-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać1
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-05-16
2024-05-13
Po genialnej "Pacjentce" i świetnych "Boginiach" przyszedł czas na trzecią książkę Alexa Michaelidesa pt. "Furia". Skoro dwie powieści autora były tak dobre, to i ta nie powinna mnie rozczarować. Ale czy tak się stało?
Mała grecka wyspa, którą znana aktorka Lana otrzymała w prezencie od pierwszego męża, wydaje się być idealnym miejscem na spędzenie kilku dni z dala od londyńskiego zgiełku. Kobieta zabiera tam ze sobą syna, obecnego męża, pomoc domową, przyjaciółkę i przyjaciela. Na wyspie jest również mężczyzna opiekujący się domem i ogrodem. I to wszystko. Siedem osób, strzały z pistoletu, trup. Kto zginął, a kto jest mordercą?
Narratorem jest przyjaciel Lany, Elliot. Od wielu lat zakochany w aktorce, chce przychylić jej nieba. Tym bardziej , że kobieta dowiaduje się o czymś, z czym nie potrafi sobie poradzić. Jak najbliższe osoby mogły zrobić jej coś takiego? Każdy z bohaterów podzielonego na akty dramatu, ma coś do ukrycia i odgrywa rolę. Kłamstwo, to ich drugie imię.
Autor, do gatunku jakim jest thriller, podszedł w dość nowatorski sposób. Mało tutaj przelewu krwi, a dużo intryg, domysłów, analizy psychologicznej. Zdecydowanie większy nacisk położony jest na wnętrze człowieka, niż mordowanie z zimną krwią. Bardzo mocno czuć inspirację Agathą Christie.
Świetnie mi się to czytało. Lubię ten sposób narracji, małą liczbę postaci i zwroty akcji, które powodują, że o morderstwo podejrzewam absolutnie wszystkich. Na koniec - totalne zaskoczenie! I choć nie czytałam "Furii" z zapartym tchem, to dochodzenie do rozwiązania zagadki, bardzo mnie wciągnęło.
Jeśli macie ochotę na nietypowy thriller psychologiczny, dzięki któremu przeniesiecie się na grecką wyspę, to "Furia" Alexa Michaelidesa będzie doskonałym wyborem. Polecam!
Po genialnej "Pacjentce" i świetnych "Boginiach" przyszedł czas na trzecią książkę Alexa Michaelidesa pt. "Furia". Skoro dwie powieści autora były tak dobre, to i ta nie powinna mnie rozczarować. Ale czy tak się stało?
Mała grecka wyspa, którą znana aktorka Lana otrzymała w prezencie od pierwszego męża, wydaje się być idealnym miejscem na spędzenie kilku dni z dala od...
2024-05-08
Każda książka mająca na okładce lub w tytule kota, przyciąga mnie jak magnes. "Koci tata" Jacksona Galaxyego musiał więc trafić w moje ręce. I choć zaczęłam czytać z dużym zainteresowaniem, dość szybko poczułam znudzenie.
Autora pamiętam z programu telewizyjnego pt. "Kot z piekła rodem" który, jak przystało na kociarę, namiętnie oglądałam. W książce miałam okazję poznać Jacksona Galaxyego od strony prywatnej. Napisał on bowiem o swojej przeszłości. O tym jak był narkomanem, alkoholikiem, o swoim uzależnieniu od leków i jedzenia. Podjęcie pracy w schronisku dla zwierząt nie uleczyło go, ale zaczął wtedy zgłębiać wiedzę na temat kocich zachowań. Tam też jego ścieżka przecięła się ze ścieżką Bennyego - kota ze zmiażdżoną miednicą. Ta książka została napisana dla niego.
Poza historią życia autora w "Kocim tacie" znajdują się również porady związane z kotami. Niby fajnie, niby spoko, bo trochę o kotach, więcej o uzależnieniu, a jednak całość wypada dość średnio. Książka jest nierówna, na początku chaotyczna, trudna w odbiorze. Z pewnością duży wpływ na moją opinię ma styl autora, który momentami przypominał bełkot.
Na plus działa płynący z książki przekaz, a nawet kilka przekazów. Między innymi ten o kociej miłości, konieczności adopcji kotów, ich sterylizacji i kastracji, a także o tym, że każdy nałóg można pokonać. Nie jest to jednak nic odkrywczego, dlatego nie jestem książką zachwycona.
"Kociego taty" nie mogę ani polecić, ani kategorycznie odradzić. Dla mnie jest to pozycja neutralna, o której szybko zapomnę. Kochajcie zwierzęta!
Każda książka mająca na okładce lub w tytule kota, przyciąga mnie jak magnes. "Koci tata" Jacksona Galaxyego musiał więc trafić w moje ręce. I choć zaczęłam czytać z dużym zainteresowaniem, dość szybko poczułam znudzenie.
Autora pamiętam z programu telewizyjnego pt. "Kot z piekła rodem" który, jak przystało na kociarę, namiętnie oglądałam. W książce miałam okazję...
2024-05-06
Czas na literaturę francuską. Ale nie na żadne klasyki sprzed lat, tylko na absolutną świerzynkę, jaką jest książka Nathana Deversa pt. "Antyświat". Czytanie jej było niezwykle ciekawym doświadczeniem.
Julien to dwudziestoośmioletni mieszkaniec Paryża. Zarabia na życie udzielając korepetycji z gry na fortepianie. Niedawno rzuciła go dziewczyna i generalnie nic nie jest tak jak powinno. Chciałby odmienić swój los, ale jak to zrobić? Może gra komputerowa choć na chwilę oderwie go od rzeczywistości. Logując się do "Antyświata" nie wiedział, jak bardzo jego życie się zmieni.
