Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

"Jakie to zaskakująco przyjemne doznanie, gdy akcja powieści ma miejsce w mieście, które znasz i to jeszcze na dodatek tak dobrze owo miasto jest opisane! Zamknięty już basen, gdzie dane Ci było, w czasach jego świetności, taplać się w wodzie, obłędne kiełbaski z nyski i te ulice po których chadzasz latami- no, to ja z radością informuję, że Kraków jest w Powodzi jednym z bohaterów :)

Czyli jeden plus już znacie; świat przedstawiony i sceneria. Teraz czas przejść do gatunku; dostajemy tu kryminał, troszkę thrillera i jeszcze odrobinę sensacji, bo policyjne akcje są w tle.

Opowieść zaczyna się od śmierci przyjaciela. Żeby nie było całkiem cukierkowo, przyjaźń to taka z tych trudnych i przeplatanych ciężką chwilami, więc jak nic kobieta się nam tu pojawia.

Sami bohaterowie różnorodni i dobrze rozpisani. Są charakterni, bywa, że zabawni, wścieknięci tam gdzie trzeba i zapadają w pamięć. Krisa, postać wiodącą, się pamięta, ale jego przybocznych, to już się uwielbia :) Ważne jest to, że młodzi są tu młodzi, a starzy starzy; wiesz o kim czytasz od pierwszych chwil, dzięki czemu historia nabiera wiarygodności i takiego „prawdziwego smaczku”. A fakt, że Kris nie jest typem super przystojnego Rambo z kaloryferem na brzuchu to już totalnie mnie zachwycił :)

Fabuła mknie do przodu i już jej początek jest na tyle emocjonalny, że szybko się w to wchodzi i chce się zanurzać dalej. Zagadka ciekawa i trzymająca w napięciu; kluczy to wszystko, a różnorodne wątki wyskakują zza zakrętów i coraz bardziej Cię wciągają, równocześnie zachęcając do odkrycia tajemnicy."

cała recenzja pod linkiem http://czaczytac.pl/pawel-fleszar-powodz/

"Jakie to zaskakująco przyjemne doznanie, gdy akcja powieści ma miejsce w mieście, które znasz i to jeszcze na dodatek tak dobrze owo miasto jest opisane! Zamknięty już basen, gdzie dane Ci było, w czasach jego świetności, taplać się w wodzie, obłędne kiełbaski z nyski i te ulice po których chadzasz latami- no, to ja z radością informuję, że Kraków jest w Powodzi jednym z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"(...) Krystyna Śmigielska obdarza nas całym wachlarzem uczuć i przeżyć, pokazuje nie tylko trudy życia z jakimi przychodzi się zmagać małym Zambrowi i Rawiczowi, ale także siłę ich przyjaźni, czy sytuacje konfliktowe. To niezwykłe móc podglądać ich rozwój i to kim się stali. Wszystkie te zmagania, przeciwności losu i trudy, są czasem tak mocno opisane, że, aż trzeba na chwilkę się zatrzymać i przemyśleć to, jaki los potrafi być okrutny. Samobójstwo, poniżenie, walka o przetrwanie, wstyd, próba poradzenia sobie z żałobą, wybory naszych rodziców; zarówno te jak i jeszcze wiele, często skomplikowanych, czy trudnych, elementów, tworzą wspólnie, tę historię poznaczoną bliznami i bólem- o ludziach zwyczajnych i równocześnie, fascynujących.

Jest tu także miejsce na miłość i sporą dawkę erotyki; erotyki opisanej jednak delikatnie, bez sztucznych zmiękczeń, czy niepotrzebnych wulgaryzmów. Dobrze współgra, zarówno z bohaterami jak i pasuje do ich relacji.

Pokurcz ma w sobie, również, intrygujący element zagadki i tajemnicy; napięcie jest dawkowane w mistrzowski sposób i cały czas, podczas czytania, towarzyszy nam przedziwny niepokój; martwimy się o tego przeraźliwego chudego, tajemniczego, młodego faceta, który, pojawiając się znikąd, co chwilę ujawnia nam swoje kolejne oblicza- w rozpoznających go ludziach, w umiejętnościach, w podejściu do pracy, czy do kobiet… Zgłębiasz, więc drogi Czytelniku jego dzieje, śledzisz każdy krok i zastanawiasz się kim tak naprawdę jest dla świata…

