cytaty z książki "Śmiertelni nieśmiertelni. Prawdziwa opowieść o życiu, miłości, cierpieniu, umieraniu i wyzwoleniu"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Cały świat (...) jest niczym innym, jak tylko lustrzanym odbiciem twojego własnego Ja, które widzisz w lustrze swojej świadomości.
Nienawiść to zagłodzona miłość.
...celem pracy nad sobą (...) nie jest pozbycie się fal w oceanie życia, lecz nauka unoszenia się na nich.
Zaniosę strach do serca. Spotkam się z bólem i strachem otwarcie, obejmę je, nie będę się ich bała, wpuszczę je do środka, jest, co jest. (...)
Kiedy dotkniemy bólu z miłością, kiedy pozwolimy, by był, skoro jest, powitamy go z miłosierdziem, a nie strachem i nienawiścią, wtedy to jest współczucie.
Życie i śmierć idą ramię w ramię. Boję się śmierci, więc będę ostrożnie żyć, bo coś może mi się przydarzyć. Im bardziej zatem boję się śmierci, tym nardziej boję się życia. I tym mniej żyję.
Parę dni temu rozmawiałam z przyjaciółką o tym, że w miarę jak się człowiek starzeje, coraz mniejsze jest jego pragnienie wielkich zwycięstw, a coraz bardziej sobie ceni drobne zwycięstwa codziennego życia (s. 244).
Nagle wydaje mi się w porządku, że jestem, jaka jestem. Mieć amorficzne życie zawodowe. Angażować się w zajęcia, które mnie poruszają i inspirują. Lepiej poznać twórcze środowiska, w których może się wydarzyć wiele rzeczy. Łączyć ze sobą ludzi, tworzyć sieci powiązań. Komunikować się, przekazywać swoje idee. Rozwijać się i nie próbować zmieścić się w formie, strukturze.
Jakie uczucie ulgi i wolności! Życie jest OK! Istnienie jest OK, działanie nie jest bezwzględnie konieczne. To coś w rodzaju przyzwolenia. Coś w rodzaju odpuszczenia sobie męskich, nadaktywnych wartości tego społeczeństwa. Pracować nad duchowością kobiety, nad kobiecą twarzą Boga.Osiedlić się, zacząć uprawiać ziemię i patrzeć, co urośnie (s. 250-251).
Wciąż uczyłem się i z trudem wciąż uczę się, co to znaczy dawać oparcie. Odebrałem następującą lekcję: jeżeli naprawdę wątpisz w jakąś metodę leczenia, okaż swój sceptycyzm, zanim ktoś zdecyduje się poddać temu leczeniu. Tylko tak możesz pomóc i to będzie najbardziej uczciwe. Jeżeli jednak chory wybierze tę terapię, schowaj swoje wątpliwości i udziel mu stuprocentowego wsparcia. W takim momencie okazanie sceptycyzmu byłoby działaniem okrutnym, nieuczciwym, podkopującym wiarę (s. 277).
Chodzi o to, że pod tymi mrocznymi uczuciami, gniewem i urazą zawsze kryje się dużo miłości, gdyż w innym wypadku osoba wspierająca po prostu już dawno by odeszła. Ale ta miłość nie może się ujawnić dopóty, dopóki zagradzają jej drogę gniew, żal i gorycz. Jak to ujął Khalil Gibran: "Nienawiść to zagłodzona miłość". W grupach wsparcia wyraża się dużo nienawiści, ale tylko dlatego, że pod nią kryje się tyle miłości, zagłodzonej miłości. Gdyby tak nie było, nie nienawidziłbyś tej osoby, w ogóle by cię nie obchodziła. Problem osób wspierających (włączając w to mnie samego) nie polega na tym, że nie otrzymują one wystarczająco dużo miłości, ale na tym, że z trudnością przychodzi im przypomnienie sobie, jak dawać miłość, jak być kochającym w trudnych okolicznościach (s. 420).
Jej lekarz miał rację: nie użalała się nad sobą ani trochę. Nie zamierzała się poddać ani wycofać. Nie bała się umierania, teraz już byłem tego pewien. Ale też nie zamierzała się położyć i czekać na śmierć.
Rozmawialiśmy o słynnym koanie zen, który przypomniała mi jej postawa. Uczeń spytał Mistrza: "Co jest prawdą absolutną?", a Mistrz powiedział tylko: "Idź dalej!" (s. 448-449).
Oswajanie się z rakiem, oswajanie z myślą o przedwczesnej i prawdopodobnie bolesnej śmierci, nauczyło mnie przyjaźnienia się z samą sobą taką, jaka jestem, nauczyło mnie wiele o przyjaźnieniu się z życiem takim, jakie jest (Treya, s. 416).
Ken lubi mówić, że celem pracy nad sobą, psychologicznej czy duchowej, nie jest pozbycie się fal w oceanie życia, lecz nauka unoszenia się na nich. Z konieczności nauczyłam się unosić na falach (Treya, s. 436).