Firma Heaven wypuściła na rynek grę inną niż wszystkie. Gracze wchodzą w wirtualną rzeczywistość, w której pozostając całkowicie anonimowymi, mogą dosłownie wszystko. Julien tworzy swojego awatara i nazywa go Vangel. Nareszcie nadarzyła się okazja na lepsze życie... nawet jeśli nie jest ono prawdziwe.
Autor na początku powieści zdradza co stanie się na końcu. Nie jestem fanką takich zabiegów, a jednak w tym przypadku w ogóle mi to nie przeszkadzało. Wciągnęłam się w historię młodego Francuza uzależnionego od gry i mylącego świat wirtualny z realnym. Pisarz, tak jak wielu przed nim, ostrzega przed tragicznymi skutkami nałogowego grania. Zrobił to jednak w wyjątkowy sposób, który mnie przekonał.
"Antyświat" łączy kilka gatunków. Znajdziecie tutaj powieść obyczajową, psychologiczną, thriller, literaturę popularno-naukową... Uważam, że jest to świetna debiutancka powieść i już czekam na kolejne dzieła Nathana Deversa. Póki co polecam "Antyświat". Czytajcie!
Czas na literaturę francuską. Ale nie na żadne klasyki sprzed lat, tylko na absolutną świerzynkę, jaką jest książka Nathana Deversa pt. "Antyświat". Czytanie jej było niezwykle ciekawym doświadczeniem.
Julien to dwudziestoośmioletni mieszkaniec Paryża. Zarabia na życie udzielając korepetycji z gry na fortepianie. Niedawno rzuciła go dziewczyna i generalnie nic nie...
2024-05-02
Kiedy na Instagramie zobaczyłam zapowiedź książki "Lękowi. Osobiste historie zaburzeń" Arkadiusza Lorenca wiedziałam, że musi ona stanąć na moim regale. Po zakupie nie zasiliła stosu hańby (u mnie zazwyczaj tak się dzieje z nowymi książkami), ale została od razu przeczytana. A dokładniej mówiąc, pochłonięta.
Ten reportaż (nie poradnik!) podzielony jest na dwie części. W pierwszej, zatytułowanej "Lęk", autor przybliża pojęcie zaburzeń lękowych. Robi to na przykładzie osobistych przeżyć. Pisze o tym, jak trudno zdiagnozować lęk, bo daje on objawy somatyczne. Kiedy wykluczymy już inne choroby, dostanie się do psychologa czy psychiatry wiąże się z wielomiesięcznym oczekiwaniem na wizytę. Jako przykład znanej osoby zmagającej się z tym zaburzeniem, autor podaje Juliana Tuwima.
Drugą część książki stanowią osobiste historie osób lękowych. Ich zmagania z atakami paniki, mutyzmem, fobiami, OCD, traumami... Życie, z którego nie mogą w pełni korzystać. Cierpią oni oraz ich bliscy.
Reportaż Arkadiusza Lorenca czytałam ze łzami w oczach. Dlaczego? Ponieważ odnalazłam tam siebie. Nie wstydzę się swoich zaburzeń lękowych, bo to nie moja wina, że je mam. Czytanie o tym, czego na co dzień doświadczam, było niezwykle trudne, ale i bardzo potrzebne.
Myślę, że "Lękowi" nie jest pozycją dla każdego. Jeśli ktoś ma szczęście i nie cierpi na zaburzenia lękowe, nigdy chorego nie zrozumie. Ta książka może mu tylko przybliżyć problematykę. Dla osób lękowych - lektura obowiązkowa, dla pozostałych - ciekawy reportaż. Polecam!
Kiedy na Instagramie zobaczyłam zapowiedź książki "Lękowi. Osobiste historie zaburzeń" Arkadiusza Lorenca wiedziałam, że musi ona stanąć na moim regale. Po zakupie nie zasiliła stosu hańby (u mnie zazwyczaj tak się dzieje z nowymi książkami), ale została od razu przeczytana. A dokładniej mówiąc, pochłonięta.
Ten reportaż (nie poradnik!) podzielony jest na dwie części....
2024-04-28
Mówi się, że żeby kogoś poznać, trzeba zjeść z nim beczkę soli. Często nawet po tej przysłowiowej beczce, bliska osoba potrafi nas niemiło zaskoczyć. W książce "Zanim mój mąż zniknie" Selja Ahava opisała historię, w której bohaterka zostaje postawiona przez męża pod ścianą.
Czterdziestoletni mężczyzna zapragnął zostać kobietą. Oznajmia to żonie i oczekuje nie tylko pomocy w przemianie, ale też pełnej akceptacji. Już samo doradztwo w kwestii makijażu i stroju przychodzi jej z trudem. Nie może jednak zakazać mężowi zmiany płci, tym bardziej, że jak twierdzi, od zawsze o tego pragnął.
Równocześnie wyruszamy odkrywać nowe lądy z Krzysztofem Kolumbem. Ziemie gdzie dopływa, nie są tymi, o których odnalezieniu marzył. On jednak o tym nie wie. Te wyprawy pełne są pomyłek, trudności, ofiar... Wszystko okazuje się bardziej skomplikowane, niż mogłoby się wydawać.
Książka przeładowana jest emocjami. Żona, której ukochany mąż powoli znika, a zastępuje go obca kobieta. Przemiana następuje powoli. Kolejnym etapom zmiany płci, towarzyszą kolejne etapy zmian zachodzących w psychice bohaterki. Nie jest ona w stanie dzielić domu i życia z kimś, kto stał się jej obcy. Smutek wylewa się ze stron powieści niczym wezbrana rzeka z koryta.
