Monika

Profil użytkownika: Monika

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 4 lata temu
160
Przeczytanych
książek
179
Książek
w biblioteczce
102
Opinii
520
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach: ,

Książka „Mężczyzna, który gonił swój cień” Davida Lagercrantza, będąca kontynuacją historii z Lisbeth Salander i Mikaelem Bloomkvistem w rolach głównych to jedna z tegorocznych premier, na które niecierpliwie czekałam. Było warto!

Jednocześnie „Mężczyzna, …” to 5.część cyklu Millenium, wykreowanego przez przedwcześnie zmarłego Stiega Larssona i 2., choć prawdopodobnie nie ostatnia powieść napisana przez Davida Lagercrantza. Aby wejść w historię, a także w skórę bohaterów, najlepiej byłoby przeczytać wszystkie części. Spotkanie wyłącznie z tą pozycją będzie jak jedzenie cukierka przez papierek.

W przypadku thrillerów ciężko jest opowiedzieć o książce tak, by nie zdradzać fabuły. Więc może powiem tylko tyle – w ręce Lisbeth trafiają dokumenty, które sprawiają, że odżywają stare wątki, a Salander staje się bardzo aktywna. Będzie też miała wiele okazji, by pokazać, jaka jest nietuzinkowa i odważna, a i udowodnić, że MacGyver przy niej to amator. Nieco za to przysiądzie Mikael, na szczęście nie odbywa się to ze specjalną szkodą dla fabuły. Wciąż daje radę.

W książce pojawiają się nie tylko owe stare-nowe odnogi historii, ale i zupełnie nowe wątki, swoją drogą fajnie i błyskotliwie poprowadzone. Może nie są szalenie epickie, nie porażają rozmachem, przepychem i głębią, ale czy to źle? No właśnie. W tym miejscu muszę postawić na dygresję:

Millenium kontynuowane przez Lagercrantza jest postrzegane, oceniane i recenzowane przez pryzmat Larssona. Samemu Davidowi z pewnością by nie zarzucano tego, co mu się zarzuca, gdyby nie spuścizna jego „poprzednika”. Mówią, że kontynuacja wypada blado i jest zaledwie średniakiem. Objętościowo na pewno, ale czy to źle?

Larsson nie bał się słowa, płodził opasłe tomiszcza, w związku z czym mógł zgłębiać tematy, z jednej strony zakopując je w tonę szczegółów, a z drugiej dokopując się w nich do siódmego dna. W tym kontekście Lagercrantz faktycznie nieco odstaje od konwencji – wprawdzie kontynuuje tradycję mnogości wątków, ale traktuje je bardziej powierzchownie.

Za złe z pewnością będą mu to mieli wielbiciele ambitnej, tematycznej prozy, naszpikowanej specjalistycznymi i formalnymi detalami, miłośnicy giełdy i innych wątków finansowych, globalnych teorii spiskowych czy ci, którzy chętnie pozgłębialiby cyberświat od kuchni. Ja do nich nie należę, a wręcz interesuje mnie to tak nie bardzo, że zajmujący u Lagercrantza kilka stron, dość lakoniczny zresztą, wywód filozoficzno-ekonomiczny omal mnie nie uśpił. Zastanawiam się, jak kiedyś przebrnęłam przez słowotok Larssona. I że nie potrzebowałam notesu!? Pamiętam, że jego świat był gęsty od nazw, skrótów nazw i innych ulepszaczy, przez co czasem miałam mętlik w głowie i lekką zadyszkę. Było super, bo złapałam milenijnego bakcykla, ale robotę Lagercrantza doceniam, a efekty lubię – całość jest bardziej przyswajalna, a wręcz lekkostrawna.

Uważam też, że zupełnie niepotrzebnie skupiamy się na porównaniach, przez co recenzje przypominają akt oskarżenia lub mowę obronną (jak ta). Zamiast się cieszyć, że Salander i Blomkvist mają się dobrze, kręcimy nosem i dolewamy do wiadra pomyj. I po co?

