-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński6
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać9
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2017-04-02
2006
2014-06-17
„Dziewczyny z Powstania” to zapis wspomnień jedenastu kobiet, które były świadkami i uczestniczkami zbrojnego wystąpienia Polaków w Warszawie przeciw niemieckiemu okupantowi w 1944 roku.
Książka zawiera opowiadania niezwykłych osób, które w wieku lat kilkunastu wariacko odważnie szły do boju zdając sobie sprawę ze śmiertelnego niebezpieczeństwa. Niejednokrotnie w letniej sukience i sandałach, bez prowiantu, bo miało to trwać jedynie dwa dni, a koszmar śmierci przedłużył się do dwóch miesięcy. Obrazy są makabryczne: widok porozrzucanych ludzkich szczątków, dziewczynka idąca na śmierć, przeprawy kanałami wśród fekaliów, matka ukrywająca się w piwnicy nie mając co dać niemowlęciu do jedzenia. Przeżycia bohaterek niejednokrotnie wyciskają łzy z oczu podczas lektury książki, są tak wstrząsające.
Z relacji uczestniczek Powstania Warszawskiego wyłania się odpowiedź na podstawowe pytanie dotyczące tego tematu, która brzmi: nie było ono dobrze zorganizowane. Błędy decyzyjne oraz nie przeliczenie swoich sił i wyposażenia na zamiary spowodowały masakrę 200 tysięcy ludzi (w przeważającej ilości cywilów!), zniszczenie stolicy Polski i przegraną. Jednak z tego, co mówią „dziewczyny”, zapał młodych ludzi i nastroje wśród części społeczeństwa nie mogły skończyć się inaczej, jak walką zbrojną. "Decyzja była dla nas oczywista. To była nasza powinność. Nie ma sensu nawet tego tłumaczyć."* Młodzi AK-owcy wychowywali się w rodzinach, w których dziadkowie i ojcowie walczyli o istnienie Polski, postawa powstańców była zatem naturalną koleją rzeczy. Czy dziś zachowalibyśmy się tak samo? Patriotyzm to miłość do ojczyzny, ale miłość jednostronna nie jest spełnieniem, bo czy przedstawiciele kraju dają nam dowód swej troski o obywatela? W kontekście kolejnej afery podsłuchowej polityka jawi się jako biznes, w którym liczą się jedynie własne interesy rządzących, a nie dbałość o państwo i jego społeczeństwo. "To już nie jest to samo państwo i to już nie jest ten sam naród. Stary, wspaniały świat (…) został unicestwiony. Wiele jeszcze czasu upłynie, nim to wszystko odrobimy."*
Dziś nasz kraj w stanie pokoju wyzwala inne problemy każdego człowieka. Nie można powiedzieć, że mniej ważne, a jednak czytając o przeżyciach bohaterek, nachodzi refleksja, jak małe są nasze obecne troski. "Czy twoje miasto jest bombardowane? Czy twojemu mężowi grozi śmierć od nieprzyjacielskiej kuli? Czy twoje dzieci głodują? Jeśli nie, to nie masz powodu do narzekania. Wszystko inne jest bowiem błahostką." Książka po raz kolejny udowadnia, że wojna to samo zło.
W książce nie podobała mi się jedna rzecz nawiązująca do poglądów autorki Anny Herbich (dziennikarki związanej z „Do rzeczy”, „Rzeczpospolitą” i „Uważam Rze”), a mianowicie zdanie, które brzmiało jak propaganda lub chęć przypodobania się: „ Jako sanitariuszka (…) uratowała życie Rajmundowi Kaczyńskiemu „Irce”. Gdyby nie ona, Lech i Jarosław Kaczyńscy nigdy by się nie urodzili”* (pierwszy „ratunek” był opatrzeniem naderwanego palca). Ta jedyna wada książki nie wpłynęła ostatecznie na moją ocenę, bowiem temat ten dotyczył jednaj z najodważniejszych wśród przedstawionych kobiet, a poza tym całość w przeważającej części niesie niezwykle ważny i wielki ładunek emocjonalny oraz istotną wiedzę.
To, że „dziewczyny z powstania” przeżyły, zawdzięczać mogą niebywałemu szczęściu lub sprytowi, czasem znajomości języka niemieckiego. Fakt śmierci wielu osób (w tym dzieci) był przyczyną pretensji cywilów o wywołanie powstania. Jednak one, które chciały zrobić coś dobrego dla ogółu ryzykując swoim życiem, słusznie uważają, że pretensje te nie mogą skierowane do nich. Były jedynie maszyną w rękach decydentów, którzy młodzieńczy hura-optymizm, idealizm młodych ludzi, pęd do działania i ich wiarę w wielkie możliwości wykorzystali niewłaściwie.
