"), a także kiedy podjął decyzję o zostaniu pisarzem i dlaczego. Mróz opisuje relacje z ważnymi dla niego ludźmi, wspomina istotne wydarzenia ze swojego życia i ciekawe projekty, w których brał udział. Możemy go lepiej poznać, sprawdzić, jaki był w młodości (to po prostu fascynujące, jest, o czym czytać!), co lubił, a czego nie oraz jakie gatunki uprawiał (nie o wszystkich wiedzieliście, zapewniam). Druga część, czyli poradnik pisania, jest wcale nie mniej fascynująca! Autor nie pisze bowiem sucho o etapach pracy pisarza, cechach, które powinien on posiadać, procesie twórczym. Nie daje złotych rad, nie tworzy żelaznych i jedynych właściwych zasad pisania - przyznaje wprost, że ani jedno, ani drugie nie istnieje. Każdy rozdział dotyczy czegoś innego - innego etapu procesu twórczego czy elementu powieści, którą tworzymy. Jak to robić, żeby wyszło tak jak chcemy? I jak tworzy on sam? Tak, tego też się dowiemy :) Remigiusz Mróz sprawił, że poradnik stał się opowieścią i czyta się go z ogromną przyjemnością. Wplata ciekawostki językowe (ja nie wiedziałam wszystkiego, więc istnieje szansa, że Wy też się co nieco nauczycie), argumentuje wszystko za pomocą albo wspomnienia swoich doświadczeń z tym związanych, albo nawiązując do swoich powieści, albo odwołując się do tego, co na ten temat napisali inni autorzy. Nie próbuje przekonać nikogo, że nikt nic na ten temat nigdy nie napisał, a on jest dzięki temu jedyny w swoim rodzaju. Sytuacja wygląda dokładnie odwrotnie - nie ukrywa, że istnieją inne tytuły poświęcone pisaniu i chętnie z nich korzysta. Najczęściej pojawia się Stephen King, który stanowi dla niego autorytet. Mróz przywołuje opinie niektórych autorów - zgadza się z nimi lub nie i wyjaśnia dlaczego. Odnosi się także do ich doświadczeń związanych np. z wydaniem przez nich pierwszej książki. Podczas opisywania każdego elementu powieści pokazuje na przykładach, jak powinno się to robić, a jak nie, i dlaczego. Przykłady pochodzą albo z jego książek, albo innych powieści, zróżnicowanych gatunkowo i nie za każdym razem tych samych, co dowodzi tego, że Mróz nie pisze o rzeczach abstrakcyjnych i jedynie o tym, co mu się wydaje - wszystko ma sens, jest odpowiednio uzasadnione i odpowiednio wyjaśnione :)
To, o czym na koniec trzeba wspomnieć, to Remigiuszowy styl, który rozpoznam wszędzie i nie pomylę z niczym ;) Jest bardzo charakterystyczny, słownictwo bogate, błędów językowych jak na lekarstwo i czyta się to po prostu lekko i szybko, z uśmiechem na ustach i zachwytem nad tym, jak autor posługuje się językiem polskim i jak o niego dba! Powaga połączona z poczuciem humoru, dystansem do siebie i własnej twórczości. Pisze tak, jakby z nami rozmawiał, a to jest bezcenne. Cieszę się, że Remigiusz Mróz postanowił się aż tak otworzyć, że miał odwagę przedstawić światu nie tylko swoje powieści, lecz także siebie - gratuluję i dziękuję! :) Dla tych, co tego autora lubią i cienią, dla tych, którzy mają odmienne zdanie oraz dla tych, którzy go jeszcze nie znają - polecam wszystkim!
"Pisanie to układanie puzzli, które nie mają jeszcze określonego kształtu ani rozmiaru - bywa, że niektóre nie chcą się uformować, a w dodatku są tak małe, że możesz ułożyć cały obraz i nie dostrzec, że gdzieś brakuje miniaturowego elementu" (s. 146).
"Jeśli stoisz w miejscu, nigdy nie porazi Cię dystans, jaki dzieli Cię od tamtego poziomu Twojego warsztatu - tylko jeśli...
2018-12-08
"A jeśli ty znajdziesz się w takiej sytuacji, co zrobisz?" (s. 334).
"Były to dylematy, których żaden człowiek nie powinien rozważać" (s. 83).
"Ostatecznie wszystko sprowadzało się jednak do ludzkiej natury" (s. 427).