Z kolei kwestie społeczne, których jest tu co najmniej kilka, a które są mi z kolei bliskie, nakreślono zaledwie na tyle, by pchnąć i rozwinąć wątek, ale zrobiono to w sposób tak sugestywny, a wręcz bezlitosny, że są kompletne i mają moc – działają na wyobraźnię, dają do myślenia, stanowią tło, które jest lustrem rzeczywistości. Wiecie co? Mamy się czego bać. Najgorzej było mi dźwignąć los Farii – zwłaszcza, że łatwo go sobie przełożyć na to, co dzieje się teraz i koło nas, z kolei najbardziej zapamiętam historię Leo Mannheimera.

I „Mężczyznę…”, i Lagercrantza kupuję. Uważam, że książka jest świetna. Dobrze się ją czyta, można powiedzieć, że na jednym wdechu. Każe myśleć, hipnotyzuje, podnosi ciśnienie, zasiewa ziarno niepokoju. Może to faktycznie żadne wybitne dzieło, a zaledwie doskonałe rzemiosło, ale w kontekście thrillera widocznie tyle wystarczy, by osiągnąć sukces i zdobyć serca czytelników. Z niecierpliwością czekam na cd.

więcej: http://www.fajnastrona.com.pl/ksiazki-filmy/mezczyzna-ktory-gonil-swoj-cien-david-lagercrantz-recenzja-5-czesci-millenium/

Książka „Mężczyzna, który gonił swój cień” Davida Lagercrantza, będąca kontynuacją historii z Lisbeth Salander i Mikaelem Bloomkvistem w rolach głównych to jedna z tegorocznych premier, na które niecierpliwie czekałam. Było warto!

Jednocześnie „Mężczyzna, …” to 5.część cyklu Millenium, wykreowanego przez przedwcześnie zmarłego Stiega Larssona i 2., choć prawdopodobnie nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Paulina Młynarska „Jeszcze czego!”

„Jeszcze czego!” było moim pierwszym dłuższym spotkaniem z Pauliną Młynarską. Sięgnęłam po książkę na fali sympatii, jaką wywołała we mnie obecność na FB autorki. Jakże ono było… pozytywne! Powiem tak: jestem zachwycona i książką, i samą Młynarską. Panią Paulinę podziwiam za energię, otwartość - na ludzi, szczerość, doświadczenia i siebie, umiejętność obserwacji i ubierania myśli w zdania, ale przede wszystkim za odwagę i bezkompromisowość, no i twardą skorupę. A książka…

Już dawno żadna tak mnie… nie ożywiła. Nie była dla mnie objawieniem, nie zrobiła w moim życiu rabanu, a w głowie rewolucji. Nie usystematyzowała myśli i poglądów (może dlatego, że poruszane w niej tematy są i moim konikiem). Myślę i widzę podobnie, choć mniej we mnie ekspresji i wigoru. A jednak jest dla mnie ważna (i wcale nie dlatego, że na str. 159 znajduje się moja - niemal stronicowa wypowiedź – na temat jednego z moich ulubionych typów mężczyzn). Jest świetna!

Nie umiem streścić, o czym jest ta pozycja. Bo jest tak trochę o wszystkim. Przypominało mi to rozmowę, no może dłuższą, luźną wypowiedź. A takie lubię, choć muszę przyznać, że rzadko czytam (chyba tyle razy się nacięłam, że boję się filozofania domorosłego, a i nudzą cudze mądrości. Jestem taka niefajna, że generalnie wykładanie swojego światopoglądu interesuje mnie tyle, co opisywanie snów, czyli niespecjalnie).

Ani to poradnik, ani encyklopedia. Ani biografia, ani reportaż. To cudowny misz-masz, który każda kobieta (ale i mężczyzna) powinna przeczytać. Ważne jest tylko odpowiednie podejście. Mnie nie zrażało generalizowanie, kreślenie grubą krechą, skróty myślowe, lekki ekshibicjonizm, wyolbrzymianie, wykrzykniki i coś, co trącało awanturnictwem czy tupaniem nogą. Uznałam, że tak miało być. Czytałam z zainteresowaniem, ale gdzie trzeba było – przymrużyłam oko. To było naprawdę fajne przeżycie socjologiczno-psychologiczno-literackie!

Dużo w tej książce lekkości, świeżości, werwy, takiego rozentuzjazmowania intelektualnego, śmiałości, ale i brutalnych przemyśleń i faktów. Całość jest bardzo zgrabnie ujęta, opisana godnym pozazdroszczenia piórem/językiem/poczuciem humoru (te wariacje słowne są super!). Podobało mi się tak bardzo, że kupiłam pozostałe książki autorki.