Zestawienie odkrywania nowych kontynentów z tragedią głównej bohaterki nie jest oczywiste. Bo i sama książka do oczywistych nie należy. Z pewnością wymaga skupienia, analizowania, wyszukiwania podobieństw między dwoma historiami. To trudna lektura napisana ciekawym stylem.
Powieść "Zanim mój mąż zniknie" przemyca zarówno emocjonalną bombę, jak i wiedzę historyczną. Stanowi to dość specyficzną całość, która przypadła mi do gustu. Sprawdźcie czy i Wam się spodoba. Polecam!
Mówi się, że żeby kogoś poznać, trzeba zjeść z nim beczkę soli. Często nawet po tej przysłowiowej beczce, bliska osoba potrafi nas niemiło zaskoczyć. W książce "Zanim mój mąż zniknie" Selja Ahava opisała historię, w której bohaterka zostaje postawiona przez męża pod ścianą.
Czterdziestoletni mężczyzna zapragnął zostać kobietą. Oznajmia to żonie i oczekuje nie tylko...
2024-04-22
Książki noblisty Williama Faulknera są dla mnie wyzwaniem. Dawno temu przeczytałam dwie i uznałam, że więcej nie dam rady. Jednak nakładem Wydawnictwa Znak ukazał się tytuł "Gdy leżę, konając" w nowym tłumaczeniu Jacka Dehnela. Postanowiłam sprawdzić, czy tym razem proza autora mnie zachwyci.
Addie, matka pięciorga dzieci, jest umierająca. Przez okno czuje zapach drewna i słyszy odgłosy pracy. To syn z wielką starannością robi trumnę. Kiedy kobieta umiera, nadchodzi czas wypełnienia jej ostatniej woli. Addie chciała być pochowana w innej miejscowości. Mąż i dzieci pakują trumnę z denatką na wóz i wyruszają w drogę. Niestety przez ulewne deszcze rzeka wezbrała i zniszczyła mosty. Wyprawa okazuje się trudniejsza niż zakładano.
Dzięki wieloosobowej narracji bliżej poznajemy członków rodziny. Sama Addie wypowiada się tylko raz, ale jest to przekaz tak dobitny i prawdziwy, że z całej książki właśnie te słowa zostaną ze mną na długo. Pozostałe postacie przeżywają śmierć najbliższej osoby inaczej, towarzyszą im inne emocje, a droga do miejsca pochówku matki okazuje się szansą na załatwienie swoich spraw.
Nie będę ukrywać, że czytanie tej książki odbrobinę mnie męczyło. Dużo czasu zajęło mi przestawienie się na niepowtarzalny styl pisarza, a niektóre fragmenty musiałam czytać dwukrotnie. Czy żałuję? Absolutnie nie! "Gdy leżę, konając" jest powieścią niezwykłą i ponadczasową, wymagającą skupienia, zatrzymania się, wyciszenia, spokoju...
Ludzkie dramaty w oparach odoru rozkładającego się ciała i w towarzystwie sępów. Mi to odpowiada. Jeśli Wam też, a przy okazji macie ochotę na klasykę amerykańskiej literatury, to wiecie co robić. Polecam!
Książki noblisty Williama Faulknera są dla mnie wyzwaniem. Dawno temu przeczytałam dwie i uznałam, że więcej nie dam rady. Jednak nakładem Wydawnictwa Znak ukazał się tytuł "Gdy leżę, konając" w nowym tłumaczeniu Jacka Dehnela. Postanowiłam sprawdzić, czy tym razem proza autora mnie zachwyci.
Addie, matka pięciorga dzieci, jest umierająca. Przez okno czuje zapach...
2024-04-19
Reportaże nigdy mi się nie znudzą. Czasem trafiam na słabsze, ale Justyna Kopińska jeszcze mnie nie zawiodła. "Z nienawiści do kobiet" to książka, którą czytałam z dużym zainteresowaniem.
Już pierwszy reportaż pokazuje trudne i dramatyczne życie na przykładzie znanej wszystkim Violetty Villas. Takich historii jest więcej. Dziewczynka molestowana przez księdza, żołnierki przez przełożonego, olimpijka zmagająca się ze schizofrenią. Są też mężczyźni, którzy pomimo popełnionej zbrodni otrzymują niską karę - niewspółmierną do winy.
Po przeczytaniu książki nasuwa się jeden wniosek: Polska jest krajem, w którym kobiety traktowane są jak ludzie gorszej kategorii. Cały czas muszą coś udowadniać, walczyć o swoje racje i prawa, szukać sprawiedliwości. Są ofiarami patriarchatu.
Na końcu tego wyjątkowego zbioru reportaży, znajduje się wywiad Szymona Jadczaka z autorką. Wywiad bardzo ciekawy, przybliżający postać Justyny Kopińskiej i odsłaniający kulisy jej pracy. Prawdziwa perełka dla fanów.
Spotkałam się z opiniami, że reportaże zamieszczone w książce "Z nienawiści dla kobiet" są powierzchowne i nie wyczerpują tematu. Być może tak jest, ale dla mnie nie ma to znaczenia. Czyta się po prostu świetnie. Polecam!
Reportaże nigdy mi się nie znudzą. Czasem trafiam na słabsze, ale Justyna Kopińska jeszcze mnie nie zawiodła. "Z nienawiści do kobiet" to książka, którą czytałam z dużym zainteresowaniem.