Już od jakiegoś czasu miałam zamiar przeczytać tę powieść, znajdowała się na liście moich zaległości, słyszałam o niej dużo dobrego, a poza tym wiem, że ten autor nie ma na koncie słabych książek, przynajmniej moim zdaniem. Przeczytałam kilkanaście pozycji i zdecydowanie będę czytać dalej oraz czekać na kolejne - na szczęście długo nie trzeba, bo wydawane są niezwykle często ;) Czegoś aż tak niesamowitego jednak się nie spodziewałam... Z czystym sumieniem stwierdzam, że "Behawiorysta" to jedna z lepszych książek przeczytanych przeze mnie w tym roku, a jeśli ktoś zastanawia się, od czego zacząć przygodę z twórczością tego autora, to śmiało może po nią sięgnąć :) No, chyba że z jakiegoś powodu uzna, iż nie jest ona dla niego, bo ostrzegam - to mocna powieść.
"Behawiorysta" jest kryminałem połączonym z thrillerem psychologicznym - te dwa gatunki tworzą prawdziwą mieszankę wybuchową! Historia mrozi krew w żyłach, przeraża, trzyma w napięciu od pierwszych do ostatnich stron, brutalnie uświadamia nam pewne kwestie, odwołując się do moralności, etyki i czysto ludzkich instynktów. Remigiusz Mróz porusza ważne tematy, wnikając w naszą psychikę i do naszego wnętrza, poruszając czułe struny i zmuszając do refleksji. Czytelnik może dojść do różnych, mniej lub bardziej przyjemnych, wniosków, a większość z nich będzie dotyczyła jego samego. Czy jesteś pewien/pewna, że znasz siebie? Czy zawsze wiesz, co Tobą kieruje? Czy w każdym przypadku wiesz, co robić, jaką decyzję podjąć? Czy masz odwagę to sprawdzić? Autor zaprasza w podróż po mrocznych zakamarkach ludzkiej psychiki, zadaje niewygodne pytania i nie pozwala przed nimi uciec. Od nas zależy, czy odpowiemy na wszystkie pytania, a jeśli nie, to dlaczego. Ta powieść angażuje czytelnika - nie można pozostać biernym. Dlaczego? Na to pytanie odpowiecie sobie podczas lektury... To powieść, która wymaga myślenia i która je powoduje, nie pozwala na obojętność, a może... to my sobie na nią nie pozwalamy? To pewnego rodzaju gra z czytelnikiem... Gra, w której nic nam nie grozi, poza lepszym poznaniem samych siebie i, miejmy nadzieję, niezbyt dużym zaskoczeniem w tym aspekcie :) W przeciwieństwie do bohaterów, możemy się czuć względnie bezpieczni. Historia przedstawiona przez autora wywołuje wiele emocji i natłok myśli. Strach, przerażenie, niedowierzanie, niepewność, oczekiwanie, podziw, fascynacja, oburzenie i... śmiech. Tak, chaos emocji, a do tego niemożność ruchu i strach przed myśleniem...
Zamachowiec zajmuje przedszkole i bierze jako zakładników kilkanaścioro dzieci i kilka przedszkolanek. Nie wysuwa żadnych żądań, nie chce okupu, nie mówi, o co mu chodzi. Nikt nie wie, co się dzieje oraz w jakim celu przestępca zamknął się w przedszkolu i siedzi w nim z tyloma niewinnymi osobami. Służby rozpoczynają akcję, a o pomoc od razu zostaje poproszony były prokurator, którego wydalono z pracy z bliżej nieokreślonego powodu. Jest jednak cenny zarówno dla policji, jak i prokuratory. Szczególnie jego była podwładna - Beata Drejer - chętnie z nim współpracuje i korzysta z jego ogromnej wiedzy z zakresu... kinezyki. Tak, Gerard Edling jest specjalistą od kinezyki - nauki dotyczącej komunikacji niewerbalnej, czyli po prostu odczytywania mowy ciała. Mimika, gesty, ułożenie poszczególnych części ciała - to wszystko ma znaczenie większe, niż myślimy, a z tej powieści możemy się trochę na ten temat dowiedzieć :) Beata decyduje się poprosić o pomoc Gerarda, ponieważ pojawił się pewien istotny problem, jeśli chodzi o zamachowca. Mianowicie, transmituje on to, co robi, na żywo w internecie, na specjalnej stronie... Edling ma zobaczyć nagranie i wyciągnąć z niego jak najwięcej, ale jego udział w śledztwie się na tym nie skończy. Pytanie brzmi: po co zamachowiec zadał sobie tyle trudu, by utworzyć swoją stronę internetową? W jakim celu zamieszcza tam nagrania z przedszkola? Co na nich jest? I... po co to wszystko? Co chciałby osiągnąć? Kim on w ogóle jest? Tego nie mogę powiedzieć, musicie przekonać się sami :) Nie mogę Wam zdradzić nic więcej, zrobi to bowiem Remigiusz Mróz.