A strona techniczna? Książka napisana jest przystępnym językiem, dostosowanym do mających w niej miejsce wydarzeń. Fabuła skonstruowana bardzo fajnie, bo Pokurcz nie nudzi, za to wciąga i zastanawia, zmuszając nas do uważnego śledzenia poszczególnych linii czasowych; szybko zdajemy sobie sprawę, że uroniwszy, któreś ze zdarzeń, możemy pominąć jakiś fakt, który później pokaże nam dlaczego poszczególne postacie są teraz w tym, konkretnym miejscu. Dialogi w punkt. Świat przedstawiony, idealnie wpasowany w akcję…

Czy warto sięgnąć po Pokurcza? Tak, bo jest w nim melancholia, odrobina miłości i życie, ale to prawdziwe, pozbawione sztucznych ozdobników i fałszu. A czasem właśnie to prawdziwe życie, jest tym, dzięki czemu możemy popatrzeć na siebie inaczej, docenić to co mamy i zastanowić się, czy podjęte przez nas decyzje, były tymi właściwymi… (...)"
Cała recenzja pod linkiem: http://czaczytac.pl/krystyna-smigielska-pokurcz/

"(...) Krystyna Śmigielska obdarza nas całym wachlarzem uczuć i przeżyć, pokazuje nie tylko trudy życia z jakimi przychodzi się zmagać małym Zambrowi i Rawiczowi, ale także siłę ich przyjaźni, czy sytuacje konfliktowe. To niezwykłe móc podglądać ich rozwój i to kim się stali. Wszystkie te zmagania, przeciwności losu i trudy, są czasem tak mocno opisane, że, aż trzeba na...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Śmierć każdego człowieka, to taka jego mała, osobista apokalipsa. No bo przecież, następuje wtedy koniec całego jego jestestwa i równocześnie, rozpoczyna się (mam nadzieję) coś zupełnie nowego. Reinkarnacja, Niebo, Piekło, uwolnienie energii… no pomysłów na to nasze pozagrobowe „być” jest mnóstwo, tak jak religii, w których możemy wybierać do woli. A i koniec świata, każda z tych religii ma inny. Gołkowski wybrał chrześcijańską wizję apokalipsy i… stworzył historię, która, co kompletnie przerażające, wydaje się mieć, koszmarnie, prawdopodobny przebieg…

Żeby nie było, wszystko zaczyna się jak należy; gwiazdy spadają z nieba, ludzkość dopadają przeróżne plagi, Jeźdźcy ruszają na podbój nieszczęsnych, grzesznych dusz, ale, jasna cholera, coś się ta cała „armagedonowata” sprawa zaczyna przeciągać. No bo, wyobraźcie sobie nas, ludzi w XXI wieku, którzy muszą się zmierzyć z nadchodzącym końcem! Przecież nie ma szans po dobroci! Część nie uwierzy, część się nie da i będzie walczyć, kolejni zbratają się z wrogiem, ktoś ucieknie, ktoś zaneguje, włączy się kombinatorstwo i tak to się będzie tym anielskim wysłannikom dłużyć… A nadejście Pana? Moment ostateczny? A co jeśli się nie zjawi? No właśnie…

W książce, w związku z tym przekroczeniem wszelkich, możliwych terminów i licznymi niepowodzeniami zastępów anielskich, siły wyższe, zwracają się do ludzi, po swego rodzaju wsparcie, zaciągając do swych szeregów oddziały Komorników tj. ludzi, którzy nie umierają (no może umierają, ale są nieśmiertelni- doczytacie, zrozumiecie) i zajmują się wyszukiwaniem i eksterminacją, co sprytniejszych i bardziej opornych grzeszników. Jednym z komorników jest Ezekiel VII główny bohater całej tej historii, którego, choć się nie chce, z racji wykonywanego zawodu, to nie da się nie polubić… albo, przynajmniej, się do niego nie przywiązać.