Już pierwszy reportaż pokazuje trudne i dramatyczne życie na przykładzie znanej wszystkim Violetty Villas. Takich historii jest więcej. Dziewczynka molestowana przez księdza,...
2024-04-16
Po przeczytaniu wyjątkowow dobrej książki, jaką są "Wrony" Petry Dvořákovej, przyszedł czas na "Jestem głód" tej samej autorki. Niestety okazała się ona jednym wielkim rozczarowaniem.
Z Basią jesteśmy od jej narodzin. Opowiada nam jak wyglądało dzieciństwo w emocjonalnie patologicznej rodzinie. Idealna siostra, przemoc psychiczna ze strony matki i fizyczna od ojca. Ucieczką jest klasztor, do którego dziewczynka wstępuje w wieku czternastu lat. Później był mąż, chory syn, romans i ona... anoreksja.
"Jestem głód" to w teorii kontynuacja "Wron". Ja jednak nie czułam, że czytam o tamtej, tak mi bliskiej Basi. Ta bohaterka od początku była mi obca i nie dażyłam jej sympatią, nie mówiąc już o współczuciu. Przykro mi to pisać, ale cieszę się, że książka jest krótka. Dzięki temu nie męczyłam się zbyt długo.
Nie spodziewałam się tak dużej uwagi poświęconej wierze i Bogu. Ten wątek wyjątkowo mnie drażnił i miał duży wpływ na ocenę całości. Zaintrygował mnie tylko aspekt psychologiczny jakim jest wpływ dzieciństwa na dorosłe życie.
Tak jak "Wrony" są lekturą obowiązkową, tak "Jestem głód" można sobie darować. I to Wam właśnie radzę. Przeczytajcie coś innego.
Po przeczytaniu wyjątkowow dobrej książki, jaką są "Wrony" Petry Dvořákovej, przyszedł czas na "Jestem głód" tej samej autorki. Niestety okazała się ona jednym wielkim rozczarowaniem.
Z Basią jesteśmy od jej narodzin. Opowiada nam jak wyglądało dzieciństwo w emocjonalnie patologicznej rodzinie. Idealna siostra, przemoc psychiczna ze strony matki i fizyczna od ojca....
2024-04-13
Do przeczytania książki "Łakome" Małgorzaty Lebdy zachęciła mnie tylko i wyłącznie okładka. Jest genialna! Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po wnętrzu. Czy jest ono równie dobre? Trudno to jednoznacznie określić.
Babcia Róża, dziadek, wnuczka i Ann - oto mieszkańcy domu w niewielkiej wsi Maj. Obok ubojnia dla zwierząt. Róża jest umierająca, ale wszystko co żywe lgnie do niej, a ona otacza się tym życiem. Dziadek nie chce zajmować się żoną, ucieka od choroby, wypiera ją. Wnuczka - narratorka, bierze na siebie wszystkie obowiązki związane z pielęgnacją babci.
W tej książce nie ma zbyt dużo akcji. Jest to raczej poetycki obraz relacji człowieka z naturą i czlowieka z człowiekiem. Piękno przyrody odgrywa tutaj bardzo dużą rolę. Piękno i zarazem makabryczność. Śmierć zabiera rośliny, zwierzęta, czai się pod domem babci Róży.
Momentami "Łakome" czyta się jak wiersz. Już po pierwszych zdaniach czuć, że autorka jest poetką. Jej nietuzinkową powieścią można się rozkoszować, zachwycać pięknem języka i niespiesznie płynąć na fali emocji. Krótkie rozdziały są dodatkowym atutem.
Jeśli chcecie przeczytać książkę napisaną pięknym poetyckim językiem, ale bez szybkiej akcji, polecam "Łakome" Małgorzaty Lebdy. Ostrzegam jednak, że nie każdemu przypadnie ona do gustu. Musicie przekonać się sami. Czytajcie!
Do przeczytania książki "Łakome" Małgorzaty Lebdy zachęciła mnie tylko i wyłącznie okładka. Jest genialna! Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po wnętrzu. Czy jest ono równie dobre? Trudno to jednoznacznie określić.
Babcia Róża, dziadek, wnuczka i Ann - oto mieszkańcy domu w niewielkiej wsi Maj. Obok ubojnia dla zwierząt. Róża jest umierająca, ale wszystko co...
2024-04-11
Annie Ernaux jest laureatką literackiej Nagrody Nobla 2022. Uznałam, że moim czytelniczym obowiązkiem jest lektura przynajmniej jednej książki autorki. Mój wybór padł na "Ciała".
Swoją niezwykle intymną opowieść Annie Ernaux zaczyna od roku 1963, kiedy to zaszla w ciążę. Ciążę niechcianą, nieplanowaną, niepotrzebną, przypadkową. Młoda dziewczyna nie widzi innego wyjścia, jak tylko aborcja. Jest ona jednak nielegalna. Dobrze, że istnieją osoby, które za odpowiednią opłatą, pomagają pozbyć się problemu.
Przenosimy się do roku 1956. Annie jest licealistką i pierwszy raz wyrywa się spod skrzydeł rodziców i zostaje opiekunką na letnich koloniach. Odkrywa swoją seksualność i nie stroni od męskiego towarzystwa. Autorka pisze tutaj o sobie z perspektywy obserwatorki; tak jakby w tamtym okresie była dla siebie obcą osobą.
Na koniec krótka historia romansu ponad pięćdziesięcioletniej Annie Ernaux z o trzydzieści lat młodszym mężczyzną. Dużo tutaj rozważań nad sensem trwania w takiej relacji oraz o związanych z tym niedogodnościach. Choć oczywiście autorka czerpie z niej przyjemność.
