Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Do lektury zachęciły mnie krążące o niej pozytywne opinie, od pewnego czasu czułam też potrzebę zgłębienia mechanizmów „zahamowania behawioralnego”, które dotyczy mnie osobiście.
Pierwsza wątpliwość tyczy się tytułu – oryginalny „How to be yourself: quiet your inner critic and rise above social anxiety” zdecydowanie bardziej przybliża treść, niż jego tłumaczenie. Dowiadujemy się w nim, że adresatem jest swoisty tygiel osób, od introwertyków, poprzez osoby nieśmiałe, aż po ludzi dotkniętych społeczną fobią. A książka wcale tej grupy nie zawęża… gdzieś wewnątrz pojawiła się – jeśli dobrze pamiętam wwo, czy też klasyczna osobowość unikająca (lękliwa). Czy aby na pewno odbiorcami powinno być aż tak spore grono?
Pierwszym aspektem, który niezmiernie utrudniał mi odbiór był sam język. Nie wiem, czy to kwestia różnic kulturowych i specyficznej mentalności mieszkańców USA, czy po prostu nadmierna ekspresja tłumacza… jako osobie introwertycznej, bardzo ciężko było mi treść pozycji przyswajać. Liczne dygresje, wtrącenia osobiste, więcej przykładów, niż realnego opisu przypadłości, „kwiecistość” mowy, aż po jej krzykliwość, mnogość dość specyficznych porównań… język przywodzący na myśl raczej ekstrawertycznych, "szalonych" nastolatków, niż osoby społecznie wycofane. Być może w wypadku beletrystyki mogłoby posłużyć to za atut, niestety, nie tego oczekiwałam od książki z założenia psychologicznej. Wyłapywanie esencji i utrzymanie skupienia na temacie głównym to w tym przypadku droga przez mękę… „Ciało migdałowate jest zaskakująco wielozadaniowe – bardziej mała czarna niż haftowany serdaczek” - czasami ciężko było stwierdzić, co autorka miała na myśli…
Kolejny duży minus to brak rozróżnienia na osobowość unikającą i osoby dotknięte fobią społeczną. Wplatanie w to wszystko introwertyków i osób nieśmiałych, poza krzywdzącym utrwaleniem w zbiorowej świadomości znaku równości między nimi, wpychanie wszystkich wspomnianych przypadłości do jednego worka, nie zdobyło mojego uznania.
Trzecim z najpoważniejszych argumentów na „nie” jest „omnipotentny” autor. Wkładanie w usta czytelnika kwestii, z którymi się nie identyfikuje (nie, Pani Hendriksen. Nie każdy z nas ma „tak jak Pani”. Nie siedzi też Pani w czytelniczych głowach, ani nie monitoruje ich myśli...) budzi we mnie wrodzoną irytację i sprzeciw… dlatego też dobrnięcie do końca było ogromnie ciężkie. Cały czas liczyłam, że może wreszcie coś… że choć odrobinę…
W pewnym momencie, przelewając potok do butelek, znajdą się i elementy terapii. Pytanie, czy nurt behawioralno - poznawczy jest dla każdego… ?
Na te, a także inne wątpliwości, czy też na zmagania z tendencjami do unikania będę sobie niestety musiała odpowiedzieć w inny sposób… (a szkoda).
Książka nie dość, że nie spełniła funkcji terapeutycznej, to jeszcze była wyjątkowo nużąca.
Było się wziąć za kryminał… :(