Poznajemy Ezekiela, w momencie otrzymywania kontraktu a później, podążamy za nim, powoli poznając reguły panujące w tym spapranym świecie „Po” i biorąc udział w coraz to bardziej fascynujących pościgach. Przedstawia się nam stopniowo; podczas zleceń, umierania, rozmów, urywków z przeszłości. Czasem gdy dokonywał jakiegoś wyboru, musiałam, z przykrością stwierdzić, że to był jedyny i słuszny krok, choć wcale nie czyniło to z niego bohatera o którym mogłabym powiedzieć: to dobry facet. A czasem gdy robił coś z pozoru złego, to tak naprawdę złe nie było…

Anioły, święci (jeden z zamiłowaniem do pornografii, nawet, troszkę da się lubić), cherubiny, i całe to niebiańskie towarzystwo jest tak koszmarnie potworne i bezuczuciowe, że aż czasem nie mogłam uwierzyć w słowa pojawiające się na kolejnych stronach. Gołkowski stworzył straszny świat, pełen przerażających istot, pozbawionych jakiegokolwiek elementu współczucia, łaski czy dobra. Jeśli liczycie na miłą historie o aniołkach zstępujących na chmurkach, z ekipą jednorożców na kolorowej tęczy, to nie jest książka dla Was. Tu krew się leje strumieniami, ludzkość (przynajmniej jej część) walczy o przetrwanie i to wszelkimi, możliwymi sposobami i co najgorsze, też nie jest wspaniała… Tak naprawdę, mało w tym wszystkim jakiegokolwiek pozytywnego przesłania, ale jakieś jest, więc wiary w człowieczeństwo nie stracicie 😀

To dobra książka, dopracowana, z genialnie zarysowanymi postaciami i światem przedstawionym, który przyprawia o dreszcze.

Sam pomysł jest po prostu wybitny i należą się za niego autorowi brawa.

Fabuła wartka i szybka. Trochę zagadek, dużo poszukiwań, złożonych i ciekawych postaci, wszechobecne poczucie zagrożenia, śmierć, trochę odpowiedzi, parę zagadek, dobre sceny walki… Naprawdę, świetnie napisana i warta przeczytania.

Z niecierpliwością oczekuje na kolejny tom, bo końcówka Komornika jest mistrzowska i pozostawia gigantyczna potrzebę poznania zakończenia, bądź, choćby rozwinięcia historii…

Śmierć mnie przeraża i to chyba całkowicie normalne, ale dzięki Michałowi Gołkowskiemu, moja wyobraźnia zaczęła, w tym temacie, pracować na pełnych obrotach i… boję się jeszcze bardziej.

Ta apokalipsa to przerażająca wizja, ale nie można obok niej przejść obojętnie.

Koniecznie CzaCzytać!

Na www.czaczytac.pl

Śmierć każdego człowieka, to taka jego mała, osobista apokalipsa. No bo przecież, następuje wtedy koniec całego jego jestestwa i równocześnie, rozpoczyna się (mam nadzieję) coś zupełnie nowego. Reinkarnacja, Niebo, Piekło, uwolnienie energii… no pomysłów na to nasze pozagrobowe „być” jest mnóstwo, tak jak religii, w których możemy wybierać do woli. A i koniec świata, każda...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Targi Książki, 2016r., w Krakowie; już od początku nie szły po naszej myśli, przede wszystkim dlatego, że mogliśmy na nich spędzić tylko trzy godziny i to w dzień, w którym na hali nie było żadnego z naszych ulubieńców. Snułam się, więc, z jednym z moich recenzentów, ze smutną miną i szukałam perełek na poprawę humoru. Nagle, z pełnym impetem, wbiłam się w plecy mojego towarzysza, który z nabożną czcią wyszeptał „Ej, czy to czasem nie jest Ćwiek??”. Patrzę więc, ostrożnie, wychylając się zza tych moich towarzyszowatych pleców i widzę faceta z broda na Wolverina, sympatycznie uśmiechającego się do zdjęcia. O motyla noga, to naprawdę on!

Teraz mała dygresja; był taki pomysł, żeby ponagrywać wywiady z autorami, ale niestety szans na to nie ma. W jednym momencie robię się czerwona, nie wiem co powiedzieć, stres mnie rozwala. Bo, jasna cholera, ludzie którzy piszą książki, są po prostu niesamowici. Skoro potrafią przelać na papier takie historię, a jeszcze wcześniej wytworzyć je w swoich głowach i … ojej. Nie miałabym odwagi zmierzenia się z tym, że jakaś obca osoba przeczyta wykreowany przeze mnie świat. Już z recenzjami jest hardcore! A jak zobaczyłam Jakuba Ćwieka i coś tam zaczęłam dukać, bojąc się nawet podejść do zdjęcia, to już wiedziałam, że z pomysłu nici :) No, ale co ja Wam tu będę o moich lękach, wracamy do tematu…

