cytaty z książki "The Empty Jar"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
- Jesteś moim gofrem z masłem orzechowym.
- Czym?
(...)
- Moim gofrem z masłem orzechowym. To jedyne śniadanie, które jest lepsze od francuskich grzanek. Ale nie wiedziałem o tym póki nie spróbowałem. Wcześniej nie miałem pojęcia co tracę. Gdy się to stało i ugryzłem pierwszy kęs, nie potrafiłem pojąć, jak udało mi się przeżyć tak długi czas bez gofra. Ani jak uda się żyć bez niego dalej. Jesteś gofrem z masłem orzechowym mojego życia. Nie mam pojęcia jak przetrwałem bez ciebie...
Nadzieję, która da siłę, tam gdzie jest słabość. Nadzieję, która przyniesie spokój, gdzie w tej chwili jest strach. Nadzieję, która ukaże cud tam, gdzie teraz jest jedynie rozpacz. Idealną nadzieję.
Został ze mną, gdy nie musiał. Wybaczył, gdy nie powinien. Troszczył się o mnie, trzymał za rękę, wspierał, a teraz trwa nieprzerwanie - w zdrowiu i chorobie.
Nigdy nie wiadomo, kiedy przybędą aniołowie ], by zabrać cię do domu. Możesz modlić się jedynie o to, by wcześniej życie podarowało ci wiele pięknych chwil.
Kochamy.
Śmiejemy się.
Mamy nadzieję.
I wypełniamy słój.
Właśnie tym zajmujemy się w życiu.
Wiem, że Nate mnie kocha. Wyczuwam to z taką łatwością, jak inni wiatr we włosach czy wodę na skórze.
... całuję mnie w knykcie, następnie siada prosto i w kojącym gescie zarzuca mi rękę na ramiona. Okazując wsparcie. Solidarność. Tym właśnie dla mnie jest. Tym właśnie jesteśmy dla siebie nawzajem. Siłą. Zaangażowaniem. Niegasnacą miłością.
Jesteśmy jak dwoje młodych zakochanych pod jednym parasolem w czasie deszczu. Znajdujemy schronienie przed żywiołem, ciepło w swoich ramionach i pocieszenie przy tak nieprzyjaznych okolicznościach. To my kontra świat. My kontra czas.
,,Później" zawiera pytania o to co mam, teraz zrobić i jak sobie poradzić. Zawiera czas do przemyśleń i wspomnień. Zawiera ból, który potrwa miesiące - jeśli nie lata. ,,Później" będzie istnym piekłem.
Tata obejmował mnie i tulił do piersi, opierał zarośnięty policzek na moim, mydląc ręce. Zawsze mieliśmy różowe mydło, które pachniało kwiatkami i środkiem czystości, ale nawet mimo tej woni czułam zapach taty. Mojego rodzica. Pachniał dymem i lasem. Miłością.
Patrzy na mnie z ciepłem i miłością, zupełnie jak wtedy, gdy zakochałam się w nim dwadzieścia lat temu. Wiedziałam, w której chwili on zakochał się we mnie. Miał to wypisane na twarzy, wszyscy mogli to dostrzec.
Przez lata wstydziłam się swojej sylwetki. Pomimo zapewnień męża, że uwielbia moje ciało, nigdy nie czułam się w nim dobrze. Wiem, że Nate mnie kocha, ale nieustannie się obawiałam, że pewnego dnia zobaczy moje wady bardziej wyraźnie niż rzeczy, które we mnie kocha, zda sobie sprawę, że na świecie są ładniejsze, młodsze i szczuplejsze kobiety. Jednak tak się nie stało. Nie znoszę się za to, że przez cały ten czas go nie doceniałam, nie podoba mi się, że zmarnowałam tyle lat na przesadne obawy.
Nigdy nie wiadomo, kiedy przybędą aniołowie, by zabrać cię do domu.Możesz modlić się jedynie o to, by wcześniej życie podarowało ci wiele pięknych chwil.
Nie pozwolę, by cokolwiek nam to zepsuło, nawet moja obsesyjna potrzeba planowania wszystkiego z rocznym wyprzedzeniem i co do ostatniej minuty. Nadeszła pora, by biegać za świetlikami i… po prostu się tym cieszyć.
Nigdy, nawet raz, nawet po strasznej diagnozie, nie byłem w stanie myśleć, jak mogłoby wyglądać moje życie po jej stracie. Przez większość czasu nawet nie próbowałem tego robić. Jest miłością mojego życia. Zawsze była i nie mam wątpliwości, że zawsze będzie.
śmierć może być częścią naszego istnienia, ale nigdy nie będzie częścią naszych serc, naszych dusz. Naszej miłości. Taka miłość, jak nasza, nie kłamie. Będzie trwała długo po odejściu Leny. Nigdy się jej nie wyzbędę. I nawet tego nie chcę.
- Wszystko bym ci oddała.
- Już mi to dałaś. Wszystko, czego kiedykolwiek pragnąłem, to ty.
Wypłakuję się w nagie ramię męża, który mnie tuli. Opłakuję to, czego nigdy nie będzie. Płaczę nad tym, co mam nadzieję, że będzie. Łkam nad tajemnicą, którą noszę. Szlocham nad niewielkim życiem, którego być może nie utrzymam. Przede wszystkim płaczę jednak nad przyszłością, której nigdy nie zobaczę, rodziną, której nigdy nie stworzę. Mąż będzie musiał poradzić sobie sam.
Beze mnie.
Na zawsze.
Stracę ją.
Stracę żonę. Moją bratnią duszę. Moją drugą połowę. Powietrze, którym oddycham. Stracę ją i nic nie mogę na to poradzić.
Kocham cię. Zawsze.
Zawsze.
Pojedyncze słowo brzmi ostatecznie, choć z definicji nie ma końca. Ale koniec nadejdzie. Mam nadzieję jednak, że później niż wcześniej. Mimo to czuję…
I tak po prostu coś słodkiego i pięknego przekształca się w coś smutnego i łamiącego serce. Wydaje się, że dzieje się tal w każdym przypadku. To nieuniknione. Bez względu na to, jak bardzo się śmiejemy i ile dni nas jeszcze czeka, sytuacja pozostaje niezmienna. Rzeczywistość jest nieubłagana. Koniec i tak nadejdzie. Zawsze czuć go w pobliżu, jak unosi się w cieniu niczym chmura burzowa na horyzoncie. Jednak w tej chwili huragan zbliża się szybciej, niż zdołamy uciec. W końcu nas dogoni i wciągnie.
Oboje o tym wiemy.
Nie potrafimy uchronić się nawzajem przed bólem.
Nie potrafimy zmienić przyszłości.
Nie potrafimy sprawić, by to drugie o wszystkim zapomniało.
Możemy jedynie żyć dalej, z dnia na dzień, stawiać niewielkie kroki w kierunku przyszłości.
Bez względu na to, jak będzie ona gorzka.
Specjalne traktowanie sprawia, że czuję się bardziej komfortowo, ale również bardziej krucho, bo wydaje mi się, że wszyscy wstrzymują oddech, czekając, aż się roztrzaskam.
Gdybym tylko mogła zatrzymać to spojrzenie... Żyłabym nim, oddychałabym, wchłaniałabym je porami skóry do każdej komórki ciała. Pochłonęłabym go tak wiele, że stałoby się integralną częścią mojej istoty. Zasysałabym je, aż czułabym je wraz z każdym oddechem, aż nie widziałabym, nie słyszałabym i nie czułabym niczego innego. Właśnie tak kochałam to jego spojrzenie.