Do lektury zachęciły mnie krążące o niej pozytywne opinie, od pewnego czasu czułam też potrzebę zgłębienia mechanizmów „zahamowania behawioralnego”, które dotyczy mnie osobiście.
Pierwsza wątpliwość tyczy się tytułu – oryginalny „How to be yourself: quiet your inner critic and rise above social anxiety” zdecydowanie bardziej przybliża treść, niż jego tłumaczenie....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Napiszę o tej książce, gdyż najwyraźniej mam nieco odmienne od większości zdanie. Huntera S.Thompsona kojarzę od dawna. Ta bardzo oryginalna postać zagościła trwale w świadomości, za sprawą swego nieszablonowego życia oraz kultowych dla wielu dzieł. Nieco odmiennym doświadczeniem jest pochłanianie jego historii za pośrednictwem X-muzy, inaczej "gonzo" wypada w starciu bezpośrednim. Więc jest to czysto dziennikarska narracja, fakt, bardzo żywa, pełna kwiecistości slangowego języka. Autor, pomimo, iż - uważam, że jest bardzo mocno ograniczony w prezentowaniu osobistych opinii - bezkarne bujanie się w towarzystwie jednej z najgroźniejszych subkultur lat 60tych, musi wiązać się z delikatnym i wygładzonym zaprezentowaniem tematu, jest tutaj bardziej dziennikarzem, niż kimś z pogranicza dziennikarstwa i "beletry". Stara się przede wszystkim prezentować fakty, migawki z gazet, autentyczne wydarzenia, w których nierzadko sam uczestniczył. Filuterny język i pobłażliwość co do dokonań "piekielnych aniołków" jest widoczna, a co się za nimi kryje... Jako, że sama niejako gniję dosyć w undergroundzie, "filth and fury" - chwytliwe hasło dla osób stojących obok, jednak w kotle, w samej esencji opisywanych działań (a mam tu na myśli ten przyjemniejszy aspekt istnienia Hells Angels, czytaj: imprezki, dekadencja, programowa wszystkiego rozwałka i huczność w celebrowaniu życia) - to nie jest ani romantyczne, ani też - wyjątkowo piękne... Zachwycanie się czyimś prostactwem dawno już powinno odejść w niebyt - popkultura serwuje nam to niemal każdego dnia... Dwa, Hell's Angels, w przeciwieństwie do punkowców, cechowała całkowita bezideowość, okraszona pop-prawicowymi inklinacjami... Nic, co mogłoby pociągać - no może, gdyby nie te maszyny.. opis jazdy na chopperze, to chyba najpiękniejszy literacki element, jaki Hunter w powieści umieścił, ale.. "trzeba to czuć"! I właśnie miłość do motorów jest czynnikiem, który zadecydował o moim zainteresowaniu się ich tematem - outlaw bikers swoje maszyny darzą szczerym uczuciem, i jest to chyba jedyny element, który mógłby u mnie wzbudzić krztę sympatii do nich. Mógłby, ale nie wzbudza. Hunter S. Thompson niepokornym typem był. Nawet tutaj, pomimo pozornie grzecznego siebie nakreślenia, widać, że niezłe z niego ziółko - i za to go lubię. Natomiast opisywana patologiczna hałastra, to grupa nieciekawych, niewykształconych prostaków, skorych do brutalnej przemocy, bezlitosnego gwałtu (próba rehabilitacji poprzez ujawnianie realnej natury ich ofiar nie deprecjonuje wagi ich zbiorowych napaści - tudzież używania sobie na osobach pijanych), pogrążanych w kolektywnym kieracie i samouwielbieniu (choć w budowaniu silnego ego akurat pomogła im sama prasa). Plus za interesujące przedstawienie, minus za temat. Dodam, że bikerzy i tak zostali potraktowani mocno ulgowo - zbiorowe napaści i przemoc w stosunku do hippisów (choć można za ruchem tym nie przepadać, to jednak nawet w walce liczą się przecież zasady - kim trzeba być, żeby całą, uzbrojoną w żelastwo grupą katować jednego człowieka, czy też grupę - tak samo przećpanych ludzi jak oni sami, którzy z zasady nie będą się nawet bronić?), to jeden z tematów, którego autor nie porusza. Ciężko ich też szanować za to, jak łatwo przychylne im osoby popadały "w niełaskę" (przy czym, to mocny eufemizm, rozjaśnienia tematu polecam poszukać w samej powieści) - ale jak widać tacy utytłani fekaliami i smarem, prostaccy "machos" z emocjonalnym borderline'm, budzą w północnych Amerykanach silne emocje (pamiętacie teledysk z Elizabeth Grant do utworu "Ride"? Klucz będzie w powieści). Książkę polecam - bardziej ludziom zainteresowanym historią, czy zbiorczo: osobliwościami USA, niż motocyklami - plastyczny język, wartka fabuła i mocne osadzenie w ówczesnych realiach, to trzeba przeczytać!

Napiszę o tej książce, gdyż najwyraźniej mam nieco odmienne od większości zdanie. Huntera S.Thompsona kojarzę od dawna. Ta bardzo oryginalna postać zagościła trwale w świadomości, za sprawą swego nieszablonowego życia oraz kultowych dla wielu dzieł. Nieco odmiennym doświadczeniem jest pochłanianie jego historii za pośrednictwem X-muzy, inaczej "gonzo" wypada w starciu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

O ile pierwsza w kolejności czytania powieść Rudiša bardzo spodobała mi się - tchnęła oryginalnością, zadziorem, poza tym - co tu kryć, traktowała w końcu o punkowcach, to tu, przy 3 już z kolei pozycji odczuwam znużenie powtarzalnością schematu konstrukcji bohaterów, pewnego rodzaju tematyczny przesyt. Po raz kolejny więc mamy do czynienia z osobnikami, którzy nie do końca odnajdują się w życiu, znów te problemy (żeby tylko!) psychologiczne, natury poważnej, jakaś szarość, beznadzieja, przy jednoczesnym pogodzeniu się z nią... i jeszcze to (co dziwnym dla germanisty-pasjonata raczej nie jest) obecne w każdym dziele upodobanie do Niemców z terenów wschodnich, a także "urokliwie" brzmiącego języka Goethe'go i Schillera. Czytana historia była dla mnie po prostu smutna. Przy pełni sympatii jaką żywię wszelkie twory spod pióra wspomnianego autora, powieść - kolokwialnie mówiąc - "zmuliła mnie", nie oferując wiele w zamian. Zdecydowanie najmniej mi się "Grandhotel" podobał, choć dalej wiążę nadzieję i daję szansę, po "Ciszę w Pradze" sięgnę z żywym zaciekawieniem... Dla zagorzałych fanów ;)

