-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński1
-
ArtykułyLiliana Więcek: „Każdy z nas potrzebuje w swoim życiu wsparcia drugiego człowieka”BarbaraDorosz1
-
ArtykułyOto najlepsze kryminały. Znamy finalistów Nagrody Wielkiego Kalibru 2024Konrad Wrzesiński3
-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel34
Cytaty z tagiem "zbiorowość" [15]
[ + Dodaj cytat]Zawsze krzycz to co inni, taka jest moja zasada. Tylko ona gwarantuje bezpieczeństwo.
Ifrija naucza, że całe zło bierze się od rozumu jednego człowieka, patrzącego na świat ze środka własnej głowy. Bowiem on szuka dobra dla siebie i swoich bliskich, to zaś dzieje się kosztem zbiorowości. Trzeba więc to wytępić, tak by wszyscy stali się jednym i nie myśleli więcej o własnym dobru. Bowiem większość z nich jest głupia jak kowce i podobnie jak kowce muszą mieć pasterzy, by decydowali za nich. Podobnie w dawnych amitrajskich plemionach najwyżej stało dobro wszystkich, a nie jednego, a matka klanu decydowała, kto ma przeżyć, a kto umrzeć, kto ma się poświęcić, a kto służyć dla dobra klanu. Mieli jedną duszę, a nie wiele. Tak ma się stać i teraz.
Społeczeństwo przedprzemysłowe w małym stopniu postrzegały osobę jako odrębny byt. Pewien nigeryjski psychiatra powiedział mi, że gdy w jednej z rolniczych części Nigerii wybudowano klinikę psychiatryczną, której zadaniem miało być leczenie osób chorych umysłowo, członkowie rodziny zawsze chcieli towarzyszyć pacjentowi i nalegali na obecność przy jego badaniach. Pomysł, iż pacjent może istnieć jako jednostka niezależnie od swojej rodziny albo że trapią go problemy osobiste, którymi nie chce dzielić się z najbliższymi, nie zyskał zrozumienia Nigeryjczyków, nadal żyjących tradycyjnym życiem wiejskim.
- Popełnia pan błąd, postrzegając ludzi jako jednostki. (...) Człowiek nigdy nie był jednostką. Zawsze był częścią grupy, zbiorowości. Od stuleci grupy ścierały się ze sobą, walczyły o miejsce w hierarchii, w porządku świata. (...) I choćbym nie stosował przemocy, żeby zabezpieczyć swoje miejsce na ziemi, to mnie ostatecznie przypadnie zwycięstwo w walce o porządek świata. Bo historię zawsze piszą zwycięzcy.
I tak, nie umiejąc wierzyć w Boga ani w zwierzęcą zbiorowość, nabrałem - jak wszyscy inni ludzie na skraju - tego dystansu wobec wszystkiego, który nazywa się powszechnie Dekadencją. Dekadencja to całkowita utrata nieświadomości, a nieświadomość to fundament życia.
Tak się składa, że najskuteczniejszym znanym nam sposobem, aby to osiągnąć, są działania zbiorowe. Niestety ostatnie kilkadziesiąt lat to bezpardonowy atak na ten rodzaj zaangażowania. Paul Mason, brytyjski dziennikarz, uważa nawet, że głównym celem wielkiego biznesu i sprzyjających mu polityków było zniszczenie związków zawodowych, ponieważ te skutecznie organizowały pracowników i dawały im poczucie zbiorowej sprawczości. Sprawiały, że stali się silnym graczem politycznym, co nie było na rękę korporacyjnym bossom. Patrząc szerzej, mieliśmy do czynienia ze zmasowanym atakiem na wszelkie formy zbiorowego, czyli politycznego zaangażowania. Z bezprecedensowym projektem atomizacji społeczeństwa, bo społezceństwo składające się z rozdrobnionych jednostek jest bezsilne i łatwiej narzucić mu rozwiązania korzystne dla garstki.
Nasza współczesna kultura - od seriali po pamięć historyczną - to pobojowisko po tej wojnie wytoczonej obywatelom i obywatelkom naszych krajów. Zostaliśmy z poradnikami zaradności i poczuciem, że niewiele możemy, bo "świat już taki jest" i trzeba się dostosować. Pora odwrócić ten antypolityczny trend, pora na nowo poczuć zbiorową sprawczość i przestać traktować zaangażowanie polityczne jako coś brudnego, do czego można przyznać się tylko po cichu, w gronie najbliższych znajomych, bo inaczej wyjdzie się na dziwaczkę czy ekscentryka. Pozwólmy sobie na odrobinę politycznego optymizmu, który na najbardziej podstawowym poziomie oznacza wiarę w zbiorową sprawczość zaangażowanego społeczeństwa.
W każdym narodzie są jednostki marginesowe, które nie żywią miłości dla swego narodu, lecz mimo to żyją w narodowej zbiorowości, bo nie mogą lub nie umieją znaleźć dla siebie miejsca gdzie indziej.
Dla uczonego człowiek to jest egzemplarz gatunku, dla socjologa to element społeczności, dla lekarza – przypadek chorobowy, dla polityka – wyborca, a dla ekonomisty – płatnik podatków albo konsument. Nie ma już indywidualnego człowieka. Jest tylko człowiek sprowadzony do społecznej roli.
Ludzie jako jednostki to istoty rozumne. Ale społeczeństwo zdaje się spontanicznie wydobywać z nich coś w rodzaju zbiorowej głupoty. Szkocki dziennikarz Charles Mackay w swojej książce z 1841 roku użył słynnego określenia „szaleństwo tłumów" na opisanie baniek ekonomicznych, krucjat i polowań na czarownice. „Ludzie" — pisał — popadają w szaleństwo stadami, zaś zmysły odzyskują powoli, jeden po drugim".
Ludzie, chłopcze, są zwierzętami stadnymi i manifestują swoją przynależność do stada, jak tylko mogą. Nawet pustelnik, który z założenia żyje sam, wygląda tak, by każdy wiedział, że to pustelnik.