Mój recenzent wziął w łapy aparat, kazał lecieć po książkę i dać do podpisu. No to ja się nerwowo rozglądam i widzę, że promowana pozycja, wcale nie jest dziełem jednej osoby, tylko całej grupy, siedzącej przy stoliku. Biorę, więc POP i powolutku tuptam, dając do podpisu. Najpierw Kuba, potem reszta wesołej kompaniji (niesamowicie fajnych ludzi, chichrolących się nad rozmiarem każdego podpisu), robimy zdjęcie (oczywiście mnie na nim nie ma bo doznała bym omdlenia) i uciekam najszybciej jak się da, żeby nikt nie zauważył, że łapy mi się trzęsą :)

A potem, już w samochodzie, patrzę co wzięłam i trafia mnie jasna cholera. Bo książka jest o podróży, o której każdy ze znanych mi Geeków, ze mną na czele, marzy i śni. Wyprawa po Stanach, w poszukiwaniu popkulturowych perełek, w kamperze, z przyjaciółmi… no bajka!

Pop jest świetnie napisany. Na to „świetnie” składa się język, budowa, szata graficzna, zdjęcia, no i fantastyczny styl.

Na wstępie, dowiadujemy się o tym jak zrodził się pomysł na wyprawę, poznajemy, powolutku, wszystkich jej uczestników, plany a potem już wyruszamy. Podróż jest niesamowita, naszpikowana takimi miejscami, że płakać się chce (w każdym z przeglądanych przeze mnie opisów tej książki, gdzieś na początku, w środku, bądź pod koniec pojawia się słowo zazdrość, postaram się, więc, go nie używać, ale chciałabym, żebyście wiedzieli, że cały czas błąka się ono w okolicach mojej klawiatury :)).

Jest Nowy Jork, M&Msy, Ketchum, Boston, Nowy Orlean (z niesamowitym fotelem). Jest biuro Stephena Kinga, opowieść o „Ekipie”, anegdotka o sukience księżniczki z Krainy Lodu. Są historie o jedzeniu, Bunshee, sklepy z takimi pamiątkami, że płakać się chce, na samą myśl o tym, że są gdzieś tam w świecie, dostępne. Jest element z Detektywa, miasto z Walking Dead, facet z Jaya i Cichego Boba, Rocky i Filadelfia.. no po prostu wszystko o czym marzycie!

Ale, ale! To nie jest przewodnik o tym jak zwiedzić kultowe miejsca w Stanach. To też opowieść o ludziach. O tym jak musieli przetrwać tę podróż razem, upchnięci na kilku metrach w kamperze. O tym jak się kłócili, wkurzali na siebie, godzili, darli. O tym jak jedli, kąpali się, wydawali bez opamiętania kasę (panie Radku w każdym momencie byłam z Panem :)) na gadżety, które, każdy popkulturowy świrus chciałby mieć w swoich łapach (byłabym jak robot przy tych koszulkach w Walmart’cie… jestem o tym przekonana… mam czapkę z uszami Yody…z włosami w uszach…).

Jest też o tym, że nie zawsze się udaje, że czasem pojawiają się wątpliwości, że nie wszystko jest takie, jak to sobie wymarzymy…

Mój egzemplarz, wygląda jak psu z gardła wyjęty, z pozakładanymi rogami, wymiętolony, po prostu masakra. A to dlatego, że Kuba Ćwiek i jego ekipa sprzedali mi tak niesamowicie, olbrzymią ilość ciekawostek ze świata popkultury, że wracając do domu, bądź idąc do pracy, zarzucałam wszystkich znajomych, fragmentami książki… Co chwilę słyszeli jedynie: a wiedziałeś, że ??? I tak przez tydzień. Doszło już do tego, że gdy ostatnio weszłam do biura, mój kumpel, dzielący ze mną biurko, zapytał „No i jak podróż? Gdzie dotarli?”:)

Mam teraz całą masę filmów do zobaczenia, seriali do oblookania i książek do przeczytania.