"Behawiorysta" to książka genialna - inne jej określenie stanowiłoby nieporozumienie ;) Remigiusz Mróz udowodnił, że ma świetny warsztat i dużą świadomość językową, a bogate słownictwo i liczne nawiązania do różnych dziedzin potwierdzają, że nie bez przyczyny jest najpopularniejszym
polskim współczesnym pisarzem. Znajdziemy tu informacje i ciekawostki z zakresu psychologii, kinezyki, etyki, pracy śledczych oraz muzyki, pojawia się także nieco prawa. Motyw muzyki jest silny, lecz mroczny, upiorny, wywołujący dreszcze... Duży plus za przedstawienie śledztwa, jak najbardziej zbliżonego do rzeczywistego, a nie wyidealizowanej wersji z rozmaitych produkcji telewizyjnych.
Łączenie powagi tematów i samej opowieści z poczuciem humoru w odpowiednich sytuacjach jest sztuką niezwykłą - umiejętność rozładowania atmosfery przy tego typu powieściach to bardzo ważna kwestia. W tym przypadku pojawiały się... częste nawiązania do pogody. I one nie były wyłącznie przerywnikiem. Powieść czytało się wybornie i naprawdę bardzo szybko! Możecie liczyć na wiele zwrotów akcji, mnóstwo emocji, niezwykle wciągającą, naprawdę oryginalną i prawdziwie wartościową lekturę. Bohaterowie są bardzo ciekawi, a wręcz fascynujący - zarówno Gerard Edling, jak i zamachowiec. Remigiusz Mróz wykreował ich absolutnie świetnie, należą mu się za to ogromne brawa. Wniknął w umysł zbrodniarza i ukazał nam go, praktycznie bez cenzury... Są drastyczne ceny, ale nie jest ich jednak aż tyle. "Behawiorysta" to niezwykła i zarazem przerażająca przygoda. Polecam wszystkim, zdecydowanie warto! :)
"A jeśli ty znajdziesz się w takiej sytuacji, co zrobisz?" (s. 334).
"Były to dylematy, których żaden człowiek nie powinien rozważać" (s. 83).
"Ostatecznie wszystko sprowadzało się jednak do ludzkiej natury" (s. 427).
Już od jakiegoś czasu miałam zamiar przeczytać tę powieść, znajdowała się na liście moich zaległości, słyszałam o niej dużo dobrego, a poza tym wiem, że ten...
"Każdy poranek to zarazem któryś z kolei pierwszy krok, a pierwszy krok zawsze daje nadzieję, że wszystko jest jest jeszcze przed nami, to lepsze, nieznane, oczekiwane..." (s. 157*).
"A wieczór wigilijny jak co roku miał sprawić, że niemożliwe stanie się osiągalne, miał w niejednym ludzkim sercu rozniecić iskrę, rozpalić wiarę w drugiego człowieka i sprawić, by wiara, nadzieja i miłość zamieszkały w każdym domu" (s. 250).
* - numery stron w wydaniu elektronicznym epub.
