-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
Żyjemy w świecie, w którym panują określone zasady. Rodzisz się, edukujesz, znajdujesz pracę, zakładasz rodzinę, dbasz o dom i potomstwo, a następnie czekasz na emeryturę, na którą zapracowałeś. Właśnie tak względem większości społeczeństwa wygląda normalne życie, które każdy z nas powinien przeżyć. Oczekuje się od nas właśnie tak obranej drogi. Decyzje, które podejmujemy bardzo często są podpięte pod opinie innych ludzi, no bo, co sobie sąsiedzi pomyślą, gdy zamiast iść na studia, wyruszę zwiedzać Australię? Co powiedzą rodzice, gdy zamiast iść na prawo, zadecyduję zaszyć się w domu i pisać poematy? Przecież to nienormalne, niecodzienne, to nie jest zwyczajne.
Co dnia produkuje się miliony klonów, którzy myśląc schematycznie kończą niewymarzone studia, a narzucone przez różne czynniki, pracują w szarym biurze z rzadka się uśmiechając i powtarzają te same czynności co dnia. Takie życie uznaje się za przykładne. Więc też do takiego życia dążymy.
Ale czy chodzi o to, by żyć przykładnie dla innych, czy z satysfakcją i radością dla siebie? Może warto zamknąć się na opinie innych i zrobić coś, co od zawsze chciałeś, obrać własną drogę, która niezwyczajna, da Ci szczęście. Nawet jeśli dla wielu Twój wybór okaże się nienormalny.
"Myślę, że kiedy już się zakochujesz, to na całe życie. Reszta to tylko doświadczenia i urojenia."
Camryn ma za sobą ciężkie lata - śmierć jej chłopaka Iana, z którym planowała niezwykłą przyszłość, rozwód rodziców, trafienie brata do więzienia. Dziewczyna nie jest zadowolona ze swojego życia, od którego miała uciec z Ianem. Dwudziestolatka nie żyje, ona wegetuje w szarej rzeczywistości od czasu do czasu posyłając swojej przyjaciółce nikły uśmiech, gdy ta stara się ją rozweselić. Awantura z bliską osobą przelewa szalę goryczy i młoda kobieta decyduje się na coś szalonego. Wybiera się w podróż Donikąd, w której odnajduje siebie. A pomaga jej w tym towarzysz broni - Andrew.
"Na krawędzi nigdy" jak wiele obyczajówek napisana jest językiem prostym i lekkim, co sprawia, że "wpicie" się w fabułę zajmuje mniej niż stronę. Powoli poznajemy Cam i jej życie, delektując się każdą niezobowiązującą stroną. Bo właśnie taka jest ta książka - lekka, niezobowiązująca. Czytając ją nie oczekujemy wielkiego morału, niezwykle ambitnej fabuły ani ogromu złotych myśli. Przygody Camryn poznaje się po to, aby zapomnieć o naszej własnej szarej codzienności i zaznać życia kogoś, kto postanowił się od niej uwolnić. Nim uda nam się zauważyć, jesteśmy już za połową książki, przeżywając każdą kolejną stację głównej bohaterki. Niezwykle intrygujące są jej decyzje, przystanki podczas podróży i poszukiwanie niewiadomej.
Jak wspomniałam wyżej choć fabuła oklepana - młoda dziewczyna, postanawia wyruszyć w świat i przypadkowo poznaje niesamowicie oryginalnego chłopaka, z którym smakuje podróży. Tak, nic nowego. Aczkolwiek dzieło J.A. Redmerski ma w sobie coś, co przyciąga, interesuje i nie pozwala skończyć czytania. Może to przyjemny, lekki styl autorki, intrygująca osobowość Camryn i Andrew albo ukryta mroczna tajemnica pod czarnymi literkami na papierze, ale wierzcie mi, zaczynając "Na krawędzi nigdy" nim się obejrzycie całkowicie pochłonie Was przygoda dziewczyny z Karoliny Północnej oraz Teksańczyka.