W Popie znajdziecie dużo fajnych zdjęć z wyprawy (Kreska_ i Patryk zrobili niesamowicie klimatyczne foty!!), niektóre z opowiastkami, niektóre bez. Po każdym rozdziale Ćwieka jest część Bartka (Z rzeczy Po(P)Ważnych by Bartek), które zawierają dodatkowe objaśnienia, kolejne tony ciekawostek i czyta się je, po prostu, super. Są jak wisienka na torcie. Książkę kończy ponad 50 stron „Dziennika pokładowego Radka” (czyli relacja z podróży na żywo), która jest po prostu wyśmienita. Niby informacje o wyprawie, którą przed chwilą skończyliśmy, niby wszystko o czym już wiemy, ale cholera, przez fakt, że opisuje to wszystko inna osoba i to jeszcze w taki fajny, luźny sposób, no po prostu majstersztyk (a ‘garść impresji’ w niektórych przypadkach wywoływała na moich ustach niemożliwy do powstrzymania uśmiech i to bez względu na miejsce jej czytania).

Myślę, że to właśnie fakt, że Zarówno Kuba jak i Radek pisali w ten normalny, fajny sposób, sprawia, że od książki nie można się oderwać. Nie ukrywają, że coś się spieprzyło, że ktoś się uniósł, że czasem ciężko było ze sobą wytrzymać. Czytając, czujesz się jak na spotkaniu z kumplami, którzy opowiadają ci gdzie ostatnio ‚wybyli‚. Nie możesz ich nie polubić.

No i jest jeszcze Ojczenasz, którego uwielbiam, Lambert i jego owoce… a tam, co ja się będę, wszyscy są super!

Kiedy patrzę dziś na to zdjęcie z Targów Książki, uśmiecham się do siebie, bo są na nim ludzie, którzy sprawili mi całą masę radochy. Przez Stany popŚwiadomości to jedna z najfajniejszych książek, jakie ostatnio czytałam i na pewno jedyna w swoim rodzaju.

Jeśli kiedykolwiek spotkam, któregoś ze współautorów, wypnę dumnie pierś (zapewne przyobleczoną w koszulkę z rzygającym tęczą jednorożcem) i po 30 minutach, gorączkowych rozmyślań o tym co wypada powiedzieć, powiem coś… mało mądrego… :)

Więc, na wszelki wypadek, napiszę to teraz; Wasza książka była niesamowitą przygodą! Dzięki, że pisząc ją (fotografując), daliście możliwość, różnym popkulturowym świrusom, wzięcia, w tej przygodzie, udziału!!!

No, to by było na tyle! Ach no i jeszcze… CZACZYTAĆ!!! Choćby nie wiem co!!!!

na CzaCzytac.pl

Targi Książki, 2016r., w Krakowie; już od początku nie szły po naszej myśli, przede wszystkim dlatego, że mogliśmy na nich spędzić tylko trzy godziny i to w dzień, w którym na hali nie było żadnego z naszych ulubieńców. Snułam się, więc, z jednym z moich recenzentów, ze smutną miną i szukałam perełek na poprawę humoru. Nagle, z pełnym impetem, wbiłam się w plecy mojego...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Podróże to marzenie wielu z nas… a Czytacze, ze swoją wielką wyobraźnią i potrzebą poznawania nowych miejsc, są już przypadkami totalnie beznadziejnymi (sprawdzone na grupie kilkunastu Czytaczy :)). Dlatego od czasu do czasu, z powalającą, nieskończoną zazdrością, czytamy o wielkich wyprawach. Po Stanach i Czadzie przyszedł czas na Indochiny!
Anna Korzeniowska, autorka książki, wyruszyła w podróż, w ten najlepszy z możliwych sposobów, a więc z masą szczęścia i z brakiem jakiegokolwiek biura podróży w tle. Trochę w tym pomocy „zapomnianej rodziny”, trochę cen biletów a trochę determinacji i stało się!
Książka jest napisana prostym i czytelnym językiem. Pędzi do przodu. Nie ma w niej jakichś wzniosłych przemyśleń i podróży do wnętrza siebie. Ta książka, jest jak fajny przewodnik, z masą ciekawostek historycznych, miejsc do zwiedzenia, miejsc do „zjedzenia”, miejsc do spania, ale też miejsc do unikania, nie spania i… jedzenia do… niejedzenia!
Tajlandia, Kambodża, Wietnam i Laos, to taki kawałek świata, który dla wielu z nas wydaję się być zupełnie niedostępny. Korzeniowska, pokazuje, że tak naprawdę, każdy może się tam wybrać i zakosztować zupełnie nowej kultury i innego świata. Nie boi się napisać o rzeczach, które jej się nie spodobały, lub które należy omijać. Jest rzeczowa, ale pisze w ten taki, przyjemny i luźny sposób, że mkniesz przez kolejne strony, nie zauważając, że właśnie zbliżasz się do końca.
Pisze o poznanych ludziach, zwierzakach w pokoju (niektórych, troszkę strasznych!!), turystach, mieszkańcach… Po prostu z tą uroczą i czasem, rozbrajającą szczerością, opisuje swoją przygodę i dzięki temu, pozwala nam, w niej uczestniczyć.
Podoba mi się to, że dużo w tym poradnika. Autorka zwraca naszą uwagę na to jak załatwić, bądź zrobić wiele rzeczy, poczynając od wymiany waluty a kończąc na tym, gdzie lepiej trzymać aparat w silnym, dłoni uścisku :)
Nie będę Wam opisywać tych wszystkich niesamowitych miejsc do zwiedzenia, w których A. Korzeniowska była. Nie napiszę Wam też co za niesamowitości widziała. Nie zamierzam też zwracać Waszej uwagi na sytuacje, w których było dziwnie albo niebezpiecznie. Bo jeśli zastanawialiście się czy warto wyruszyć na taką wyprawę, która może stać się przygodą życia, a wybierzecie Indochiny, to „Z plecakiem przez…” musicie przeczytać sami. A zaręczam Wam, że pierwszą rzeczą, jaką zrobicie po zamknięciu książki, będzie orientowanie się w cenach biletów!
Skoro „jesteś tym co myślisz” (zgodnie z sekwencją, skradzioną pewnemu Szkotowi, który mieszkał w Afryce, by koniec końców osiąść w Wietnamie :)) to może czas pomyśleć, że możesz wszystko! A wtedy okaże się, że „koniec świata” wcale nie jest tak nieosiągalny i daleki!
CzaCzytać i CzaPodróżować!!!
na stronie http://www.czaczytac.pl