Polecam "Dziewczyny z Powstania".
*Cytaty pochodzą z książki.
„Dziewczyny z Powstania” to zapis wspomnień jedenastu kobiet, które były świadkami i uczestniczkami zbrojnego wystąpienia Polaków w Warszawie przeciw niemieckiemu okupantowi w 1944 roku.
Książka zawiera opowiadania niezwykłych osób, które w wieku lat kilkunastu wariacko odważnie szły do boju zdając sobie sprawę ze śmiertelnego niebezpieczeństwa. Niejednokrotnie w letniej...
2018-08-16
Poznanie siebie to sztuka tak samo trudna jak poznanie innej osoby. Niejednokrotnie potrzebujemy wielu, wielu lat, by „osadzić” siebie w świecie, by być świadomym swoich możliwości i ograniczeń, by znać swoje zalety i wady, by określić do czego się dąży, a co jest mało istotne w naszym życiu. Definiujemy siebie na podstawie przeżyć, wychowania i wrodzonego charakteru.
Gdy jednak okazuje się, że przeświadczenie tym, że życie jest poukładane to jednak fałsz, bo pamięć bywa zawodna? Tego typu problem spotyka Delię, główną bohaterkę „Zagubionej przeszłości”.
Mocnym punktem książki jest właśnie poszukiwanie odpowiedzi na pytaniu: W jakim stopniu wpływa na nas przeszłość, nawet ta ukryta w zakamarkach pamięci.
Jodi Picoult w wyśmienity sposób wnika w psychikę swoich bohaterów.
Dużą wartość poznawczą powieści ma wątek traktujący o „fali” w amerykańskim areszcie oraz inny dotyczący wierzeń Indian.
Wspaniała, bogata i bardzo dobrze napisana powieść o trudnych więzach międzyludzkich.
Polecam.
Poznanie siebie to sztuka tak samo trudna jak poznanie innej osoby. Niejednokrotnie potrzebujemy wielu, wielu lat, by „osadzić” siebie w świecie, by być świadomym swoich możliwości i ograniczeń, by znać swoje zalety i wady, by określić do czego się dąży, a co jest mało istotne w naszym życiu. Definiujemy siebie na podstawie przeżyć, wychowania i wrodzonego charakteru.
Gdy...
Był taki moment w moim życiu, gdy rynek zalały "harlekiny". Należało zatem sprawdzić, z czym to się je. Sięgnęłam zatem do typowych romansów. Okazało się, że nie jest to literatura, z którą chcę przemierzać dalsze swoje życie. Jednak jeden, jedyny tytuł, jaki pozostał mi w pamięci i jaki mogę polecić innym, to "Płatki na rzece" Kathleen E. Woodiwiss. Nie jest to zwykła historyjka jakich wiele, ale powieść - romans historyczny. Miejsce i czas zdarzeń to Virginia w XVIII wieku. Jest tu wszystko, co typowy romans zawierać musi: ona piękna, seksowna, zarazem skromna, dobra, mądra, a na dodatek potrafiąca świetnie gotować :-) Ideał. On męski, silny, dumny, facet z przeszłością. Jakże by inaczej. Są - a i czywiście - niezrozumiałe dla bohaterów reakcje, gdy "krew się burzy" lub rumieniec lico pokrywa :-) . Różni się jednak ta książka od innych romansów. Autorka rozbudowała ciekawie fabułę. Dodała tajemnicę, trudności napotykające bohater
Był taki moment w moim życiu, gdy rynek zalały "harlekiny". Należało zatem sprawdzić, z czym to się je. Sięgnęłam zatem do typowych romansów. Okazało się, że nie jest to literatura, z którą chcę przemierzać dalsze swoje życie. Jednak jeden, jedyny tytuł, jaki pozostał mi w pamięci i jaki mogę polecić innym, to "Płatki na rzece" Kathleen E. Woodiwiss. Nie jest to zwykła...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-12-22
Wiedząc, że dla Richarda Paula Evansa inspiracją do napisania „Stokrotek w śniegu” była „Opowieść wigilijna” Charlesa Dickensa (którą uwielbiam!), koniecznie chciałam przeczytać tę książkę w okolicy Świąt Bożego Narodzenia.
Powieść zaczyna się od informacji prasowej na temat śmierci rekina biznesu, dewelopera Jamesa Kiera. Jednak artykuł jest wynikiem pomyłki, ponieważ to inna osoba o takim nazwisku zginęła w wypadku.
James Kier to człowiek do cna zły. Takich ludzi określa się krótkim wulgaryzmem zaczynającym się na ch. Porzucił on swą żonę, gdy ta była chora na raka, syn go zatem nienawidzi. Inną jego ofiarą jest samotna matka, którą namówił na kupno domu większego niż miała, przedstawiając korzystną transakcję. W rzeczywistości, kobieta straciła swój dom, który przejął Kier i sprzedał korzystnie, a ona nie mogąc być wypłacalną w związku z nową posiadłością, żyje na skraju ubóstwa. Takich celowo oszukanych przez głównego bohatera osób jest więcej.