Dzieło amerykańskiej pisarki potrafi rozbawić - czytając komiczne dialogi Cam oraz Andrew, podszyte ironią i sarkazmem, a niekiedy pikanterią, niezwykle często wybuchałam gromkim śmiechem i uśmiechałam się maniakalnie do kartek papieru. J.A. świetnie dozowała emocje - raz sprawiała, że czytelnik dobrze się bawi, chichocząc pod nosem, a następnie łapała za serce, utrudniając życie postaciom, z którymi zdążyliśmy się zżyć. Ponadto w prostych słowach przekazywała, aby zapomnieć o schematach i wytartych ścieżkach, o tym, czego się od nas oczekuje i robić to, czego naprawdę pragniemy, spełniać marzenia tu i teraz, bo nigdy tak naprawdę nie wiemy, ile czasu nam pozostało.
"Na krawędzi nigdy" to bardzo dobra, przyjemna, zabawna, wzruszająca, aczkolwiek nieambitna powieść o odnajdywaniu siebie, ułożeniu sobie życia według własnych myśli i pragnień. Historia miłosna Camryn i Andrew pochłonie Was i umili długie, wolne wieczory, budząc w Waszych sercach same ciepłe uczucia.
"Najlepsi przyjaciele - bez względu na to, jacy są albo jak bardzo nas ranią - i tak nimi zawsze będą. Nikt nie jest doskonały. Błędy przyjaciół są do wybaczenia, to właśnie sprawia, że przyjaźń jest prawdziwa."
Żyjemy w świecie, w którym panują określone zasady. Rodzisz się, edukujesz, znajdujesz pracę, zakładasz rodzinę, dbasz o dom i potomstwo, a następnie czekasz na emeryturę, na którą zapracowałeś. Właśnie tak względem większości społeczeństwa wygląda normalne życie, które każdy z nas powinien przeżyć. Oczekuje się od nas właśnie tak obranej drogi. Decyzje, które podejmujemy...
więcej mniej Pokaż mimo to
Chyba w życiu każdego przyjdzie czas na to, aby zaryzykować. Postawić wszystko, co masz na jedną kartę, zrobić jeden krok, po którym nie będzie już powrotu do przeszłości, do tego, co było. Każdy prędzej czy później będzie musiał zaryzykować i zrobić coś, co odmieni jego życie na zawsze. A ryzykujemy wierząc, że trafimy do piękniejszego miejsca, znajdziemy się w lepszym punkcie naszego życia, ryzykujemy z wiarą, że warto. Ale gdybyśmy mieli pewność, że po podjęciu tej kulminacyjnej decyzji, nasze życie odmieni się na lepsze, nie nazywalibyśmy tego ryzykiem. Po zrobieniu drastycznego kroku w jedną stronę, wszystko może się rozpaść. Takim ryzykiem można nazwać wybór studiów, partnera życiowego, zorganizowanie wyjazdu w nieznane, wszystko. Ale gdy nadejdzie czas, aby zaryzykować, będziemy wiedzieli. I nadejdzie kilka dni, a może tylko sekund, aby podjąć ryzyko, albo zrezygnować.
"Bohaterami nie zawsze są ci, którzy wygrywają. Czasami są nimi, ci którzy przegrywają, ale nie poddają się i nadal walczą. To właśnie czyni ich bohaterami."
Niebiański ogień utknął w Jasie. Nikt nie wie, jak go stamtąd wydostać, nikt nie może mu w pełni wyjaśnić, jak go kontrolować. Nocni Łowcy mają wreszcie broń, która może pokonać Sebastiana, ale nie wiedzą, w jaki sposób jej użyć. Syn Valetine'a dobrze o tym wie, także nic nie hamuje go przed wcieleniem w życie swojego mrocznego planu. Rozpoczyna się wojna, z której najbliżsi nie wrócą żywi, która odbierze coś więcej niż życia, która podaruje przetrwałym, coś gorszego niż ból.
Ostatnia część Darów Anioła wciągnęła mnie już od samego prologu, który rozpoczyna mroczną serię zdarzeń. Wierzcie mi, gdy już przeczytacie pierwsze zdanie "Miasta niebiańskiego ognia", nie będziecie mogli przestać dopóki nie znajdziecie się na ostatniej stronie i nie będziecie smakować ostatniego słowa. Choć VI część przygód Clary i Jace'a ma ponad 700 stron, czytelnik wcale a wcale tego nie odczuwa, a wręcz śmiało stwierdzę, że pod koniec powieści żałuje, że to już koniec historii. Wciągająca, interesująca, to tylko dwa z wielu przymiotników świetnie opisujących najnowsze dzieło Clare.
"[...] lepiej być tym, który umiera, niż tym, który żyje dalej."