Podróże to marzenie wielu z nas… a Czytacze, ze swoją wielką wyobraźnią i potrzebą poznawania nowych miejsc, są już przypadkami totalnie beznadziejnymi (sprawdzone na grupie kilkunastu Czytaczy :)). Dlatego od czasu do czasu, z powalającą, nieskończoną zazdrością, czytamy o wielkich wyprawach. Po Stanach i Czadzie przyszedł czas na Indochiny!
Anna Korzeniowska, autorka...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Czasami kiedy się wkurzę, na pracę, na ludzi, na kota, na mieszkanie, czy na Polskę, wtedy przemyka mi po głowie taka myśl; „olej to! rzuć wszystko! wiej! i wyjedź”! Wyjedź sprzedawać muszle na Bora Bora! Bo dlaczego, cholera, nie? Jednak, po przeczytaniu Czadu, następnym razem, gdy taka myśl zacznie mi gdzieś, pod tą moją szaloną czupryną kiełkować, zduszę ją w zarodku. Spytacie czemu? Cóż, bo takie podróże to nie tylko nowe miejsca… to także prawda o nas samych…

Nie wiem ile w książce jest prawdy o autorze, szukałam, szperałam ale sam pan Milcarz wspomniał w wywiadzie, że nie chce odkrywać za dużo, pozostaje nam więc, jedynie snuć domysły i zastanawiać się ile w tym wszystkim fikcji a ile prawdziwych zdarzeń. A wydarzyło się wiele.

Ale, ale zacznijmy od początku. Książka jest o facecie, który rzuca wszystko, pracę, dom, żonę, przyjaciół i wyrusza na wyprawę do Republiki Czadu. Po pierwszych problemach, samolotowych, paszportowo- wizowych i wylądowaniu na miejscu, okazuję się, że małżonka, w ramach eleganckiej, aczkolwiek niezwykle złośliwej zemsty za zdrady, pozbawiła go gotówki. Tym samym nasz główny bohater, zostaje sam, na obcej ziemi, pełnej obcych ludzi, obcego języka, totalnie innej kultury, zasad i ogólnie „obcego” wszystkiego co Wam tylko do głowy wpadnie…

Jak się to czyta? Język jakiego używa autor, to nie jest zebranie suchych faktów, sprawozdanie z wyprawy. Pełno tu metafor, porównań, obrazów… wszystko jest przeplatane wspomnieniami, panuje bałagan, ale w tym bałaganie jest pewien artyzm, jakaś taka poezja. Nie myślcie sobie, wulgaryzmów i potocznego języka jest cała masa, ale jednak… w tym całym chaosie jest pewna metoda. Jakaś taka plastyczność.