Tak sobie od wczoraj myślę, że gdybym jeszcze raz miała losować dla siebie talenty i świadomie wybierać zawodowe ścieżki życiowe, to chciałabym być kompilacją nie tylko Joanny Bator i Marty Abramowicz, ale i Pauliny Młynarskiej. Ale bym była magikiem, co?

Paulina Młynarska „Jeszcze czego!”

„Jeszcze czego!” było moim pierwszym dłuższym spotkaniem z Pauliną Młynarską. Sięgnęłam po książkę na fali sympatii, jaką wywołała we mnie obecność na FB autorki. Jakże ono było… pozytywne! Powiem tak: jestem zachwycona i książką, i samą Młynarską. Panią Paulinę podziwiam za energię, otwartość - na ludzi, szczerość, doświadczenia i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Najszczęśliwszą dziewczynę na świecie” skończyłam czytać wczoraj, ale do dziś nie wiem, co o niej myśleć. Bo jest tak: fabuła, pomysł, wymowa, rozbudowany wątek psychologiczny, rozrysowanie postaci i poprowadzenie ich przez tę historię (jak i sama historia) są na plus. Choć zakończenie jakoś mi się rozmyło (i sądziłam, że zadzieje się nieco inaczej). Generalnie jednak nie czepiam się. Opowieść, która mi zostanie w głowie i o której będę sobie myśleć, jest naprawdę super. Natomiast język, jakim została opowiedziana…

Wychodzi na to, że się nie znam i nie jestem wymagającym czytelnikiem, który potrafi docenić literaturę, którą pokochały miliony. Ale prawda jest taka, że umęczyłam się strasznie brnąc przez woale, niedopowiedzenia, skoki myślowe, kalambury jakieś i dłuuugie, nieco porąbane zdania.

Może mam problem z literaturą w amerykańskim stylu bądź w jakimś innym stylu nowatorskim, w jakim utrzymana jest ta książka, ale ewidentnie nie wyczaiłam bazy. Nie raz zastanawiałam się, co jest ze mną nie tak. Czytam, czytam - i nic nie rozumiem. Czytam, czytam - i nie wiem, czy dobrze rozumiem. Czytam, czytam i nagle ups! Czy ja czegoś przypadkiem nie przespałam? Nie zgubiłam? A może podczas druku coś niechcący wypadło?

Krótko mówiąc wątki i toki myślowe, w moim odczuciu, były czasem pourywane, a czasem sobie skakały, wisiały, skręcały albo robiły mnie, jak chciały (w miejscach, gdzie nie powinny). Czułam się niedoinformowana. Jeśli to zabieg artystyczny - ja go nie kupuję. A jeśli to zbyt wysoki poziom abstrakcji dla mnie... No umówmy się – „Najszczęśliwsza…” nie stoi na półce obok Myśliwskiego. Nie chciałam jej smakować, zgłębiać i analizować. To raczej historia, którą chciałam po prostu przeczytać.

Tak czy inaczej, pomimo atrakcyjności fabularnej, czytając ją doświadczałam dyskomfortu i wątpiłam w swoją inteligencję (choć naturalnie wygodniej mi myśleć, że po prostu moje czytelnicze potrzeby nie są kompatybilne – albo z piórem autorki, albo z klawiaturą tłumacza). Tak czy siak umęczyłam się i nairytowałam. W mojej opinii ta książka jest albo niedorobiona, albo przefajnowana. Raczej dobrowolnie do niej nie wrócę.

„Najszczęśliwszą dziewczynę na świecie” skończyłam czytać wczoraj, ale do dziś nie wiem, co o niej myśleć. Bo jest tak: fabuła, pomysł, wymowa, rozbudowany wątek psychologiczny, rozrysowanie postaci i poprowadzenie ich przez tę historię (jak i sama historia) są na plus. Choć zakończenie jakoś mi się rozmyło (i sądziłam, że zadzieje się nieco inaczej). Generalnie jednak nie...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Monika Zalewska-Biełło

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
160
książek
Średnio w roku
przeczytane
12
książek
Opinie były
pomocne
520
razy
W sumie
wystawione
148
ocen ze średnią 9,5

Spędzone
na czytaniu
1 143
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
16
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]