Można sądzić, że po tylu częściach pisarka już nie wymyśli niczego co mogłoby zachwycić, zadziwić czy też zszokować. Trochę się z tym zgadzam, a jednocześnie nie. Podczas czytania można było wyczuć, że niektóre rzeczy się powtarzają - sceny walki z czasem zlewają się w jedno, aczkolwiek sporo momentów, wymyślonych przez Cassie naprawdę wbija czytelnika w fotel. Nie raz byłam pod ogromnym wrażeniem jej pomysłu i rozwiązania trudnego dla bohaterów zadania. Nie mniej przyznam, że spodziewałam się czegoś więcej od zakończenia. W moim odczuciu Cassandra Clare jest osobą nieprzewidywalną i liczyłam na równie emocjonalny koniec, jaki znalazłam w Diabelskich Maszynach. Owszem, wzruszyłam się, ale nie do takiego stopnia, jak się spodziewałam. Możliwe, że dla wielu to pozytyw, ale oczekiwałam większej dawki emocji niż otrzymałam.
Niesamowicie podobały mi się liczne nawiązania do Diabelskich Maszyn - przygód Tessy i Jamesa. Pokazuje to na jak wielką skalę rozrysowany i zobrazowany jest świat Podziemia i Nocnych Łowców. Odkrywając kolejne powiązania, niewidzialne linie łączące bohaterów, wydrążone wcześniej dróżki, którymi podążają kolejne pokolenia - to naprawdę budzi podziw. Szerokość skrojonej intrygi, pole, jakie obejmuje pomysł Cassandry, tego można jej zdecydowanie pogratulować.
"Miasto niebiańskiego ognia" to świetne zwieńczenie serii. Pozostawia po sobie miłe wspomnienia, których nikt nam nie zabierze. I choć nie jest to moja ulubiona seria, którą ubóstwiam całym swoim jestestwem, bardzo ją lubię i zamierzam często wracać do niej pamięcią. Przygody Clary, Jace'a, Simona, Izzy oraz Aleca będę polecała wielu osobom, bo naprawdę warto poznać demony i Nocnych Łowców, Idris i pakty Podziemnych.
"Wszyscy jesteśmy tym, co pamiętamy. Składamy się z nadziei i lęków tych, którzy nas kochają. Póki istnieje miłość i pamięć, nie ma prawdziwej straty."
Chyba w życiu każdego przyjdzie czas na to, aby zaryzykować. Postawić wszystko, co masz na jedną kartę, zrobić jeden krok, po którym nie będzie już powrotu do przeszłości, do tego, co było. Każdy prędzej czy później będzie musiał zaryzykować i zrobić coś, co odmieni jego życie na zawsze. A ryzykujemy wierząc, że trafimy do piękniejszego miejsca, znajdziemy się w lepszym...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wspomnienia są esencją tego, kim jesteśmy. Są naszą przeszłością, rozdziałami z naszego życia, które już zdążyliśmy przeczytać. Zapamiętujemy chwile wielkiej radości i szczęścia. Momenty, w których euforia wypełniała nasze ciała tak bardzo, że bylibyśmy w stanie doskoczyć na Księżyc. Leżąc w łóżku, siedząc na nudnym wykładzie, robiąc zakupy, powracają do nas obrazy tamtego dnia i mimowolnie się uśmiechamy, ponownie to przeżywając. Ale nie tylko pozytywne wspomnienia zostają z nami na zawsze. Nawet częściej zdarza nam się pamiętać chwile, kiedy nie mogliśmy złapać oddechu, bo łzy spływały nam po twarzy, dni, kiedy nasze serce waliło jak oszalałe, próbując wydostać się z klatki piersiowej i naprawić to, co właśnie się niszczyło. I za każdym razem, jak pełne bólu wspomnienie do nas wraca, zatrzymujemy się, bierzemy głębszy oddech, próbując je wyrzucić z głowy i dalej wykonywać codzienne czynności. Można się zastanawiać czemu zapamiętujemy także okrutne rozdziały naszego życia. W końcu czyż nie lepiej byłoby pamiętać jedynie o tych dobrych? Ja rozumiem to tak, że złe wspomnienia powinny z nami zostawać, aby być nauką, przestrogą życiową. Abyśmy po raz kolejny nie popełniali tych samych błędów, nie pozwolili komuś po raz kolejny napisać pełnego bólu rozdziału.
