cytaty z książki "Komornik. Arena dłużników #2"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Machnąłem desperacko rękami i nogami, ale ewolucja to przecież nierychliwa sucz i jakoś pióra wcale nie zaczęły mi wyrastać.
To zabawne, swoją drogą: czy jakbym spadał odpowiednio często, to któremuś pokoleniu moich dzieci wyrosłyby pióra?
Jeszcze ludzkość nie zginęła, póki szkalujemy.
Pooole pole, łyse pole, aleee mam już plan – zanuciłem pod nosem. – Archanioła za-pier-do-lę, wszystko zrrrobię sam! W Reeewersie się uuukrywałem ładnych parę lat, pooo upadku Cyyytadeli płacze cały świat... Tuuu na-ra-zie! Jest! Arena! Aaaale będzie... e... eee...
– Eee, macarena! – zaśmiał się Carter.
Próbując utrzymać spójność linii czasowej, doprowadziłem do jej kardynalnej zmiany.
Nie ma co, ciężko jest być bohaterem książki, która też chce mieć co najmniej trzy tomy.
Możliwości, opcji i wariantów było tyle, że od myślenia punktowo, od razu rozbolała mnie głowa. Zawsze mnie bolała, jak próbowałem myśleć... Dlatego robiłem to jak najrzadziej.
- A mimo to chce pan ich uratować - odezwał się Reggie.
- Tak, bo sam fakt bycia bydłem nie oznacza, że można ich bezkarnie szlachtować. Dawajcie, przebierajcie nogami, bo kawał świata przed nami do przejścia.
Chłopcy z początku byli lekko zszokowani, ale raczej pozytywnie – jak kiedy pierwszy raz wejdzie się na pewien specyficzny rodzaj stron internetowych, kiedy człowiek najpierw jest spłoszony, a potem zaczyna mu się to podobać.
Ale jeśli wam to nie przeszkadza, to jako wasz ojciec chrzestny ja wam nadam numerki od razu: ty będziesz Druga, ty Trzeci, a ty Pierwszy. W ten sposób mamy drużynę idealną.
– Bez sensu. – Cat wydęła policzki. – Dlaczego akurat tak?
– Ten mem jest z przyszłości, nie zrozumiesz go, Ojcze Święty.
Owszem, byłem kiedyś, dawno temu, ojcem – ale to żadna sztuka.
Sztuką jest być nie „ojcem”, a „tatą”. Zaś co do tego usłyszałem w życiu kilka gorzkich słów, które zapadły mi głęboko w duszę i nadal bolały.
Pracowałem kiedyś na nocnej zmianie z jednym takim, co jak popił, to go na filozofię brało. I miał taką teorię, że jesteśmy wszyscy tylko snem Boga, a jak on się obudzi, to świat zniknie. Więc może i ty mnie sobie wyśniłeś?
Mógł spokojnie zagrać fafarafa: tak, byłem, widziałem, wiem wszystko, ale ty i tak opowiadaj, niewolniku cebulaku-biedaku.
Szemijazasz, ty kurwo jebana, przestań mi Apokalipsę prześladować... – zawarczałem pod nosem, a już głośniej powiedziałem: – Panowie, tu się nie ma co rozwodzić nad przyczynowością. Póki co musimy...
– To przecież... niedorzeczne! – sapnął.
– No i właśnie o to chodzi, rozumiesz? Takie rzeczy się najłatwiej przyjmują, bo nie ma jak z nimi dyskutować. Poza tym, każde oficjalne dementi staje się pożywką dla kolejnego trollingu. Jak udowodnisz, że Archanioł wcale a wcale NIE gwałcił kóz i nie popierał aneksji Krymu?
Widziałem, że nie był przekonany.
– Ale to przecież... Nie da się o czymś takim rozmawiać nawet! Co można powiedzieć poza tym, że...
– Fama taka krąży w Rzymie, ruski Anioł kozy dymie... – zanuciłem na góralską nutę, zaś nim Russo zdążył cokolwiek powiedzieć, szybko dośpiewałem: – Ale to nie żadna fama, tylko, kurwa, prawda sama...
– Przecież to...
– Puti-nowi-duszę-sprzedał, Michał-kozy-chętnie-jebał!!! – ryknąłem na cały głos, uderzając dłonią o podłokietnik.
-Mamy zakład: kto zbierze najwięcej, ten w łaźni popycha – wtrąciłem się.
Segomaros obrócił się ku mnie.
Kurwa, ależ on był ogromny, tak sobie pomyślałem. Musiał pakować na siłowni przed Apokalipsą albo uprawiać jakieś sporty walki na kiju i hardo ładować anaboliki.
– ...Co? – Przekręcił głowę.
– No, ten popycha. A inni są popychani przez niego. Ile zebrałeś... Ojej, nic? No to już, schyl się po mydełko. – Pokazałem palcem na ziemię za nim.
Ciężko w to uwierzyć, ale on się naprawdę odwrócił i schylił, żeby podnieść z posadzki coś, czego tam nie było.
– ...I wtedy, rozumiecie, jak on tę babę nie walnie! – gorączkowała się jakaś kobiecina. – Aż jej buty spadły normalnie! Odrzuciło ją na bok, konie po niej przeleciały i rydwan też, no straszne! I krew, i kości na wierzchu... I przyszli żołnierze, woźnicę aresztowali, a on się śmieje: nic mi nie zrobicie, ja znam Prefekta!
– I co, puścili go? – nie mogła uwierzyć jedna z jej słuchaczek.
– No to chyba mówię przecież! Wysłuchał go Prefekt, mówi: nie znajduję winy w tym człowieku, idźcie wolni, dobry panie Hajtoniuszu. A ten tylko się śmieje dalej, zadowolony z siebie. Nic mu nie zrobili. Nic!
– Kobietę, starowinkę, na pasach... I żadnych konsekwencji! – Załamała ręce inna. – Żadnej sprawiedliwości na tym świecie! Gdzie to lepsze życie, gdzie ten Raj na Ziemi...?!
Miałem już coś odpowiedzieć, kiedy kościotrup zamachnął się pastorałem i z zaskakującą jak na coś martwego chyżością skoczył w naszym kierunku.
Posiniaczeni, pokryci zadrapaniami, z porozbijanymi łukami brwiowymi. Świeże mięso, nowy zaciąg nie-do-końca-dobrowolnych wcale-nie ochotników?