cytaty z książki "Chłopiec w pasiastej piżamie"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Na czym właściwie polega różnica - zastanawiał się [Bruno]. I kto decyduje, którzy ludzie mają nosić pasiaste piżamy, a którzy mundury?
Miarą dzieciństwa są dźwięki, zapachy i widoki, dopóki nie nadejdzie mroczna epoka rozsądku.
Dom to nie budynek, ulica czy miasto. Byle cegły i zaprawa to tylko pozór domu, bo przecież naprawdę dom jest tam, gdzie mieszka rodzina, chyba się ze mną zgodzisz?
W nieprzeniknionym mroku i zgiełku Bruno nadal ściskał dłoń Szmula i pomyślał, że choćby nie wiem co , nie puści jej przenigdy.
Recz jasna, zdarzyło się to wszystko dawno temu i nie powtórzy sie już nigdy. Na pewno nie w naszych czasach.
Nikt nie staje się astronomem od samego patrzenia w niebo.
Słowa wymknęły się jakby same i w żaden sposób nie potrafił ich zatrzymać.
Bo w odkrywaniu powinno się wiedzieć, czy to, co się znajduje, jest w ogóle warte szukania. Pewne rzeczy po prostu są i jakby nigdy nic czekają, aż się je odkryje. Na przykład Ameryka. A inne lepiej zostawić w spokoju. Na przykład: zdechłą mysz na dnie kredensu.
Wpatrzony w chłopca, zastanawiał się, czy by go nie zapytać, dlaczego jest taki smutny, ale się powstrzymał, uznawszy, że to chyba niezbyt grzeczne. Smutni ludzie nie zawsze są zadowoleni, kiedy się ich o to pyta, choć niektórzy mówią o tym z własnej woli i zdarza się nieraz, że potem tak o swym nieszczęściu opowiadają miesiącami, w kółko, lecz Bruno doszedł do wniosku, że w tej sytuacji lepiej będzie zachować cierpliwość i o nic nie dopytywać.
Oczy miał tak potwornie załazawione, że pewno gdyby raz mrugnął , buchnęłaby z nich wielka struga.
Co to za ludzie, ci za domem? – spytał w końcu [Bruno].
Ojciec przechylił głowę, widać odrobinę zakłopotany.
Żołnierze, Bruno - odpowiedział. I sekretarze, i sekretarki. Pracownicy biura. Przecież
już ich znasz.
Nie wszystkich - odparł Bruno. - Chodzi mi o tych, których widzę z okna. – Tych w
domkach, tam w oddali. Wszyscy są ubrani identycznie.
A, oni. - Ojciec z lekkim uśmiechem kiwnął głową. – To nie ludzie, Bruno.
Nikt nie staje się astronomem od samego patrzenia nocą w niebo.
[...] ujął i mocno ścisnął rączkę Szmula.
- Ty jesteś moim najlepszym przyjacielem - wyznał. - Najlepszym w całym życiu.
Szmul, zdaje się, otwarł usta, by coś odpowiedzieć, lecz Bruno go nie usłyszał, bo akurat wtedy stłoczeni ludzie wydali głośne westchnienie, a za zamkniętymi nagle drzwiami coś jakby brzdękło. Próbując pojąć, co też to ma znaczyć, Bruno uniósł brwi i zaraz stwierdził, że pewnie zamknięto drzwi przed deszczem, aby się ktoś przypadkiem nie przeziębił. W nieprzeniknionym mroku i zgiełku Bruno nadal ściskał dłoń Szmula i pomyślał, że choćby nie wiem co, nie puści jej przenigdy.
- Jak ja robię błąd, to mnie karzą. - Obstawał przy swoim Bruno, zły, że reguły, które zawsze stosuje się wobec dzieci, najwyraźniej nigdy nie dotyczą dorosłych (choć to właśnie oni je ustalają).
- Znalazłeś coś? - spytał chłopiec.
- Niewiele.
- Nic?
- Znalazłem ciebie - po chwili odpowiedział Bruno.
W oddali ujrzał kropkę, z której się zrobił punkt, z którego się zrobiła plama, z której się zrobiła sylwetka, z której się z kolei zrobił chłopiec w pasiastej piżamie.
Dom to nie budynek, ulica czy miasto. Byle cegły i zaprawa to tylko pozór domu, bo przecież naprawdę dom jest tam, gdzie mieszka rodzina.
Było tam olbrzymie druciane ogrodzenie, biegnące wzdłuż domu i na samej górze wygięte do środka. Ogrodzenie ciągnęło się potem jeszcze w obie strony o wiele dalej niż Gretel mogłabym wzrokiem sięgnąć. Było bardzo wysokie, znacznie wyższe od domu, a co kawałek podtrzymywały je potężne, podobne do telegraficznych, drewniane słupy. Ogrodzenie wieńczyły ogromne, splątane zwoje drutu kolczastego, aż Gretel nagle coś zakuło w sercu, gdy zobaczyła sterczące tam wszędzie ostre kolce. Za ogrodzeniem nie rosła trawa i w ogóle nigdzie dookoła nie było choćby skrawka zieleni. A zamiast zwyczajnej ziemi tylko coś jakby pył, i co kawałek, jak okiem sięgnąć, niskie domki i duże kwadratowe budynki ze dwa, całkiem już daleko, z kominami.
