-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Cytaty z tagiem "postapo" [23]
[ + Dodaj cytat]-Chrześcijanie są spłukani - odrzekł Pete - ale będę pamiętał o tobie w swoich modlitwach.
Lepiej mieć wroga niż nie mieć przyjaciela. Przynajmniej wiadomo na czym człowiek stoi.
- Co sugerujesz niby? – zapytałem z przekąsem, chociaż czułem, że walkę już przegrałem… I to jakiś czas temu
- Że jesteś sztywny, Sztywny. Martwy. Trup. Nie żyjesz. Przynajmniej pod względem neurologicznym i fizjologicznym.
- A można być martwym… no, tylko częściowo?
- Nie.
- No to po co tak mówisz?
- Bo nie mam, kurwa, innego pomysłu! – ryknął Zając, ale zreflektował się po chwili, spojrzał za drzwi, za którymi zapadła zupełna cisza; pewnie wszystkie baby nastawiły właśnie ucha. – Ja cię pierdolę, Sztywny… A jak się czujesz?
- Dobrze. – Wzruszyłem ramionami. – To znaczy… wcale się nie czuję.
- Wiesz co…- Zając podszedł do biurka, wyjął z szuflady flaszkę i pociągnął solidnego łyka. – Wiesz co, Sztywny, idź sobie. Po prostu sobie idź. Jest poniedziałek rano, kurwa twoja mać, a ty do mnie przychodzisz i nie żyjesz… Idź sobie.
- Ale co ja mam zrobić? – Rozłożyłem bezradnie ręce. – Daj mi coś, pigułki jakieś przepisz no, nie wiem…
- Na śmierć? Sorry, no bonus. – Szarpnął jeszcze wódki, odstawił butelkę. – Kończę o szesnastej, przyjdź wtedy.
Mam nadzieję, że świat będzie należał do marzycieli.
Autentycznie, zapominałem o tym, że nie jestem już – jeszcze?! – Komornikiem. Nawyki, brawura i pewien radosny pochuizm pozostały: no co z tego, że dostanę kulkę? Przecież się zaleczy, wstanę i odjebię ich, rzucając przy tym jakimś srogim punchlinem.
Tak by było. Ale raczej nie będzie. Na pewno nie będzie.
Na razie byłem jednoosobową watahą spierdolenia, zamierzającą bawić się w hardkor ’44 i palić czołgi.
Powoli złapaliśmy tempo, zgraliśmy się, jak chórek starych bab z pijanym organistą. Przerobiliśmy komplet aktów, powtórzyliśmy sobie przykazanie miłości, sześć prawd wiary, siedem sakramentów, Ojcze Nasz i Zdrowaś Maryjo... Potem profilaktycznie sieknęliśmy koronkę do Najświętszego Serca, a na koniec zacząłem uczyć go śpiewać Godzinki.
– Zaawitaj, peeełna łaaa-ski, przeeeślicznaaa światłooo-ści! – darłem się w interkom. – Paa-ani, na pomoc świaaa-taaa...!
– Daj ten wąż... No daj, mówię!
– Kurwa, daję przecież! Złap i podciągnij, a nie daj...
– No to daj tak, żebym sięgnął! I teraz... O tak, o tak! Dobra, mam go, teraz powoli... Powoli mówię, kurwa mać! Zabić mnie chcesz?!
– Ciężki jest, jak chuj diabła!
– Nie wiem, nie trzymałem, wierzę ci na słowo! I po trochu teraz, jeszcze... Dobra, jest! Jest, mamy to, czekaj umocuję go tylko!
– Chłopcy, pomóc wam? – odezwała się Cat ze szczytu schodów do maszynowni.
– Nie! – odkrzyknęliśmy zgodnym chórem.
No co? Dawaliśmy przecież radę, a niepotrzebne nam było krytyczne, rzeczowe spojrzenie kobiety, która nie daj Boże pokazałaby nam, że można było zrobić to lepiej i prościej.
– Dziękuję wam za słowa wsparcia, kłaniam się nisko po samo piździsko. Skończyliście już swoje pedagogiczne smęty, możemy iść? Bo chciałbym sobie gdzieś w spokoju pokrwawić.
Szemijazasz, ty kurwo jebana, przestań mi Apokalipsę prześladować... – zawarczałem pod nosem, a już głośniej powiedziałem: – Panowie, tu się nie ma co rozwodzić nad przyczynowością. Póki co musimy...
– To przecież... niedorzeczne! – sapnął.
– No i właśnie o to chodzi, rozumiesz? Takie rzeczy się najłatwiej przyjmują, bo nie ma jak z nimi dyskutować. Poza tym, każde oficjalne dementi staje się pożywką dla kolejnego trollingu. Jak udowodnisz, że Archanioł wcale a wcale NIE gwałcił kóz i nie popierał aneksji Krymu?
Widziałem, że nie był przekonany.
– Ale to przecież... Nie da się o czymś takim rozmawiać nawet! Co można powiedzieć poza tym, że...
– Fama taka krąży w Rzymie, ruski Anioł kozy dymie... – zanuciłem na góralską nutę, zaś nim Russo zdążył cokolwiek powiedzieć, szybko dośpiewałem: – Ale to nie żadna fama, tylko, kurwa, prawda sama...
– Przecież to...
– Puti-nowi-duszę-sprzedał, Michał-kozy-chętnie-jebał!!! – ryknąłem na cały głos, uderzając dłonią o podłokietnik.