Nigdy wcześniej nie czytałam nic napisanego takim stylem. Książki, gdzie wydarzenia przeplatane są tak dużą dawką przemyśleń. Siła rozważań, a także bezpośredniość i swego rodzaju bezwstydność powodują, że wchodzi się do świata autorki nie tylko z butami, ale też na sto procent. W trakcie czytania nie ma miejsca na nic innego. Dzieje się magia.
Wspomnienia Annie Ernaux przeczołgały mnie emocjonalnie, a pierwsza część przyprawiła o czysto fizyczny ból. Cudowna, ambitna, wyjątkowa pozycja, której autorka bez żadnych wątpliwości zasłużyła na Nagrodę Nobla. Jej stylu i opowieści nie sposób zapomnieć. Gorąco polecam "Ciało". Czytajcie!
Annie Ernaux jest laureatką literackiej Nagrody Nobla 2022. Uznałam, że moim czytelniczym obowiązkiem jest lektura przynajmniej jednej książki autorki. Mój wybór padł na "Ciała".
Swoją niezwykle intymną opowieść Annie Ernaux zaczyna od roku 1963, kiedy to zaszla w ciążę. Ciążę niechcianą, nieplanowaną, niepotrzebną, przypadkową. Młoda dziewczyna nie widzi innego...
2024-04-08
Statystyki pokazują, że co roku w Polsce ginie ponad dziesięć tysięcy osób. Dziennikarz, reżyser i scenarzysta filmów dokumentalnych, autor Szymon J. Wróbel pochylił się nad tym tematem w książce pt. "Zawieszeni. O zaginionych i ludzich, którzy ich szukają". A ja przytuliłam ten reportaż do serca. Dosłownie i w przenośni.
Część pierwsza książki zatytułowana jest "Zaginieni". Znajdują sie w niej historie osób, o których mówiła cała Polska. Najbliżsi szukali ich na wszystkie możliwe sposoby. Odkąd pojawiły się media społecznościowe, łatwiej dotrzeć z informacją o zaginionym do dużej liczby odbiorców. Pomimo tego, przedstawione historie nie znalazły szczęśliwego zakończenia.
Druga część to "Poszukiwacze". Tutaj przeczytacie o grupach, jednostkach i psach na co dzień zaangażowanych w akcje poszukiwawcze. Myślę, że każdy zna Fundację ITAKA, Archiwum X czy program telewizyjny "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie..." choćby z nazwy. Autor przybliża metody zatrudnionych tam osób i przede wszystkim wyjaśnia jakie kroki należy podjąć, aby szanse na odnalezienie bliskiej osoby były jak największe.
Książkę "Zawieszeni" czytałam z bólem serca. Szczególnie pierwsza część wzbudziła we mnie silne emocje. Trudno wyobrazić sobie co czuje rodzina osoby, która wyszła z domu i słuch po niej zaginął. Obyśmy nigdy nie musieli tego doświadczyć.
Polecając ten reportaż nie mogę nie wspomnieć, iż część dochodu ze sprzedaży zostanie przekazana Fundacji ITAKA. Jej pracownicy zajmują się nie tylko poszukiwaniem, ale również ogólnie pojętą problematyką zaginięć. Wspierają rodziny na każdym etapie poszukiwań, a to bardzo ważne. Kupujcie książkę i czytajcie. Polecam!
Statystyki pokazują, że co roku w Polsce ginie ponad dziesięć tysięcy osób. Dziennikarz, reżyser i scenarzysta filmów dokumentalnych, autor Szymon J. Wróbel pochylił się nad tym tematem w książce pt. "Zawieszeni. O zaginionych i ludzich, którzy ich szukają". A ja przytuliłam ten reportaż do serca. Dosłownie i w przenośni.
Część pierwsza książki zatytułowana jest...
2024-04-05
Pewnie jesteście zdziwieni widząc na moim profilu komedię romantyczną. "Zamaskowany, zamaskowana" Agi Sotor należy do kategorii książek, które omijam szerokim łukiem, a jednak dałam jej szansę. Powód mojej decyzji jest tylko jeden - patronat Emilii @ksiazka.pod.nosem
Daniel jest polonistą i pisarzem. Niestety wraz z końcem roku szkolnego traci pracę. Jego książki kiepsko się sprzedają, a pisanie nowej nie idzie najlepiej. Wszystko to nie podoba się Monice, dziewczynie Daniela, u której mężczyzna mieszka. Według niej, jest on życiowym nieudacznikiem i sama nie wie dlaczego nadal tworzą parę.
Autorka w ciekawy sposób pokazała toksyczną relację, gdzie to kobieta ma osobowość narcystyczną. Książka jest też o sile przyjaźni, o spełnianiu marzeń, wierze w ludzi i oczywiście miłości romantycznej.
Lekkie pióro Agi Sotor sprawiło, że jej powieść była dla mnie miłym przerywnikiem między trudnymi tematami, o których lubię czytać. Cieszę się, że nie jest to typowy romans. Szczypta humoru skutecznie poprawiła mi nastrój, co spowodowało, że być może częściej skuszę się na tego typu literaturę.
Gdybym była zakochana w komediach romantycznych, moja ocena książki "Zamaskowany, zamaskowana" na pewno byłaby wyższa. Ale i tak polecam. Czytajcie!
Pewnie jesteście zdziwieni widząc na moim profilu komedię romantyczną. "Zamaskowany, zamaskowana" Agi Sotor należy do kategorii książek, które omijam szerokim łukiem, a jednak dałam jej szansę. Powód mojej decyzji jest tylko jeden - patronat Emilii @ksiazka.pod.nosem
Daniel jest polonistą i pisarzem. Niestety wraz z końcem roku szkolnego traci pracę. Jego książki...