Wpatrzony w chłopca, zastanawiał się, czy by go nie zapytać, dlaczego jest taki smutny, ale się powstrzymał, uznawszy, że to chyba niezbyt grzeczne. Smutni ludzie nie zawsze są zadowoleni, kiedy się ich o to pyta, choć niektórzy mówią o tym z własnej woli i zdarza się nieraz, że potem tak o swym nieszczęściu opowiadają miesiącami, w kółko, lecz Bruno doszedł do wniosku, że w tej sytuacji lepiej będzie zachować cierpliwość i o nic się nie dopytywać.
Tymczasem Bruno, obserwując z daleka setki ludzi pochłoniętych różnymi pracami, spostrzegł coś jeszcze. Otóż wszyscy mali i duzi chłopcy, ojcowie, dziadkowie, wujkowie i tacy, co zwykle mieszkają samotnie i choć się ich zna z widzenia, to tak naprawdę chyba nie mają żadnych krewnych, byli ubrani identycznie, w szare piżamy w paski, a na głowach mieli szare pasiaste czapki.
Miał na sobie pasiastą piżamę i płócienną czapkę, jak wszyscy po tamtej stronie ogrodzenia. Był bez butów i skarpetek i miał strasznie brudne nogi – a na ramieniu opaskę z gwiazdą.”.
Ojciec przecież musi być poważny. Bez względu na to, czy jest kupcem warzywnym, nauczycielem, szefem kuchni czy dowódcą.
- Co to za ludzie, ci za domem? - spytał w końcu.
[...]
- Żołnierze, Bruno. - odpowiedział. - I sekretarze, i sekretarki. Pracownicy biura. Przecież już ich znasz.
- Nie wszystkich - odparł Bruno. - Chodzi mi o tych, których widzę z okna. Tych w domkach, tam w oddali. Wszyscy są ubrani identycznie.
- A, oni. - ojciec z lekkim uśmiechem kiwnął głową. - To nie ludzie, Bruno.
Lecz choć niezliczonym ludziom w pasiastych piżamach przyglądał się wiele razy, nigdy ale to nigdy nie zadał sobie pytania, o co tu właściwie chodzi.
Na czym właściwie polega różnica, zastanawiał się. I kto decyduje, którzy ludzie mają nosić pasiaste piżamy, a którzy mundury?
- Polska - powiedział Bruno w zadumie, ważąc słowo. - To nie to, co Niemcy, prawda?
Szmul ściągnął brwi.
- Dlaczego?
- Bo przecież Niemcy to państwo najwspanialsze - odrzekł Bruno, bo mu się przypomniało zdanie, które ojciec w dyskusjach z dziadkiem powtarzał w nieskończoność. - Jesteśmy lepsi.
Ze zdumieniem Szmul wytrzeszczył oczy, bo gdyby Bruno był tak samo wychudzony i tak przeraźliwie blady jak chłopcy po jego stronie ogrodzenia, w życiu by ich pewnie nikt nie odróżnił. Właściwie to (zdaniem Szmula) wyglądali teraz identycznie.
- Wiesz, z czym mi się to kojarzy? - spytał Bruno.
- No, z czym?
- Przypomniała mi się babcia. Ta, co umarła. Mówiłem ci, pamiętasz?
Szmul skinął głową. [...]
- Przypomniały mi się sztuki, które wystawiała ze mną i z Gretel - ciągnął, starając się nie patrzeć na Szmula, bo pewne wspomnienia z Berlina nie całkiem jeszcze wyblakły. - Pamiętam, jak zawsze trafnie dobierała mi kostium. "Odpowiedni strój pozwala się wczuć w rolę", powtarzała. I chyba właśnie to robię, prawda? Wczuwam się w osobę z drugiej strony ogrodzenia.
- Czyli w Żyda. - stwierdził Szmul.
- Ciekawi mnie to ogrodzenie - odparł głośno Brudno, uznawszy, że od tego właśnie trzeba zacząć. - Chcę wiedzieć, po co tu stoi.
[...]
- To ty nie wiesz? - spytała.
- Nie. I nie rozumiem, czemu nam nie wolno przechodzić na drugą stronę. Dlaczego zabraniają nam się tam bawić?
Ze wzrokiem utkwionym w bracie, Gretel nagle wybuchnęła śmiechem i zamilkła, gdy do niej dotarło, że pyta ją absolutnie poważnie.
- Bruno - powiedziała dziecinnym tonem, tak jakby to było oczywiste. - Ogrodzenie nie jest po to, żebyśmy my tam nie chodzili. To im ma uniemożliwić przechodzenie tutaj.
Brunonowi jednak nic to nie wyjaśniło.
- No, ale dlaczego? - zapytał.
- Bo ich się musi trzymać razem - wyjaśniła siostra.
- Znaczy: z rodzinami?
- Tak, z rodzinami. Ale też chodzi o gatunek.
- A jaki to gatunek? Powiedz!
Wzdychając, Gretel pokręciła głową.
- Żydzi, Bruno. Nie wiesz? Dlatego ich należy trzymać osobno. Żeby się z nami nie kontaktowali.
Bo w odkrywaniu powinno się wiedzieć, czy to, co się znajduje, jest w ogóle warte szukania. Pewne rzeczy po prostu są i jakby nigdy nic czekają, aż się je odkryje. Na przykład Ameryka. A inne lepiej zostawić w spokoju. Na przykład: zdechłą mysz na dnie kredensu.
Pewnego popołudnia, wróciwszy ze szkoły, Bruno ze zdumieniem stwierdził, że pokojówka Maria, która wiecznie chodziła ze spuszczoną głową, zapatrzona w dywan, wyciąga mu z szafy wszystkie ubrania i pakuje do czterech drewnianych skrzyń.