Takiego Evansa lubię – poruszającego struny mojej wrażliwości. Mówi o złu siedzącym w ludziach, ale i o konieczności dobroci, kochania bliskich, lojalności wobec przyjaciół i uczciwości wobec każdego człowieka.
Ale… Nie dla każdej osoby lektura „Stokrotek w śniegu” będzie odkrywczą jedynie w sensie konieczności bycia dobrym. Przesłanie dla osób uczciwie prowadzących działalność gospodarczą jest takie: „Albo jesz, albo będziesz zjedzony”. Czytelnikowi pozostawałoby zrezygnować ze swojego źródła dochodu lub czekać, aż większy go w perfidny sposób oszuka. Autor na trzech przykładach pokazuje, że wielki sukces finansowy w biznesie można osiągnąć jedynie poprzez bycie nieuczciwym. Nie jest to motywujące. Pan Evans ewidentnie nie przemyślał wszystkich aspektów zagadnienia poruszanego w „Stokrotkach w śniegu”, nie przeanalizował go z każdego punktu widzenia.
Czytelnicy znający sens „Opowieści wigilijnej” domyślą się, jak się skończy ta historia, jednak pomimo tego oraz pomimo kilku minusów (np. w zbyt patetyczny sposób przedstawione niektóre sceny), uważam ją za wartą przeczytania w okresie bożonarodzeniowym. Dlatego, że mówi o największym skarbie człowieka: o drugim człowieku, który go kocha i w niego wierzy zgodnie z zasadą wydającą się być paradoksem: "Kochaj mnie najbardziej wtedy, gdy najmniej na to zasługuję" - by pomóc mi stać się lepszym.
Wiedząc, że dla Richarda Paula Evansa inspiracją do napisania „Stokrotek w śniegu” była „Opowieść wigilijna” Charlesa Dickensa (którą uwielbiam!), koniecznie chciałam przeczytać tę książkę w okolicy Świąt Bożego Narodzenia.
Powieść zaczyna się od informacji prasowej na temat śmierci rekina biznesu, dewelopera Jamesa Kiera. Jednak artykuł jest wynikiem pomyłki, ponieważ to...
"To był wspólny mianownik ich pokolenia - nieodpowiednie dla ich wieku potworności, których stali się świadkami."
Dzisiejsza młodzież nie jest wychowywana w duchu nienawiści do Niemców jako wroga wojennego, nie potrafi wczuć się w klimat wojny tak, jak starsze pokolenie, które słuchało wspomnień-relacji babć i dziadków o wojennej zawierusze i życiowych dramatach z tym związanych.
O tym, jak młodzi ludzie mało rozumieją patriotyczne motywy młodych warszawiaków oraz atmosferę grozy jaka przypadła w udziale ich rówieśnikom biorącym udział w powstaniu warszawskim jest książka "Galop'44", która jednocześnie dzięki zaskakującemu zabiegowi pozwala poznać życie podczas codziennej walki o wolność.
Zabiegiem tym jest umieszczenie w powieści historycznej elementu fantastycznego, dzięki czemu autorka Monika Kowaleczko-Szumiwska celnie zderza dwa światy: wojenny i nasz spokojny.
"Wojtek nie miał pojęcia, jak obchodzić się z karabinem, który wcisnął mu dowódca. Oprócz kilku lekcji przysposobienia obronnego w liceum, które zwykle przesypiał, nigdy wcześniej nie miał do czynienia z bronią. Chyba że brać pod uwagę komputerowe strzelanki. Ale wirtualne uzbrojenie to zupełnie co innego niż zimny karabin, króry ściskał w dłoniach. Przełknął nerwowo ślinę."
Choć "Galop'44" dedykowany jest młodzieży, to polecam tę powieść również dorosłym odbiorcom. Nie zawiodą się.
"W tym dziwnym świecie życie nieustannie przeplatało się ze śmiercią, która stała się dla powstańców codziennością. Nie było czasu na żałobę, nie było czasu na rozpacz, bo każda chwila mogła okazać się ostatnia."
"To był wspólny mianownik ich pokolenia - nieodpowiednie dla ich wieku potworności, których stali się świadkami."
więcej Pokaż mimo toDzisiejsza młodzież nie jest wychowywana w duchu nienawiści do Niemców jako wroga wojennego, nie potrafi wczuć się w klimat wojny tak, jak starsze pokolenie, które słuchało wspomnień-relacji babć i dziadków o wojennej zawierusze i życiowych dramatach z tym...