"Realny świat całkowicie zastąpiłam sobie książkami, a niezdrowo jest żyć w świecie wypełnionym samymi happy endami."
Sky całe życie uczyła się w domu, nie korzystała z komórki, telewizora ani Internetu, ponieważ jej mama prowadziła właśnie taki tryb życia. Nastolatka zgadzała się na to, nigdy jej to nie przeszkadzało. Miała przyjaciółkę, z którą spędzała mnóstwo czasu, jadały razem hektolitry lodów, wchodziły do siebie przez okna i dzieliły się znajomymi. Pewnego razu Sky wybłagała swoją mamę, aby poszła do publicznej szkoły, w której uczyła się Six. Gdy mama się zgodziła, okazało się, że Six jedzie na wymianę do Europy. Sky, jako osoba niezwykle uparta postanowiła nie zmieniać postanowienia i wybrać się sama do liceum. Nie wiedziała, że zrobiła pierwszy krok, by dowiedzieć się, czemu zawsze gdy jest przestraszona liczy gwiazdki na suficie, czemu nigdy żaden chłopak jej nie pociągał i które koszmary tak naprawdę są czymś więcej...
"[...] ale gdy nie ma się nikogo, kto by te wspomnienia potwierdził, z czasem traci się je wszystkie."
Hopeless to książka niezwykle zachwalana. Zaraz po premierze było o niej niezwykle głośno, nie tylko recenzenci, ale i celebryci ją pokochali. Musiałam się dowiedzieć skąd ten szum i same pochlebstwa, dlatego więc sięgnęłam po dzieło Colleen Hoover. I wiecie co? Dołączam do grona pochlebiających. Co prawda pierwsze rozdziały zrodziły w mojej głowie myśl: To będzie kiczowata, sztampowa powieść o miłości jak zwykle zwyczjniusiej dziewczyny i niesamowitego przystojniaka. I tak się zapowiadało. Holder, niebezpieczny, seksowny, inteligentny, zwrócił uwagę na cichą i niczym nie wyróżniającą się na pierwszy rzut oka Sky. Co czytelnik może sobie w takiej sytuacji pomyśleć? Jestem już zmęczona powieściami o zwyczajnych dziewczynkach, które podbijają serca największych łobuzów i bożyszczy licealnych serc. Spójrzmy prawdzie w oczy. Jak bardzo jest to realne w rzeczywistości? Nie bardzo. Ale im więcej zaczytywałam się w Hopeless tym szybciej docierało do mnie, że moja pierwsza myśl była błędna.
Colleen Hoover porusza bardzo ciężkie tematy. Nie mam tutaj na myśli wrogość rówieśników w szkole, czy też wyrobienie sobie błędnej opinii u innych. Mam na myśli adopcję, śmierć bliskich, zaginięcie, a także krzywdę, której doświadczyliśmy od najbliżej nam osoby, naszego bohatera. Pisarka nie rzuca nas od razu na głęboką wodę, tylko powoli z wielką gracją odkrywa kotarę uszytą z tajemnic i kłamstw. Przeżywamy historię Sky całym sercem, nie mogąc się oderwać od kartek książki. Czujemy jej ból, niezrozumienie, razem z nią staramy się zatrzymać łzy głęboko, nie na widoku, a wspomnienia, udające sny zapierają dech w naszych piersiach.
"Jedną z rzeczy, za które kocham książki, jest to, że dzieli się w nich ludzkie losy na rozdziały. To niesamowite, ponieważ nie można tego zrobić w prawdziwym życiu. Nie możesz skończyć rozdziału, potem opuścić wydarzenie, którego nie chcesz przeżywać, i otworzyć na rozdziale, który lepiej pasuje do twojego nastroju. Życia nie można podzielić na rozdziały, tylko co najwyżej na minuty. Wydarzenia z twojego życia są zaklęte w kolejnych minutach. Nie ma tu pustych kartek ani końców rozdziałów. Niezależnie od tego, co się dzieje, życie toczy się dalej, czy ci się to podoba, czy nie, i nigdy nie możesz pozwolić sobie na to, żeby się zatrzymać i po prostu złapać oddech."