2024-03-30
Po cudownym "Życiu Violette" Valérie Perrin przyszedł czas na "Zapomniane niedziele" tej samej autorki. I muszę przyznać, że wybór tej książki, to była jedna z moich najlepszych czytelniczych decyzji.
Justine ma dwadzieścia jeden lat i pracuje w domu spokojnej starości. Razem z Jules'em, jej najbliższym kuzynem, mieszka u dziadków. Zostali przez nich wychowani, ponieważ rodzice obojga zginęli w wypadku samochodowym. Justine czasem spotyka się z chłopakiem, ale nie pamięta jak on się nazywa i nie ma z nim planów na przyszłość. Ma ważniejsze sprawy na głowie.
Hélène jest mieszkanką domu spokojnej starości. Jej życie, to gotowy materiał na książkę. Justine zafascynowana opowieścią podopiecznej, spisuje jej wspomniania w zeszycie. W dzieciństwie Hélène nie była w stanie nauczyć się czytać i bardzo z tego powodu cierpiała. Pewnego dnia na jej drodze stanął Lucien, który odkrył przed nią świat słów zapisanych alfabetem Braille'a. Z czasem pojawiła się miłość, ale szczęście nie trwało długo. Wojna wszystko zniszczyła.
Czy książka o miłości może nie być romansem? Okazuje się, że może! "Zapomniane niedziele" to idealny przykład. Nie ma tutaj różowego puchu. Uczucia, którymi darzą się bohaterowie i bohaterki są skomplikowane, trudne, nierzadko bolesne, prowadzące do tragedii. Ich życie opowiedziane zostało pięknymi zdaniami otulającymi jak ciepły koc i utrzymującymi czytelnika w zachwycie.
Decydując się przeczytać powieść "Zapomniane niedziele" musicie być gotowi na dużą porcję wzruszeń. Mogą też wystąpić nieprzespane noce, ponieważ książka należy do kategorii nieodkładalnych. Czy można chcieć czegoś więcej? Pewnie tak, ale mnie, to co dostałam w zupełności wystarcza. Polecam z całego serca. Czytajcie!
Po cudownym "Życiu Violette" Valérie Perrin przyszedł czas na "Zapomniane niedziele" tej samej autorki. I muszę przyznać, że wybór tej książki, to była jedna z moich najlepszych czytelniczych decyzji.
Justine ma dwadzieścia jeden lat i pracuje w domu spokojnej starości. Razem z Jules'em, jej najbliższym kuzynem, mieszka u dziadków. Zostali przez nich wychowani,...
2024-03-25
Zakochana w twórczości Joanny Bator, nie mogłam sobie odmówić przeczytania jej ostatniej książki pt. "Ucieczka niedźwiedzicy". Co prawda wydana została w 2022 roku, ale lepiej, że znalazłam na nią czas późno niż wcale. Tak myślałam siadając do lektury. Teraz, kiedy mam ją już za sobą, czuję delikatne rozczarowanie.
Opowiadanie o kobiecie, która zauważając u siebie początki choroby Alzheimera, postanawia zakończyć życie. I to o innej kobiecie mieszkającej z dorosłym niepełnosprawnym synem. A także zbieranina pogubionych ludzi, zajmujących piętro rozpadającego się hotelu Sudety. Są jeszcze inne dość ciekawe historie, które są ze sobą luźno powiązane. Powiedziałabym nawet, że bardzo luźno. Przeszkadzało mi to, ponieważ po pierwsze, nie przepadam za opowiadaniami (nie lubię, ale czytam i to się chyba nigdy nie zmieni), a po drugie, liczyłam na silniejsze związki między postaciami.
Nie mam absolutnie zarzutów do stylu autorki, który kocham bezgranicznie. Nie zabrakło Japonii, Wałbrzycha i okolic, a na mej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy spotkałam Violetta przez V i dwa t z książki "Gorzko, gorzko". Nie mogę jednak zaliczyć "Ucieczki niedźwiedzicy" do moich ulubionych książek i bardzo mi z tego powodu przykro.
Pisanie samych wybitnych dzieł, nie jest możliwe. Każdemu pisarzowi trafia się pozycja, którą czytelnicy ocenią niżej od pozostałych. Myślę, że w przypadku Joanny Bator tak właśnie to wygląda w tym przypadku. Najważniejsze, że pomimo tego ja i tak z niecierpliwością czekam na następną książkę autorki. A Wy?
Zakochana w twórczości Joanny Bator, nie mogłam sobie odmówić przeczytania jej ostatniej książki pt. "Ucieczka niedźwiedzicy". Co prawda wydana została w 2022 roku, ale lepiej, że znalazłam na nią czas późno niż wcale. Tak myślałam siadając do lektury. Teraz, kiedy mam ją już za sobą, czuję delikatne rozczarowanie.
Opowiadanie o kobiecie, która zauważając u siebie...
2024-03-21
Więzienie, przestępcy, terapia... te tematy są dla mnie wyjątkowo interesujące. Tytuł książki Rebeccy Myers "Więzienna terapeutka. W celi z mordercami i przestępcami seksualnymi" obiecuje wciągającą lekturę.
Autorka w formie pamiętnika przybliża początki swojej pracy w zawodzie terapeutki. Miała dwadzieścia dwa lata, kiedy po raz pierwszy przekroczyła próg jednego z najcięższych więzień w Wielkiej Brytanii. Przyszło jej pracować z gwałcicielami, pedofilami i mordercami. Opisuje jak wyglądała pierwsza w jej karierze grupa terapeutyczna z kilkoma więźniami, mającymi na sumieniu głównie przestępstwa o podłożu seksualnym.