O ile pierwsza w kolejności czytania powieść Rudiša bardzo spodobała mi się - tchnęła oryginalnością, zadziorem, poza tym - co tu kryć, traktowała w końcu o punkowcach, to tu, przy 3 już z kolei pozycji odczuwam znużenie powtarzalnością schematu konstrukcji bohaterów, pewnego rodzaju tematyczny przesyt. Po raz kolejny więc mamy do czynienia z osobnikami, którzy nie do końca...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wrażliwa, ciekawa osoba.
Nakreślone ważniejsze momenty życia, sylwetki ludzi, artystycznej wędrówki, przeżyć.
Ciekawa droga - od osoby dojrzewającej, wchodzącej dopiero w życie, poprzez wybory - czasem dość wymagające, prowadzące do spełniania się poprzez sztukę.
Niewiele tu gwiazdorstwa, nachalnych świateł jupiterów - ot, nastolatka, głęboko odbierająca otaczający ją świat...
(a nawet - potrafiąca go zręcznie opisać w tekstach :)

Melomani napotkają tu niejeden wątek dotyczący "głośnych" postaci świata muzyki (tej, powiedzmy "mniej komercyjnej" - choć zależy jak ustawić punkt odniesienia ;)
Mnie najbardziej podobały się wszelkie odnośniki do nowojorskiej sceny no wave (to właśnie za ten okres 2 pierwszych płyt SY w ogóle zainteresowałam się grupą).
Jest sporo o osobach, które w życiu Kim się pojawiały - pomimo bardzo osobistej narracji, kreśli obraz swojego życia w oparciu również o osobiste relacje, sylwetki innych.
Ludzie, z którymi łączyły ją przeżycia, historie - a te, nie zawsze bywały przyjazne (vide: dość trudny przypadek brata), ale też inspirujące osoby "z branży".
Głęboki humanizm i zrozumienie - często pomimo realnych wad danych osób - powoduje, iż dla większości znajdzie się dobre, konstruktywne słowo.

Mnie jakby mniej interesowały wątki dotyczące mody (choć nie było ich jakoś "zatłocznie" :).
Również końcowy, chirurgiczno-dogłębny wątek zdrady, którego wyeksplorowanie mogło nieco zatrzeć poprzedni blichtr - literacko pogrążył, lecz jeśli pomógł on w jakimś stopniu autorce w niwelowaniu bólu, zawodu
- należy to co najmniej zrozumieć..

I mimo, że do fanek SY raczej nie należę, to nieźle czytało mi się wspomnianą biografię, a na samą panią Gordon spojrzałam w innym świetle.
Może nie najfortunniejsze jest to zakończenie (nie wydaje mi się 100% zgodne z jej wewn. osobą, raczej jako chęć "odgryzienia się"), ale, niech tam... fani wybaczą ;)

Wrażliwa, ciekawa osoba.
Nakreślone ważniejsze momenty życia, sylwetki ludzi, artystycznej wędrówki, przeżyć.
Ciekawa droga - od osoby dojrzewającej, wchodzącej dopiero w życie, poprzez wybory - czasem dość wymagające, prowadzące do spełniania się poprzez sztukę.
Niewiele tu gwiazdorstwa, nachalnych świateł jupiterów - ot, nastolatka, głęboko odbierająca otaczający ją...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powiem szczerze, że mam problem z oceną tej książki. Bo z jednej strony, jest niezła (ale też trzeba mieć na uwadze, że na lwią część z opisywanych wydarzeń patrzyłam z perspektywy oseska), lecz mimo wszystko pozostaje spore: ALE.. Co do obiektywizmu, to widać, że autor mimo wszystko się stara. Nie przeszkadza to jednak dostrzec czasem wręcz bezpośrednich ocen sytuacji (sporadycznie), lub też - pomijać, tudzież zaledwie muskać pewnych tematów, inne - wydatnie przedstawiając. Nie ma też wątpliwości (z samej lektury), które nurty polityczne są przez autora poważane... (nota bene, już z okładki straszy nas dwóch przedstawicieli największych konserwatywnych stronnictw kraju). Jeżeli o mnie chodzi, to brakuje mi tutaj jeszcze bardziej pogłębionego spojrzenia na sprawę, większej ilości szczegółów, okoliczności, generalnie - szerszego potraktowaniu pewnych wydarzeń, pewnych gabinetów (i zero skrupułów, sentymentów - dla wszystkich opisywanych) - mimo wszystko miało się odczucie, że niektórzy zostali potraktowani bardziej ulgowo, nie każdego też przeanalizowano z równą dociekliwością... Na plus, że jest to pierwsza pozycja, opisująca tak długi okres rządów po transformacji. Historia wydarzeń jednak pisze się dalej... (ile to jeszcze, afer.. )

Powiem szczerze, że mam problem z oceną tej książki. Bo z jednej strony, jest niezła (ale też trzeba mieć na uwadze, że na lwią część z opisywanych wydarzeń patrzyłam z perspektywy oseska), lecz mimo wszystko pozostaje spore: ALE.. Co do obiektywizmu, to widać, że autor mimo wszystko się stara. Nie przeszkadza to jednak dostrzec czasem wręcz bezpośrednich ocen sytuacji...

więcej Pokaż mimo to