Ja miałam tak; kiedy zaczęłam czytać, pojawiło się zaskoczenie, nie tego się spodziewałam. Jednak nie byłam w stanie przestać brnąć w to dalej. To nie jest książka, która możesz preglądać w tramwaju, gdy wokół rozprasza Cię mnóstwo dodatkowych bodźców. Dobrze jeśli znajdziesz sobie jakieś miejsce, żeby usiąść w spokoju i ja przetrawiać, przyswajać. Wkurzałam się kiedy coś mi umykało, wracałam do wcześniejszych zdań, rozdziałów, wertowałam i chłonęłam każde słowo.

Bo tak naprawdę to jest książka o odkrywaniu samego siebie. To niesamowite jak wielu rzeczy można się o sobie dowiedzieć, to właśnie dlatego moja ucieczka przestała mi się marzyć. Nie wiem, czy to co odkryłabym w sobie, o sobie czy o swoim życiu, pozwoliło by mi być tym kim jestem teraz.

Odkrywanie samotności, ludzi, kultury, siły „przypadku”, odnajdywanie się w najbardziej ekstremalnych i niesamowitych sytuacjach, podejmowanie decyzji… o tym właśnie pisze autor. O tym jak zmienia się nasza rzeczywistość, gdy jesteśmy wystawieni na tak wielkie próby.

Wracając do życia „sprzed” przedstawia nam siebie w pełni, obnaża się, nie zważając na to jakie będziemy mieć o nim zdanie. Zdrady, niechęć do dzieci, religia, praca… czytasz i zastanawiasz się, czy JA miałbym/miałabym taką odwagę, żeby powiedzieć to głośno…

A dookoła tych emocji czai się Afryka… z ludźmi, tak innymi od nas, którzy potrafią ot tak zabrać do domu kogoś obcego, podzielić się strawą, ale też z takimi, którzy wyciągną od ciebie ostatni grosz, pozbawią środków do życia, okradną. Bo Afryka pełna jest skrajności.

Polecam Wam książkę Aruna Milcarza, bo każe nam się zatrzymać. Bo każe nam pomyśleć. Bo pokazuje inny świat. Bo jest po prostu dobra. Trzeba się w nią wgryźć, troszkę ją sobie poukładać, przystosować się do jej rytmu, ale zaręczam Wam, że Wasz trud będzie nagrodzony.

A może i Wy, odkryjecie w sobie coś, czego nigdy nie spodziewaliście się w sobie odnaleźć…

www.czaczytac.pl

Czasami kiedy się wkurzę, na pracę, na ludzi, na kota, na mieszkanie, czy na Polskę, wtedy przemyka mi po głowie taka myśl; „olej to! rzuć wszystko! wiej! i wyjedź”! Wyjedź sprzedawać muszle na Bora Bora! Bo dlaczego, cholera, nie? Jednak, po przeczytaniu Czadu, następnym razem, gdy taka myśl zacznie mi gdzieś, pod tą moją szaloną czupryną kiełkować, zduszę ją w zarodku....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Kilka tygodni temu, miałam okazję spełnić jedno ze swoich największych marzeń z czasów, kiedy nosiło się glany, powyciągane swetry i grzywkę tak długą, że ciężko było rozpoznać nieszczęśnika, który się za nią chował; wzięłam udział w koncercie Rammsteina. Cóż to było za show!! Mocne brzmienie, kawałki, które znam na pamięć, gigantyczne tłumy, pirotechnika… no czyste szaleństwo. Mój towarzysz, który, chcąc spełnić dobry uczynek, pojechał tam ze mną, aż tak wielkim fanem nie jest (no mało kto jest…), więc gdy wracaliśmy do domu, zaczął zadawać pytania; a kim oni dla siebie są, jak się poznali, czym się zajmowali, skąd biorą pomysły i tak dalej i dalej. Co ciekawe, pomimo tylu lat słuchania tych facetów, nie wiedziałam o nich prawie nic…

Kiedy, więc otrzymałam od Wydawnictwa Dygresję książkę Martyny Walczak, pomimo, że, przyznaję się, tego typu literatura, nie jest moim konikiem, postanowiłam zmierzyć się z Rockowym tematem.