Mam problem z oceną tej książki. Do połowy byłam załamana i myślałam, że będzie to jedna z nielicznych pozycji, których nie doczytałam do końca. Męczyłam się nieziemsko. Powodem jest zbyt powierzchowne przedstawienie tematu. Zabrakło mi szczegółów dotyczących popełnionych zbrodni. Na szczęście sytuację uratowała druga połowa. Miałam wrażenie, że napisał ją ktoś inny. I choć nadal nie znalazłam drastycznych opisów, to profile psychologiczne więźniów oraz ich przeszłość okazały się bardzo interesujące.
Żałuję, że autorka nie pociągnęła wątku związku z narcyzem. Wydał mi się on ważny na równi z pracą w więzieniu. Rebecca Myers miała do czynienia z popaprańcami na terapii i z jednym w domu. Pokazuje to, że nawet osoby z ogromną wiedzą psychologiczną, mogą uwikłać się w chorą relację.
"Więzienna terapeutka. W celi z mordercami i przestępcami seksualnymi" Rebeccy Myers to książka, w której czegoś mi zabrakło i czuję się nią rozczarowana. Szkoda...
Więzienie, przestępcy, terapia... te tematy są dla mnie wyjątkowo interesujące. Tytuł książki Rebeccy Myers "Więzienna terapeutka. W celi z mordercami i przestępcami seksualnymi" obiecuje wciągającą lekturę.
Autorka w formie pamiętnika przybliża początki swojej pracy w zawodzie terapeutki. Miała dwadzieścia dwa lata, kiedy po raz pierwszy przekroczyła próg jednego z...
2024-03-17
Książkę "Wrony" Petry Dvořákovej miałam w planach od dawna. Zawsze jednak było coś pilniejszego do przeczytania, bo goniły mnie terminy ze współprac z wydawnictwami. Dopiero kiedy @pan.qlturalny powiedział, cytuję: "Nie czytałaś "Wron"? Musisz to przeczytać!" uznałam, że nie ma co dłużej zwlekać.
Rodzina jakich wiele - rodzice i dwie dorastające córki. Z pozoru normalna, niczym niewyróżniająca się z szarej masy. Patrząc z boku, nikt nie nazwałby jej patologiczną. Jednak kiedy za domownikami zamykają się drzwi, przemoc wychodzi z każdego kąta. Ta fizyczna skupia się na młodszej dziewczynce, Basi. Natomiast przemoc psychiczna jest udziałem całej rodziny.
Kasia jest grzeczna, ułożona i matka widzi w niej swoje lustrzane odbicie. Basia z kolei w ogóle nie spełnia jej oczekiwań. I nie ważne, że dobrze się uczy, ma talent plastyczny... Ważne, że jest bałaganiarą i w domu są z nią same problemy. Kiedy jej zachowanie odbiega od wyobrażeń matki o idealnej córce, ojciec spuszcza jej lanie.
"Wrony" to ksiażka napisana prostym językiem, ale zawierająca ogromny ładunek emocjonalny. Codzienność dziewczynki, której rodzice nie nadają się do tej roli, jest niezwykle bolesna. Smutek wbija w fotel i nie pozwala zapomnieć o przeczytanej historii. Potrzeba więcej takich książek. Moim zdaniem ta idealnie nadaje się na lekturę szkolną. Obowiązkową!
Nie mam nic więcej do dodania. Przeczytajcie "Wrony" Petry Dvořákovej. Koniecznie!
Książkę "Wrony" Petry Dvořákovej miałam w planach od dawna. Zawsze jednak było coś pilniejszego do przeczytania, bo goniły mnie terminy ze współprac z wydawnictwami. Dopiero kiedy @pan.qlturalny powiedział, cytuję: "Nie czytałaś "Wron"? Musisz to przeczytać!" uznałam, że nie ma co dłużej zwlekać.
Rodzina jakich wiele - rodzice i dwie dorastające córki. Z pozoru...
Czy można przejść obojętnie obok książki, na okładce której znajdują się polecajki od Lee Childa i Stephena Kinga? Pewnie można, ale nie w moim przypadku. "Dobra dziewczyna, zła dziewczyna" Michaela Robothama to prawie pięćset stron świetnego thrillera.
Jodie - nastoletnia łyżwiarka figurowa, zostaje brutalnie zamordowana. Policja szuka sprawcy, korzystając z pomocy psychologa Cyrusa Havena. Dwadzieścia lat temu jego starszy brat zabił rodziców i dwie siostry. Jest też Evie, odnaleziona sześć lat temu w domu, gdzie za jedyne towarzystwo miała psy i rozkładające się ciało mężczyzny. Dziewczyna ma wyjątkowy dar: potrafi poznać kiedy ktoś kłamie.
Historia przedstawiona jest z dwóch perspektyw, Cyrusa i Evie. Osób tak bardzo różnych, ale tak samo zmagających się z traumą. Wydarzenia z przeszłości mają też ogromny wpływ na życie pozostałych bohaterów i bohaterek książki. Zdecydowanie jest ona thrillerem psychologicznym przez duże P. Dzięki temu oraz szybkiej akcji zaliczam "Dobrą dziewczynę, złą dziewczynę" do pozycji nieodkładalnych, a na moim regale zajmuje miejsce wśród bestsellerów.