Portrety psychologiczne głównych bohaterów, ich sposób na poradzenie sobie z mroczną przeszłością, ich siła, by dalej egzystować pomimo przebytego piekła, to również coś, co wzbudza podziw. Poruszająca. To idealne słowo, które opisuje historię Sky i Holdera. Mocna. Brutalna. Dająca nadzieję, siłę. Szczera. Niepodkoloryzowana. Autorka, ufając w nerwy czytelnika i bohaterów zarzuciła nas gradem, który spadając z ogromną siłą, wyrzeźbił odciski.
Nie zrozumcie mnie jednak źle. To nie jest tak, że Hopeless to książka posiadająca jedynie szare barwy, pochmurne dni i smutne wspomnienia. Wiele razy uśmiechałam się i śmiałam podczas czytania. My, ludzie, zapamiętujemy dobre i złe chwile. Tak samo w tej lekturze uwiecznione są momenty pełne szczęścia i bólu. Jak w prawdziwym życiu.
Z czystym sumieniem mogę polecić dzieło Colleen Hoover. Nie zawiedziecie się. To poruszająca, wciągająca, emocjonalna powieść o miłości, rodzinie, stracie bliskich, nadziei i przyjaźni. Nie mogę się doczekać aż sięgnę po kontynuację, a Hopeless zaraz ustawię na zaszczytnym miejscu na mojej półce, by za każdym razem, gdy na nią spojrzę, budziła wspomnienia.
"Wszystkie niepowodzenia to tak naprawdę sprawdziany, które zmuszają nas do wyboru pomiędzy rezygnacją a podniesieniem się z ziemi, otrzepaniem się z kurzu i stawieniem czoła sytuacji."
Wspomnienia są esencją tego, kim jesteśmy. Są naszą przeszłością, rozdziałami z naszego życia, które już zdążyliśmy przeczytać. Zapamiętujemy chwile wielkiej radości i szczęścia. Momenty, w których euforia wypełniała nasze ciała tak bardzo, że bylibyśmy w stanie doskoczyć na Księżyc. Leżąc w łóżku, siedząc na nudnym wykładzie, robiąc zakupy, powracają do nas obrazy tamtego...
więcej mniej Pokaż mimo to
Siła perswazji jest naprawdę oszałamiająca, nieprawdaż? Co człowiek jest w stanie zrobić po słowach, które usłyszy od drugiej osoby, po pełnych manipulacji zdaniach, które są wypowiedziane, aby dosięgnąć niekoniecznie szlachetnego celu. Niezwykłym można nazwać, jak wiele mogą zmienić rzeczy, które usłyszeliśmy od kogoś innego, kto nie zawsze trzymał się prawdy. Jesteśmy tylko ludźmi, a z naiwnością się urodziliśmy. Dopiero później, gdy wyrastamy, przestajemy być dziećmi, rozumiemy, że nie wolno ufać wszystkim, uczymy się, jak nie być naiwnymi. Jedni pozbędą się tej cechy na zawsze, całkowicie, inni nie. Bo rodzimy się pozytywnie nastawieni do świata i ludzi, bezprecedensowo wierni w ich dobroć, dopiero z czasem pojmujemy, że tak naprawdę do żadnej innej rzeczy czy istoty na świecie nie wolno być tak podejrzliwym i nieufnym, jak właśnie do ludzi i naszego uniwersum. Naszła mnie teraz więc pewna myśl: czy zatem możemy ufać samym sobie?
Jeszcze nigdy pomiędzy Ally i Bradem nie było tak cudownie. Mieszkają razem, starają się o dziecko, są zaręczeni, szczęśliwi, gotowi zlikwidować każdą przeszkodę na swojej drodze. Przynajmniej tak sądzą - że nic ich już nie zniszczy, nie zachwieje ich miłości. Jednak zbyt wielka wiara w to całkowicie ich oślepia. Intrygi żądnych zemsty i kłamliwego ciepła ludzi doprowadzają do kolejnej katastrofy, której młodzi narzeczeni nie są w stanie zlikwidować. Oboje przechodzą tragedie, które ich zmieniają, a to co między nimi było od zawsze, nie wygasa, wręcz przeciwnie. Płonie ogniem, który parzy, a jedynym wyjściem, by nie pozwolić swojemu sercu spłonąć jest odejście.