Rock & Talk to seria wywiadów z wokalistami i zespołami rockowymi; mamy tu Pawła Małaszyńskiego, Krzysztofa Grabowskiego, Tymona Tymańskiego, Happysad i Jakuba Kawalca, Macieja Wasio (który grał przed moim ukochanym Rammsteinem i naprawdę nieźle sobie radził!), Michała Wiraszko i Macieja Palmowskiego.


Wywiady przeprowadza młoda kobieta, dziennikarka i trzeba jej to przyznać, robi to w lekki, niewymuszony sposób. Czuć w tych rozmowach jakąś taką sympatię i luz, który spowodował, że muzycy mówili otwarcie i bez jakiegoś sztucznego patetyzmu.

Bardzo spodobało mi się, że niektóre z pytań powtarzały się u różnych rozmówców (talent show, telewizja śniadaniowa), dzięki temu można było zaobserwować, jak kompletnie inaczej, różni artyści zapatrują się na swoją karierę, na swoich fanów. U niektórych, odpowiedzi mnie wkurzały, myślałam sobie; co za nadęty bufon, by później stwierdzić, że o samej muzyce facet mówi po prostu pięknie, albo nagle łapałam się na tej dzikiej potrzebie odsłuchania kawałka, o którym własnie przeczytałam, bo poziom mojej sympatii do jednego z bohaterów, osiągał poziom maksymalny!

To niesamowite czytać o tym jak powstaje muzyka; coś wyciągnięte tylko i wyłącznie z czyichś doświadczeń i spostrzeżeń, z wyobraźni. Dowiadujemy się jak współpracuje się z wielkimi polskiej sceny muzycznej, jak wygląda proces tworzenia materiału na płyty, jaka jest rockowa przyjaźń, czy też jak to było znać Ciechowskiego, czy wylądować w łóżku u Kasi Nosowskiej. Poznajemy świat w jakim żyją twórcy, otrzymujemy odpowiedź na pytanie, czym rożni się ich rzeczywistość od tej rzeczywistości zwykłego Kowalskiego.

Podczas wywiadów, rozmówcy pani Walczak, obalają mity o artystach, trasach koncertowych, zapraszają do swojego świata i odkrywają przed Czytelnikiem prawdę o byciu polskim muzykiem.

Nie czytam wielu książek „bez fabuły”, ale tę czytało się nad wyraz dobrze, zgrabna szata graficzna, dobre zdjęcia… Zastanawiałam się przez chwilę, czy fakt, że autorka jest na nich ze swoimi rozmówcami, nie jest objawem pychy, w końcu to nie ona jest bohaterką, ale im dalej czytałam, tym bardziej dochodziłam do wniosku, że to ona tworzy klimat tych rozmów i to, właśnie, ona bardzo zgrabnie zebrała wszystko w jedną, spójną całość. Świetnie dobrane i opracowane pytania.

Szczerze mówiąc, z każdą stroną odczuwałam coraz większą chęć by przeczytać książkę do końca, nie miałam tego momentu znudzenia materiału, który czasem objawia się w tego typu literaturze. Myślę, że to jest właśnie główny atut Rock & Talk, czytelnik ma poczucie, że bierze udział w rozmowie dwójki osób, zakręconych na punkcie muzyki rockowej i momentalnie sam się zakręca :)

Tutaj nie ma pytań o to z kim kto jest, ile ma dzieci, czy w jak dużym domu mieszka. Nikogo nie interesuje, kto z kim sypia i ile zarabia. Ta książka jest o muzyce, o poglądach, o tym co wpływa na ludzi tę muzykę tworzących.

Bo Muzycy też ludzie, a książka Rock & Talk pozwala nam, choć na chwilę, wejść z nimi za kulisy, czy do studia i zobaczyć co naprawdę im w duszy gra.

CzaCzytać! A jak już skończycie… to CzaSłuchać!

na naszej stronie: http://czaczytac.pl/martyna-walczak-rock-talk/

Kilka tygodni temu, miałam okazję spełnić jedno ze swoich największych marzeń z czasów, kiedy nosiło się glany, powyciągane swetry i grzywkę tak długą, że ciężko było rozpoznać nieszczęśnika, który się za nią chował; wzięłam udział w koncercie Rammsteina. Cóż to było za show!! Mocne brzmienie, kawałki, które znam na pamięć, gigantyczne tłumy, pirotechnika… no czyste...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to