Wielowątkowa fabuła wymusza dużą liczbę postaci. A jednak ani na chwilę się nie pogubiłam. Od początku jasne było kto jest kim, co nie oznacza, że z łatwością przyszło mi wytypowanie mordercy. Rozwiązanie zagadki totalnie mnie zaskoczyło i utwierdziło w przekonaniu, że marna ze mnie śledczyni.
Wiecie o czym marzę? O tym, żeby autor zrobił mi tę przyjemność i napisał coś jeszcze o Cyrusie i Evie. Najlepiej szybko i dużo! Jeśli przeczytacie ten thriller, to na pewno mnie zrozumiecie.
Czy można przejść obojętnie obok książki, na okładce której znajdują się polecajki od Lee Childa i Stephena Kinga? Pewnie można, ale nie w moim przypadku. "Dobra dziewczyna, zła dziewczyna" Michaela Robothama to prawie pięćset stron świetnego thrillera.
Jodie - nastoletnia łyżwiarka figurowa, zostaje brutalnie zamordowana. Policja szuka sprawcy, korzystając z pomocy...
2024-03-08
Po lekturze książki "Zniknięty ksiądz" Marcina Adamca, nie mogłam odmówić sobie przeczytania "Odnalezionego księdza". Cieszę się, że to zrobiłam, bo opowieść o byłym księdzu jest bardzo ciekawa.
Ta książka jest zdecydowanie bardziej osobista niż pierwsza i podtytuł z poprzedniej ("Moja historia") bardziej by tutaj pasował. Przede wszystkim nie ma w niej tak dużo o innych księżach. Autor skupił się na swoim życiu i szczegółowo, ale nie nudnie, o nim opowiada. Były ksiądz zabiera czytelnika do świata kleru. Odkrywa tajemnice nauki w seminarium, gdzie nie każdy dotrwa do święceń. Bycie wikarym na parafii też często odbiega od wyobrażeń.
Ksiądz jest tylko człowiekiem, który może nienawidzić, kochać czy chorować. Może też się okazać, że ma dziecko, a tego biskup nie wybacza. Marcin Adamiec zachorował na depresję. Odszedł z kapłaństwa nie dla kobiety, tylko dlatego, że przestał wierzyć. Dopiero po zrzuceniu sutanny zakochał się, został ojcem i wiara w Boga wróciła.
Lubię takie książki. Niezwykle osobiste i intymne, pokazujące rzeczywistość taką jaka jest, bez koloryzowania. Dobrze się to czytało, a Marcina Adamca polubiłam na tyle, że cieszę się jego szczęściem. Życie mamy jedno i nie warto trwać w cierpieniu. Trzeba znaleźć w sobie odwagę do zmian, tak jak zrobił to autor "Odnalezionego księdza". Czytajcie!
Po lekturze książki "Zniknięty ksiądz" Marcina Adamca, nie mogłam odmówić sobie przeczytania "Odnalezionego księdza". Cieszę się, że to zrobiłam, bo opowieść o byłym księdzu jest bardzo ciekawa.
Ta książka jest zdecydowanie bardziej osobista niż pierwsza i podtytuł z poprzedniej ("Moja historia") bardziej by tutaj pasował. Przede wszystkim nie ma w niej tak dużo o...
Wydawnictwo Czarne trafia w mój gust literacki, niemal ze stuprocentową celnością. Nie inaczej jest w przypadku książki "Obca" Claudii Durastanti. Już po okładce wiedziałam, że czas spędzony na lekturze tego dzieła, nie będzie stracony.
Matka ogłuchła w wieku kilku lat, ojciec urodził się głuchy. Ona i jej brat słyszą, ale dorosłe życie pokazuje, jak głębokie bruzdy mają w psychice. Powstały w wyniku wychowania w dysfuncyjnej rodzinie. I nie chodzi o to, że rodzice są niesłyszący, ani o to, że oboje nie chcą posługiwać się językiem migowym. Chodzi o coś, co ociera się o patologię... ociera się bardzo mocno. W tym wszystkim ona - dziewczynka, nastolatka, kobieta, córka, siostra, partnerka. Jej życie nie jest usłane różami.
"Obca" nie jest debiutem literackim Claudii Durastanti, ale pierwszą książką wydaną w Polsce. Autorka w swoim autobiograficznym dziele, opisała wydarzenia z życia, wzbogacone głęboką analizą psychologiczną. Dlaczego nie ma miejsca, w którym czułaby się jak w domu? Wszędzie jest obca. Wpływ na to na pewno ma wychowanie, ale również przeprowadzka z Nowego Jorku na głęboką prowincję południa Włoch.
Styl autorki, już po kilku stronach, zaczął mi przypominać sposób pisania noblistki Annie Ernaux. Zaliczam to oczywiście na plus. Drugi plus to odniesienia Claudii Durastanti do przeczytanych przez nią książek i obejrzanych filmów. Były też momenty, kiedy w "Obcej" przeglądałam się jak w lustrze. Przez całą lekturę czułam się bardzo związana z bohaterką. Dla mnie jest to wyznacznikiem tego, że mam do czynienia z naprawdę dobrą literaturą.
Czytajcie! Polecam!
Wydawnictwo Czarne trafia w mój gust literacki, niemal ze stuprocentową celnością. Nie inaczej jest w przypadku książki "Obca" Claudii Durastanti. Już po okładce wiedziałam, że czas spędzony na lekturze tego dzieła, nie będzie stracony.
więcej Pokaż mimo toMatka ogłuchła w wieku kilku lat, ojciec urodził się głuchy. Ona i jej brat słyszą, ale dorosłe życie pokazuje, jak głębokie bruzdy...