Pamiętam, że po przeczytaniu pierwszej części trylogii Niny Reichter byłam pod ogromnym wrażeniem, zakochałam się w jej słowach. Druga część, przeczytana ponad rok później już nie wzbudziła we mnie tak pozytywnych uczuć, ale podczas czytania towarzyszył mi sentyment i dobre wspomnienia poprzedniego tomu. Teraz, pisząc recenzję ostatniej już książki o przygodach Ally i Brade'a nie jestem pewna, co powinnam tutaj napisać. Z jednej strony czuję ciepło w sercu na myśl o ich historii, o tym, jak wielką miłością darzyłam początek ich wspólnego życia na kartkach papieru, utożsamiłam się z bohaterami powieści, ale z drugiej strony towarzyszy mi myśl, iż sentyment sprzed dawnych lat przesłania mi trochę spojrzenie na to dzieło. Dobrze, czas zebrać myśli.
Od zawsze fascynowało mnie uczucie między postaciami - było takie ogromne, porażające. Czytając o nim marzyło się, aby kiedyś zaznać tak wielkiej miłości, w końcu była nieskończona, tak piękna, że nie miała prawa się zdarzyć. Ale sięgając po kolejne tomy dostrzegłam, jak trudną i... niemożliwie irytującą można byłoby ją nazwać. Ally i Bradin tworzyliby naprawdę idealną parę, gdyby nie to, że oboje niedojrzali i infantylni psuli to, co tworzyli. Razem budowali dom, szczęście i ciepło, aby później z czystej głupoty, naiwności sięgnąć po młot i zburzyć to, co udało im się osiągnąć. I to właśnie tak bardzo irytowało - ich zachowanie. Skoro rzeczywiście byli z sobą tak szczęśliwi, czemu nie mogli spoważnieć i zacząć rozmawiać szczerze, być dorosłymi ludźmi, a nie tylko ich udawać. Zawsze wydawało mi się, że to Brade odzwierciedlał się jaśniejszym umysłem, ale w tej części, o dziwo!, Ally wzięła się w garść. Przynajmniej czasami, a to już naprawdę niezły sukces. Brade z kolei w ostatnim tomie pokazał, jak, używając kolokwializmu, "gówniarski" potrafi być. Jedyna postać, która od początku do samiutkiego końca ani przez moment mnie nie zirytowała, a co więcej, wzbudziła mój ogromny podziw i miliony uśmiechów to Tom. Czasami aż ciężko przechodziło mi przez myśl, że jest on spokrewniony z Czarnym.
"Ostatnia spowiedź" budzi dużo emocji, to muszę przyznać z ręką na sercu. Zaczynając od ciepła, poprzez złość i irytację, kończąc na łzach gwałtownie kapiących po policzkach. Jeżeli jakaś powieść potrafi wywołać taką burzę odczuć, oznacza to, iż jest dobrze napisana. Tutaj za tak wiele uczuć należy podziękować wyobraźni pisarki; intrydze, którą wymyśliła i przelała na kartki papieru, bo wierzcie mi, zawiłość i pomysłowość to dwie główne cechy "Ostatniej spowiedzi". Mnie osobiście książka niesamowicie zaskoczyła, a szczególnie jej zakończenie. To chyba była ostatnia wersja, której się spodziewałam. Ogromny plus dla autorki, bo powieści, jak i życie, powinny zaskakiwać oraz być nieobliczalne.
Mimo wszystko spędziłam naprawdę bardzo miło czas podczas czytania "Ostatniej spowiedzi. Tom III". Burza uczuć, miłość, która rzeczywiście nie powinna się zdarzyć, bohaterowie, którzy częściej irytują niż zadowalają czytelnika, pomysłowa historia, śmiech i łzy. Polecam to osobom, które nie spodziewają się najwybitniejszej powieści, a chcieliby otrzymać wielką dawkę emocji, raz pozytywnych raz nie. Wiem jednak, że już zawsze będę miała spory sentyment do tej historii.
"[...] bo ludzie nie rozumieją, co da się zbudować ze słów. Słów, które nigdy nie znikną, choć kiedyś pewnie się wyczerpią."
Siła perswazji jest naprawdę oszałamiająca, nieprawdaż? Co człowiek jest w stanie zrobić po słowach, które usłyszy od drugiej osoby, po pełnych manipulacji zdaniach, które są wypowiedziane, aby dosięgnąć niekoniecznie szlachetnego celu. Niezwykłym można nazwać, jak wiele mogą zmienić rzeczy, które usłyszeliśmy od kogoś innego, kto nie zawsze trzymał się prawdy. Jesteśmy...
więcej Pokaż mimo to