Z twórczością Magdaleny Kordel spotkałam się po raz pierwszy, a do tego sięgnęłam po 5 część serii, której nie znam. Można by pomyśleć, że to nie najlepszy początek, ale zdecydowałam się na tę powieść ze względu na świąteczny klimat i interesujący opis. Gdy tylko zaczęłam czytać, już wiedziałam, że dokonałam świetnego wyboru - absolutnie się nie zawiodłam i z ogromną przyjemnością zapoznam się z poprzednimi czterema częściami i będę czekać na kolejne ;) Magdalena Kordel mnie oczarowała, zaczarowała, zachwyciła, napisała po prostu fenomenalną powieść, której już sam tytuł intryguje, a okładka po lekturze nabiera pełnego, jakże symbolicznego znaczenia... :)
"Pejzaż z Aniołem" to trzecia książka świąteczna, którą przeczytałam w tym roku i jak na razie uważam, że najlepsza :) To, co się tu stało, co działo się w mojej głowie i moim sercu podczas czytania, jest nie do opisania... Autorka poruszyła mnie, dotknęła tych delikatnych strun w moim wnętrzu... To przepiękna, niezwykła historia, w której cudowny klimat Świąt Bożego Narodzenia został oddany w pełni, nie zabrakło w niej tak naprawdę niczego, a gdyby stron było więcej zadziałałoby to wyłącznie na jej korzyść. Żal było kończyć i rozstawać się z bohaterami, ale jednocześnie powiedziane zostało wszystko, co miało zostać powiedziane - tak mi się wydaje jako czytelniczce :) Podczas lektury "Pejzażu z Aniołem" było prawdziwie, ciepło, przyjemnie, zabawnie, bezpiecznie, wzruszająco, emocjonalnie, momentami dramatycznie, bardzo wartościowo, po prostu magicznie... Niepowtarzalna atmosfera świąt wypełnia wszystkie kilkaset stron. Bardzo ważny jest wątek cudów, które podczas tych dni tym bardziej mogą się zdarzyć i dotyczy to nas wszystkich, a nie tylko "wybrańców". Na ogromny plus zasługuje niesamowite poczucie humoru Magdaleny Kordel - nie da się nie śmiać, to niemożliwe ;) Styl autorki w ogóle bardzo mi się spodobał - przystępny, a opisy wręcz bajeczne... Całość dopełniają retrospekcje - niewiarygodne, bolesne, poruszające do głębi... Na brak wspaniałych prawd życiowych i cytatów również nie można narzekać, są naprawdę bardzo trafione :) Ta książka jest taka "nasza"...
Adrianna nie lubi Świąt Bożego Narodzenia i całej otoczki z nimi związanej - od śniegu, przez kolędy i świąteczne dekoracje, po ten uroczysty, rodzinny, wspaniały nastrój. Walczy z tym od lat, i to nie sama, lecz nic się nie zmienia. Wpływają na to wydarzenia z dzieciństwa i ciągłe ranienie przez osobę, która powinna być jej bardzo bliska. W pewnym momencie postanawia coś zmienić, chwycić się ostatniej deski ratunku, by jednak zignorować święta i decyduje się na wyjazd. Bez towarzystwa. W góry. Z dala od cywilizacji i świątecznej atmosfery. Czy kobiecie uda się osiągnąć cel? Czy wyjazd jej pomoże? Czy wszystko pójdzie po jej myśli i rzeczywiście spędzi ten czas zamknięta sama w górskiej chacie, bez kontaktu z ludźmi? Taki był plan, Ada właśnie tego pragnęła. A jak wyszło? Dowiecie się z książki ;)
Święta Bożego Narodzenia to wspaniały czas refleksji, zadumy, spędzania chwil z bliskimi i wsłuchania w samego siebie. Oddechu od codziennych zmagań, trudności, problemów, ciągłej bieganiny, nerwów. To kilka dni w roku innych niż wszystkie, podczas których zdarzyć może się naprawdę wszystko, spotkać może nas wiele dobrego, niejedno może zaskoczyć i łza nieraz zakręcić się w oku. To wszystko znajduje się w tej powieści, ona jest wręcz przepełniona emocjami, uczuciami, oczekiwaniem, nadzieją i miłością. Autorka udowadnia, że to, na co czekamy lub w co już nie wierzymy, może przyjść w najmniej spodziewanym momencie. Ta opowieść to dowód, że rzeczy materialne, prezenty pod choinką, nie są tak naprawdę najważniejsze. Dużo bardziej istotne jest spędzenie tego czasu z bliskimi nam osobami w rodzinnej, przyjemnej, radosnej atmosferze. Dawanie sobie wsparcia, ciepła, miłości i wzajemne wywoływanie uśmiechu na twarzach nic nie kosztuje, a jest bezcenne. Pamiętajmy o tym nie tylko przez te kilka dni w roku i nauczmy się dostrzegać cuda oraz akceptować samych siebie. Polecam gorąco! :)
"Każdy poranek to zarazem któryś z kolei pierwszy krok, a pierwszy krok zawsze daje nadzieję, że wszystko jest jest jeszcze przed nami, to lepsze, nieznane, oczekiwane..." (s. 157*).
więcej Pokaż mimo to"A wieczór wigilijny jak co roku miał sprawić, że niemożliwe stanie się osiągalne, miał w niejednym ludzkim sercu rozniecić iskrę, rozpalić wiarę w drugiego człowieka i sprawić, by wiara,...